Basior poczuł się dość dziwnie, słuchając o streszczonej historii życia Nightmare. Nie wiedział za wiele o psach, tych udomowionych wilkach. Poza dniem dzisiejszym kiedyś już miał okazję walczyć z dwoma psami. Wtedy też to bezwarunkowe wykonywanie poleceń ludzi było dla niego nie do pomyślenia. Jak ich wspólni przodkowie mogli pozwolić, by powstały psy? Z drugiej jednakże strony, mimo pewnej pogardy do kuzynów, wilk spróbował wyobrazić sobie opisywane przez towarzyszkę walki psów. Wilczyca mówiła o tamtym miejscu z pewną odrazą, toteż Lily zaczął rozmyślać, jak wygląda finał takiej walki... czy psy walczą do opadnięcia z sił jednego z nich czy raczej do śmierci słabszego? Mein Gott... jak można zezwalać na coś takiego?
-Nie opowiadam o tym nikomu, bo to nie był dobry czas dla mnie - dodała czarna wadera.
- No nie wiedziałem.
I zapadła niezręczna cisza, która trwała dobrą chwilę, dopóki nie wpadła mu do głowy pewna myśl. Zaraz po tym mimowolnie pacnął się sam w czoło, zupełnie się zatrzymując.
- W porządku? - zasugerowała Nightmare.
- W najlepszym - mruknął Lily - Czy aby na pewno rozbroiliśmy wszystkie pułapki?
- Tak, jestem pewna.
- Bo widzisz.... mam takie niepokojące przeczucie, że powinienem tam wrócić. I przy okazji... przeszukać obóz. Ci ludzie mieć ze sobą jakieś zapasy jedzenia.
Odwrócił się na pięcie i pobiegł szybkim truchtem po swoich śladach. Dogoniła go Nightmare, lecąc na swoich skrzydłach. To właśnie była bardzo duża zaleta posiadania skrzydeł. Gdy Lily jeszcze takowe podobne posiadał, przy odrobinie szczęścia i techniki mógł lecieć szybciej niż biec na własnych łapach.
- To mięso... to na pewno nie jest takie mięso, o jakim myślisz. Nie surowe - zawołała wadera - Widzisz, ludzie je zawsze modyfikują, smarują jakimś tłuszczem, trzymają to mięso w ogniu, aż zrobi się ciemne od każdej strony ciemne. Albo wkładają do grzejącej maszyny, która robi to wszystko za nich. I tylko tak zmodyfikowane mięso jedzą. Zapewniam cię, nie chciałbyś jeść tego mięsa.
- Prawdopodobnie masz rację, ale.... muszę się jeszcze raz upewnić, czy na pewno zlokalizowaliśmy wszystkie pułapki. - Lily zawahał się na moment - Wyobraź sobie, co mogłoby się stać, gdyby j a k i ś szczeniak wpadł w podobną pułapkę.
- Szczeniaki chyba nie chodzą aż tak blisko granic?
- Jak się któryś zgubi, to owszem. Nie musisz za mną iść, jeśli nie chcesz.
Nightmare nie odpowiedziała, ale nadal biegła obok Lily'ego, więc basior wywnioskował, że jednak chce się jej towarzyszyć staremu Becie. W sumie dobrze jest przeszukiwać obóz ludzi z ekspertem od tych wyprostowanych psychopatów.
Najpierw jednak dotarli do zwłok psów i ludzi. Nightmare zdjęła ludziom wełniane czapki. Jeden z nich miał krótkie, czarne futro pokrywające znaczną część głowy, inny miał rude futro spięte w kitkę, a ostatni nawet na głowie nie miał futra, tylko łysą skórę, i to najbledszą z całej trójki.
- Po co ci ich czapki? - zdziwił się Lily, widząc, jak Nightmare zakłada na głowę i uszy jedną z nich, a jemu zaraz założyła podobną, nie wyjaśniając powodu - Dobra, w sumie nieważne. Mogę zjeść ich mięso?
- Psów? To prawie jak kanibalizm.
Lily szybko zauważył, że odkąd towarzyszka wcisnęła mu na głowę, nieco gorzej wszystko słyszy.
- Nie no coś ty. Ludzi.
- Ludzi?
- Ludzi.
- Ale ludzie to ludzie...
- Cytując Yesterday'a: ,,Wilki powinny przynosić watasze wszystko, co zdołają upolować". To się chyba liczy jako upolowana zdobycz, w końcu już nie żyją.
- Zależy. Jeżeli człowiek bardzo dużo palił, to jego mięso będzie miało ciemniejszy odcień, i może osłabić płuca. Chociaż nawet, nawet jeżeli ci są zdrowi jak ryba, i tak bym tego mięsa nawet kijem nie tknęła.
* * *
Ostatecznie wilki nie zdecydowały się jeszcze na wzięcie ze sobą ciał ludzi. Zamiast tego dobiegły do obozu, w którym jeszcze całkiem niedawno intruzi ogrzewali się przy ognisku.
Obóz stanowiły trzy namioty ustawione w kręgu, którego środkiem było palenisko. Namioty były uszyte z dziwnego, śliskiego i w dodatku jakby sztucznego materiału. Lily kompletnie nie rozumiał logiki rozumowania tamtych trojga ludzi. Jaskinia dużo lepiej mogłaby uchronić ich przed brutalnymi wiatrami Północy.
Wejścia do namiotów były uchylone. Lily zobaczył, jak Nightmare wyciągnęła gruby, długi materiał o ciemnym kolorze, a następnie weszła do środka, wyglądając jak wijąca się gąsienica. W tym czasie Lily przeszukiwał drugi namiot.
Znalazł zawinięte w papier mięso. Faktycznie miało ono ciemniejszy kolor, nie było też tak miękkie ani nie posiadało też znanego Lily'emu zapachu. Zapachy normalnego mięsa i tego tu miały kilka cech wspólnych, ale basior nie potrafił owego nowego zapachu nijak zakwalifikować.
Zatem czarny samiec spróbował trochę mięsa, ale zaraz wszystko wypluł. Co bardzo dziwne i niepokojące, mięso nie miało już w sobie tej ciągliwości, a odcień miało niemal zupełnie biały. Faktycznie mięso jedzone przez ludzi nie było zbyt apetyczne ani dobre.
Obrzydzony i bardzo zdegustowany Beta opadł na koc, a wtedy wyczuł coś pod brzuchem. Coś niedużego, ale prawdopodobnie zbudowanego z metalu. Szybko wstał i przerzucił koc na drugi koniec dużego namiotu, odkrywając pod nim owalny, nie do końca gładki przedmiot wielkości dorosłego leminga. Przedmiot miał niezidentyfikowany zapach i był cięższy niż basior przypuszczał, więc wyszedł ze znaleziskiem poza namiot. Był niemal pewien, że Nightmare będzie wiedziała, co to takiego. Ten z pozoru bezużyteczny kawałek materiału wydawał się być czymś szczególnym, jakimś ludzkim wynalazkiem. W końcu większa zręczność umożliwiała im stworzenie na przykład broni palnej i innych szatańskich wynalazków.
W końcu basior wyczołgał się z namiotu.
- Night! - zawołał. Nie był w końcu do końca pewien, w którym z pozostałych namiotów znajdowała się teraz jego towarzyszka.
Po chwili jednak zobaczył znajomy pyszczek, który nagle zrobił się blady jak ściana.
- Rzuć ten granat! - krzyknęła Nightmare, która, jak się okazało, zaplątała się w sznury trzymające namiot - Rzuć to!
Jednak Lily odruchowo zacisnął mocniej zęby na owalnym kawałku metalu. Coś pstryknęło w środku. Czarna wadera wreszcie wyplątała się ze sznurków i uciekła poza namiot, nadal krzycząc by basior wyrzucił to coś, nazwane przez nią granatem.
Co robić? Przerażenie na pysku wadery wskazywało na to, że jednak ów przedmiot mógłby kogoś zabić. Toteż wyrzucił za siebie tak zwany granat i dogonił Nightmare. Razem ukryli się za dużym kamieniem.
Przez chwilę nic się nie wydarzyło. Lily miał nawet wrażenie, że Nightmare jest znakomitą aktorką i z niego drwi, gdy nagle wszelkie jego myśli zagłuszył niewyobrażalnie głośny wybuch. Po nim dało się słyszeć jeszcze kilka mniejszych huków.
- Widzisz? - mruknęła rozbawiona Nightmare - Mówiłam, żebyś to rzucił.
- Bardzo zabawne.
- Tego tam było więcej - zastanawiała się na głos wadera - Po co ludziom coś takiego na Północy? I tak już mieli te swoje psy.
- Chyba nie chcę wiedzieć - Lily wstał i spojrzał na obóz, a raczej na to, co z niego zostało.
<Night>?