Od Altair CD. Cassie
- Też chciałam go załatwić - stwierdziła Cassie. Nie powiem, żeby mi się spodobało, że Gamma miała skłonności do morderstw w tak młodym wieku, ale z tego, co zaobserwowałam, ona raczej nie była zwyczajnym wilkiem...
- Zamknę za nim drzwi i wtedy załatwimy go razem - zaproponowałam. Cassie uśmiechnęła się i machnęła łapą, dając mi znak, bym się schowała. Sama młoda Gamma zaczęła rozpaczliwie wyć. Po kilku minutach usłyszałam odgłos przekręcanego klucza i drzwi się uchyliły. Do środka wszedł rosły basior i skierował swe kroki do wyjącej Cassie.
- Co się drzesz? - warknął, unosząc łapę. W tej samej chwili popchnęłam drzwi, które zamknęły się z trzaskiem. Zaskoczony wilk odwrócił się w moją stronę, a wtedy skoczyła na niego Cassie. Jednym kłapnięciem rozdarła mu ucho. Basior wrzasnął, a wtedy podcięłam mu nogi i wylądował na kamiennej posadzce. Przyłożyłam mu jeszcze w głowę, przez co zemdlał.
- Popatrz, ma jakiś kwas! - zawołała Cassie, wyciągając zza paska wilka fiolkę z wściekle żółtym płynem. Nim zdążyłam ją powstrzymać, wylała zawartość na ogon nieprzytomnego.
- Dość tej zabawy - warknęłam, ciągnąc ją w stronę drzwi.
<Cassie?>
Od Exana CD. Luny
Ognisty okrąg zniknął, a reszta stada uciekła, wadera podeszła
- Świetne przedstawienie- powiedziała wadera i spojrzała na martwego renifera. Nie mogłem się czuć dumny, zabić słabego renifera każdy potrafi, ale przynajmniej zaspokoję głód mojej nowo zapoznanej przyjaciółki
<Luna?>
Od Exana
< Shairen?>
Od Prascanny
postanowiłam się więc przejść. Szłam kilka minut po czym uznałam, że nie ma sensu tak chodzić samej nie ma nawet z kim porozmawiać.
Więc przysiadłam na trawie myśląc o wszystkim oraz niczym, nawet nikogo nie znam aby się z kimś przejść lub chociaż pogadać. Zauważyłam jakieś drzewo podeszłam do niego oparłam się o nie i przypomniałam sobie jedną z najsmutniejszych sytuacji w moim życiu, po chwili zaczęły mi płynąć łzy. Zaczęłam myśleć iż nikogo nie obchodzę, moja głowa była oparta o pień drzewa, łzy same cisnęły mi się na oczy. Trwałam tak przez dłuższą chwilę aż za swoimi plecami usłyszałem czyjś głos który zapytał ,,Dlaczego płaczesz?"
-Nie ważne idź sobie zostaw mnie.- powiedziałam ze łzami płynącymi po twarzy .
- No skoro chcesz być sama... to nie będę ci przeszkadzać- rzekła postać stojąca za mną
-Dzięki, że sobie idziesz- powiedziałam ze wzrokiem wbitym w drzewo.
Miałam wrażenie, że ten wilk sobie nie poszedł tylko stoi za mną i mnie obserwuje.
Po chwili zaczęła biec najszybciej jak tylko potrafię i znów miałam wrażenie ,że wilk za mną biegnie.
Byłam już przy Wichrowych wzgórzach, biegłam bardzo szybko i zbiegając z górki sturlałam się, a górka była bardzo wysoka i stroma. Turlałam się tak aż w pewnym momencie uderzyłam w drzewo.
Leżałam pod tym drzewem nie mając zamiaru wstać nieznany głos zapytał mnie
,,Żyjesz, nic ci nie jest?" zapytała mnie postać, ja się odwróciłam nie mając zamiaru odpowiadać. Po pewnym czasie się odwróciłam i zauważyłam jakiegoś wilka który zapytał mnie kim jestem.
< Ktoś?>
Od Luny
-Kim jesteś?- zapytałam groźnym głosem nieznajomego który spojrzał na mnie i odparł.
-Niedawno dołączyłem do watahy, jestem Exan. A ty?- odparł patrząc na mnie.
-Jestem Luna-odpowiedziałam nieco łagodniejszym tonem.
-Miło mi poznać -opowiedział z uśmiechem.
-Tak, również miło mi poznać- odrzekłam tak jakby od niechcenia, nie byłam dziś w dobrym nastroju .
- No to ja już może pójdę- powiedział starając się uciec wzrokiem. Myślałam przez chwilę co powiedzieć aby nie zrobić złego pierwszego wrażenia, więc powiedziałam z niechęcią.
-Pokazywał ci już ktoś tereny watahy? -Zapytałam z wymuszonym uśmiechem.
-Nie, jeszcze nikt tego nie robił- powiedział patrząc w moją stronę.
-Chodź oprowadzę cię- odparłam i machnęłam łapą aby podszedł , on po chwili stał koło mnie i poszliśmy.
Szliśmy trwając w ciszy odzywałam się jedynie kiedy dotarliśmy do jakiegoś miejsca, wtedy wypowiadałam jego nazwę i co się tam odbywa. Myślałam jaki by tu temat zaproponować ale nic mi nie przychodziło do głowy, ale w końcu powiedziałem :
-Jak się tutaj u nas czujesz? -zapytałam, z lekkim uśmiechem patrząc w jego stronę.
-Jest fajnie, ale...- powiedział niekończące zadania.
-No "ale" co?- zapytałam patrząc ze zdziwieniem.
-Prawie nikogo tu nie znam- rzekł patrząc w ziemię. Po czym usiadł i wbił swój wzrok w ziemię.
-Jak skończymy zwiedzać tereny to cię przedstawię- powiedziałam zachęcającym głosem, on wstał i poszliśmy dalej.
Cała droga znów trwała w milczeniu, ale on w końcu się odezwał :.
-Piękne tereny- odparł rozglądając się dookoła.
-Tak- powiedziałam patrząc w bok. Zaczęłam coś czuć.
-Czuję woń renifera ,masz ochotę zapolować? - zapytałam patrząc w stronę z której dochodził trop.
- Tak, chętnie- powiedział niepewnie.
Po kilku minutach ujrzeliśmy renifera.
< Exan?>
Exan
Imię:Exan
Pseudonim: Exanuś, Exuś. Wołaj na niego jak chcesz.
Płeć: Basior
Wiek: 2,3 lata
Charakter: Przypomina Ci się sen lub bajka o "Roszpunce"? O dziewczynie, która miała nadludzką długość włosów? Charakter Exana jest tak jak te włosy. Jest ciągły i nieco rozplatany. Ciągłość jaką przedstawia charakter Exana jest zbiorem negatywnych i pozytywnych cech. Jednak wyjawniając wszystkie cechy Exana zajęłoby mi ze dwa tygodnie. Exan jednak cechuje się rozwagą, inteligencją i czystą logiką którą posługuje się w życiu codziennym, nieraz wyrywny, wybuchowy i agresywny, i udaje mu się w tym stanie powiedzieć kilka słów za dużo, jednak z natury panuje nad językiem i myśli to co mówi, lub co ma zamiar powiedzieć. Nie można też zaprzeczyć, że Exan jest przyjacielski, ciepły i uczuciowy, i posiada też "pozytywną" wadę (ciekawy oksymoron xD) szybko się zakochuje. Ale stara się traktować miłość nie na serio, jak coś nie potrzebnego i szkodliwego w jego beztroskim i pełnym przygód życiu. Wierny i posłuszny, a przynajmniej stara się być taki, gdyż, próbując np ratując komuś życie, zawsze napada go dziwne wahania, jakby chwytał go "cykor" przed niebezpieczeństwem o swoje życie, jednak stara się być odważny i szlachetny, jednak nie zawsze mu to wychodzi, nauczysz go tych, jakże pożądanych przez niego cech? Życzę powodzenia. Spokoju najczęściej szuka w książkach, eliksirach bądź alkoholu po którym staje się rozbrykanym, roześmianym romantykiem i podrywaczem, nie czuje żadnych wahań, aby nawet kogoś zaatakować, nie będzie czuł lęku przed największym waligórą któremu z miłą chęcią przetrzepał zad pokazując mu, że to on tu rządzi. Jednak alkohol jest źródłem tych pożądanych i jakże mogące się wymknąć spod kontroli tych cech. Exan lubi wyzwania i nie boi się ich. Po wpływem fantazji co nie ukrywa ma wyjątkowo bujną podpowiada mu, że może wygrać i wyobraża sobie takiego. Silnego i dumnego zwyciężcę. Jeśli chodzi o towarzystwo to bardziej akceptuje otoczenie wader. Lecz otoczenie basiorów w charakterze "kolegów do pogawędki " też nie ma nic przeciwko. Tyle jeśli chodzi o jego charakter, a podkreślam, że jest o wiele dłuższy xD.
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Medyk
Rasa: Ogień!
Moce:
*Ogniste skupienie- Exan skupia się na jednym punkcie i sprawia, że nagrzewa się do wysokiej temperatury, tą umiejętność stosuje do tortur.
* Ognista dusza(berserek)- Exana otaczają ogniste obłoki, staje się silniejszy i szybszy. Umiejętność jest ta tylko aktywna wtedy gdy Exan jest w stanie furii.
* Ognista Ochrona- Exan jest odporny na różnego rodzaju klątwy, hipnozy i owładnięcia nad jego ciałem. Charakterystycznym śladem tej umiejętności jest szkarłatny, czy jak kto tam woli jasno-krwawy kolor oczu,
* Ognisty Atak- Cóż tu może wyglądać w zależności w jakim stanie jest Exan. Tu chodzi o stan agresji. Jeśli Exan jest spokojny, ogień w jego użyciu jest płynny i łatwy w użyciu i bardziej podatny na zadawanie obrażeń przeciwnikowi. Atak ten może mieć różną postać. Po kule ognia po ogniste pułapki lub kreatury. Gdy Exan jest wściekły, trudno panuje nad ogniem. Owszem, potrafi zadać jeszcze mocniejsze obrażenia od poprzedniej postaci ataku. Sęk w tym, że Exan nie tylko może wyrządzić szkodę przeciwnikowi, ale i sobie samemu
*Ogniste skrzydła- To najsilniejsza po berserku moc Exana. Wokół Exana buchają płomienie, które później przekształcają się w płomienne skrzydła. Exan wtedy ma zdolność do latania i umiejętność do zesłania ognistego deszczu na przeciwnika. Deszcz ognia powoduje niemożliwość ucieczki przeciwnika, Exan po końcowym etapie umiejętności ustawia się poziomo w powietrzu, opatula się ognistymi skrzydłami i szarżuje na oszołomionego, lub ciężko rannego przeciwnika
Zainteresowania: Exan interesuje się różnymi rzeczami. Książki naukowe po zbiór pism o lekkim zabarwieniu erotycznym(taki niemądry żart xD) Aktualnie interesuje się zoologią, alchemią i powieściami fantastycznymi. W wolnych czasach spędza czas w jaskini, bądź z waderami. Dużo imprezuje, więc dla niego impreza bez alkoholu to nie impra xD.
Historia: Jaka może być jego historia? No więc. Historia jak każda, bo innej chyba nie może być. Exan jak zwykle po opuszczeniu rodziny, poszedł gdzieś w dal i pałętał się po świecie jak ta śmierć. Miał nadzieję, że znajdzie swoje miejsce na ziemi. I spełniły się jego prośby i znalazł się tutaj. Krótka historia, ale w końcu jakaś historia co nie xD.
Rodzina:
Matka- Lea
Ojciec- Cahir
Brat- Orion
Partner: Luna
Potomstwo: Brak. Exan jest bezpłodny :/ (taka sytuacja) xD
Pieniądze: 150 Lemingów
Ekwipunek: Brak
Właściciel: marcinekj995
Towarzysz: -?-
Odejście
Odejście
Od Shairen CD. Yesterday'a
- Shairen! - Znów spojrzałam na wilka, wyczekując tego, co miał do oznajmienia. - Możesz mi pomóc?
Chyba nie miałam innej opcji, jak przystanąć na tę prośbę, jeśli nadal chciałam zachować pozory kulturalnej wilczycy. A ja nie powiedziałabym, że zawsze taka jestem.
Bez słowa podeszłam szybkim krokiem do niego, schyliłam łeb i złapałam za szyję młodego renifera, a samiec wziął na swoje barki podbrzusze zwierzęcia. Ukradkiem zerknęłam na wilka, nadal niepewna co do jego zamiarów. Zachowywał się względem mnie podejrzanie, lecz byłam w każdej chwili gotowa się bronić albo salwować ucieczką. Nie do końca wiem, czego takiego się wtedy po nim spodziewałam.
Wspominałam już, że należę do tych aspołecznych i unikających innych wilków stworzeń? No, więc przeżyłam totalny szok, gdy po tym jak przytargaliśmy upolowanego parzystokopytnego, zaczęły się zbierać obce mi wilki chcące zjeść zdobyte przez dwie grupy polujących jedzenie. Gdy zebrało się ich, nie licząc mnie i alfy, pięciu, po prostu uciekłam czując się niedobrze w towarzystwie.
Przydzielony mi kawałek mięsa zjadłam wcześniej, więc teraz nie jadłam razem z innymi. Nie byłam już głodna, wolałam odbiec od tych wilków na tyle daleko, by nie mieli mnie w zasięgu swojego wzroku. Ja również ich nie widziałam, i dobrze.
Leżałam kilka minut na jednym ze wzgórz, aż mój spokój zakłócił dobiegający do moich nozdrzy zapach wilka. Ktoś był niedaleko. Gdy woń stała się intensywniejsza skojarzyłam ją z Yesterday'em.
< Yesterday?>
Od Cassie cd. Altair
— Widziałaś to, prawda? — szepnęłam.
Nie odpowiedziała, ale wiedziałam, jaka jest odpowiedź.
— Czym jestem? — poruszyłam delikatnie skrzydłami — Jakimś potworem, prawda? Będziecie musieli się mnie pozbyć dla bezpieczeństwa? Zgodzę się na to... Nie panuję nad tym czymś... Czy to takim potworem stał się Anubis? Nie chcę tego... Ale... Tak będzie lepiej!
Wadera poruszyła się w moją stronę. Przygarnęła do siebie i przytuliła. Byłam zdziwiona jej reakcją.
Ona powinna mnie zabić albo coś!
— Powinniście się mnie pozbyć. — spojrzałam na nią, odsuwając się. — Ale najpierw musimy się stąd uratować! — A raczej ciebie, Altair... - Pomyślałam. Przecież umrę. Jestem potworem.
— Masz jakiś pomysł? — zapytałam wesołym głosem. — Booo... Możemy poczekać aż ktoś wejdzie i wtedy będzie boom boom... I się wymkniemy. Alee... Co ja tam mogę wiedzieć. Masz jakiś pomysł?
< Altair? Uh... LICZNIKU NAPRAW SIĘ XD >
Nieobecność
Od Yesterday'a CD. Shairen
- Chcesz się poczęstować? - zaproponowałem. - Miałem zabrać to dla reszty wilków, ale świeży kawałek dla nowej może być wyjątkiem.
- Nie pogardzę - odpowiedziała wilczyca. Cofnąłem się o krok, a wtedy wadera podeszła do renifera i zaczęła zajadać jego nogę. Wyglądała na głodną... Sam, chcąc dotrzymać jej towarzystwa, też skubnąłem co nieco.
- Jak się czujesz w watasze? - zapytałem.
- W porządku - odrzekła krótko Shairen między dwoma kęsami.
Gdy jedna z nóg upolowanego przeze mnie kopytnego była obgryziona już niemal do kości, wilczyca wstała i oblizała pysk.
- Dzięki - mruknęła.
- Nie ma za co - odrzekłem i chwyciłem mocno kark martwego zwierzęcia. Zacząłem ciągnąć ciało w stronę Wichrowych Wzgórz. Przeszedłem jednak zaledwie kilka metrów, po czym ostrożnie położyłem głowę renifera na ziemię.
- Shairen! - zawołałem za wilczycą. Spojrzała na mnie. - Możesz mi pomóc?
<Shairen?>
Od Shairen
Po przejściu kilkunastu metrów od mojego nowego mieszkania poczułam woń wilka. Potem zapach kilku innych. Wiedziałam, że należeli do tej samej watahy co ja, lecz nadal nie mogłam do tej myśli przywyknąć, więc, już z przyzwyczajenia, zachowałam czujność.
Spacerowałam tak do południa, a do tej pory na szczęście nie spotkałam żadnego wilka, co dawało mi pewne poczucie ulgi. Wolałam unikać jakiegokolwiek towarzystwa, które jest przedstawicielem tego samego gatunku, co ja.
A jednak szczęście mi nie sprzyjało.
Wkrótce dotarł do mnie zapach należący do wilka, a zdawało mi się, że gdzieś go już czułam... Przeszłam parę kroków w tę stronę i w zasięgu mojego wzroku znalazł się basior, ścigający młodego renifera, którego już po chwili dopadł i zadał śmiertelny cios. Chciałam odwrócić się i odejść szybkim krokiem, byle jak najdalej, ale wtedy wilk mnie zauważył. Mimowolnie zerknęłam na jego zwierzynę i wtedy dało mi się we znaki to, że nie jadłam śniadania. Nie wiem, co mnie wtedy naszło, ale poszłam w kierunku samca z zamiarem poproszenia o podzielenie się posiłkiem. Normalnie nigdy wcześniej tak nie robiłam, ale tego osobnika, jak się okazało po przejściu połowy dzielącego nas dystansu, znałam. Poniekąd.
To był ten basior, który poprzedniego dnia pozwolił mi dołączyć do swojego stada, którego był alfą, za co byłam mu wdzięczna. ,,Jak to on się przedstawił? Ach, tak. Yesterday, jeśli mnie pamięć nie myli", pomyślałam.
Zrobiłam jeszcze kilka nieśmiałych kroków w jego stronę, ale zatrzymałam się, po ujrzeniu jego delikatnego uśmiechu. Nie podobało mi się to, ponieważ zawsze miałam zakodowany w pamięci fakt, że nikt się do mnie nie uśmiechał. Może wtedy, i też w tej chwili wydawał się być miły, ale pozory mylą.
- Chcesz się poczęstować? Miałem to zabrać dla reszty wilków, ale świeży kawałek dla nowej może być wyjątkiem.
Poczułam się jeszcze bardziej niepewnie. Właśnie zaproponował podzielenie się jedzeniem, co było jeszcze bardziej podejrzane, mimo to, czując narastający apetyt, odpowiedziałam:
- Nie pogardzę. - Z pewnością zabrzmiało to niegrzecznie, mimo że tak to zabrzmieć nie miało, lecz nie zwróciłam na to uwagi.
< Yesterday?>
Marco i Avrill proszeni są o napisanie opowiadania.
*
Od Yesterday'a CD. Scarlet
- Yesterday? - dobiegło mnie wołanie z głębi. Po chwili z mroku wyszła, kulejąc, Heroica. Stanęła jak wryta, gdy ujrzała Scarlet. Widać po niej było, że niedowierzała własnym oczom.
- Scar... Scarlet - wyszeptała w końcu. - J-jak...?
- Coś mnie uwięziło w lodzie - odpowiedziała cicho wilczyca.
- Ale... widziałam twojego ducha... On nam pomagał...
Przez dłuższy czas obie wadery nie dowierzały nawzajem swoim słowom. W końcu moja przybrana matka zgodziła się odpowiedzieć na pytania Scarlet. Usiedliśmy w trójkę na siedzeniach z suchego mchu i Heroica rozpoczęła opowieść.
- ... Po wojnie opuściła nas Desna i kilkoro jej dzieci, a także kilka innych wilków. Moon i jej rodzina przeżyli, a po nieszczęśliwej śmierci Elektro nowym Betą został Anubis. Ja jakoś w tym czasie przebywałam pod ziemią z Poisonem, nowym członkiem, który później został Gammą. Wróciliśmy po pół roku. Okazało się, że Moon, Sophie i Picallo zostali zamordowani, a władzę przejął Anubis. Z tego co słyszałam, wyruszył w podróż i wrócił z nowymi wilkami, całkowicie odmieniony. Niszczył watahę... Nikt nie mógł się mu przeciwstawić...
- To niemożliwe - stwierdziła z niedowierzaniem Scarlet. - On nigdy taki nie był.
- A jednak zabił mojego ojca i rodzeństwo - powiedziałem cicho.
- W każdym razie - ciągnęła dalej Heroica. - Gdy po pół roku wróciliśmy, sprzeciwiłam się Anubisowi. Rozpętała się bitwa. Poplecznicy Anubisa zostali wypędzeni. Jak się okazało, nim samym ktoś rządził. Zginął od ran. Tego dnia pochowaliśmy też Yon i Stream. WKS musiało uciekać przed mutantami i dotarliśmy aż tutaj. W trakcie podróży zyskaliśmy dwójkę członków, ale Kiba od nas odeszła. Większość dawnych członków zginęła w trakcie wojny z sąsiednią watahą. Ale ich potomkowie wciąż żyją.
- Chociaż przodków zdecydowanej większości nie będziesz znać - dodałem. - Jeśli chcesz, to mogę ci ich przedstawić. Rozpogodziło się nieco.
- Chętnie - odpowiedziała Scarlet, potem zwróciła się do Heroiki: - Dziękuję za opowieść.
- Nie ma za co - odpowiedziała z uśmiechem moja przyszywana matka. Wstaliśmy wszyscy, ja ze Scarlet opuściliśmy grotę. Heroika odprowadziła nas do wyjścia. Odwracając się po raz ostatni, zobaczyłem smutek w jej oczach, gdy patrzyła na dawną znajomą...
Prascanna
Imię: Prascanna (czyta się Praskanna)
Pseudonim: Peca, Prasi, Nna
Płeć: Wadera
Wiek: 3 lata i 8,5 miesiąca
Charakter: Miła, odważna, opiekuńcza, odważna, odpowiedzialna, mądra, inteligentna, szalona, serdeczna, kreatywna, spontaniczna, wesoła, czuła, ufna, energiczna, opanowana, pomocna, towarzyska.
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Medyczka
Rasa: Wilk magii
Moce:
- uzdrawianie przez dotyk
- potrafi rzucać różne zaklęcia
- umie tworzyć lecznicze zioła
- potrafi hipnotyzować z pomocą wzroku
- może unieruchomić kogoś przez dotknięcie go
-umie sprawić, aby rany goiły się w ciągu kilku sekund
Zainteresowania: podróże, spacery, nauka, tworzenie leków, pomaganie innym.
Historia: Wraz z ojcem i mamą poszła na spacer i się zgubiła. Szukała swoich rodziców przez kilka tygodni, ale ich nie znalazła. Kiedy już odpuściła sobie ich szukanie, postanowiła dołączyć do jakiejś watahy.
Po kilku miesiącach tułaczki odnalazła wilka który polował w lesie, był to Yesterday, i zapytała go czy zna jakąś watahę. On powiedział, że jest alfą w takiej watasze i ona zapytała czy może do niej dołączyć a on się zgodził .
Rodzina: Mama-Setera, Ojciec -Deters
Partner: Szuka, ale ciężko jej znaleźć
Potomstwo: W przyszłości chciała by mieć.
Pieniądze: 150 Lemingów
Ekwipunek: Brak
Właściciel: Wilczyca02
Inne zdjęcia: nie ma
Towarzysz: Lemi
Imię: Lemi
Pseudonim: Lem, Li
Płeć: Samiec
Wiek: 2 lata i 2 miesiące
Stworzenie: Magiczny leming
Wygląd: Wygląda jak typowy leming i niczym się nie wyróżnia ale jest magiczny i ma magiczne moce. Jest nie duży ma miękkie futerko o czarno, brązowo -żółtej serci, ma piękne czarne oczy.
Charakter: To bardzo miły i pomocny leming. Jest bardzo wierny i lojalny w obec swojej właścicielki. Zawsze stara się ją pocieszyć i jej pomuc. Jest bardzo mądry, to wspaniały przyjaciel .
Cechy szczególne: Ma czarną plamkę na prawej przedniej łapce.
Moce:
- Potrafi sprawić aby rośliny rosły w kilka sekund
-Zmienić się w białego tygrysa
-Czytać w myślach
-Stać się niewidzialny
-Stworzyć tarczę ochronną której nic nie złamie
Słabości: Jest dość mały i jako leming wolno biega.
Właściciel: Prascanna
Od Luny CD. Lily'ego
-Dzasz radę iść? Widzę, że coś ci się stało w łapę.-odparłam patrząc na niego, on na mnie spojrzał.
-Tak dam radę iść, tylko trochę boli. -powiedział patrząc na swoją łapę a następnie spojrzał na mnie .
-Sami tego nie ucuągniem.-stwierdziła i postanowiłam zawołać Dangroła.
On po chwili przybiegł .
-Po co zawołałaś go? Przecież on nie da rady -stwierdził patrząc na Dangrola który mu odpowiedział
-Nie martw się, ja posiadam siłę wilka w trójkę go uciągniemy.
-No zawsze to jakaś pomoc-stwierdził Lily i chwycił za łapę niedźwiedzia .
Ja zamieniłam się w smoka i chwyciłam go za szyję a Dangroł za drugą łapę.
Po kilku minutach ciągnięcia byliśmy już na miejscu a Dangroł wrócił do jaskini.
Zobaczyliśmy Heroice.
-Cześć- wykrzyczałam
-Witaj Luna- odpowiedziała miłym głosem.
-Witaj Heroico-powiedział Lily
-Witaj-rzekła miłym tonem
-Przynieśliśmy dla ciebie niedźwiedzia -powiedziałam wskazując na zwłoki bestii ona patrzyła z niedowierzaniem .
-Jak wam we dwójkę udało się zabić tak wielkiego miśka? -zapytała z ogromnym zdziwieniem.
-Sami nie wiemy jak to się udało-stwierdziłam patrząc na truchło
-Bardzo wam dziękuję-odparła z miłym wzrokiem skierowanym w naszą stronę.
-Nie ma za co- odparł Lily
-My już musimy iść ,jeszcze kiedyś cię odwiedziny -powiedziałam patrząc na nią i odwruciliśmy się i poszliśmy
-Zapraszał serdecznie- rzekła i odwtuciła się
Był już wieczór a Lily'ego coraz bardziej bolała łapa więc zaproponowałam
-Widzę, że nie dajesz już rady iść przenocujmy pod tamtym drzewem.- zaproponowałam patrząc na drzewo
-Dobrze, nie doszedłbym do jaskini-odparł patrząc na drzewo,piszliśmy i położyliśmy się pod drzewem.
< Lily?>
Odejście
Powód: Wydalenie za skopiowanie fragmentu opowiadania jednego z administratorów.
Mamy nadzieję, że zepsuje Ci się klawiatura i tu nie wrócisz.
To Twoja nadzieja.
Cichaj XD
Od Scarlet CD Yesterday'a
- Nie rozumiem - szepnęłam, bardziej do siebie, ale szmaragdowy chyba mnie usłyszał.
- Wszyscy myśleli, że zginęłaś. Masz swój symboliczny nagrobek na dawnych terenach.
- Coś mnie uwięziło w lodzie... - Próbowałam sobie cokolwiek przypomnieć. Usiadłam na ziemi i zbierałam myśli - Ale nie mogło minąć sześć lat. Ja nic z tego nie rozumiem...
Jednak coś wewnątrz mnie błagało, żebym zmieniła temat rozmowy. Byłam za bardzo przygnębiona tym, że uleciało mi sześć lat z życia.
- Kim właściwie jesteś? - zapytałam nieznajomego.
- Yesterday, obecny alfa WKS.
Przez dłuższą chwilę nic nie mówiłam. Przypominały mi się stare twarze (a raczej pyski?) watahy, podczas wojny z Basiorem Ciemności. Większość pamiętałam jedynie z widzenia.
- A Moon, Anubis i pozostali? Co z nimi?
Miałam mu tyle pytań do zadania. Potrzebowałam tych informacji, już nie mogłam powstrzymać się od nie zadania ich. Skoro był tu alfą, na pewno zna nieco historię watahy.
- Połowa członków zginęła, nie znam szczegółów. Byłem szczeniakiem gdy WKS zostało wypędzone z terenów - powiedział Yesterday powoli - Ale znam pewną osobę, której będziesz mogła zadać swoje pytania.
- Dziękuje - W mojej głowie pojawiła się iskierka nadziei, że uda mi się jakoś odnaleźć w tym świecie po calutkich sześciu latach. Po raz pierwszy odkąd się wybudziłam na moim pysku znów zagościł lekki uśmiech.
- A więc dołączasz do watahy? - zapytał Yesterday, skutecznie wyrywając mnie z rozmyślań.
- Przecież nigdy nie odeszłam - mruknęłam, wstając z ziemi - Gdzie znajdę tego wilka, o którym wspomniałeś?
* * *
Wybiegliśmy z tajgi na polanę. Nie poruszaliśmy się szybko, ale mimo to nadal nie wyprostowałam dobrze łap i z trudem nadążałam za basiorem. Mówiłam już, jak bardzo nie znoszę deszczu? Właśnie lekkie kropienie przemieniło się w ulewę.
No i to było w tym wszystkim najgorsze.
Zastanawiałam się też, kto z starej WKS mógłby przeżyć wojnę.
- Daleko jeszcze? - zapytałam Yesterday'a, próbując go dogonić jednocześnie przekrzykując hałas jaki powodował ulewny deszcz.
< Yesterday? Przepraszam, że musiałaś tyle czekać, ale dopiero teraz wpadł mi do głowy pomysł.... >
Banshee
Płeć: wadera
Wiek: pięć lat
Charakter: Banshee szczerze mówiąc nie wyróżnia się niczym szczególnym. Stara się w pełni korzystać z życia (choć nie zawsze jej to wychodzi). Nigdy nie myśli, nie czeka – woli działać, przez co czasem zdarza jej się palnąć jakąś głupotę, bądź zrobić coś naprawdę idiotycznego. Rzadko kiedy jest poważna bądź zdenerwowana. Dla każdego ma miłe słowo i promienny uśmiech. Zazwyczaj chodzi własnymi ścieżkami i nieczęsto słucha się innych. Na jakąkolwiek krytykę czy wyzwiska zwykle nie zwraca uwagi. A jak już przy tym jesteśmy to wypadałoby wspomnieć, iż anielską cierpliwość i cudem jest tak naprawdę wyprowadzić ją z równowagi. Mimo wszystko, jeśli sytuacja tego wymaga potrafi zachować powagę i błysnąć inteligencją. Zwykle jednak bagatelizuje wszystkie problemy. Zawsze szuka rozwiązania i daje z siebie 100%.
Hierarchia: Omega
Stanowisko: medyk
Rasa: Wilk wody
Moce:
~Oddychanie pod wodą
~Może zmienić się w ciecz
~Może panować nad ciałami innych wilków za pomocą krwi
~Potrafi ,,wysysać" wodę z traw, roślin etc.
~Umie spowodować wzrost niewielkich roślin (jakichś kwiatów, ziół etc.)
Zainteresowania: Uwielbia polować, biegać, rozmawiać z innymi wilkami i przede wszystkim pływać
Historia: Cóż, opuściła rodzinną watahę, ponieważ była głodna przygód, a codzienna rutyna i monotonia zaczęła już ją nudzić. Przez dobry miesiąc błąkała się bezradnie po terenach tundry, aż w końcu trafiła na wilka, dzięki któremu znalazła się tutaj.
Rodzina: Yato - ojciec, Maxin - matka
Partner: Uważa, że jest jej niepotrzebny...
Potomstwo: brak
Pieniądze: 150 Lemingów
Ekwipunek: Brak
Właściciel: Horse5348-howrse
Inne zdjęcia: ---
Towarzysz:
Od Lily'ego CD Luny
Wyjąłem szybko sztylet, który dzięki Bogu zawsze ze sobą noszę i ruszyłem na pomoc Lunie. Jednak nadal udało nam się go jedynie lekko zranić.
- To na nic! - zawołałem do wadery - Jest zbyt silny. Lepiej go zostawmy.
Ale Luna chyba nie chciała o niczym takim słyszeć.
- Uważaj! - warknęła, odskakując na moment od niedźwiedzia - Nie może spłoszyć tamtego stada reniferów!
Niedźwiedź niebezpiecznie, krok po kroku przesuwał się w kierunku polany, na której widzieliśmy renifery. Zablokowałem mu drogę i skoczyłem na misia, wsuwając ostrze w futro. Celowałem w krtań, ale niestety spudłowałem w ruchomy cel i sztylet zagłębił się w barku niedźwiedzia do połowy.
Zaskoczone zwierze cofnęło się o kilka metrów, wylewając z rany fontannę krwi. Luna wykorzystała ten moment nieuwagi, żeby wlecieć na niedźwiedzia i wydrapać mu oczy. Ten ryknął głośno i zrzucił waderę z grzbietu, ale była to ostatnia rzecz w jego życiu. Zanim opadł na bok, zdążyłem jeszcze wyrwać z niego mój sztylet.
Byliśmy wykończeni walką z Ś.P. Niedźwiedziem. Dodatkowo dzień był bardzo upalny. Widziałem, jak Luna opada ciężko na trawę.
- Nigdy nie widziałem tak wytrzymałego niedźwiedzia - westchnąłem, siadając obok wadery - I co my z nim teraz zrobimy?
- Nie wiem. Zjadłabym renifera. Chyba tamto stadko jeszcze sobie nie poszło?
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Po tym wszystkim dalej chciało jej się polować na renifery? A co z Ś.P. Niedźwiedziem? Przecież nie ma sensu polować na coś dużego, gdy ma się tą tonę mięsa pod nosem. A renifery jadam prawie co drugi dzień.
Wstałem, i kulejąc na przednią łapę, przytaszczyłem ogromne cielsko do Luny.
- Po co komu renifer, przecież mamy to - Szturchnąłem łapą zwłoki.
- Aha, rozumiem - odparła wilczyca - Nie chcesz, żeby taki pyszny obiad się zmarnował.
- No, masz racje. Tylko nie wiem za bardzo, czy zjemy chociaż połowę z tego niedźwiedzia.
Ś.P. Niedźwiedzia, dodałem w myślach.
- Zawsze możemy zanieść trochę Heroice - zaproponowała Luna - Była dla mnie bardzo miła, a na pewno się ucieszy.
- Tak czy siak życzę smacznego - powiedziałem szybko, nie mogąc już wytrzymać głodowania.
<Luna?>
Shairen (NPC)
Imię: Shairen
Pseudonim: Przyzwyczaiła się do nazywania ją Shai. Nie ma gwarancji, że inne miano przypadnie jej do gustu.
Płeć: Wadera
Wiek: 5 lat i 1,5 miesiąca
Charakter: Shairen to wiecznie racjonalnie myśląca, zrównoważona i spokojna wilczyca. Mimo, że bywa roztrzepana, to kiedy przyjdzie co do czego umie się na czymś skoncentrować, a zwykle jest bardzo czujna, więc nie podejdzie się do niej z zaskoczenia.
Shairen nie należy do tchórzy, zdecydowanie nie. Podczas walki naprawdę rzadko kiedy panikuje, zawsze jest spokojna i skupiona. Niektórzy nawet żartobliwie twierdzą, że wycięli jej nerwy.
Ona brzydzi się kłamstwem. Naprawdę, jeśli sytuacja tego nie wymaga to nigdy ani nie będzie kłamać, ani naciągać prawdy, ani owijać w bawełnę. Shairen ponad własne życie ceni sobie swój honor, który przez długi czas tak bardzo pielęgnowała.
Może sprawiać z początku wrażenie oschłej i bezuczuciowej wadery. Jest bardzo tajemniczą samicą. Ale gdy się ją lepiej pozna, ujrzy się jej tą o wiele lepszą, miłą, przyjazną i gotową poświęcić bez wahania własne życie dla życia przyjaciół, stronę. Choć nie da się tego tak łatwo wychwycić, to często się uśmiecha, czasem może nawet się roześmieje.
Hierarchia: Wadera omega
Stanowisko: Medyczka, szpieg
Rasa: Mieszanka Wilka Cienia i Wilka elektryczności.
Moce:
- przywołanie niebieskiej energii, przypominającej swoim zachowaniem i wyglądem kłębowisko błyskawic. Technika ta jest bardzo skuteczna, wystarczy, by Shai miejscem, w którym zebrała elektryczność, dotknęła przeciwnika, a to natychmiastowo doprowadzi go do śmierci. Jest to jednak bardzo wyczerpujące, a po zbyt długim czasie używania tej mocy Shairen może stracić przytomność nawet do czterech dni.
- zamiana siebie w cień: swój, kogoś lub czegoś. Przybierając tę formę nie odczuwa bólu fizycznego. Jedyną słabością tej mocy jest to, iż Shai może używać jej tylko, gdy w pobliżu znajduje się choćby najsłabsze światło.
Zainteresowania: Bieganie, polowanie i studiowanie medycyny.
Historia: Po wyrzuceniu z watahy, w której się wychowywała (to, z jakich powodów, jest jej prywatną sprawą, jak dotąd nikomu nie zaufała na tyle, by o tym mu opowiedzieć), wędrowała w samotności, będąc tak nieufna, że wolała zachowywać dystanse nawet przed pojedynczymi, niby przyjaźnie nastawionymi wilkami. Przypałętała się aż do granic tej watahy. Podjęła decyzję, iż dołączy.
Rodzina: Nie zna ich. Nie chce znać. Zresztą, kto by chciał, wiedząc, że rodzice zostawili swoje dziecko na pastwę losu, nie dbając o jego przyszłość?
Partner: Nie szuka miłości, ale to dlatego, że tak naprawdę po prostu boi się stracić bliskich. Już raz tego doświadczyła i od tamtego zdarzenia odpycha od siebie właściwie wszystkich, nie chcąc dopuścić do tego, by zaczęło jej na kimś zależeć.
Potomstwo: Brak
Pieniądze: 150 Lemingów
Ekwipunek: Brak
Właściciel: Asha999999 - howrse
Inne zdjęcia: ---
Towarzysz: ---
Odejście
Odejście
Od Altair CD. Cassie
- Halo? - powiedziała nagle Cassie, zlizując krew z pyszczka. - Ktoś tu jest? Może to ja już wariuję? - ostatnie zdanie wypowiedziała ciszej.
- Cassie, to ja - odpowiedziałam, ale waderka mnie nie usłyszała. Westchnęłam. I jak ja mam jej pomóc, skoro nawet nie mogę się z nią skontaktować?
Uderzyłam łapą w ścianę i syknęłam z bólu. Cóż, przynajmniej nadal coś czułam, choć to marne pocieszenie. Ale przy okazji, spoglądając przypadkiem na ziemię, dostrzegłam, że znajduje się tam mnóstwo kurzu.
Cassie, tu Altair. Chciałabym Ci pomóc, ale jestem Gwiazdą...
Młoda Gamma zobaczyła pojawiające się wśród kurzy litery. I nagle odskoczyła, wpatrując się we mnie. Przestałam być niewidzialna.
<Cassie? Brak weny>
Od Luny
Postanawiłam chwilę tam posiedzieć.
Siedziałam tam i rozmyśkałam o wszystkim. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk skrzydeł na początku pomyślałam, że to Marco ale zauważyłam iż to jednak był Lily. Zawołałam wręcz wykrzyczałam :
- Cześć!
On jednak tego chyba nie usłyszał, bo nawet nie spojrzał w dół.
Wzbiłam się w powietrze i po minucie dogoniłam basiora i ponownie powiedziałam.
-Cześć!-już trochę mniej hałaśliwym tonem.
-Witaj Luna.- odparł patrząc na mnie przyjacielskim wzrokiem.
-Może wylądujemy?-zapytałam spokojnym głosem, mając dłowę skierowaną głową.
-Dobrze - rzekł z lekkim uśmiechem i głową również skierowaną ku ziemi.
Zanurkowaliśmy ze sporą prędkością w dół, po chwili byliśmy już na ziemi i zaczełam rozmowę
-Dawno cię nie widziałam, co porabiałeś przez ten czas - Powiedziałam z uśmiechem, miłym tonem patrząc w stronę basiora.
- To co zawsze: polowałem, latałem, spacerowałem itp.- odpowiedział z zamyśloną miną i wzrokiem wpatrzonym w chmury. Ja na to odpowiedziałam.
-Ja tak samo - Odparłam ze spokojem.
-Działo się u ciebie coś ciekawego przez ten czas? - zapytał z miłym spojrzeniem w moją stronę.
-U mnie nic wszystko tak jak było. A u ciebie? - powiedziałam patrząc na basiora.
Szliśmi kilka minut trwają w milczeniu, w końcu zaczełam temat.
-Może zapolujemy na coś? - Zapytałam z nadzieją na pozytywną odpowiedź .
-Chętnie, we dwójkę może upolujemy coś dużego.- Odpowiedział z lekkim uśmiechem.
-To może lećmy? Będzie szybciej.-odparłam z uśmiechem i wzbiłam się w powierze.
-Dobrze .- odpowiedział kiwając głową.
Po kilku minutach lotu byliśmy nad Tundrą.
-To lądujemy. - Powiedziałam ze wzrokiem skierowanym na ziemię.
Więc wylądiwaliśmy i zaczęliśmy tropić renifery ,nie węszyliśmy zbyt długo ponieważ Lily złapał szybko trop. Poszliśmy za tropem kiedy trop już się kończył zauważyliśmy stado reniferów .
-To na którego polujemy? - Zapytałam basiora który chwilę myślał aż po chwili powiedział.
-Widzisz tamtego? Ten największy, na tego zapolujemy .- odparł szeptem aby nie spłoszyć stada.
-Dobrze. Ja go zaatakuje z prawej a ty z lewej. - Powiedziałam równierz pół szeptem.
-Dobra, ale... - powiedział nie kończąc zdania .
-Ale co? - Zapytałam patrząc w stroną którą patrzył basior, zauważyłam niedźwiedzia.
-Lepiej stąd lećmy? Nie zaczynajmy się z nim - powiedział stanowczym głosem.
-Nie oddam mu swojego obiadu - Wykrzyczałam i wyleciałam z za drzew i rzuciłam się na niedźwiedzia ,ugruzłam niedźwiedzia w prawą łapę.
-Luna!Zostaw go! - Wykrzyczał ale następnie podbiegł do niedźwiedzia i ugryzł go w lewą łapę.
-Idź stąd niedźwiedziu!! - Wykrzyczałam z agresją .
< Lily?>
Od Cassie cd. Altair
Drzwi się otworzyły. Stanął w nich strażnik.
Przekrzywiłam delikatnie głowę. Jego uśmiech nie zwiastował nic dobrego. Moje kły się wysunęły, gdy zrobiłam podobną minę.
Odczekałam, aż drzwi się zamkną. Wtedy się odezwałam;
— Nie wyjdziesz już stąd. — zachichotałam.
— A co taki szczeniak jak ty może mi zrobić?
— Dużo...
Dopiero teraz dostrzegł kły, które wystawały mi z pyska. Zrobił krok do tyłu.
— Pogorszysz sytuację swojej watahy! — próbował wybrnąć cało z sytuacji.
— Oh... A kto by obwiniał takiego szczeniaka jak ja? — zmrużyłam oczy. — Bu! — zrobiłam nagły ruch w jego stronę. Miałam ochotę śmiać się jak psychopatka, gdy zamknął oczy, uderzając w ścianę.
Wbiłam kły w jego krtań. Ciepła krew spłynęła po moim pysku.
Gdy wilk był już trupem, wciąż czułam czyjąś przytłumioną obecność. Dlatego rozglądałam się po pomieszczeniu, jednak nic nie mogłam dostrzec.
— Halo? — powiedziałam głośno, po czym zlizałam szybko czerwoną ciecz. — Ktoś tu jest? Może to ja już wariuję? — ostatnie zdanie wypowiedziałam ciszej.
Dobrze, że nikt z watahy tego nie widział. Co by wtedy o mnie pomyśleli? Wygnaliby, zabili? Nie wiem czym jestem. Może oni będą wiedzieli? Ale... Czy warto ryzykować? Nie chcę stracić rodziny... Przecież jedną straciłam!
< Altair? Ten uczuć, kiedy masz pomysł, ale gorzej jest z weną c: >