Blue Tornado kończył właśnie swoją porcję, gdy padł na niego cień. Szpieg uniósł głowę, a jego spojrzenie zatrzymało się na stojącym przed nim basiorze. Nieznajomy miał kremową sierść i naznaczony bliznami pysk, a wzrostem znacznie przewyższał Trou.
– Coś się stało? – zapytał uprzejmie Blue Tornado, starając się zachować spokój. Nie chciał zdradzać akcentem, że ma francuskie korzenie. Gdyby Kiba się dowiedziała, prawdopodobnie byłoby po nim.
– Dawaj mięso – warknął współlokator, robiąc krok do przodu. Trou miał wielką ochotę się cofnąć, ale nie zrobił tego. To nie było miejsce na pokazywanie strachu i uległości.
– Nie – odparł wilk z różowo-niebieską czupryną, ciągle spokojny.
– Oddawaj je w tej chwili albo pożałujesz – zagroził kremowy. Niewątpliwie musiał być zaprawiony w boju... albo mieć wyjątkowego pecha. Trou nie umiał znaleźć innych powodów, przez które basior dorobił się tylu blizn.
– Nie – powtórzył szpieg, jeżąc sierść na grzbiecie. Jego współlokator przybrał pozycję, jakby zaraz miał rozpocząć walkę... Na szczęście do bójki nie doszło – do groty wpadł Sivve i zarządził wymarsz na spotkanie z Kibą. Blue Tornado, korzystając z nieuwagi kremowego, szybko połknął resztkę mięsa. Następnie zbliżył się do wyjścia, stając obok Scarlet, która oblizywała pyszczek. Nim zdążył się odezwać, strumień wilków zaczął przeciskać się przez drzwi i wypływać na korytarz, skąd został poprowadzony do owej obszernej groty, gdzie dwójka szpiegów po raz pierwszy spotkała Kibę.
Wilczyca o futrze koloru śniegu już na nich czekała. Wszyscy rekruci zostali ustawieni w dwuszeregu naprzeciwko lodowego tronu wadery. Biała Czarownica czy też Lodowa Królowa, jak kto woli, spoglądała na nich z wyższością, uważnie przyglądając się zdrowym okiem każdemu z osobna. Blue Tornado przeszedł dreszcz, gdy jej zatrzymała na nim wzrok. Postarał się sprawiać wrażenie pewnego siebie i gotowego na wyzwania.
– Jak wiecie, zostaliście tutaj sprowadzeni w celu zasilenia szeregów mojej armii, która wkrótce zdobędzie całą Północ – zaczęła przemowę Kiba donośnym głosem. – Ale oczywiście nie puścimy was w bój bez przygotowania. Od dzisiaj zaczniecie trening, dzięki któremu staniecie się niezwyciężeni. Ale jedno ma być jasne – każde słabe ogniwo będzie likwidowane. Czy wszyscy zrozumieli?
W jaskini rozległ się pomruk wydany przez potakujące wilki. Kilka z nich, mniej pewnych siebie i słabszych z postury, spojrzało na siebie nerwowo.
– Dobrze – kontynuowała wadera. – Przygotowaniem was zajmie się Sivve oraz kilku doświadczonych wojowników. Niektóre treningi będę nadzorować osobiście.
Powiedziawszy to, z gracją zeskoczyła z podwyższenia i ruszyła w swoją stronę. Tymczasem na przód wysunął się Sivve, dotychczas stojący z boku.
– Obecność Lodowej Królowej na treningu to wielki zaszczyt – poinformował nas. – Dlatego nie próbujcie jej zawieść, bo marnie skończycie.
Po tych motywujących słowach szary basior poprowadził ich kolejnym korytarzem. Minęło kilka minut i dotarli do sali treningowej – olbrzymiej jaskini, której koniec ledwie było widać. Trou Noir gwizdnął z uznaniem – tak dużej groty nie widział w całym swoim życiu. Znajdowało się tutaj wszystko, co mogło nadać się do przygotowania armii do walki, od bieżni po miejsce na zapasy. Rekruci zeszli w dół po kilkunastu lodowych stopniach i ponownie ustawili się w dwuszeregu. Po kolejnej minucie czy dwóch do sali treningowej weszło kilku umięśnionych wojowników, zapewne ta profesjonalna część armii Kiby.
– Czas zacząć trening – szepnął do siebie po francusku Trou. Nikt nie zwrócił na niego uwagi, wszyscy wsłuchiwali się w słowa Sivve, przedstawiającego plan ich pierwszego treningu.
<Scarlet?>