Nie wrócą... Zabił... — kolejno analizowałam słowa wadery. Nigdy ich nie spotkam. Nigdy.
Zwolniłam do truchtu i zaczęłam się rozglądać. Nie wiedziałam, gdzie byłam. Zapach znajomych terenów wciąż był wyczuwalny, jednocześnie mieszał się ze smrodem innej watahy.
Nastroszyłam się, gdy równocześnie z dwóch stron rozległ się szelest. Byłam zdezorientowana, więc spojrzałam w miejsce, gdzie był on głośniejszy.
Zza skał wyskoczył wilk. Nie wyczuwałam od niego rodzinnej watahy, więc rzuciłam się do ucieczki w prawą stronę. Po chwili jednak leżałam pod obcym, przybita jego łapami, które łamały mi kości w skrzydłach. Cicho syczałam, słysząc każdy chrzęst kości, równający się z bólem.
Mimo to, zdołałam go zaskoczyć. Może i nie miałam z nim szans w walce na kły i pazury, ale na zachowanie... Dlaczego by nie spróbować?
Uśmiechnęłam się jak jakaś psychiczna. W jego oczach coś wygasło. Na ten widok kąciki moich ust podniosły się. Po chwili rozległ się mój śmiech.
Wyraźnie zdezorientowany wilk cofnął jedną ze swych łap, co dało mi szansę na ucieczkę. Ugryzłam go w przednią kończynę, z każdą sekundą nasilając uścisk. Zarzuciłam głową, chcąc poszerzyć rany, a jasne włosy opadły mi na oczy.
W myślach przywołałam obraz polowania. Zawsze gryzło się w przełyk...
Błyskawicznie wyciągnęłam kły z łapy basiora i rzuciłam się na jego szyję. Szarpał się, chcąc zaczerpnąć powietrza, a potem padł.
Wypuściłam go z pyska, oblizując się z krwi. Cofnęłam się parę kroków, ciągnąc skrzydła za sobą.
Coś kazało mi podejść do trupa. Gdy do moich nozdrzy dotarł ponownie metaliczny zapach, moje kły zmieniły kształt. Wbiłam zęby w jego ciało i... Zaczęłam pić krew.
< Al? >
Widać, że bez weny? Yolo, nie ma to jak zrobić z postaci wampira. Za dużo DL się naoglądałam XD