Aiden na chwilę usiadł na zimnym śniegu, dokładnie zastanawiając się nad treścią snu Alt. Początkowo wszystkich coś zamroziło, tak? Basior jakby przez mgłę pamiętał, jak parę dni temu do jaskini doczołgiwały się wilki, a ich futro było tak zimne, jakby właśnie wyciągnięto je z lodu. Nie zainteresował się tym tematem, ponieważ głównie wtedy co chwilę drzemał, ale może o to chodziło? Tylko co, a może raczej kto mógłby doprowadzić do zamarznięcia wszystkich członków watahy? I jeszcze on, Altair i Kiba? I ten miecz? Szczególnie to ostatnie mogło zapewne oznaczać bardzo dużo rzeczy naraz, a Aiden raczej nie nosi przy sobie sennika. Prędzej Elan mogłaby coś z tego prawidłowo zanalizować.
Zresztą... czemu on się tak przejmuje? Nie jest jakoś super zżyty z tą watahą, prawda?
A może jednak?
- Ej, żyjesz? - Altair przejechała mu łapą przed pyskiem i ponowiła swoje pytanie - Jak myślisz, co to oznacza?
- Nie mam pojęcia - parsknął basior, wstając - Mam nadzieję, że poradzicie sobie z Kibą beze mnie.
Wyminął w dwóch skokach zaskoczoną czarną wilczycę i powolnym truchtem ruszył w dalszą drogę, dodając tylko na odchodne:
- To nie mój kłopot.
- Nie twój kłopot? - syknęła Altair, biegnąc za nim - Uratowaliśmy ci dwukrotnie życie.
- I co z tego? - warknąłem - O nic was nigdy nie prosiłem. Zresztą na co wam taki Wilk Ognia w tej strefie klimatycznej?
Alt zatrzymała się. Basior zauważył, że futro jej się całe zjeżyło na grzbiecie, a oczy przyjęły mocno szkarłatny odcień.
- Jesteś częścią mojego proroczego snu, do jasnej cholery! - wykrzyknęła - Kiba nas w końcu zaatakuje, to przecież tylko kwestia czasu. I wtedy każda para kłów się nam przyda, niezależnie od rasy właściciela!
Mówiąc to, powoli szła naprzód, a Aiden wprost proporcjonalnie do jej kroków cofał się coraz bardziej. Niebo nagle zrobiło się jakby zachmurzone. Basior chyba wyczuwał obecność jakichś wilków, ale na chwilę obecną było to nieistotnie. Teraz bardziej zależało mu na tym, by nie zostać dotkniętym przez poddenerwowaną wampirzycę.
- Hej, spokojnie, nie chciałem być niemiły... ja tylko...
Przerwało mu krótkie warknięcie ze strony Altair, z którego wywnioskował, że raczej jego słowa w niczym nie pomogły, jak już to zadziałały na jego niekorzyść. W końcu dyplomata z niego żaden.
- Jaaasne - mruknęła Altair, a jej głos był tym razem nie tyle wściekły, co bardzo zniekształcony. Przy okazji miała trochę dłuższe niż zazwyczaj kły.
Chyba dalszy opór nie miał już sensu. Aiden zatrzymał się i spojrzał wampirzycy prosto w szkarłatne ślepia.
- Przepraszam. Jeśli taka jest twoja wola, to zostanę i na pewno pomogę twojej watasze w walce z Kibą.
Altair również się zatrzymała i potrząsnęła głową. Teraz nie miała już w oczach tak dużo czerwonego, co kilkanaście sekund temu. Odwróciła wzrok i cofnęła się gwałtownie o kilka kroków wstecz.
Udało się? Może już brać swoje przemarznięte łapy za pas?
- Wybacz, lepiej już do mnie nie podchodź - rzuciła krótko i zaczęła biec w stronę południowej granicy, czyli ku pasmu gór zwanym Poszarpanymi Szczytami.
Aiden zaczekał, aż Altair się jeszcze trochę oddali, a potem pognał za nią. I tak miał jak na razie po drodze, a z resztą to głównie przez niego wilczyca wpadła w furię.
* * *
Czarna wadera dopadła wreszcie do podnóża Poszarpanych Szczytów. Bez zastanowienia wbiegła do wąskiego tunelu, który odkryła stosunkowo niedawno. Była to chyba najłatwiejsza droga przez góry, nawet jeżeli było zbyt ciemno, by widzieć swoje łapy.
Aiden z kolei w ogóle nie znał tej drogi, co chwila w coś uderzał nosem, często prawie tracił jej zapach. Chociaż wydawało mu się, że faktycznie podróż tym tunelem jest szybsza.
Po około godzinie ciągłego biegu, gdy zaczynały go już boleć łapy, tunel nareszcie się zakończył, a jego ślepia natychmiast poraziły przebijające się przez chmury jasne promienie słońca.
Znajdywali się na całkiem sporej równinie. Tak, znajdywali, ponieważ Altair przestała już biec i przystanęła nad rzeką, która właściwie mogła być wydłużeniem Rzeki Leminga. Powietrze było za to trochę cieplejsze, tak jakby góry zatrzymywały część północnych wiatrów.
Chociaż jedna rzecz się nie zmieniła. Macie absolutną racje. Śnieg. Ten cholerny śnieg, wciąż w dużych ilościach.
- Czemu za mną szedłeś? - zapytała Altair drżącym głosem, nadal odwrócona do niego plecami - Mówiłam, byś dla własnego zdrowia trzymał się ode mnie z daleka.
Już miał na końcu języka, że przecież i tak zamierzał iść na Południe, ale tym razem postanowił zawczasu ugryźć się w język. Gdy już przyzwyczaił się do bólu ugryzionego języka, wziął głęboki oddech i odrzekł:
- Bałem się, że coś sobie jeszcze zrobisz. A tak w ogóle, to gdzie my jesteśmy? To chyba już nie są nasze tereny.
N a s z e? Aiden, co ty wygadujesz? Miałeś chyba odejść na Południe.
- Zgadza się, to tereny WKS przed przeprowadzką na Północ - powiedziała czarna wadera. Chyba cieszyła się ze zmiany tematu na coś neutralnego - Heroika mi o nich trochę opowiadała. Dawna wataha była dużo liczniejsza, ale trafiła na liczniejszą i po kilku bitwach byliśmy zmuszeni wynieść się za Poszarpane Szczyty, na Północ.
- To jest teren innej watahy?
- Niezupełnie. Tu nie ma zwierzyny, więc wątpię, żeby komuś się chciało tu mieszkać... - nagle urwała i szybko podniosła wzrok.
- Wszystko porządku? - zapytał Aiden zaniepokojony.
- Pewnie, za kogo ty mnie masz. Ale odwróć się, chyba mamy towarzystwo.
Altair miała bardzo poważny wyraz twarzy. Albo była doskonałą aktorką, albo rzeczywiście coś było warte odwrócenia się. Ostatecznie basior obejrzał się za siebie i zobaczył kilkanaście wilczych sylwetek oddalonych od nich o około dziesięć metrów. Im bliżej podchodziły, tym mniej zaczęły przypominać wilki. Wyglądały raczej jak po jakiś chorych mutacjach.
- Pierwszy raz je widzę - odparła Altair, uprzedzając jego nadchodzące pytanie - Myślałam, że te tereny są opuszczone.
Na czoło grupy wyszła jakaś duża, biała wilczyca pokryta bliznami. Utykała na jedną łapę i powoli zbliżała się do dwójki wilków. Mogła być już dość stara, ale od jej krzywego spojrzenia Aidena przeszły ciarki.
- To jest Kiba? - szepnął basior, niepewnie odwracając się do towarzyszącej mu wadery.
- Kibie towarzyszą raczej wilki o poprawnym układzie kostnym. To musi być ta wilczyca, która wieki temu wypędziła naszą watahę za Poszarpane Szczyty. Zapomniałam tylko imienia.
Zmutowane wilki zatrzymały się nagle.
- Ależ nic nie szkodzi, skarbie - wychrypiała biała wilczyca i wyciągnęła do nich wykrzywioną łapę - Na imię mi Wolf Lady. Z kim mam przyjemność uczestniczyć w konwersacji?
< Alt? >