Od Prascanny CD Yesterday'a
-Dla czego się tak zachowujesz? - zapytał poważnym tonem
-Jak tu przybyła miałaś inny charakter- dodał
- Nie jestem tą samą waderą życie mi pokazało, że nie warto jest być miłym. Byłam miła i co z tego? Nic w zamian nawet podziękowania, więc postanowiłam się zmienić może w ten sposób coś osiągnę .- odrzekłam wręcz agresywnym tonem .
-Co byś chciała osiągnąć? To, że uratujesz komuś życie nie da ci wystarczającego osiągnięcia?- zapytał powtarzanym tonem.
-Niee- wykrzyknełam
-Jesteś alfą nie wiesz jak to jest być mną! Ja nie mam przyjaciół, staram się znaleźć miłość lecz nikt nawet na mnie nie chce spojrzeć, nikt nie ma dla mnie szacunku- odparłam groźnie patrząc na basiora .
-Myślisz, że agresją i obojętnością to osiągniesz? - zapytał patrząc na mnie.
-W tamten sposób tego nie osiągnełam to w ten trzeba spróbować, teraz ide pomóc opatrzać rannych- powiedziałam i odwróciłam się. Czuwałam przy najbardziej zranionych wilkach aby uzdrowiciel mógł odpocząć cały czas myślałam o rozmowie z alfą który cały czas patrzył na mnie wzrokiem który mówił ,,Lepiej stąd idź, nie jesteś tu potrzebna” . Wszyscy już spali tylko wartownicy i ja czuwaliśmy. Gdy myślałam o moim życiu pociekły mi łzy.
<Yesterday?>
Cassie dorasta
Pseudonim: Obcym przedstawia się jako Larix. Najczęściej przybiera wtedy formę Issecy. Taka pułapka na niechcianych szpiegów.
W watasze znana jest jako Cassi- skrótem od imienia- lub Bone, który to pseudonim zawdzięcza czaszce lisa, wykorzystywanej jako maska.
Płeć: Wadera
Wiek: 2 lata i 7 miesięcy
Charakter: Wobec innych przeważnie jest oschła. Basiory z trudem obdarza zaufaniem. Łatwo traci zimną krew, gdy coś wytrąci ją z równowagi lub przebiega nie po jej myśli. Potrafi ranić z premedytacją i często bywa zgryźliwa. To wadera pewna siebie, stanowcza i zaradna. Nie lubi, gdy ktoś komentuje jej decyzje albo ocenia postępowanie. Jest bardzo samodzielna, chociaż zmienna i mało przewidywalna. Porażki mobilizują ją do dalszego działania. Wszystko planuje z najmniejszymi szczegółami. Cassie to wilczyca fascynująca, otoczona aurą tajemniczości. Zdecydowanie zwabia ku sobie adoratorów, jednak nie reaguje na nich. Nad dobro własne stawia dobro watahy.
Jej cichym, wewnętrznym celem jest stłumienie w sobie wszystkich emocji. Na pysk coraz częściej przybiera uśmiechniętą maskę beztroskiej osóbki. Ma wiele fobii, do których się nie przyznaje. Boi się, że dowie się czegoś, czego nie chce. Boi się siebie. Boi się, że nie jest wilkiem. U nowych wilków uchodzi za burkliwą i niewrażliwą, a tak naprawdę jest delikatna i... Często płacze. Twierdzi, że przyjaciele są dla słabeuszy. Jest to spowodowane tym, że sama ich nigdy nie miała.
Hierarchia: Wadera Gamma
Stanowisko: Morderca, czasami także zastępuje informatorów. Ma także pewne predyspozycje na medyka, choć nie przyznaje się do tego.
Rasa: Wadera jest rasy Tükör, która podobno wyginęła dawno, dawno temu.
Moce:
🔵 Telepatia
🔵 Wyczuwanie i zatrzymywanie przebiegu krwi
🔵Elektrokineza
Zainteresowania: -
Historia: W tej watasze urodziła i wychowała. Jej rodzice i Smiley umarli, gdy miała parę miesięcy.
Rodzina: Drzewo
Partner: -
Potomstwo: -
Pieniądze: 350 Lemingów
Ekwipunek: Mikstura Przemiany
Właściciel: Hiena
Inne zdjęcia: -
Towarzysz: Brak
------------------------------------
Ciekawostka:
Cassie ma "bliźniaczkę" która zamieszkuje jej umysł. Nie, nie jest to choroba psychiczna. Isseca istnieje naprawdę, ale w równoległym świecie. Wadery mogą przejmować swoje umysły, zamieniając się miejscami lub wyglądy. Przejmują wtedy też charaktery, odstające jedynie kawałek od oryginału.
Od Yesterday'a CD. Prascanny
Miałem nadzieję, że wataha z pustyń lodowych nie będzie się musiała nam odwdzięczać, ale poznałem już nieco życie i byłem niemalże pewien, że i tak będziemy potrzebować ich pomocy. Jeśli nie w tym roku, to w przyszłym albo za parę lat. Ale będziemy potrzebować.
Postanowiłem jednak się nie odzywać i po prostu pomóc naszym sojusznikom, a z Prascanną porozmawiać później. Luna i Exan zdążyli dołączyć do nas nim weszliśmy do Tunelu Chione. Zaraz po wyjściu zaczęła się zamieć śnieżna. Znałem jednak te tereny nie najgorzej, więc pewnie prowadziłem pozostałych przez burzę. W pewnym momencie zauważyłem jakiś ciemny kształt sunący w naszą stronę. Machnięciem ogona pokazałem Altair, Lily'emu i Lunie, by atakowali. Jak się okazało, był to jeden z ludzi, który chwilę później leżał martwy na śniegu splamionym jego własną krwią. Nieopodal leżał okrutnie zraniony wilk, o charakterystycznym dla tutejszych mieszkańców białym futrze. Prascanna i Exan natychmiast się nim zajęli.
- Co z nim? - zapytałem, gdy dwójka medyków cofnęła się o krok, by spojrzeć na rannego z perspektywy.
- Nie wiemy, czy przeżyje - odpowiedział Exan.
- Do grot już niedaleko. Przeniesiemy go z Lily'm.
Medyk potwierdził słuszność mojej decyzji skinieniem głowy. Przerzuciłem sobie rannego przez grzbiet, a Beta chwycił go za kark, by łatwiej było mi nieść białego wilka. Ruszyliśmy przodem, mając u boku gotową do ataku Altair.
Nagle drogę zagrodziły nam trzy białe wilki. W jednym z nich poznałem Zamrożoną Paproć, generała wojowników z watahy z Północy. Basior poznał mnie, bo skinął mi głową i machnął ogonem, przekazując, byśmy szli za nimi. Po kilku minutach znaleźliśmy się w obszernej lodowej jaskini. Przy rozpalonym na środku ognisku kuliło się kilkanaście wilków. Ranni leżeli na skórach, a Uzdrowiciele chodzili między nimi, sprawdzając ich stan. Gdy weszliśmy do groty, kilka wilków odwróciło oczy w naszym kierunku.
- Yesterday... - szepnęła jedna z wilczyc. U jej boku kuliły się dwa kilkumiesięczne szczeniaki, śnieżnobiałe jak ich matka.
- Przyszliśmy wam pomóc. Gdy tylko burza ustanie, zabieramy was do nas - oznajmiłem. Prascanna spojrzała na mnie z niedowierzaniem. A już niemal zapomniałem, że nie była zbyt chętna do pomocy. Lily i Altair na szczęście kiwnęli głowami, potwierdzając moje słowa.
- Prześpijcie się, wszyscy - polecił Zamrożona Paproć. - Ja i Virgo będziemy czuwać.
- Co z Fabianem? - zapytałem generała wojowników, gdy Altair, Lily, Luna, Exan i Prascanna znaleźli już sobie miejsca do spania.
- Szczerze? Ostatnio tylko śpi. A Snowstorm została zabita, więc przejąłem dowodzenie.
- Jestem pewien, że sobie poradzisz - odpowiedziałem, a potem wróciłem do wilków z WKS. Poprosiłem Prascannę, żeby poszła ze mną porozmawiać. Wilczyca wstała niechętnie i poszła ze mną w kąt groty.
- O co chodzi? - zapytała, nie kryjąc wrogiego tonu.
- Po pierwsze, ogarnij się trochę. Rozumiem, że możesz być niezadowolona, ale cały czas odnosisz się do mnie jak do natrętnego owada - warknąłem. - Nie zapominaj, że to ja jestem Alfą. Po drugie, nie bądź taka obojętna wobec naszych sojuszników. Może się zdarzyć tak, że to my będziemy potrzebowali ich pomocy. A wtedy oni przybędą.
<Prascanna?>
od Exana cd Luna
Gdy tylko poszedłem do swojego miejsca pracy...
****
Byłem bardzo wściekły, gdy wracałem z pracy. Po prostu nie dość, że niewdzięczny pacjent to jeszcze rzucił się na mnie, że niby naruszam jego nietykalność. Szedłem wściekły i do tego z piekącym policzkiem, gdzie wcześniej dostałem. Zacisnąłem zęby i zmarszczyłem mocno brwi. Gdy doszedłem do jaskini, gdzie czekała Luna spojrzała na mnie i zaniepokoiła się. Podeszła do mnie, ale nie chciałem z nią rozmawiać więc odepchnąłem ją ode mnie i chciałem się tylko uspokoić. Frustracja sięgała zenitu, a Luna próbowała mnie w pewien sposób pocieszyć. Nie słuchałem ją w ogóle.
Zjadłem tylko to co mi dała, a dalej już chciałem tylko spokoju, już nie wiem co by mi dzisiaj poprawił humor. Luna na razie gdzieś odeszła. Nie zbyt mnie to interesowało bo agresja samego mnie atakował od góry do dołu. Ale przypomnij sobie czyjeś słowa~ pomyślałem i zacząłem szukać w pamięci....
" Bycie medykiem to nie tylko wielki łeb jak sklep, ale i nerwy jak stal" I ten ktoś chyba ma rację, bo inaczej ja nie mogę... muszę się na czymś wyżyć, ale na czym. Wątpię, że coś mi podniesie humor... Gdy tylko nadeszła noc i gdy tak przez chwilę leżałem, i czekałem na Bóg wie co... kiedy do środka weszła Luna... jakaś w dziwnym nastroju
- Poprawił ci się humor?
- Nie- burknąłem krótko i warknąłem nerwowo
<Luna?>
Od Prascanny CD. Yesterday'a
-Przyda się nam medyk- odpowiedział z uśmiechem
-Ich los jest mi obojętny. Pójdę tylko dlatego iż mi każesz - odrzekłam z obojętnością i odwróciłam się. Ruszyliśmy w drogę idąc zaczełam myśleć:
,,Tak, ja im pomogę a oni nawet nie podziękują. Idę tylko z rozkazu alfy który za pewne nawet nie podziękuje " myślałam z poważną miną która wyraźnie mówiła:
,,Lepiej się do mnie nie zbliżaj ". Po kilkunastu minutach marszu dotarliśmy do granicy i nagle za nami pojawili się Exan i Luna którzy biegli w naszą stronę.
-Ooo zjawili się, nareszcie. Chodźcie - oznajmił alfa i ruszyliśmy dalej. Kiedy przekroczyliśmy granicę dopadła nas burza śnieżna. Wszyscy szli odważnie nagle zauważyliśmy jednego z ludzi, Luna i Lily oraz Altair rzucili się na niego i rozszarpali go na strzępy. Obok niego leżał ranny wilk, Exan i ja podeszliśmy do niego i opatrzyliśmy rany, lecz wilk był tak poważnie ranny, że nie było pewne czy przeżyje.
<Yesterday?>
1. ETYKIETY!!!!!
2. PowaŻny, śnieżny - pisze się przez Ż.
3. Uwaga na interpunkcję.
Od Yesterday'a CD. Prascanny
- Yesterday? - usłyszałem głos Elan. Wadera wyjrzała z jaskini. - Uspokój się. Obudziła się.
- Naprawdę? - zapytałem i nie czekając na odpowiedź, wbiegłem do groty. Aurora leżała na posłaniu ze skór z uniesioną głową i zranioną łapą przy ciele.
- Yesterday - szepnęła, a potem zadrżała. W jej oczach dostrzegłem nagły błysk smutku i przerażenia. - Ludzie... Oni nas zaatakowali... Alfa został ranny... Ci, co przeżyli, ukrywają się w grotach... Pomóżcie nam...
Głowa Aurory opadła na skóry. Elan wróciła do stołu z lekarstwami, a ja wyszedłem z jaskini. Wataha z Północy była naszym sojusznikiem, potrzebowali naszej pomocy. Tylko co mógłbym zrobić, by im pomóc?
Odnaleźć ich, sprowadzić tutaj i wyleczyć, przegonić ludzi i odprowadzić z powrotem na ich tereny - odezwał się głosik w mojej głowie. To byłoby najlepsze rozwiązanie... Teraz tylko musiałem znaleźć kogoś, kto mi pomoże. Szybko przeleciałem w głowie listę wilków. Altair, Lily, Luna i Exan. Musiałem ich znaleźć.
Pobiegłem między wzgórzami, rozglądając się za wybranymi wilkami. Altair i Lily'ego dość szybko znalazłem, ale żadne z nas nie widziało Luny i Exana. Zastanawiałem się, czy znowu wybrali się na jakąś niebezpieczną wycieczkę. Może sprawdzanie świeżości mięsa to zbyt łagodna kara... Będę musiał się poradzić Heroiki. Jednak odstawiłem oba wilki na dalszy plan, gdy dostrzegłem Prascannę. Tak w zasadzie wystarczyłby mi medyk, poradzilibyśmy sobie bez jednej wojowniczki...
- Prascanno! - zawołałem wilczycę. Nie wyglądała na zbyt szczęśliwą, ale posłusznie podeszła do mnie.
- Coś się stało? - zapytała, patrząc na towarzyszących mi Altair i Lily'ego.
- Nasi sojusznicy zostali zaatakowani przez ludzi. Idziemy im pomóc i przydałby się nam medyk. Chcę, żebyś poszła z nami.
<Prascanna?>
Od Prascanny CD Yesterday'a
-Tak- odparł spokojnym lecz niepewnym głosem.
-Za trzy godziny przyjdę żeby zmienić opatrunek- stwierdziłam i wyszłam.
-Zaczekaj, gdzie idziesz a jak się coś stanie?- zapytał próbując mnie zatrzymać, ja nawet nie odwróciłam wzroku w tamtą stronę.
W sumie los tej wadery był mi dość obojętny i tak nie była z naszej watahy, pomagając jej robiłam tylko to co w moich obowiązkach . Poszłam na spacer aby uzpokoić myśli. Szlam już dobrą godzinę, postanowiłam już wracać aby zmienić opatrunek tej nieznajomej o imieniu Aurora. Kiedy dotarłam na miejsce minęło akurat trzy godziny, szybko i sprawnie zmieniłam opatrunek i miałam zamiar już wychodzić a alfa wtedy powiedział:
-Gdzie byłaś? Gdzie znów zmierzasz?- zadał pytania dość zaciekawiony .
-Nie istotne gdzie byłam i gdzie zmierzam - odparłam i odwróciłam się, wyszłam . Poszłam w stronę niewiadomą nawet dla mnie, miałam zamiar wrócić znów za trzy godziny aby zmienić opatrunek i znów zniknąć.
Ahh ta monotomia- westchnełam sama do siebie.
<Yesterday?>
Od Luny CD Exana
-No cóż...możecie już iść, wszystko jest dobrze- powiedział rozglądając się do około. Szybko stamtąd wybiegliśmy aby czasem nie było jakiś dodatkowych prac.
-Idziemy gdzieś odsapnąć - zsproponowałam lekko zdyszana.
-Tak, to dobry pomysł. Tylko gdzie?- zapytał Exan również lekko zdyszany.
-Najlepiej gdzieś gdzie nikt nie będzie przeszkadzać, gdzie jest cisza i spokój- stwierdziłam myśląc jakie miejsce będzie właśnie takie.
-Może poszarpane szczyty?- zaproponował mój ukochany.
-Tak, w sumie to nie daleko - odparłam i ruszyliśmy w drogę. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Natychmiast położyliśmy się na trawę a wieczorne słońce ogrzewało nas swoimi promieniami.
-Ah...nareszcie odpoczynek- westchnełam zamykając oczy i marząc.
-Zasłużona chwila odpoczynku- dodał Exan -Ja nie żałuje, że tam poszliśmy, w końcu działo się coś ciekawego i nie wiano nudą- stwierdziłam i spojrzałam na mojego chłopaka.
-To była super przygoda, trzeba będzie to powtórzyć- skomentował rozbawiony.
-Tak, ale bez tej kary- dodałam roześmiana.
Przybliżyłam się do Exana i wtuliłam się w niego, wyszeptałam mu do ucha.
-Jutro też musimy zrobić coś tak szalonego, aby ten dzień nie był monotonny i nudny jak wszystkie inne- wyszeptałam i pocałowałam mojego szalonego ukochanego.
-To co...jutro wyprawa do groty mroku- zaproponował z uśmiechem
-Oczywiście-powiedziałam i pocałowałam Exana w usta, nagle za nami stanoł alfa i powiedział.
-Moje gołąbeczki, wy się jutro nigdzie nie wybieracie już dość nabrojiliście. Słyszałem co mówilście, będę miał na was oko - powiedział i odszedł .
-Jutro nas czeka przygoda i nie na ziemi lecz w przestworzach- powiedziałam z uśmiechem
-Mam proszek który pozwoli ci latać- dodałam i pokazałam proszek Exanowi.
<Exan?>
Od Yesterday'a
Białą wilczycę, Aurorę, spotkałem, kiedy szedłem do Owadziego Lasu wzdłuż Rzeki Leminga. Wadera była posłańcem z watasze z pustyń lodowych; stado to należało do naszych sojuszników. Pojawienie się Aurory na naszych terenach mogło świadczyć tylko o jednym - wilki z pustyń lodowych miały dla nas jakąś wiadomość. Jednak aby poznać jej treść musiałem poczekać - Aurora zdążyła mnie tylko zawołać, zaraz potem straciła przytomność. Wcześniej udało mi się jeszcze zauważyć, że kuleje. Jedno było pewne - potrzebowała natychmiastowej pomocy Uzdrowiciela.
>>> <<<
- Połóż ją na skórze, tam, pod ścianą - poleciła mi Elan. Posłusznie wykonałem jej polecenie, w końcu wilczyca wiedziała, co robi. Uzdrowicielka podeszła do nadal nieprzytomnej Aurory i zbadała ją. Zauważyłem, że na samym początku przygląda się łapie białej wadery.
- Zakażenie wdarło się do rany - mruknęła Elan pod nosem. - Potrzebny będzie napar...
Uzdrowicielka wstała i podeszła do niskiego stolika, na którym znajdowały się miski, zioła i inne rzeczy potrzebne do leczenia. Nim zabrała się do pracy, poleciła mi znaleźć jakiegoś medyka. Wybiegłem z jaskini i zacząłem wdrapywać się na jedno ze wzgórz. Gdy znalazłem się na szczycie, niemal od razy w oczy rzuciła mi się biało-błękitna wilczyca. Prascanna.
Zbiegłem ze wzgórza i zatrzymałem się przed medyczkę, zagradzając jej drogę.
- Yesterday? Coś się stało? - zapytała nieco zdziwiona.
- Elan cię potrzebuje - odpowiedziałem. Prascanna kiwnęła głową i pobiegła do jaskini Uzdrowicielki. Podążyłem jej śladem. Gdy tylko medyczka znalazła się w grocie, Elan podała jej szczegółowe instrukcje dotyczące opieki nad Aurorą.
>>> <<<
Kilkadziesiąt minut później obie wilczyce przerwały prace. Elan podeszła do mnie, chwilę później u jej boku pojawiła się Prascanna.
- Oczyściłyśmy ranę i podałyśmy zioła, które powinny zadziałać jak antybiotyk. Teraz potrzeba jej tylko odpoczynku i co trzy godziny zmiany opatrunku.
- Dziękuję ci, Elan - odpowiedziałem na słowa Uzdrowicielki. - Daj mi proszę znać, kiedy się obudzi.
- Dobrze. Prascanno, wróć tutaj za trzy godziny, dobrze?
Biało-błękitna wadera kiwnęła głową. Następnie oboje wyszliśmy z jaskini.
- Nie podoba mi się ta sytuacja - mruknąłem do siebie, ale medyczka to usłyszała.
- Co masz na myśli? - zapytała, wlepiając we mnie spojrzenie swoich złotych oczu. Westchnąłem. Nie chciałem, aby ktoś dowiedział się o tym, kim jest Aurora zanim nie poznam sytuacji, ale...
- Aurora, ta wilczyca, należy do watahy z pustyń lodowych. To nasi sojusznicy. Chyba chce mi przekazać jakąś wiadomość...
<Prascanna?>
od Exana cd Luna
- I może dlatego, należy wam się kara!- odezwał się głos za nami. To był alfa. Był wściekły wiadomością, że udaliśmy się nad ocean ognia. Ostro z nas zrugał. A za karę kazał nam wykonywać pracę na rzecz watahy. Zaprowadził nas do jakiegoś pomieszczenia, gdzie była spiżarnia. Kazał nam tony mięsa przewalić i sprawdzić, czy któreś z tych nie jest zepsute... zakaz podjadania. A ciekła ślinka.
- Cóż, przynajmniej nie siedzisz w tym sama- powiedziałem, będąc na górze mięsa.
- A noom, a jednocześnie dziękuję za karę...
- Wiem, to wszystko przeze mnie, ale sama powiedziałaś że za mną na śmierć byś poszła
- No tak, ale...- i spojrzała na wielką górę mięsa jaką musimy sprawdzić- będąc obok góry mięsa i nie móc nawet skubnąć chodź by płucka- oblizała się
- Wytrwamy razem- puściłem jej oczko i zjechałem z góry tuż przed swoją ukochaną- w końcu jesteśmy razem- pocałowałem ją w usta. Wadera poddała się pocałunkowi i łagodnie ułożyła się na ziemi, a ja nad nią.
- Wracamy do pracy?
Pokiwałem głową i wróciliśmy do przewalania mięsa.
- Na serio... jak skończymy karę, co będziemy robić?-zapytała
- Na pewno odpoczywać, mam już tego dość!- rzekłem po kilku godzinach pracy, gdy okazało się że wszystkie części mięsa są w porządku
<Luna?>
Ale pamiętajcie, to jeszcze nie koniec kary *złowieszczy śmiech*
Od Luny CD Exana
-Szykuj się do walki - oznajmiłam i utworzyłam księżycowy miecz, byłam gotowa do walki. Po chwili potwór stał przed nami i ruszył do ataku ja z Exanem byliśmy gotowi do walki. Zaczełam walczyć z bestią wraz z Exanem walczyliśmy zaciekle. Byłam w swoim żywiole w końcu jestem wojowniczką już od najmłodszym lat czułam, że jestem stworzona do walki. Po kilkunastu minutowej krwawej walce bestia padła. Ja i mój ukochany nie odnieśliśmy poważnych ran tylko lekkie zadrapania.
-Masz jakieś lekarstwa na te zadrapania?- zapytałam na mojego ukochanego.
-Tak- odparł i po chwili pojawiły się dwie fiolki z jakimś płynem
-Wypij to pomoże- dodał i wypiliśmy zawartość, po chwili rany znikneły.
-Chodźmy stąd, bo zjawią się jakieś groźniejsze potwory - powiedziałam a Exan polował głową. Wyruszyliśmy w drogę powrotną za nim się obejrzeliśmy byliśmy już po dobrze znanej nam części watahy.
Położyliśmy się na trawie aby chwilę odpocząć.
-Niezła przygoda- odparł rozbawiony Exan
-Niezła, niezła tylko, że mogliśmy zginąć- dodałam dość poważnym tonem .
-Żyje się raz stwierdził rozbawiony
-Racja, tylko iż całe życie przed nami - dodałam i spojrzałam na mojego ukochanego .
-Z tobą mogę iść nawet na śmierć- powiedziałam i przytulia się do Exana
<Exan?>
od Exana cd Luna
- Więc, co robimy?
- Idziemy nad ocean ognia?
- Zwariowałeś, to miejsce jest zakazane
- Kto tak powiedział?- zapytałem lekko zdziwiony
- Alfa, jak tam pójdziemy bez jego zgody, czekać nas będzie kara
Przekrzywiłem lekko usta. Przecież nie musi o niczym wiedzieć, a poza tym będziemy się trzymać z daleka.
Poszliśmy w wyznaczone miejsce, ale po tym zobaczyliśmy tablice z napisem " Ocean Ognia"
Jak powiedziałem tylko poszliśmy popatrzeć. Weszliśmy na wydające się bezpieczne wzgórze i obserwowaliśmy całe wydające się z piekła rodem miejsce i nagle coś nad naszymi głowami przeleciało i wylądowało tuż przed nami, skryliśmy się. Stworzenie chyba nas nie zauważyło bo od razu by się odwrócił w naszą stronę
- Uciekajmy- wyszeptała mi do ucha- proszę
Wyglądała na mocno przerażoną. Stworzenie wyglądało na mocno przerośniętego osiłka z czerwonym kolorem skóry, mocno umięśniony dryblas przypominał byka stojącego na dwóch tylnych racicach. A gdy się lekko odwrócił można było zobaczyć, że jego ogromne, wielkości piłek do koszykówki oczyska płoną żywym ogniem. Stworzenie zamachało niebezpiecznie swoimi skrzydłami.
- Uciekajmy- powtórzyła przez zaciśnięte zęby- proszę, uciekajmy
Luna z przerażenia zaczęły oczy jej łzawić. Łzy pociekły jej po policzkach. Kiwnąłem głową i przeczołgaliśmy się w dół, aż do końca wzgórza, bezszelestnie doszliśmy do terenu niedotkniętego jeszcze gorącem, ogniem i popiołem.
- Na szczęście- westchnąłem i spojrzałem na swoją ukochaną, która nadal płakała. Przytuliłem ją do siebie, przetarłem jej łzy, cieknące po policzkach i pocałowałem w czoło
- Hej, już tej bestii nie ma... jestem tylko ja, ok?
Kiwnęła na znak, że zrozumiała
Nagle to stworzenie znowu wzbiło się w powietrze i poleciało w dal. Luna obserwowała na bestię, lekko drżała.
- Chodź, idziemy stąd
<Luna?>
Od Luny CD Exana
-Długo spalam?- zapytałam patrząc na mojego ukochanego, który spojrzał na mnie i odpowiedział.
-Nie, z godzinę. Jest już noc więc nie wiem czemu się obudziłaś - oznajmił patrząc na mnie i mówiąc rozbawionym głosem.
Wstałam i wyszłam przed jaskinę i przez chwilę patrzyłam na rozgwieżdżone niebo, a wiatr lekko przewiewał przez moje futro.
Po chwili zawołałam mojego ukochanego który po chwili przyszedł do mnie.
Zaproponowałam abyśmy weszli za szczyt jaskini i z stamtąd obserwowali nocne niebo. Exan się zgodził i rozpoczeliśmy wspinaczkę. W mgnieniu oka byliśmy już na szczycie usiedliśmy obok siebie i wtuleni w siebie podziwialiśmy gwiazdy.
-Ależ pięknie- powiedziałam patrząc w gwiazdy.
-Tak- odparł również kierując wzrok ku gwiazdą.
Exan się położył a ja tóż obok niego i tak zasneliśmy. Weszłam do snu mojego ukochanego i można tak uznać iż mieliśmy wspólny sen.
W śnie lecieliśmy pięknym balonem po niebie które przybierało przeróżne barwy, było w prost cudownie.
Nie czując upływu czasu słońce zaczęło łaskotać nas po powiekach, czas już było wstawać. Obodziliśmy się lecz iż zmęczenie dawało o sobie znać weszliśmy do jaskini i kontynułowaliśmy sen.
<Exan? Sorry brak pomysłu😔 tamte z końmi było lepsze >
Od Prascanny CD Mortema
Położyłam swoją głowę na przeciwko jego głowy i chciałam go zachipnotyzować lecz on odwracał wciąż głowę a wzrok jego patrzył w niewiadomą dal.
-Powiedz chociaż zdanie, chociaż dwa słowa proszę- powiwdziałam patrząc prosto w oczy basiorowi.
Zaczynałam powoli myśleć, że on ma depresje bo ma podobne objawy, sama nie wiedziałam co myśleć.
-A podnoesiesz się z ziemi i podziesz ze mną na spacer?- zapytałam z lekkim uśmiechem na niego.
On odwrócił się obojętnie, zaczynałam wątpić iż co kolwiek zdziałam. Wstałam popatrzyłam na niego i powiedziałam .
-No cóż...ja już pójdę , chciałam ci tylko pomóc. Cześć- powiedziałam, odwróciłam się i z opuszczoną głową zaczełam iść w swoją stronę. Gdy byłam kilka metrów dalej schowałam się za drzewo i obserwowałam Mortema który nadal bezczynnie leżał.
Po chwili obserwowania go zasnełam.
Gdy się obudziłam go nie było a był już wieczór więc postanowiłam wrócić do jaskini. W drodze powrotnej ujrzałam go idącego w niewiadomą stronę, znów postanowiłam go śledzić.
<Mortem?>
Od Mortema CD Prascanny
Nie no, świetnie Mortem, popisujesz się swoim intelektem. To jest prawdziwa potęga, co nie?
Basior słaniał się na nogach, powoli, acz systematycznie, dążąc w końcu do totalnego opadnięcia na ziemię. Zarył pyskiem przy rzece. Taak. Tu było jego miejsce. Na zimnym gruncie, półprzytomny, niezdolny do walki czy rozmowy. Może dołączenie do społeczności nie było aż tak słabym pomysłem. Dawało mu to przestrzeń na zwyczajne cierpienie. Ah. Czysta nirwana.
Zamknął zmęczone oczy. A gdyby tak umrzeć.
– Myślałam, że będziesz ciekawszy.
Nie musiał rozwierać powiek, by wiedzieć, że to nietypowa różowa wadera, uprzednio wyciągająca go z cierniowych krzaków. Tłumiąc swoje nastoletnie instynkty, nie wywrócił oczami. Wyglądała i brzmiała jak jeden z tych typowych wilków, najeżdżających mu na głowę i irytując. Tradycyjnie, przeciwieństwo biednego Damona.
– Hej, nie wypada tak ignorować, tych, którzy próbują pomóc – wadera położyła się obok. Mortem westchnął cicho. – Coś się dzieje?
– Nie – położył łapy na uszach, ze znużeniem spoglądając w wartką wodę. A gdyby się tam rzucić.
Unosiła się niewygodna, nieprzyjemna cisza. Przynajmniej dla jego towarzyszki.
<Prascanna?>
Od Prascanny
Z oddali usłyszałam nagły krzyk
,,Pomocy! To boli!" .
Natychmiast pobiegłam w tamto miejsce i zauważyłam jakiegoś basiora miotającego się w ciernistych krzewach.
-Nie rzucaj się tak, zaraz cię wyciągnę - powiedziałam i wyciągnęłam go z krzewów.
-Dzięki za pomoc- odparł popatrzył się na mnie a następnie odwrócił wzrok.
-Jestem Prascanna- rzekłam podając mu łapę
- Mortem- odpowiedział podając łapę.
-Miło mi cię poznać- stwierdziłam z uśmiechem.
Spojrzał na mnie, sprawiał wrażenie małomównego.
-To ja będę już szła- dodałam i odwróciłam się patrząc w stronę wichrowych wzgórz.
On tylko się obejrzał i zaczął zmierzać w swoją stronę .
Był tak tajemniczy iż postanowiłam pójść za nim, jak postanowiła tak zrobiłam i zaczęła w pewnym sensie go śledzić.
<Mortem?>
Od Yesterday'a CD. Shairen
- Nadal tutaj stoisz?
Wzdrygnąłem się i odwróciłem głowę w stronę Heroiki, która stanęła obok mnie. I pomyśleć, że nawet jej nie usłyszałem...
- Na to wygląda... - mruknąłem.
- Tundra potrafi być piękna - stwierdziła wadera, spoglądając na krajobraz. Musiałem przyznać jej rację. Mimo iż niełatwo było tu przeżyć - polować, nie zamarznąć w zimie i nie dać sobie odebrać terytorium - tundra rzeczywiście miała swój urok. Szczególnie podczas wschodów i zachodów słońca oraz nocy, kiedy na niebie pojawiała się wielobarwna zorza polarna.
>>> <<<
Nadeszła noc, więc położyłem się spać. Ale co udało mi się usnąć, budził mnie koszmar. W końcu, po czwartej pobudce, dałem za wygraną i wyszedłem z jaskini. Wciągnąłem do płuc chłodne nocne powietrze i rozejrzałem się wokoło. Miałem wielką ochotę na spacer...
Uznałem, że krótka przechadzka, nawet w środku nocy, nie zaszkodzi mi. Ruszyłem więc wydeptanym ścieżkami, wijącymi się między wzgórzami, gdzieś przed siebie. Wędrowałem tak już od dłuższego czasu, gdy w pewnym momencie poczułem spadające na moje futro krople deszczu.
Deszcz? Naprawdę? - pomyślałem. Do mojej jaskini było dość daleko, a nie miałem cienia wątpliwości, że zaraz zacznie się ulewa. Musiałem znaleźć jakieś schronienie...
Nie namyślając się długo, wszedłem do pierwszej napotkanej jaskini. Otrząsnąłem się z wody i dopiero wtedy zobaczyłem, że w jaskini ktoś już śpi...
Shairen.
<Shairen?>
od Exana cd Shairen
- Shairen, Shairen.... Shairen- mówiłem do niej, ale ona nic nie reagowała, po prostu stała jakby o czymś myślała. Wykrzyknąłem jej imię na głos. Zerwała się z myśli i wróciła do realu. Spojrzała na mnie zdezorientowana i po prostu ominęła mnie, wyglądała jakby coś planowała. Więc Shairen nie jest do końca chamska, bo gdyby tak było... olałaby moje przeprosiny i jeszcze by mnie wyśmiała. Dziękowałem jej w umyśle, ale wyjaśniając jej całe zachowanie pewnie też to była forma przeprosin z jej strony.
Shairen. Mam nadzieję, że nie będziesz dla mnie wrogiem, tylko przyjaciółką której mógłbym ufać. Shairen proszę cię, nie miej we mnie wroga... tylko przyjaciela.
Westchnąłem cicho i odwróciłem wzrok od Shairen, która zmierzała w swoją stronę. Nawet nie spojrzała na mnie. Czasem zastanawiałem się, że ona przebaczyła mi tak dla świętego spokoju, a może to ma by jakiś znak z jej strony. Ta skrytość.
Wziąłem lekki wdech, czując niezwykłą ulgę i wróciłem do swojej ukochanej.
Cały dzień spędziłem w jaskini, siedząc w stosach ksiąg pisząc pracę na temat organów zwierzęcych i ich właściwości i ich budowy komórkowej. Doprawdy spędziłem przy tym aż do północy, aż zamknąłem oczy, aby zasnąć, nagle coś usłyszałem i kogoś zobaczyłem. To była Shairen
- Witaj, co cię do mnie sprowadza
- Wracałam właśnie, zajmując się swoimi sprawami i nagle zobaczyłam, że przechodzę obok twojej jaskini, więc pomyślałam że wpadnę- wytłumaczyła, ale w przeciwieństwie ona nie wyglądała na zmęczoną, wręcz przeciwnie. Nadal pełna energii.
- Wybacz za mój nieogar, ale mam roboty po uszy...
- Mhmmm, właśnie widzę- nie uśmiechnęła się. Jej głos brzmiał poważnie- lepiej idź spać
Zanim powiedziała ostatnie zdanie, rzeczywiście zatopiłem się w głęboki sen.
<Shairen?>
od Exana cd Luna
Wzrokiem swym posłałem jej miłe spojrzenie. Luna zarumieniła się i wzięliśmy się za jedzenie
*
-I jak poszło, wszystko dobrze?- zapytała Luna wtulona we mnie
- Tak, jak mówiłem, musi poleżeć jeszcze kilka dni
Wadera podsadziła pyszczek pod samą moją wargę, uniosłem łapą jej pyszczek. Jej wzrok skierował się na mnie, pocałowałem ją.
- A więc... jesteś bohaterką
- Jeju... chyba każdy by tak postąpił
- Oj uwierz mi, nie każdy- wypaliłem z poważną miną, puściłem do niej oczko.
Luna wyglądała jakby była zmęczona, nie dziwiło mnie to, bo było już późne popołudnie, blisko wieczoru.
Więc po półgodzinach zasnęła w moich objęciach....
<Luna, brak pomysłu :/ >
Od Shairen CD. Exana
- Nie potrzebuję twoich przeprosin - odezwałam się w końcu głosem pozbawionym emocji. - Naprawdę, bywam chamska, nie mogę się nie zgodzić. W dodatku skrajnie szczera. - Zrobiłam przerwę na głośne westchnięcie. - Po prostu nie zwracaj uwagi na moje zachowanie, gdyż w mojej naturze leży prawdomówność, przez co często grabię sobie u innych.
Dodałam jeszcze, że wtedy, gdy rzucałam uwagę o beznadziejności Exana jako medyka, naprawdę moim zamierzeniem nie było zrażenie go do siebie, lecz zmotywowanie go. W mój dosadnie szczery i bezczelny sposób, ale nadal jest to motywacja.
Właściwie, to właśnie gdy to mówiłam dotarło do mnie, dlaczego ten wilk zachowywał się wobec mnie tak, jakbym mu całą rodzinę wymordowała. Zresztą, i tak od samego początku nie mogłam liczyć się z niczym innym, jak z odrzuceniem ze strony basiora – bo przecież jestem, jaka jestem, czyli okropna z charakteru. Od czasów wydalenia mnie z poprzedniej watahy stałam się zupełnie inna, a przez swoje zachowanie udało mi się z każdego napotkanego wilka zrobić wroga, nawet, jeśli tego nie chciałam. Smutne, ale taki już mój ,,urok" osobisty, da się przyzwyczaić. Mi akurat nijak taka kolej rzeczy nieprzeszkadzała, aczkolwiek myślę, że moi wrogowie nadal niezbyt mile wspominają moją osobę.
- Shairen! - Głos Exana był podniesiony i nieco zdenerwowany, przez co poznałam, iż zapewne powtarzał moje imię conajmniej kilka razy. Spojrzałam na niego nieco zdezorientowana, a dopiero po chwili dotarło do mnie, że odrobinę się zamyśliłam.
Bez słowa zaczęłam odchodzić, odstawiając swoje melancholijne myśli na bok, a ich miejsce zastępując planami na dzisiejszy dzień.
<Exan?>
Od Cassie cd Altair
— Nie, stój. Mają tam straż. — szepnęłam.
Wadera nagle się zatrzymała.
— Alt, poczekaj tu, dobrze? — spojrzałam na nią błagalnie. Jestem gammą, więc także muszę ochraniać członków watahy. Tym bardziej, iż niedługo dorosnę.
Machnęłam parę razy skrzydłami na próbę i gwałtownie wyleciałam na zewnątrz. Dwóch strażników pobiegło za mną, a przy drzwiach został jeden. Z nim Altair sobie poradzi.
Spłynęłam metr nad ziemię, by zdenerwować strażników.
Usiadłam na gałęzi wyższego krzewu. Wilki szeptały coś między sobą, co chwila zerkając na roślinę. Przekrzywiłam głowę, uśmiechając się. A moje kły znów przybrały dziwną długość.
— Potwór? Czym ty jesteś? — pytali jeden przez drugiego, cofając się.
— Waszym koszmarem. — odparłam klasycznie.
I zapewne bym skoczyła w ich stronę, gdyby nie wybuch ognia, który zwęglił mą sierść i zepchnął z gałęzi.
Z piskiem spadłam w dół, mrużąc oczy.
— Już nie jest ci tak wesoło? — usłyszałam prychnięcie. Jedynie uśmiechnęłam się, nawet nie rozchylając powiek.
***
Przeciągnęłam się i smętnie zerknęłam na pustą jaskinię. Na dworze panowała noc, czyli moja ulubiona pora. Poprawiłam maskę i z cichym trzepotem skrzydeł poszybowałam nad terenami.
< Alt? Nawet nie wiem, co napisałam, to jedyne, co wpadło mi do łba xd >
Od Luny CD Exana
Exan tylko się uśmiechnął i wszedł do sali aby zobaczyć co z pacjętką.
Po kilku minutach wrócił z uśmiechem i powiedział.
-Z nią już lepiej ale jeszcze z dwa- trzy dni tu poleży- stwierdził spoglądając w moją stronę, mając szeroki uśmiech.
-To dobrze. Kiedy wrócisz ?- zapytałam patrząc na Exana a następnie na wyjście .
-Nie mogę dokładnej godziny bo nigdy nic nie wiadomo ale tak za godzinę pół- oznajmił patrząc ku wyjściu.
-Dobrze. To ja pójdę i coś przygotuje a za godzinę przyjdę po ciebie- stwierdziłam pocałowała ukochanego i wyszłam .
Po chwili spaceru dotarłam do jaskini, zerwałam kwiaty i dałam do flakonu który położyłam na pięknie nakryty stół.
Położyłam obok świeczki, dałam dwa kielichy na stół i obok flakonu postawiłam butelkę wina.
Poszłam zapolować i złapałam dwa zające, które następnie upiekłam i ułożyłam na stole.
W tle gra ta muzyka.
Poszłam po Exana który na szczęście mógł już wrócić, zawiązałam mu oczy i prowadziłam.
Gdy stanęliśmy przed jaskinią od wiązał am oczy mojego kochanego.
<Exan?>
od Exana cd Luna
- Jeśli się uda, ta wadera będzie ci zawdzięczać życie
Luna uśmiechnęła się tylko. Wyszedłem z jaskini do mojego miejsca pracy i wraz z uzdrowicielem, przebadaliśmy ten proszek. Okazało się, że to może być wspaniałe lekarstwo dla chorej. Wykonałem mieszankę jak mi doradziła Luna i podaliśmy pacjentce. Wadera na początek nie wyraźnie wyglądała... jęczała i mruczała coś. Po chwili jej stan zaskakująco się poprawił. Ale niestety musiała leżeć. Moc proszka złączyły złamane kości, ale musiał być jakiś czas wypoczynku, aby kości mogły się złączyć ściśle. Gdy wracałem do ukochanej, szedłem z wielkim uśmiechem i chęcią wycałowania Luny i to mocno.
Luna czekała i czekała. Czekała z wielką niespodzianką. Upolowała wielkiego łosia, ale jak? wyjaśniła, że w tym czasie, którym ja leczyłem pacjentkę, ona zwerbowała kilka wilków, aby pomogły jej w upolowaniu tak wielkiego bydlaka. Zwierze do tego było młode...
Uśmiechnąłem się do niej
- To co teraz?
- Jemy!- oznajmiła i z uśmiechem wzięła się za łosia.
Po jedzeniu dostałem wiadomość od medyka, że z pacjentką jest wszystko okej. Ucieszyło mnie to, a Luna najbardziej.
- To wszystko dzięki tobie, będzie żyć i nie widzę powodu, aby zmieniło się na gorsze- oznajmiłem
- To dobrze- Luna przytuliła się do mnie.
- No.. możesz być z siebie dumna, bo ja na pewno
<Luna?>
od Exana cd Shairen
- Coś jeszcze?- zapytałem spokojnie, rzucając waderze kamienne spojrzenie
- Nie- powiedziała bez jakiejkolwiek chęci rozmowy ze mną. I dobrze.
- Prawdziwy medyk, powinien przygotować się na śmierć swojego pacjenta, i nie przywiązuj się zbytnio
Nie wytrzymałem.
- Kim ty w ogóle jesteś, żeby w tak chamski i bezczelny sposób wypowiadać mi, że nie jest ze mnie prawdziwy medyk!
- Po prostu to widzę... I NIE! Unoś się, proszę
- Bo co? Według mnie jesteś chamska i zbyt pyskata, aby mnie oceniać, nic o mnie nie wiesz! nic o mnie nie słyszałaś, a oceniasz mnie w taki sposób. Nie jesteś byle bogiem, moja droga! możesz być lepsza, możesz być gorsza ode mnie... gówno mnie obchodzi jaka jesteś i kim jesteś, z chamstwem nie chcę mieć nic wspólnego...
- To tyle?- odparła bez uczuciowo wadera
- Tak, tyle...
- W takim razie miło się gawędziło- I wyszła.
- Głupia Ameba- szepnąłem, gdy wadera oddalała się. Kur** no!
***
Chyba ją zbyt mocno potraktowałem~ pomyślałem, gdy przeglądałem kartki księgi o ziołach. ~ Niby zachowała się chamsko, ale przecież nie musi być taka, aż do szpiku kości, może zdołam dostrzec w niej, choćby krzty dobra. Może powinienem ją odnaleźć? ~ Nie co ty gadasz! Jeszcze cię obrzuci mięsem, zobaczysz, wspomnisz moje słowa~ odezwał się moje wewnętrzne ja. Ale przecież warto spróbować, co nie?? A co do tego ma rację, żaden ze mnie medyk skoro nie potrafiłem ocalić czyjegoś życia, jaki ze mnie medyk, gdy nie potrafię opanować swoich emocji! Jaki ze mnie medyk, skoro nie potrafię wysłuchać drugiej osoby, która ma mi do przekazania coś ważnego, nawet jak to zaboli. Zatrzasnąłem księgę. Idę do niej!
Poderwałem się i wyszedłem z jaskini, po czym wypytywałem napotkanych wilków o Shairen. Widziano ją ostatnio nad rzeką... potem napotkałem Lunę, która nie miała ochoty na rozmowy... strasznie ją bolała głowa. Z racji tego, że to moja kochana, pobyłem chwilę z nią... później ni stąd, ni zowąd pojawiła się Shairen. Na mój widok nie zmieniła wyrazu obojętności.
- Szukałeś mnie, Exan?
- Luna, możesz mnie zostawić na słówko z Shairen
Luna pokiwała głową i odeszła. Gdy Luna była daleko, podszedłem do Shairen
- Shairen?
- A jednak znasz moje imię...
- Błagam nie przerywaj mi!- wypaliłem, ale tym razem spokojnie- No bo chcę cię przeprosić
Shairen nie odpowiedziała, tylko patrzyła się na mnie... wiedziała, że mam jej coś do powiedzenia
- Ja wiem, że przesadziłem i miałaś rację, żaden ze mnie medyk, skoro nie potrafię zapanować nad emocjami, wysłuchiwać innych nawet jak mnie to osobiście zaboli... przepraszam, że nazwałem cię chamską... może ostro zaczęłaś i może w ten sposób chciałaś mi coś przekazać, nie wiem... nie nam się na waderzych przekazach charakteru, ale dziękuję że mi to uświadomiłaś i na serio... przepraszam
<Shairen?>
Od Shairen CD. Yesterday'a
Ogarnęło mnie speszenie, gdy poczułam na sobie uważne spojrzenie błękitnych oczu należących do kogoś zupełnie mi obcego, więc powędrowałam wzrokiem gdzie indziej, na bok. Nie chciałam dać po sobie poznać tego, iż niezbyt przyjemnie przebywało mi się w pobliżu nieznajomej wadery.
- Przyniosłem ci jedzenie. - Basior położył mięso na ziemi, przed wilczycą, po czym przedstawił mnie dawnej Alfie.
- Witaj. - Na to słowo spojrzałam niepewnie na nią, starając się doszukać głębszego sensu ów wyrazu, ponieważ wyczuwając dziwną tajemniczość w głosie samicy niemal odruchowo chciałam znaleźć prawidłową interpretację tego. Jednak było to przecież tylko jedno, zwyczajne słowo powitania... przynajmniej z pozoru.
- Dzień dobry - odpowiedziałam, po sekundzie zastanowienia nad tym, co zrobić. Wtedy kątem oka zerknęłam na stojącego obok basiora i wycofałam się nieco, w zamiarze odejścia, a on za mną, po tym jak przekazał słownie coś jeszcze tej wilczycy – lecz ja nie słuchałam, oddalona od nich już o kilka kroków.
Yesterday stał trochę czasu na skraju wzniesienia, niedaleko jaskini Heroiki. Wyglądał na zatraconego w myślach, kiedy tak z góry spoglądał na otaczający go krajobraz. W jednej chwili miałam ochotę podejść do niego, usiąść i również ponapawać się ładnymi widokami, jednak zbyłam tę chęć myślą o powrocie do swojego nowego miejsca zamieszkania, gdzie chciałam resztę dnia spędzić na przewertowywaniu swojej książki o wszystkim, co było istotne w zawodzie medyka.
Zaczęłam odchodzić w swoją stronę, darując sobie pożegnanie z Alfą. Droga powrotna minęła mi w spokoju i ciszy, bez żadnych problemów, którymi mogłyby być, przykładowo, natrętne towarzystwo wilków z watahy. A tego z pewnością bym nie chciała.
Gdy wróciłam, słońce chyliło się już ku zachodowi – co oznaczało, że na wędrówce do swojej jaskini straciłam więcej czasu, niż zakładałam. Nie przeszkodziło mi to jednak w natychmiastowemu oddaniu się swojej lekturze, od razu po dotarciu do groty. Rozpoczęłam czytanie rozdziału poświęconego w całości chorobom zakaźnym.
Gdy ciemno zrobiło się na tyle, że nie mogłam już rozszyfrować tego, co napisane było na stronach księgi, pozostawiłam ją tak otwartą i ułożyłam się na twardym podłożu, zwijając się w kłębek. Senne zmęczenie ogarnęło mnie zaskakująco szybko.
<Yesterday?>
Od Shairen CD. Exana
Wilk gwałtownie odwrócił się do mnie przodem, po czym zapytał o intencje, w jakich przybyłam do tej jaskini. Niemal natychmiast się uspokoiłam, przybierając na pysk na powrót swoją minę obojętności. Skalpel, którym przed chwilą mogłam dostać, nie zrobił na mnie wrażenia – zachowywałam się, jakby nic się nie stało.
Nie miałam powodu do kłamstwa, a basior mógł mi pomóc, więc zgodnie z prawdą powiedziałam, iż przyszłam po potrzebne mi zioła lecznicze.
Po chwili wilk zrzucił z półki pożądany przeze mnie przedmiot, lecz nadal trzymał go w swoich łapach.
- Potrzebujesz czegoś jeszcze? - zapytał, mimo że w jego głosie nie wyczułam chęci do pomocy mi.
- To wszystko - stwierdziłam po krótkiej chwili zamyślenia, patrząc gdzieś na bok. Po chwili przeniosłam wzrok na samca i starannie dbając o to, by w tonie mego głosu można było wyczuć jedynie nięchęć do rozmowy i obojętność, zapytałam: - Wszystko w porządku?
Wilk odpowiedział twierdząco, jednak niestarając się brzmieć wiarygodnie.
- No widzę właśnie - powiedziałam, i by podkreślić pogardę, jaką włożyłam w wypowiedziane zdanie, prychnęłam. Nie podobało mi się to, że basior kłamał. I to skrajnie nieprzekonywująco.
W odpowiedzi mruknął coś niewyraźnie, odwracając łeb w inną stronę, by uniknąć mojego spojrzenia.
- Powinieneś, jako medyk, powściągnąć nerwy i zachować spokój - rzuciłam, niby od niechcenia. Widząc spojrzenie basiora, jakim mnie w tej chwili obdarzył, niemo przekazujące mi, gdzie ma moje rady, postanowiłam nieco rozwinąć swoją myśl, podając przykład adekwatny do zaistniałej przed chwilą sytuacji: - Przez agresję, wynikającą z besilności w sprawie uratowania życia jednego wilka, możesz doprowadzić do śmierci drugiego. Mówię tu o zrobieniu czegoś jeszcze mniej rozsądnego od rzucania przypadkowymi rzeczami.
Wilk zmrużył oczy, nieco nieprzychylnie przy tym na mnie patrząc.
- Dobra, przyznaję, zrobiłem coś wiedziony nagłym impulsem. - Westchnął cicho, spuszczając wzrok na podłoże. Ominęłam go zabierając przy tym słoik z potrzebnymi mi ziołami leczniczymi. Uznałam, iż ten samiec nie przeszedł w życiu zbyt wiele, skoro aż tak bardzo dał ponieść się emocjom, gdy jeden pacjent umarł. Medyczką byłam nie od tego dnia, więc wiedziałam dobrze, że z niektórymi sprawami trzeba się po prostu pogodzić. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że pacjenci bardzo często skazani są na śmierć, rzadko da się ich odratować, i z tą świadomością trzeba zwyczajnie żyć. A skoro ten osobnik – którego imienia nawet nie znałam – nie dał rady zapanować nad swoim gniewem... to nie nadaje się na medyka. Co prawda, z początku swojej medycznej kariery też taka byłam, ale to dawno temu, gdy jeszcze ceniłam sobie wilcze istnienia.
- Ech, nieważne... Zapomnijmy o tym. Jestem Exan.
Nie zamierzałam mu się przedstawiać, zresztą, nie wyglądał na zainteresowanego moim imieniem, więc założyłam, iż je już zwyczajnie znał.
<Exan?>
Od Luny CD Exana
Ja usiadła i zaczełam myśleć i po chwili przypomniałam sobie o gwiezdnym proszku który przyspiesza gojenie ran.
Spriwadziłam noc na chwilę i wyleciałam po za chmury zawyłam trzy razy i pojawiła się mała saszetka tego proszku i znów zawitał dzień.
Poleciałam szybko do szpitala gdzie spotkałam mojego ukochanego .
-Hej, co z nią- zapytałam patrząc na niego zzaciekawieniem.
-Wszystko już jest dobrze, tylko jest cała połamana-odparł patrząc na mnie.
-Mam tu coś co pomoże- stwierdziłam i pokazałam mojemu chłopakowi sadzenie
-To gwiezdny proszek. Wysp go do wody i wymieszaj a następnie daj jej di wypicia. Po jego wypiciu rany i złamania szybciej się zagoją .Przynajmniej tak się mogę przydać- powiedziałam dając proszek a następnie całując Exana w policzek.
-Dziękuje kochanie bardzo się przyda- odparł pocałował mnie i poszedł przygotować proszek.
Po chwili wrócił z sali i usiadł koło mnie.
-Mogę jakoś pomóc?- zapytałam z uśmiechem
-No cóż... pomoc się zawsze przyda- odpowiedział z uśmiechem a ja zamierzała ogonem i się uśmiecgnełam.
Nagle zawyłam i przyleciała moja księga z narysowanym księżycem na okładce i otoczona gwiazdami.
-Ja też mam swoją księgę- powiedziała patrząc na mojego słodziaka który patrzył ze zdziwieniem .
-Zaraz znajdę jakieś zioła na złamania
<Exan?>
od Exana cd Luna
Zamknąłem księgę i pokręciłem głową i westchnąłem cicho
- Czyli nic się nie da zrobić?- zapytała
- Nie
- Szkoda
Uśmiechnąłem się do niej
- A to może i dobrze, co będziemy sobie głową szczeniakami zaprzątać, jesteśmy młodzi... wyszalejmy się
- Co masz na myśli?
- A na to...
Podniosłem się i podszedłem do niej, wytarłem krew zwierzęcia z jej pyszczka, a ona zamknęła oczy. Czekała na pocałunek. Pocałowałem ją namiętnie. Kochana wyczuła to i zarumieniła się mocno.
Jednak gdy zaczęliśmy się rozkręcać, nagle coś wleciało do wejścia do jaskini... jakiś ptak, a na nóżce miał liścik. Wziąłem kartkę i zacząłem czytać
" Exan, pacjent w potrzebie."
---
To była jakaś masakra. Akurat pacjentem, a raczej pacjentką była pewna wadera, raczej nie z naszej watahy. Miała złamanie otwarte i połamane żebra. Niestety musi u nas zostać na jakiś czas, a później będzie musiała opuścić teren watahy.
Luna czekała, a wtedy było południe. Zapytała, a ja opowiedziałem co się stało, wadera przekrzywiła usta.
- Cóż, ale przynajmniej żyje
- Tak
<Luna?>
Od Luny CD Exana
-Nie martw się, kocham cię takiego jakim jesteś i nigdy cię nie zostawię- powiedziałam i pocałowałam mojego ukochanego w policzek, po czym zesłała na niego sen i poszłam się przelecieć po nocnym niebie które wyglądało tak.
Leciałam chwilę i wyleciałam po za chmury zrobiłam obrót w powietrzu.
Po chwili zaczełam śpiewać tą piosenkę, gdy skończyłam ją śpiewać wróciłam do jaskini i położyłam się obok słodko śpiącego Exana, natychmiast zasnełam.
Exan się obudził a ja jeszcze smacznie spałam, mój ukochany obudził mnie.
Wstałam rozciągnełam się i powiedziałam:
-Hej słodziaku. Zapolujemy na jakieś śniadanie?- zapytałam z uśmiechem na twarzy i pocałowałam go w policzek.
-Hej kochana. Z chęcią- odparł i poszliśmy na coś zapolować.
Po chwili tropienia Exan złapał trop jakiejś sporej zwierzyny.
Niedaleko od złapania tropu było całkiem spore stado reniferów na które mieliśmy zamiar zapolować.
-Zapolujemy na tamtego starego renifera- powiedział wskazując łapą na fenifera.
Zaczęliśmy się skradać...
<Exan?>
od Exana cd Luna
Uśmiechnąłem się lekko i pstryknąłem. Nagle pojawiła się księga, otoczona płomiennymi obłokami, otworzyła się na danej stronie. Przekrzywiłem usta.
- Niestety, bezpłodność jest nieuleczalna- odrzekłem i spojrzałem na Lunę, która opuściła głowę. Zasmuciła się. Podszedłem do niej, przytuliłem ją... przecież nie musimy mieć swoich młodych, całe życie może być tylko dla nas, no bo... szczeniaki to też ogromny obowiązek liczący się z różnymi też nieprzyjemnościami, wiecznie oczy dookoła głowy, trzeba pilnować, aby się żadnemu nic nie stało.
- Cóż, mówi się trudno- powiedziała Luna, nie spojrzała na mnie tylko załamana patrzyła na ziemię.
- Może, lepiej będzie jak się rozstaniemy
- Co?- zerwała się Luna
- No bo, skoro ja nie mogę ci zapewnić potomstwa, to może zrobi to inny basior
- Ale już nie ma innych basiorów dla mnie, ty jesteś dla mnie tym jedynym...
- Serio?
Luna kiwnęła głową, potwierdzając swoje słowa. Na prawdę, ale ulżyło mi
- Taak i nie waż się myśleć, że jest inaczej, dobrze?
Pokiwałem głową. Luna położyła się ponownie, ale nie ukrywała załamania.
- Dalej się nad tym załamujesz?
- Trochę, ale ważne że jesteś ze mną
- No właśnie, cieszę się, że myślisz pozytywnie bo sama przecież nie jesteś
- No taak, ale...
- No dobrze, dla ciebie poszukam jeszcze jakiś sposób na bezpłodność, a może się coś znajdzie
Lunie poprawił się humor, pomachała ogonem.
- Ale jutro, bo dziś jestem już zmęczony
<Luna?>
Od Luny CD Exana
Podeszłam do niego i przytuliłam mówiąc:
-Przepraszam, że tak wypaliłam z tymi szczeniakami , nie wiedziałam. Jak ty się musiałeś poczuć? Przepraszam - mówiłam wtulona w Exana który siedział bez ruchu.
-Dobrze ,nic się nie stało. Skąd mogłaś wiedzieć - odpowiedział przysyłając się do mnie .
- To co, szukamy drogi powrotnej - zapytałam aby zmienić temat.
-Dobrze- odparł i ruszyliśmy na poszukiwania wyjścia .
Poszliśmy w stronę światła zaraz po tym dotarliśmy do jednej z komor która była cała z pięknych niebieskich kryształów.
Przeszliśmy całą komorę i zauważył ósmy kolejne światło,tym razem to było światło dzienne .
Wyszliśmy z groty i nim się spostrzegliśmy był już wieczór.
-Dzisiaj nocujesz u mnie- powiedziałam patrząc na mojego ukochanego.
-Dobrze moja kochana- odparł i wyruszyliśmy w stronę mojej jaskini.
W mgnieniu oka byliśmy na miejscu.
-Zapraszamy w moje skromne progi- powiedziałam zapraszając mojego ukochanego do środka.
Usiedliśmy obok siebie i w pewnym momencie powiedziałam:
-Może... w twojej księdze jest jakiś lek na bezpłodność?- zapytałam nieśmiałe
<Exan?>
Opowiadanie zawiera błędy. Brakuje etykiety. Proszę właścicielkę Luny o poprawę w ciągu 48 h, w przeciwnym razie opowiadanie zostanie usunięte. Właściciel Exana proszony jest o wstrzymanie się z odpisywaniem do czasu poprawy opowiadania.
od Exana cd Luna
Luna uśmiechnęła się i pokiwała głową. A więc weszliśmy.
Sam nie wiem, co teraz... a może Luna coś kombinuje, co?
Luna ułożyła się obok jednego ze stalagnatów, a ja obok niej. Usiadłem.
- No i co teraz?
***
Luna ciągnęła mnie po chwili w głębie groty, a przyznam. Miejsce było duże... wilgoć była raczej w maksymalnym stopniu, powietrze zaskakująco świeże, a wadera dalej mnie prowadziła. Później natknęliśmy się na szczelinę w podłożu. Przecisnęliśmy się i szliśmy w dół, podłoże było śliskie, więc bez problemu moglibyśmy zjechać. Po woli schodziliśmy, aż do momentu gdy napotkaliśmy wyrwę. Schodziliśmy coraz niżej i niżej... aż... stanęliśmy przed urwiskiem, a na dole woda. Chyba woda morska.
- Skaczemy?
- Że co?!
Złapałem za łapę moją ukochaną i rzuciłem się w dół. Ona za mną. Wadera wrzeszczała jak oszalała, a ja miałem ubaw z napływającej adrenaliny. Zbliżyłem waderę do siebie i pokazałem co ma robić. Miała wykonać to co ja. Złączyłem łapy jak strzała, zrobiła to samo. Wbiliśmy się do wody bez problemu. Zrobiliśmy łuk pod wodą i wypłynęliśmy na brzeg
- Czy ty jesteś szalony?!- wyszeptała nie mając sił, aby krzyczeć. Była przerażona
- Przecież żyjemy- rzekłem i podszedłem do niej, to cud że dała się jeszcze dotknąć. A dała się. Przytuliłem ja do siebie, ale przez to była markotna
- Przepraszam, zachowałem się jak niedojrzały gówniarz
- Prawda
Skrzywiłem lekko minę. Luna nagle wypaliła coś nagle
- Oby nasze szczeniaki nie odziedziczyły takiego szaleństwa po tobie
- Ammm Luna!?- stanęła mi ślina w gardle, podrapałem się w łeb myśląc jak jej to powiedzieć.
- Tak?
- Chcesz mieć ze mną...
- Szczeniaki, co w tym złego?
- Tylko, że to... to jest niemożliwe- i odwróciłem się od niej, nie chciałem patrzeć jej w oczy
- A czemu?- zapytała, wzbudzając w swoim głosie nutę goryczy
- Bo... ja... no bo wiesz, em....
- No nie wiem, wywal to z siebie
- Luna, bo ja jestem bezpłodny- chciałem tylko jednego. Zapaść się pod ziemię
<Luna?>
Od Luny CD Exana
Poszliśmy nad małe jeziorko które znajdowało się nie daleko rzeki leminga.
Po kilku minutach drogi dotarliśmy na miejsce, natychmiast wskoczyłam do wody i mój ukochany zrobił to samo.
-Wspaniale jest tak sobie popłynąć powiedziała pływając i patrząc na Exana.
-Tak- odparł i ochlapał mnie wodą.
-Ej kochany!- odparłam i Ochla palma wodą Exana, który się zaśmiał i znów mnie ochlapał.
Zaczęliśmy bawić się jak szczeniaki ale co tam jest super.
W pewnym momencie to nie było zwykłe chlapanie tylko wojna a więc utworzyła fale która zalała Exana a on po chwili znalazł się na brzegu. Zaczełam się śmiać on też zaczął po chwili, wyszłam z wody i otrzemałam się.
-To co teraz robimy?- zapytała a woda jeszcze ze mnie kapała jak i mojego chłopaka.
-No nie wiem wybieraj- westchnoł patrząc ma mnie z uśmiechem
-Wiem, chodź kochanie- powiedziałam i zaczełam iść w stronę groty mroku.
Po kilku minutach doszliśmy na miejsce.
-Tu przyszliśmy po raz pierwszy powiedziałam stając przed grotą.
<Exan?>
od Exana cd Luna
- Luna, słonko... - powiedziałem po chwili- ja wiem, że wczoraj... ech o tym zapomniałem jak ten głupi dureń
- Exan, przestań!- powiedziała po chwili
- No... ten...ech .... będziesz ze mną? Będziesz moją i tylko moją kruszynką?
Luna uśmiechnęła się miło i nagle pocałowała mnie w policzek i... dała mi z liścia. Liść po pocałunku, no tego jeszcze nie było
- To za to, że teraz sobie o tym przypomniałeś! A i jeszcze jedno... tak, będę twoją kruszynką
Wyszczerzyłem się szeroko. Luna przejechała delikatnie łapą w miejsce, gdzie dała mi z liścia.
- Przepraszam
- Zasłużyłem sobie- rzekłem i spojrzałem na nią, dałem jej całusa.
- Przecież... ah nie ważne, chodźmy nad jezioro, muszę się odświeżyć
- Ja też, przyda nam się niezła kąpiel
<Luna?>
Od Yesterday'a CD. Shairen
Chwyciłem mocniej kawałek mięsa i ruszyliśmy w stronę jaskini Heroiki.
- Gdzie tak właściwie idziemy? - zapytała Shairen w pewnym momencie.
- Do Heroiki - odpowiedziałem, luzując nieco chwyt. - To poprzednia Alfa watahy.
- Coś się jej stało? - rzuciła towarzysząca mi wilczyca jakby od niechcenia. Nie potrafiłem stwierdzić, czy spytała tak po prostu, czy naprawdę chce poznać odpowiedź.
- Została ranna w czasie bitwy, dwa lata temu. Nie może polować - mruknąłem. Nie, żeby to była jakaś tajemnica, ale nie wiedzieć czemu, trochę dziwnie się poczułem, opowiadając o tym Shairen. Wilczyca na szczęście tylko kiwnęła głową, przyjmując moje słowa do wiadomości. Dalsza droga przebiegła nam w milczeniu. Po kilku minutach stałem już przed wejściem do groty Heroiki, Shairen chwilę później dołączyła do mnie.
- Heroiko? - zapytałem, wchodząc do jaskini. Z kąta wyszła, kulejąc, starsza wadera. Jej oczy błysnęły, gdy dostrzegła stojącą obok mnie Shairen.
- Przyniosłem ci jedzenie - poinformowałem, kładąc na ziemi mięso. - To jest Shairen, dołączyła do watahy wczoraj.
- Witaj - powiedziała nieco tajemniczo Heroica, mierząc wilczycę spojrzeniem.
- Dzień dobry - odparła moja towarzyszka. W jej głosie usłyszałem ledwie wyczuwalną nutkę niepewności, jakby wadera nie była do końca pewna, co właściwie ma zrobić.
- Altair przyjdzie tutaj wieczorem - dodałem jeszcze, zanim opuściliśmy jaskinię. Dawna Alfa kiwnęła głową i przystąpiła do jedzenia. Zatrzymałem się kilkanaście kroków od groty, która znajdowała się na niedużym wzniesieniu. Z góry spojrzałem na otaczające mnie tereny - wzgórza i płaską równinę, a daleko za nimi ciemną linie lasu. Wiał przyjemny wiatr, a do zachodu wciąż pozostało kilka godzin.
<Shairen?>
Od Luny CD Exana
Nastał ranek i słońce obudziło mnie świecąc wprost w moje ociążałe powieki, które z ledwością się otworzyły.
Exan po chwili też się obudził.
-Super randka- powiedziałam patrząc na Exana.
-Tak, było super- odparł jeszcze zasypany Exan.
-Chodź rozprostujemy kości- stwierdziłam wstając i przeciągając się.
-Dobrze - odparł i wstał również się rozciągając.
Więc poszliśmy.
Szliśmy i śliśmy mile gawędząc a czas upływał nam wspaniale.
W pewnym momencie zaczełam myśleć:
Exan jest super. Niby ze sobą jesteśmy a jednak nie bo on nie spytał mnie czy chcę z nim chodzić. Chciałabym aby zapytał mnie w końcu czy chcę z nim chodzić, przecież jesteśmy tak blisko.
Myślałam tak trwając chwilę w milczeniu.
W pewnej chwili zatrzymaliśmy się.
<Exan?>
Od Exana CD. Shairen
- Skąd ci to przyszło do głowy?!- wadera zdziwiła się
- Nie wiem, pewnie tak pomyślałaś, ale wiesz co... w czterech literach mam za kogo mnie masz i czy mnie lubisz, czy nie. Bo widać, że chyba z twoim zachowanie, najwyżej ślepy kojot zaakceptuje twoje towarzystwo.
Shairen najwidoczniej nie przejęła się tym. Gdzieś to miałem.
Shairen po prostu odeszła w swoją stronę. Pociągnąłem nosem i zniknąłem za krzakami, zbliżałem się do swojej jaskini, gdzie czekał tam pacjent. Straszny przypadek. To był basior, który chyba nie był z naszej watahy i chyba nie mam upoważnień, aby leczyć innych wilków nie z tej watahy. Ale mój fach nakazuje pomagać innym. Wilk miał wgniecioną kość czaszki do mózgu. Szlag by to~ pomyślałem, dając wilka pod kroplówkę. Ogoliłem miejsce gdzie znajdowała się rana. To był potworny widok. Kość doprowadzał do obrzęku mózgu i jeśli nie doprowadzę do stanu normalnego, po prostu mi tu umrze. Przy najmniejszym poruszeniu pacjenta w okolicy głowy, dostawał potwornych drgawek. Próbowałem wszelkich metod... ale... to już było na nic. Wilk umarł. Wnerwiony zacisnąłem skalpel w łapie... na oślep cisnąłem nim.
- Hej, chcesz mnie zabić!
Odwróciłem się gwałtownie. To była ta Shairen. Zmierzyłem ją grobowym wzrokiem. Skalpel wbity w ścianę, znajdował się nad głową wadery.
- Czego tu chcesz?- zapytałem zasuwając parawan łóżka na którym leżał martwy pacjent.
- Potrzebne mi są ziółka, ale widać że zajęty jesteś
- Jakich konkretnie potrzebujesz?
Wadera wskazała mi słoik z rośliną na najwyższej półce,. Zadem uderzyłem lekko w półkę, słoiki zadrżały niebezpiecznie, ale ta jedna zleciała i wpadła w moje łapy.
- Potrzebujesz czegoś jeszcze?
- To wszystko... wszystko w porządku?
- Tak, jest wszystko ok...
- No widzę właśnie- prychnęła i spojrzała na skalpel, utkwiony w ścianie
- To nic takiego
<Shairen?>
Od Exana CD. Luny
Randka polegała na tym, że poszliśmy w wyznaczone przez Lunę miejsce i tam obserwowaliśmy zachód słońca. Później mogliśmy tylko oglądać gwiazdy, ale bez alkoholu to trochę nie to samo. Pstryknąłem i nagle pojawiła się księga, która się otworzyła, a w wnętrzu wyciętym w kartki utkwiona była butelka czerwonego wina, wraz z kielichami. Kielichy były miedziane, idealne do picia wina wieczorami. Wziąłem wino i kielichy, a księga zniknęła. Wziąłem jeden kielich i napełniłem winem, dałem Lunie i drugi dla siebie. Puściłem do niej oczko. Luna uśmiechnęła się lekko, wzięła lekki łyk, a ja porządnie opróżniłem kielich trzema łykami. Wino było słodkie.
- Pyszne- powiedziała Luna- bardzo
- Najpyszniejsze wina, to tylko u mnie... kochanie- zbliżyłem się do niej, ułożyliśmy się na ziemi. Luna praktycznie była pode mną. Stałem nad nią i namiętnie całowaniem, po trochu... chciałem, aby wczuła się. Potem przechodziłem do czegoś śmielszego. Końcem języka jeździłem po jej policzku do tego czując, jak waderze pulsują policzki. Była cała czerwona. Wadera wtuliła się we mnie, uśmiechnąłem się zadziornie. Wypiłem kolejny kielich wina i byłem coraz nakręcony.
***
Nadeszła noc, a mi kręciło się w głowie, dosłownie chciało mi się śpiewać, tańczyć, śmiać... a wesoła atmosfera nie opuszczała mnie. A ciepła chęć całowania mojej dziewczyny, też nachodziła mnie coraz mocniej przy bardziej wlewanym w siebie winem. Luna nie broniła się, praktycznie śmieszyło ją to. Przestałem po chwili i stwierdziłem, że za dużo wypiliśmy. Butelka po winie była już pusta, a jaskinia była daleko. A zmęczenie dopadło mnie. Ziewnąłem tylko i ułożyłem się miękko na ziemi, a Luna obok mnie.
<Luna?>
Od Shairen CD. Yesterday'a
- Tym bardziej się cieszę.
Szedł dalej, w bliżej nieokreślonym dla mnie kierunku, trzymając w pysku ten sam kawałek mięsa, a ja po chwili podążyłam za odchodzącym wilkiem wzrokiem. Czemu radość sprawia ci taka nic niewarta błahostka?, przyszło mi na myśl, jednak komentarz ten pozostawiłam dla siebie. Uznałam tego osobnika za kogoś po prostu... dziwnego.
Nie mogłam nie zauważyć, jak w pewnym momencie Yesterday przewrócił się, co nie wyglądało na symulację, po czym znikł mi z pola widzenia. Podniosłam się i po chwili, spędzonej na szybkim truchcie, znalazłam się mniej-więcej tam, gdzie przewrócił się basior, jednak jego już tam nie było. Zeszłam nieco w dół trawiastego stoku, jaki znajdował się tuż obok, i od razu moim oczom ukazał się ten sam kawałek mięsa, który przed kilkoma chwilami niósł Yesterday.
Westchnęłam z ledwo wyczuwalną irytacją w głosie.
- Gdzie ten wilk jest? - zapytałam samą siebie pod nosem, niespodziewając się odpowiedzi, którą jednak po chwili dostałam.
- Tutaj...
Odwróciłam łeb ku basiorowi. Powstrzymałam się od mało grzecznego komentarza, jaki cisnął mi się do pyska, na temat nieeleganckiego, chwiejnego chodu samca.
- Co się stało? - zadałam przelotne pytanie, starając się zachować obojętność w głosie. W odpowiedzi posłał mi jedynie wymijające spojrzenie, a z wyrazu jego pyska nie udało mi się wyczytać żadnych emocji. Mój wzrok podążył za Yesterday'em, który skierował swe, już w pełni opanowane, kroki ku mięsu.
Uznałam, że nie mam nic już do roboty, więc mogłabym pójść z tym wilkiem do miejsca, do którego szedł. Jakoś... nie przeszkadzało mi już jego towarzystwo. Co nie jest równoznaczne z nabraniem do niego zaufania.
Wyjawiłam mu swoją propozycję, na co w jego oczach dostrzegłam wahanie, jednak po chwili przystał na nią.
<Yesterday?>
Odejście
Od Yesterday'a CD. Shairen
- Bo to nie jest częsty widok - stwierdziła wilczyca bezbarwnym, nie zdradzającym emocji tonem. Co takiego mogła sobie teraz myśleć? W każdym razie zachowywała się trochę jak... ja...
- Tym bardziej się cieszę - odpowiedziałem, uśmiechając się jeszcze raz krótko. Chwyciłem mocniej mięso, tak, że nie mogłem już mówić, i ruszyłem w stronę jaskini Heroiki.
Cały czas jednak, nie wiedzieć czemu, myślałem o Shairen i jej uśmiechu [czy tylko mi to zabrzmiało jak jakiś wiersz? xd]. Jakim cudem uśmiechnęła się akurat do mnie? Ledwie się znaliśmy...
Poczułem, że coś jakby blokuje moją łapę i w następnej chwili wylądowałem na ziemi. Zacząłem się toczyć w dół trawiastego stoku, niesiony kawałek mięsa zostawiając gdzieś wyżej. Podczas tej całej sytuacji udało mi się stracić orientację, gdzie jest góra, a gdzie dół. Gdy w końcu się zatrzymałem, mając ładny widok na niebo, leżałem tak przez chwilę, nie mogąc dojść do siebie. Kiedy wstałem, ruszyłem po zgubione mięso. Cały czas kręciło mi się w głowie, więc szedłem pięknym zygzakiem. Czułem na sobie spojrzenie leżącej wśród traw Shairen.
<Shairen?>
Od Altair CD. Cassie
Prowadziłam młodą Gammę kamiennymi tunelami, aż w pewnym momencie ujrzałyśmy przed sobą schody. Cassie ukryła się w cieniu pod sufitem, a ja rozejrzałam się, czy jest bezpiecznie.
Czysto - pomyślałam i w tej samej chwili poczułam, że się materializuję. Natychmiast stanęłam na pierwszym schodku, a moment później przemiana się zakończyła. Niech to... Teraz będziemy musiały uważać jeszcze bardziej.
- Alt? - usłyszałam głos mojej małej towarzyszki, która wystawiła głowę z cienia.
- Ci... Nie ma czasu na gadanie. Za mną - powiedziałam, wdrapując się po schodach. Młoda Gamma poleciała za mną, kryjąc możliwie najbardziej swoją jasną postać. - Gdyby coś mi się stało, to uciekaj i poinformuj o tym watahę - poleciłam jeszcze. Dotarłyśmy na szczyt schodów i znalazłyśmy się w pustym, dobrze oświetlonym przez słoneczne światło korytarzu. Na posadzce leżał dywan, a obok okien wisiały ciężkie zasłony. Na końcu przejścia dostrzegłam solidne drewniane drzwi, skryte nieco w cieniu. Czułam od nich delikatny powiew wiatru.
- Tędy - mruknęłam, ruszając cicho w ich stronę.
<Cassie?>
Od Luny CD. Exana
-To było superrr!!!- powiedziałam z wielkim entuzjazmem, patrząc na Exana który się miło uśmiechał.
-Więc teraz idziemy się przejść -odparł z uśmiechem padając mi łapę.
-Nie, my nie idziemy się przejść... my idziemy na randkę- odpowiedziałam z pełnym spokojem podając mu łapę.
I poszliśmy. Nie wiedziałam do kąd idziemy, po prostu podążałam z Exanem.
Po kilku minutach dotarliśmy do Wichrowych Wzgórz.
Weszliśmy na największy szczyt i tam uśedliśmy obserwując zachód słońca (gdyż był już wieczór.)
Zachód był bardzo piękny oraz romantyczny.
-Jak tu pięknie- stwierdziłam wtulona w Exana .
-Tak, jest naprawdę pięknie- odpowiedział wtukając się we mnie. Chciałam aby ta chwila się nie kończyła.
Wstałam popatrzyłam się prosto w oczy Exanowi zaczełam przybliżać głowę do jego głowy i pocałowałam go.
Pocałunek przy zachodzie słońca, idealna randka, wszystko jak ze snu.
Kiedy przestaliśmy się całować położyłam się na ziemi patrząc w gwiazdy, Exan zrobił to samo, zaczełam się do niego przybliżać i przytuliam się do niego.
< Exan?>
Od Exana CD. Luny
- Emmm.... no...
- Exan, to ty- burknęła uśmiechnięta, a jej oczy lśniąco zaiskrzyły ze szczęścia.
Tym razem zalazłem się rumieńcem i z nerwów dopadł mnie nerwowy tik. Luna, czy ona coś sugerowała? Dla niej jestem przystojny? Inteligentny.
Chciałem dodać też coś od siebie
- Moje oko widzi... hmmm coś pięknego, a obok tego żółtego i promienistego, otoczona wodą. Ta piękność wydaje się być miłą i wspaniałą.. czyli ty, oświetlona blaskiem słońca, władająca wodą mocą księżyca i do tego miła i wspaniała. Puściłem do niej oczko.
No ale dość słodzenia~ pomyślałem, ale podszedłem do niej, przytuliłem ją. Mocno.
- Masz ochotę jeszcze gdzieś iść?-zapytałem
- Z tobą wszędzie- oznajmiła wadera i zaskoczyła mnie znowu, bo pocałowała mnie w policzek. Na jej pyszczku zawitał lekki wstyd.
- No hej, to nawet było miłe- odwzajemniłem to i też pocałowałem ją, ale prosto w usta. Nie wstydziłem się tego
< Luna?>
Od Shairen CD. Exana
Poczułam zapach jakiegoś nieznanego mi wilka, jednak wolałam zachować pozory, iż nadal nie zdaję sobie sprawy z jego obecności.
Wróg?
Potencjalny sprzymierzeniec?
To nie było istotne. Ważnym było się tego dowiedzieć.
Odczekałam, aż zbliży się wystarczająco blisko. Mój nos i tym razem mnie nie zawodził: potrafiłam określić dokładną pozycję nieznajomego.
Nucenie się urwało z chwilą, gdy szybkim i nieprzewidywalnym ruchem wyskoczyłam do tyłu, w krótkiej chwili lotu przekręcając się tak, aby przygwoździć wilka brzuchem do ziemi. Nawet nie próbował się bronić, nadal będąc zaskoczonym.
Trafiłam na jakiegoś łajzę, oceniłam w myślach widząc u niego duże braki w szybkości reagowania. Dopiero po dwóch sekundach, które w walce o swoje życie zawsze są bardzo cenne, spróbował wybrnąć z tej sytuacji. Za dużo czasu stracił. W tamtej chwili przygwożdżony był przez moje łapy do ziemi, bez możliwości obronienia się własnym ciałem.
Stało się to, co przewidziałam: że jeśli ten basior posiada jakąś przydatną moc, użyje jej w obronie. Niedaleko zapaliła się niewielka iskierka, co zauważyłam kątem oka. Chwilę potem zaczęła rosnąć w ognisty płomień. Przeciwnik najwidoczniej chciał zaatakować mnie tym z zaskoczenia, a sądziłam tak, ponieważ płomień znajdował się niemal poza zasięgiem mojego wzroku.
- Czemu mnie atakujesz?
Teraz chcesz odciągnąć moją uwagę od ognia, stwierdziłam w myślach.
- Nie jestem pewna co do twoich zamiarów - wyjaśniłam, lecz tylko po to, by wilk nadal myślał, iż nie przejrzałam jego zamiarów.
- Jesteś spoza tej watahy? - Jego głos nie przejawiał wrogości. Spojrzałam na niego krzywo. Co to za pytanie?
- Jestem z tej, na której terenie jesteśmy.
- Ale... Ja też - przyznał, a ja wychwyciłam gasnący ogień gdzieś na uboczu. - Możesz ze mnie zejść? Nie mam złych zamiarów.
Nachyliłam się nad nim tak, że moje puste spojrzenie wwiercało się w jego oczy, jakby starając się wyżreć z nich wszystkie potrzebne informacje, wyczuć kłamstwo. Koniec mojego nosa niemal stykał się złowrogo z jego.
- Nie ujawniaj swoich mocy przed potencjalnym wrogiem - szepnęłam, a zdanie to miało na celu nie zakodowanie mu tej solidnej rady w głowie, lecz danie mu do zrozumienia jaką głupotą się wykazał.
Nie czekając na reakcję samca, zeszłam z niego i zaczęłam odchodzić.
< Exan? Wybacz to, że tak długo nie odpsywałam>
Od Shairen CD. Yesterday'a
Zastrzygłam jednym uchem oczekując kolejnej wypowiedzi ze strony samca. Uznałam, iż zwykłe ,,dawno się nie widzieliśmy" było zdaniem pozbawionym sensu, zbędną informacją niepotrzebną mi do czegokolwiek, jednak pozostawiłam to bez komentarza, gdyż nie miałam ochoty wdawać się w dyskusję. Jak zwykle.
Udałam, iż uśmiech, jaki zagościł na pysku basiora, umknął mojej uwadze. W ciągu ułamka sekundy przez głowę przeszła mi myśl, że może powinnam odwzajemnić gest, lecz jak szybko się ona pojawiła, tak szybko się jej wyzbyłam.
Yesterday przeszedł obok mnie, po drodze rzucając nieco wesołym tonem:
- Sądziłem, że jednak nie umiesz się uśmiechać.
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że nie udało mi się powstrzymać wygięcia warg w sposób okazujący stosunkowo przyjazne nastawienie do tego wilka. Zrobiłam to wbrew własnej woli.
Do moich myśli wdarło się pojedyncze przekleństwo, jednak nie dałam poznać po wyrazie swego pyska tego, jak targa mną frustracja z powodu braku zapanowania nad czymś tak banalnie prostym, jak najzwyklejszy uśmiech.
Na moim obliczu natychmiastowo zapanowała, zwyczajna dla mnie, obojętność.
- Bo nie jest to częsty widok - stwierdziłam pozbawionym emocji głosem. Chyba zaczynam się robić coraz pewniejsza w towarzystwie tego osobnika, pomyślałam.
< Yesterday?>
Od Luny CD. Exana
-Przywołasz wodę abyśmy się napili?- zapytał spragniony, wysuszony język wystawał mu z pyska.
-Oczywiście, już ją sprowadzam-odparłam.
Uniosłam się w górę i po chwili było słychać szum wody.
Nagle przypypłyneła woda a my zaczęliśmy ją pić z zapartym tchem.
Gdy nasze pragnienie było już zaspokojone postanowiliśmy ruszyć w dalszą drogę.
-Twoja noc jest jednak przydatna, a kiedyś sądziłaś iż jest nie przydatna - powiedział z uśmiechem patrząc na mnie. Lekko się zaczerwieniłam.
I ruszyliśmy w dalszą część spaceru, przez chwilę trwaliśmy w milczeniu.
Zastanawiałam się jaki by tu temat do.rozmowy zaproponować aż w końcu powiedziałam.
-Może w coś zagramy dla zabawy?- zapytałam z uśmiechem.
-Tak, tylko w Co?- zapytał z uśmiechem
-moje oko widzi?-zaproponowałam grę która przyszła mi na myśl.
-Jak w to się gra- zapytał zdziwiony
-Ja mówię np. Moje oko widzi coś określonego i białego a ty znajdujesz co to jest- wyjaśniłam zwięźle zasady gry.
-Węc grajmy- stwierdził wesołym głosem
-Moje oko widzi coś określonego i żółtego- zadałem pierwszą zagadkę Exanowi.
-Czy to słońce?- zapytał patrząc w prost w nie
Taka, świetnie. Teraz ty mi zadajesz zagadkę- stwierdziłam rozbawionym głosem .
-Moje oko widzi coś zielonego
-Trawę?
-Tak
-Moje oko widzi kogoś mądrego , przystojnego, miłego i super fajnego
< Exan?>
Od Exana CD. Luny
- Masz jakiś pomysł, aby nie paść tu z pragnienia?
Wadera uśmiechnęła się przekonująco
No to sobie pobiegniemy~ pomyślałem
- No a ty chyba masz moc wody, co nie?
< Luna?>
Od Luny CD. Exana
Kiedy już stanęłam przed nim postanowiłam wejść do jego snów, jak postanowiłam tak zrobiłam. Gdy już to zrobiłam widziałam wszystkiego sny stanęłam przed nim i powiedziałam. Policzę do trzech, a ty się obudzisz.
-Jeden...
-Dwa...
-Trzy...
Obudził się zdziwiony patrzył na mnie ze zdziwieniem, jakby nie wiedział co się stało postanowiłam natychmiast mi wszystko wyjaśnisz.
- Jak to zrobiłaś, co się stało, jakim cudem no...- powiedział rzeźbione patrząc na mnie jak na zjawię.
- Jestem wilkiem nocy potrafię kontrolować i przenikać do snów innych ,więc nie martw się to nic niezwykłego.- powiedziałam zawstydzony głosem z opuszczonym głową ,teraz właśnie miałem mu wszystko wyjaśnić.
-To dobrze bo już się lekko - powiedział roześmiany głosem.
-Przepraszam Cię za moje zachowanie, czułam wstyd. I nie wiedziałam jak się zachować . - odparła zawstydzona, mając rozpuszczoną głowę .
-Nic się nie stało , sam nie wiem jak bym się zachował .- powiedział wesołym tonem , z uśmiechem na twarzy. Odwzajemniłam uśmiech i podniosłam głowę .
-Może się gdzieś przejdziemy ,co ty na to?- zapytałam z uśmiechem patrząc na niego .
- Chętnie - odparł patrząc na mnie miłym wzrokiem.
-Więc chodźmy - powiedziałam i ruszyłam przed siebie.
A Exan podążał tuż obok mnie.
< Exan?>
Od Cassie cd Altair
I gdy te obce wilki poszły dalej – znikąd mą sierść musnął wiatr. Może to Altair?
Może jest niewidzialna i lewituje?
Wzruszyłam ramionami i poleciałam cicho za podmuchem. Po drodze zgasiłam przypadkiem parę pochodni, wiszących na ścianach.
Znów krążyłam w korytarzach z niewidzialną towarzyszką.
— Altair? Dlaczego to robisz? W sensie... Ratujesz mnie? — szepnęłam.
Wiatr jedynie mocniej dmuchnął. Przyśpieszyłam, próbując nie patrzeć w dół. Walały się tam sterty kości. Wilczych kości.
Jakieś kanibale...
— Wiesz może, jak długo jeszcze? — zapytałam zaniepokoina. Bałam się, że przyjdzie kolejny, mądrzejszy patrol i będą patrzeć w górę.
< Alt? C: >
Nie łamie regulaminu, ok? Zasada dziesięciu linijek!
Od Cassie cd Prascanny
— No dobrze. — odpowiedziała Prascanna. W jej głosie było słychać niepewność.
— Jej! To chodź, Scann! Razem raźniej!
Całą drogę wadera milczała, a ja gderałam jak nakręcona i skakałam wokół niej, parę razy wpadając w bagna. Nagle zamilkłam i szepnęłam;
— Coś tam jest! Złapiemy to?
Wskazałam łapą na drgające, wysokie trawy.
< Prascanna? >
No co, że krótkie? Nie łamie regulaminu- jest dziesięć linijek. 9...
Możliwość samodzielnego wstawiania opowiadań
Funkcja zostanie wprowadzona tylko pod warunkiem, że dostanę emaile od wszystkich.
Od Exana CD. Luny
Pacjentów nie miałem, więc usiadłem pod dębem, ułożyłem się w cieniu i ciągle rozmyślałem o reakcji Luny. Coś musiałem pokręcić, bo od tak nie poleciała i bez słowa... może przez to, że ją zrugałem bo się na mnie patrzyła, Ale to był tylko nic nie warta uwaga... o to się obraziła? A może przez to, że... no polizała mnie w policzek... ale to nic, nie trzeba było się wstydzić... ja jej nie mam tego za złe, nawet to było miłe uczucie. Teraz tylko o tym myślałem. Ah. Ta Luna była taka niesamowita, ale Exan strzel się w łeb... ty ją ledwo znasz, ty kretynie, za kogo ty się uważasz, za super samca?! Exan, ale ty głupi jesteś ~ pomyślałem i wtedy odezwało się moje alter ego. Po chwili gwizdnąłem.... moja ukochana księga na moje gwizdnięcie stanęła na baczność... przyleciała i otworzyła się na dowolnej stronie. Westchnąłem bezsilnie, z nudów przewracałem ogonem, oczy latały po kartce kiedy mnie to całkowicie zmęczyło. Zatrzasnąłem księgę, ułożyłem łapy na okładce, a na nich pyszczek. Westchnąłem jeszcze raz i nagle oczy same mi się zamknęły...
Nie czułem zmęczenia, ale drzemka tak na łonie natury każdemu dobrze zrobi. Wtedy znowu myślałem o Lunie.
< Luna?>
Od Luny CD. Exana
Kiedy się obudziłam słońce już świeciło lecz Exan jeszcze spał. Postanowiłam więc sprowadzić noc na jeszcze jakieś 20 minut noc. Kiedy już to zrobiłam, wyleciałam z jaskini i leciałam przez chwilę po niebie nie mając pojęcia co zrobić, postanowiła się gdzieś ukryć aby nikt mnie nie znalazł.
Poleciałam do groty mroku nikt tam przecież nie zagląda więc tam poleciałam.
Byłam przed jaskinią weszłam w głąb i uasiadłam myśląc co ja zrobiłam, przecież nawet się dobrze nie znamy. Wyszłam z groty i zauwarzyłam iż nadal jest noc, więc zdjełam księżyc z nieba znów był dzień.
Nagle usłyszałam głos Exana który wołał mnie. Kiedy stanoł przedmną znieruchomiałam lecz po chwili wzbiłam się w powietrze i apojżałam na niego .
- Luna zaczekaj- krzyknął spoglądając na mnie.
Ja nic nie odpowiedzialna tylko spojrzałam na niego uśmiechnełam tylko i odleciałam z wstydem .
< Exan? Proszę nie pisz uwag jeśli są nie potrzebne>
Od Exana CD. Luny
I to nie był zwyczajny wzrok... patrzyła na mnie ciągle, a gdy odwracałem się do niej, ona skupiała wzrok na coś innego. Coś kręci, ale nie bardzo wiedziałem co. Czyżby zauroczyłem ją swoją osobą?.... O nie, co to, to nie...
Nie jestem jeszcze gotowy na... wiecie na co. Ale no, nie mogę jej sam zostawić, więc podszedłem do niej, ułożyłem się obok niej i spojrzałem na nią...
- Co?- zapytała ze zdziwieniem
- Ciągle na mnie spoglądasz
Luna zrobiła się czerwona jak burak, a minę zrobiła taką jakby myślała " A jednak, wiedział" Odwróciła wzrok, udając że skupia się na czymś innym.
Znamy się zaledwie jeden dzień, o co tu można mówić o tym... przez gardło mi to nie przejdzie ... "mił..." i dalej niech dokończy sama.
Ale Luna taka ładna, miła, delikatna jak ten płatek co spadł z kwiatu róży.
Odwróciłem wzrok, a ona spojrzała na mnie...
- Dziękuję ci za gościnę- oznajmiła z miłym uśmiechem, jeszcze milszym niż przedtem. Nagle potem zbliżała się i bliżej i bliżej i.... nagle poczułem jak coś wilgotnego przejeżdża po moim policzku... jej język. Czy to był wyraz wdzięczności? Sparaliżowany spojrzałem na nią. Luna dalej uśmiechnięta i mile spoglądała na mnie... nie no... istny cud.
< Luna?> Skoro podrywasz go... no to teraz masz xD>
Od Yesterday'a CD. Scarlet
Wilczyca rzeczywiście polowała. Zastałem ją skradającą się w stronę kulawego renifera. Przypadłem do ziemi i szybko przemknąłem między trawami do niej. Przywitała mnie krótkim skinieniem głowy, a potem machnięciem ogona kazała pójść na lewo. Dobrze wiedziałem, co ma zamiar zrobić. Wilczyca zakradła się od tyłu do samotnego roślinożercy i w pewnej chwili zaatakowała. Renifer, mimo niesprawnej nogi, prędko pomknął przed siebie. Nie przewidział jednak mojej obecności w tamtym miejscu. Gdy przebiegał obok mnie, wskoczyłem na jego grzbiet i wgryzłem się w jego kark. Następnie, wciąż trzymając szyję zwierzęcia, zsunąłem się na ziemię. Renifer nie utrzymał równowagi i wywrócił się. To był jego koniec.
Razem z Altair zaczęliśmy wlec ciało martwego kopytnego w stronę Wichrowych Wzgórz. Co prawda rano byłem już na polowaniu, ale upolowałem jedynie jednego leminga. I, z tego co pamiętam, zaniosłem go Heroice. A część wilków, na przykład Elan, potrzebowały świeżego mięsa.
Od Mortema
Minęło sporo czasu, odkąd paranoja Mortema zdawała się wżynać w jego umysł w taki sposób, jak teraz. Nawet pośród ogólnej śnieżnej bieli, ta wydawała się zamykać na głowie wilka, odcinając go od wszelkiego źródła światła, więżąc go w klaustrofobicznej, ciasnej przestrzeni. Pochłaniało go autentyczne przerażenie. Kim był, co robił w pryzmie śnieżynek, gdzie się znajdował, kiedy?
Dobrze. Dobrze, powtórzmy to co znajome. Odetchnął ciężko, z towarzyszącym bezradnemu gestowi chmurką pary, ulatniającej się z pyska.
Mortem. Nazywam się Mortem.
Coś jeszcze? Prawdopodobnie nie. Nigdy nie miał wiele więcej niż to jedno wspomnienie, wyryte na zawsze pod czaszką wilka. Jak zwykle po ataku paniki, wszystko powoli wracało, by na nowo wypalić się w jego głowie i gryźć, męczyć, nie dawać spokoju. Nie miał szans na ucieczkę przed piętnem przeszłości i och, jak bardzo był tego świadomy.
Zmrużył oczy. Jasność powoli wdzierała się w ciasną powłokę rzeczywistości. Basior strzepał śnieg z powiek ostrożnie, jakby w obawie wykonania zbyt gwałtownych ruchów. Czas na krótki moment orientacji w terenie.
Stawiając się na drżące łapy, spróbował zanalizować swoje położenie. Całe jego ciało przeszywał ból; spieniona ślina zamarzła niczym szron na szyi. Czyli jednak atak. Fantastycznie. Dobrze, że nie pamiętał degradującego epizodu. Poczułby się z tym jeszcze gorzej, jeszcze beznadziejniej. Co za dzień.
Przynajmniej nie kulał, nie rzucając się w autodestrukcyjnym amoku na drzewa czy co większe kamienie, jak ostatnim razem. Dobrze, pozostały mu jakieś skrawki zdrowego rozsądku, nieprzesłonięte jeszcze pragnieniem zniknięcia z powierzchni świata. Jedyna mocna strona Damona pochłoniętego nienawiścią do samego siebie, tak podobnego do Damona cichego i stonowanego. Przynajmniej miał w sobie jakieś poczucie potrzeby zachowania swojego bezpieczeństwa.
Rozglądał się, wciągając pusty, chłodny zapach tundry w swoje płuca. Dawno nie przebywał w tak pozbawionym życia miejscu, tak świadomie. Poprzednie dni wędrówki zlały się w jeden, jasny, biały, rozświetlony do momentu, w którym bolały go oczy, przemieniając bezcelową wędrówkę w ledwie spamiętaną tułaczkę.
– Halo? – odezwał się cicho.
Nagły ruch w śniegu. Mignęło mu szare futro. Dzięki bogom.
– Proszę. Potrzebuję pomocy – zamrugał. Beznamiętny głos mógł nie przekonać bezimiennego słuchacza, ale przynajmniej nie brzmiał groźnie. – Błagam.
Wciąż stał w miejscu, trzęsąc się bezsilnie.
– Proszę?
Niczym w akcie surrealistycznej litości, zza drzewa wyłonił się wilk. Jeden z tych imponujących i skrzydlatych, zawsze stanowiących niemożliwego do pokonania przeciwnika. Świetnie, może w końcu zgładzi Damona i położy kres jego cierpieniu. To też byłaby przecież forma pomocy.
Czarny, znacznie bardziej kościsty i drobniejszy basior, spojrzał tamtemu w oczy. Mógł użyć sugestii. Nie miał na to jednak siły, w stanie aż tak krytycznym. Stali więc tak, mierząc się wzrokiem nieufnie, przybysz słaniając na nogach, praktycznie opadając z powrotem na miękki śnieg.
– Odejdę z twoich terenów, tylko proszę, proszę, powiedz mi, gdzie jestem – wychrypiał. W ciemnych oczach rozbłysły łzy.
[Lily?]