Od Jisatsu

0 | Skomentuj
Dostając ponownego ataku kaszlu, schyliłam głowę i próbowałam utrzymać się na łapach. To lekarstwo dusiło, a odruchy wymiotne wcale nie pocieszały. W końcu, chwila upragniona dla medyków, zwróciłam kawałki trujących grzybków na powierzchnię. Teraz tylko klasycznie poczekać z godzinkę i będę mogła wyjść. Odsapnęłam, nabierając do pyska wody, w celu pozbycia się cierpkiego smaku na języku i w gardle. Nie rozumiem, czemu zawsze muszą mnie odratować. Zawsze, dosłownie zawsze, ktoś mi przeszkadza w bezbolesnym odebraniu sobie życia. Na dłuższą metę, jest to uciążliwe. Jeszcze śmieszniejsza bywa świadomość, że wciąż myślą, że to tylko wypadki. Bo przecież, miesięczny szczeniak nie może chcieć się zniszczyć, prawda? No cóż. Coś mi się pomieszało przy upadku, czyli... Pojebało mnie przy urodzeniu! To pocieszające, naprawdę!
Rzuciłam przyćmione spojrzenie rdzawych oczu na najbliższego medyka. Było to nic innego jak zapytanie o zezwolenie na ucieczkę z tego miejsca. Rozejrzał się, po czym delikatnie kiwnął głową. Radośnie się podniosłam i wydreptałam z jaskini, trzymając się przy jej ścianach. Tak, tak właśnie zachowuje się wilk, który parę godzin temu zjadł trujące rośliny i miał zabawne halucynacje! Latające wokół meduzy, czy fioletowy ogień na krzewach były naprawdę miłą odmianą. Podobnie okropnie się darłam, śmiejąc się jak psychopata i biegając w pobliżu terenów, gdzie widziano kilka dób temu ludzi. Teraz za to, w zupełności świadoma moich wcześniejszych czynów, których nie potrafiłam powstrzymać, z szerokim uśmiechem kroczyłam przez tereny, szybko przebierając łapkami. Wysoko unosiłam głowę, nie zważając na dziwne spojrzenia napotkanych wilków. Być może ich wzrok pochodził z opinii o mojej osobie, jednakże mógł ich intrygować kierunek, w którym szłam- tam, gdzie znajdowali się ludzie. Niedługo powinno zrobić się ciemno, więc łatwiej będzie mi się ukryć. Właściwie, to obóz dwunożnych znalazłam krótko po zapadnięciu zmierzchu. W jego centrum paliły się ogniska, jednakże nigdzie nie było tych dziwnie zniekształconych, oswojonych wilków, a samych obywateli było niewielu. Moim celem było przeszukanie ich rzeczy w celu ewentualnego znalezienia noży, trutek lub czegokolwiek ciekawego. Nie słyszałam, żeby zbyt wiele wilków tutaj przyszło, ze względu na niebezpieczeństwo. Utrata życia jakoś niespecjalnie mnie obchodziła, chociaż warto by było przynieść zdobyte rzeczy do własnej kryjówki.
Cicho przeczołgałam się do pierwszego lepszego namiotu. Był w nim mały dwunożny samiec. Jakby szczenię, tylko należące do tych, którzy wtargnęli na nasze tereny. Wydawało się jednak, że śpi. Zignorowałam więc młodzika, kierując się za zapachem metalu, z którego wykonywali broń.  A skąd wiedziałam część takich rzeczy? Otóż, to nie jest moja pierwsza wizyta u ludzi! Bywałam u nich na parę dni, choć akurat tych osobników jeszcze nie znałam. Znalazłam jednak dość szybko narzędzie, którego poszukiwałam. Ledwo chwyciłam ostrze w pysk, a rozległy się kroki. Zastygłam w miejscu, nasłuchując. Że też szli do tego namiotu... z psami. Tak, było słychać nerwowe poszczekiwania udomowionych czworonogów. Jeden z nich widocznie wyrwał się przodem, bowiem wpadł do środka. Zanim wydał z siebie jakikolwiek dźwięk, zdążyłam odłożyć znalezisko, skoczyć w jego stronę, bowiem był dość niski, po czym wbić ząbki w jego szyję. Na języku czułam smak krwi, która trysnęła na wszystkie strony. Jednocześnie wydawało mi się, że kły wbite w ciało znacznie się wydłużyły. Psisko padło martwe, a ja zaczęłam się ponownie rozglądać. Najgorsze było to, że nie było tutaj drugiego wyjścia, a gdybym wybiegła głównym, znaleźli by mnie w mgnieniu oka. Zdecydowałam się na nieco ryzykowną próbę przecięcia materiału, z którego została wykonana najbliższa ściana. Gładko został przecięty, tworząc pionową dziurę. Przecisnęłam się przez nią w ostatniej chwili, gdy ludzie mieli wejść do środka. Biegiem rzuciłam się do ucieczki w las. Usłyszałam, że psy szczekały jak opętane, co dodatkowo pośpieszyło moje krótkie łapy. Ktoś jednak chwycił mnie za kark. Czułam tępe zęby oraz zapach watahy. Wilk był z pewnością starszy ode mnie, jednak nie mogłam określić, czy to nastolatek, czy dorosły. Nie zaprzątałam sobie tym z resztą głowy, starając się jedynie utrzymać w pyszczku broń.


< Ktoś?* >

*opowiadanie dostępne dla paru osób chcących zacząć wątek

Od Tashiego CD. Nulu

0 | Skomentuj
Tashi wiedział, że ukrywanie się w tym miejscu nie jest opcją. Powinni zostawić zioła, by te zmyliły ludzi oraz psy i było im trudniej iść w ślady uciekających wilków, a nie czekać w tym odsłoniętym miejscu na ich przybycie – dlatego ciemny wilk zawołał do Nulu, by się zbierać, ale zaniepokoił się brakiem reakcji ze strony towarzysza.
Sekundę później usłyszeli pierwsze szczeknięcie; potem zawtórował mu chór zaalarmowanych szczeknięć. Cholera, są blisko!, było jedynym, o czym mógł w tej chwili myśleć spanikowany basior.
— Nulu! — syknął niecierpliwie. Tashi ugryzłby szczeniaka w grzbiet, gdyby ten nie ocknął się z jakiegokolwiek stanu, w którym właśnie przebywał. Młody wilk w chwilę pojął sytuację i ruszył za znikającym wśród drzew Tashim. — Nie zwracaj uwagi na hałas, i tak się przed nimi nie ukryjemy — zawołał cicho starszy z wilków, gdy biegli ramię w ramię. Co prawda sam nie miałby problemu, gdyby użył swojej osobliwej techniki kamuflażu, jednak nie zostawiłby Nulu samemu sobie – w końcu to też członek ważnej dla niego watahy! — Po prostu biegnij! 
— Może powinniśmy się rozdzielić — zaproponował po chwili ciszy fiołkowooki wilk.
— Nie wiemy, ile ich jest, to może być ryzykowne — odpowiedział Tashi, rozważając podaną opcję. A może... istnieje jakaś inna opcja? — Nulu... Jakie są twoje moce? — zapytał, zwracając swój wzrok na szczeniaka. To prawda, jeszcze nie miał okazji dowiedzieć się, co takiego umie syn Alfy – a może jego moc pomogłaby dwóm wilkom zgubić pogoń. W domysłach Tashiego, Nulu mógł mieć moc powiązaną z którymś żywiołem, jak jego ojciec, albo i nie mieć jej jeszcze nawet odkrytej...
Wilk wyglądał na zagubionego tym pytaniem i zdawało się, że wolałby na nie nie odpowiadać; wiedział mimo to, jak poważna jest sytuacja.
— Planujesz zatrzymać nasz ogon? Moja moc się do tego nie nadaje — odpowiedział niechętnie z nieokreślonym wyrazem pyska.
Na to Tashi starał się w kilku, szybkich słowach przekazać mu, że najlepszym wyjściem, zależnie od mocy Nulu, mogło być zniknięcie sprzed oczu psów. Może Nulu potrafi latać? Teleportować się? To by znacznie ułatwiało sprawę!, myślał desperacko.
— UWA... — krzyknął nagle Tashi, chcąc w czasie ostrzec Nulu przed przecinającym ze świstem powietrze, ostrym, długim i wyglądającym groźnie kijem. — ...ŻAJ!

Nulu?

Od Lily'ego CD Nightmare

0 | Skomentuj
Od czasu obudzenia Lily miał bardzo złe przeczucia, ale nie wiedział, czego mogły dotyczyć. Było już widać tundrę, ale oprócz tego basior zarejestrował też kilka innych, nowych zapachów.
- Daleko jeszcze? - zapytał ich przewodnika.
Alon szedł nieco przed nim i drapał wielkiego, białego tygrysa za uchem.
- Hę? - Biały basior wyjął jedno ucho spod kaptura - Mówiłeś coś?
- Pytam jak jeszcze daleko!
- Zaraz będziemy na waszych terenach! I lepiej uważaj, gdzie stawiasz łapy.
Lily nie zrozumiał za bardzo jego ostatniego zdania, ale nie miał teraz ochoty na dalsze pogaduchy. Chciał po prostu wrócić do domu, usiąść w ciepłej, ochronionej od wiatru jaskini i zjeść renifera z kopytami. Usłyszeli obok szybkie kroki małych łapek. Lis polarny minął ich szybko, prawdopodobnie goniąc leminga, za którym zaraz wskoczył w jakieś zarośla.
Szybko pokonali tundrę, ponieważ Alon stwierdził, że grzbiet jego tygrysa jest jeszcze wystarczająco duży, by i oni się na nim zmieścili. Lily podszedł do tego pomysłu raczej sceptycznie, ale w końcu z powodu zmęczenia w łapach i on wdrapał się na gruboskórnego drapieżnika. I tak oto resztę drogi pokonali na biegnącym sprintem tygrysie. Nie był to aż tak szybki transport, jak rozpędzona w powietrzu smoczyca, ani też niezbyt wygodny, bo cały czas podrzucał, wrzynając się kręgosłupem w siedzenia jeźdźców, a Lily musiał trzymać nie tylko siebie, ale też i Nightmare. Lecz w ten sposób już po kilku minutach dotarli do letnich mieszkań na Wichrowych Wzgórzach.
- No, to chyba już nie jestem wam dłużej potrzebny - odrzekł Alon, pomagając Nightmare zejść z tygrysa - Jakbyście mnie kiedyś potrzebowali, to poszukajcie gdzieś za waszą północną granicą.
- Nie szukasz może watahy? - zagadnął niby od niechcenia basior Beta.
Alon wzruszył ramionami.
- Próbowałem z waszymi sojusznikami z północy, ale niestety to nie dla mnie. Ale nic straconego, dzięki za zaproszenie. Jakby nadeszła jeszcze jedna wojna, to możecie na mnie liczyć.
- J-jeszcze jedna? - wtrąciła Nightmare, która wcześniej siedziała cicho - A była w ogóle jakaś poprzednia?
- Owszem, dobrych kilka miesięcy temu, ale nie znam szczegółów, więc lepiej zapytajcie waszego Alfę - mruknął Alon - A teraz pozwolicie, że już sobie pójdę, zanim wasi towarzysze zobaczą we mnie potencjalnego intruza. Bywajcie.
Po tych słowach wskoczył na wiernego tygrysa i odjechał. Nightmare potrząsnęła głową.
- On żartował, prawda? Aż tyle nie mogliśmy spać!
- Gdybym był rozsądnym i odpowiedzialnym Betą to poszedłbym o to zapytać inne wilki - Lily wstał i spojrzał na ciemną waderę - A jako że nie jestem, to najpierw idę coś szybko upolować. Chcesz iść ze mną?

< Night? > Lepiej później niż wcale :3

Od Nulu CD. Tashiego

0 | Skomentuj
Nulu wcale nie miał ochoty na nieplanowane odwiedziny u Elan, ale, po pierwsze, Tashi wydawał się być całkiem miły. Po drugie, w lesie wyczuwał wyraźną woń człowieka, z którą miał okazję zaznajomić się podczas jednych z niewielu polowań z ojcem. Spędzili wtedy trochę czasu na podpatrywaniu poczynań dwunożnych, co dało młodemu Alfie pewność, że nie chciałby się z nimi spotkać. Wydawali się być gorsi nawet od najwredniejszych członków watahy. Zakładali dodatkowe skóry – w większości nienaturalnie kolorowe, ale również z reniferów pasących się na terenie wilczego stada – i nosili ze sobą dziwne metalowe kije. Było z nimi również kilka psów, zupełnie zniewolonych. Niektóre nie opuszczały swoich ludzkich towarzyszy choćby na najmniejszy krok. Co najgorsze, Nulu widział, jak za pomocą swoich metalowych kijów zabijają renifery – i to na odległość. Młodemu wilkowi raz czy dwa zdarzyło się zastanawiać, jakiej magii używają dwunożni.
W większości jednak traktował ich obojętnie – jak wszystkich z resztą. Bezpośrednio nie zagrozili jeszcze watasze, więc co go obchodzi, co robią? Niby jest synem Alfy, ale co on jeden może zrobić? Nic. Więc po co zawracać sobie głowę?
– W porządku – odpowiedział po chwili na pytanie Tashiego. Pochylił się i wziął do pyska większość kory – tak, aby starszy z basiorów mógł poradzić sobie z resztą i z ziołami. Po chwili oba wilki pobiegły truchtem w kierunku tundry.
Zioła niesione przez Tashiego pachniały naprawdę mocno – zdawały się tłumić wszelkie inne zapachy. W pewnym momencie Nulu wydało się, że przebiła się przez nie woń człowieka, ale nie był w stanie jakkolwiek tego potwierdzić. Dopiero pojawienie się Henkiego utwierdziło przekonania młodego wilka. Puszczyk przekazał, że nie tak daleko przebywają ludzie. Zaraz potem usłyszeli ludzki krzyk i coś, co brzmiało jak wiązanka przekleństw.
Oba basiory zatrzymały się w jednej chwili.
– So lobimy? – szepnął Nulu, zniekształcając nieco pytanie przez korę, którą niósł w pysku. Tashi sekundę stał bez ruchu, a potem machnął ogonem, dając znać, by syn Yesterday'a się schował. Oba wilki dały nura w niskie drzewka, odsuwając się od ledwie wydeptanej ścieżki. Jak na razie nie dostrzegli dwunożnych, ale ludzie mogli pojawić się w zasięgu ich wzroku w każdej chwili. Roślinność tajgi nie stanowiła dobrej kryjówki – blisko ziemi i na wysokości wilczego łba była raczej skąpa. Co więcej, dookoła rozciągały się charakterystyczne dla lata bagna. Basiory nie miały zbytnio dróg ucieczki – można więc rzec, że znaleźli się w pułapce.
– So, jak nas zauwaą? – zapytał ponownie Nulu.
– Chyba pozostaje uciekać albo atakować – odpowiedział cicho Tashi, położywszy uprzednio zioła na ziemi. – Odłóż korę, najwyżej wrócimy po nią, gdy już będzie bezpiecznie.
– Tyle zbierania po to, by przegonili nas jacyś dwunożni? – prychnął młody Alfa, ale już wcześniej położył korę obok ziół. Miał nadzieję, że ludzie jednak ich nie zauważą – wcale nie miał ochoty, aby wracać po składniki. Czuł się zupełnie pozbawiony energii. Szczerze powiedziawszy, nie chciało mu się nawet czekać. Najchętniej od razu posnułby się do swojej jaskini.
Ale przecież ludzie mogliby go zabić.
Co ci to przeszkadza? I tak ten świat nie ma sensu... Twoje istnienie nie ma sensu... – odezwał się po raz kolejny głos w jego głowie.
Może zachowajmy chociaż resztki honoru? – zapytał inny.
Honoru? Czy my mamy jeszcze jakiś honor? Nikt nas nie traktuje z szacunkiem... Nikt nas nie lubi... Czym ta śmierć różniłaby się od innej? – odpowiedział znowu pierwszy z głosów.
Nulu, zupełnie pogrążony w myślach, nie zauważył nawet, że coś zaczęło się dziać.
<Tashi?>

Od Tashiego CD. Nulu

0 | Skomentuj
Młody syn Yesterday'a zaprowadził Tashiego do sosnowego lasu tuż przy zboczu jednej z gór Poszarpanych Szczytów, a kiedy tam dotarli, słońce wznosiło się już wysoko. Zatrzymali się tuż przy skraju lasu i natychmiast zabrali się za zeskrobywanie kory, nie planując się zbytnio oddalać w głąb lasu.
W pierwszej chwili Tashi doznał szoku, gdy poczuł nikłą woń ludzi; musiał jeszcze raz zaciągnąć się powietrzem niosącym definitywnie ludzki zapach, by w końcu w to uwierzyć. Od tej chwili powinien był być ostrożniejszy chodząc po lesie, jednak nie patrzył pod łapy, gdy gwałtownym ruchem zawrócił do stojącego kilka metrów dalej Nulu; to był błąd.
W pierwszej chwili ciemnoszary wilk krzyknął z bólu, spojrzał w dół i w sekundę zrozumiał sytuację, w jakiej się znalazł. W następnym momencie pomyślał o delikatnych igłach sosen rosnących na gałęziach oraz zmieszanych ze ściółką leśną i kilka bolesnych sekund później zgromadził je w miejscu swojej łapy, tak, że mógł ją już uwolnić z uścisku żelaznych zębów, a ból znikł. Odetchnął z ulgą i chciał już przyjrzeć się czemuś, co ugryzło jego łapę, ale kątem oka dostrzegł stojącego tuż przy nim w gotowej do ataku pozycji Nulu.
Nim jasny szczeniak zdążył cokolwiek powiedzieć, Tashi wyrzucił z siebie, że wyczuł zapach ludzi, na co Nulu ostrożnie przytaknął, przyznając, że sam również to zauważył. Młodzik jednak bardziej skoncentrowany wydawał się na iglastej łapie Tashiego oraz dziwnych szczękach, w tej chwili pobrudzonych świeżą krwią. On sam wciąż intensywnie wpatrywał się w nie, jakby znów miały go użreć znienacka. 
— Myślisz, że to sprawka ludzi? — zapytał z wahaniem, nie wyjawiając swoich podejrzeń co do tego, czy aby ci ludzie nie wyrwali tych metalowych szczęk jakiemuś grasującemu na tych terenach potworowi. Jemu samemu ta myśl wydała się śmieszna i naiwna, ale zarazem prawdopodobna.
— Yhm... — Nulu pokiwał głową. — Zdecydowanie. Tylko oni potrafią swoimi kończynami wyrabiać takie rzeczy. 
— Mam wrażenie, że pomimo bycia młodszym, wiesz o ludziach więcej ode mnie — zauważył Tashi, siląc się na radosny ton, by rozjaśnić atmosferę. Fioletowe oczy Nulu powędrowały ku łapie Tashiego i tam utkwiły, więc Tashi szybko wyjaśnił: — Tak długo, jak utrzymam łapę w tej formie, nie będę czuł bólu. Mogę w tym stanie wytrzymać na tyle długo, by wrócić do Elan – zamiana tylko kawałka ciała nie zużywa zbyt wiele energii. Ona zajmie się mną na miejscu. Pomożesz mi zanieść korę, Nulu? — zapytał z nadzieją.

Nulu?

Od Nulu CD. Tashiego

0 | Skomentuj
Nulu wzdrygnął się na wzmiankę o Yesterday'u. To nie tak, że nie lubił swojego ojca, wręcz przeciwnie – po prostu po ciągłych docinkach od innych członków watahy nie czuł się komfortowo przy wspominaniu imienia Alfy. Młody basior wiedział, że Tashi nie miał nic złego na myśli, a jedynie chciał być przyjazny. Mimo wszystko zrobiło mu się trochę bardziej smutno. Spróbował zignorować wewnętrzne głosy i w pozbawionym emocji stanie posłuchać, co jeszcze do powiedzenia ma napotkany wilk.
– Co myślisz o tej pogodzie? – ciągnął dalej swój monolog Tashi. – Przed chwilą miałem okazję zobaczyć rezultat tych upałów w pobliżu tajgi.
Potem wymruczał jeszcze coś pod nosem, ale zrobił to na tyle cicho, że Nulu nie był w stanie niczego zrozumieć.
– W lesie jest dość nieprzyjemnie – przyznał Nulu bezbarwnym głosem. – Ale przynajmniej spokojnie. Zazwyczaj. Coś mówiłeś?
– Co? – zapytał Tashi, nie rozumiejąc, o co chodzi młodemu Alfie.
– Mamrotałeś coś pod nosem – wyjaśnił młodzik.
– A... Muszę zdrapać jeszcze trochę kory z drzew dla Elan – odpowiedział starszy z basiorów. – Może chcesz mi pomóc?
Oczywiście, że nie chciał – oznaczało to nie tylko przerwanie spaceru, ale również przebywanie w czyimś towarzystwie – ale z grzeczności nie chciał odmawiać. Jeden z jego trzech wewnętrznych głosów stwierdził, że to świetny pomysł, ale sam Nulu nie podzielał jego entuzjazmu. Kusiła go wizja odpłynięcia myślami daleko i oddania sterów najbardziej depresyjnemu głosowi, jednak udało mu się pozostać w tym bezbarwnym, pozbawionym emocji stanie.
– Czemu nie – odpowiedział, starając się, aby w jego głosie zabrzmiała chociaż nutka entuzjazmu. Nie potrafił stwierdzić, czy mu się to udało.
– Świetnie – odrzekł Tashi z delikatnym uśmiechem. – Elan chciała chyba korę sosen... Tak.
– Znam miejsce, gdzie rośnie ich dużo – przypomniał sobie Nulu, po czym ruszył przed siebie, nie czekając na towarzysza. Szedł jednak dość wolno, więc ciemny basior szybko go dogonił. Z pyska zwisały mu jakieś liście i inne części roślin leczniczych. Syn Alfy z niezadowoleniem stwierdził, że Tashiemu będzie ciężko wziąć jeszcze korę... Czyżby młodzika czekał powrotny spacer z nieplanowanym towarzystwem do jednego z najbardziej ruchliwych miejsc w watasze? Nulu błagał w myślach, by do tego nie doszło. Chociaż akurat Elan zawsze była dla niego miła, nie mógł przewidzieć kto akurat będzie gościł w jej jaskini.
– To tutaj – oznajmił Nulu po kilku minutach spokojnego marszu, zatrzymując się. – Wszystko wokół to sosny. Uwaga na bagna.
Po co jesteś miły? – zapytał jeden z głosów. – Przecież i tak skończy się jak zwykle. Zacznie cię porównywać do Yesterday'a... A tak właściwie, to i tak jesteś zerem.
Hej, ja się nie chcę tu rozklejać – odpowiedział Nulu w myślach. Łapą zaczął zeskrobywać korę z drzewa. – Przynajmniej sprawiajmy wrażenie, że wszystko jest ze mną w porządku.
I tak jesteś zerem
– stwierdził głos. Tym razem Nulu nie zdążył odpowiedzieć. Przeszkodził mu krzyk Tashiego.

<Tashi?>

Od Tashiego CD. Nulu

0 | Skomentuj
Błądzenie po bagnistych terenach watahy w poszukiwaniu nielicznych, zaschłych krzewów – o leczniczych właściwościach – a następnie przebieranie między wieloma identycznymi roślinami, aby znaleźć parę listków tej konkretnej – również leczniczej – rośliny... nie było zadaniem, na jakim Tashi chciał spędzić połowę swojego cennego dnia.
Tak, jakby te cholerne zioła nie mogły rosnąć mi tuż pod nosem – czy to nie byłoby o wiele prostsze? Całe to chodzenie, nie znając konkretnego położenia celu, już go zmęczyło. W dodatku, zioła o gorzkim, nieprzyjemnym smaku miały tak intensywny zapach, że aż zupełnie blokował mu on zmysł węchu – to Tashiego frustrowało jeszcze bardziej. Chciał jak najszybciej wypluć te ohydne składniki ze swojego pyska.
Z powodu chwilowego otumanienia zmysłu węchu, młody wilk nie wyczuł obecności innego w pobliżu. Słyszał przedtem ciche kroki, jednak nie zwrócił na nie uwagi. Nie do momentu, w którym kroki te okazały się należeć do szczeniaka o złoto-rdzawej sierści – Nulu, jako syn Alfy znany dobrze każdemu w watasze, choć rzadko spotykany, wilk patrzył uważnie na Tashiego połyskującymi w rzucanym przez drzewa cieniu oczami. W tym spojrzeniu było coś dziwnego, coś... interesującego i może nawet znanemu Tashiemu.
— Witaj, Nulu — przywitał się – nie tak radośnie jak zwykle ma w zwyczaju – Tashi, z ulgą kładąc liście i kawałki krzewu na ziemię. Tuż obok była mała, całkiem czysta kałuża, w której ciemnoszary basior błyskawicznym ruchem przepłukał swój pysk, zmywając ze swojego języka gorzki posmak. Uniósł głowę, spotykając się z utkwionym w nim sztywno spojrzeniem niewiele młodszego wilka. — To jakiś szczęśliwy dar losu, że spotkałem słynnego następcę Alfy? — zażartował, uśmiechając się przyjaźnie, a mimo tego miał wrażenie, iż Nulu poczuł się odrobinę urażony. A może raczej speszony, nie chętny do rozmowy? Tashi nigdy nie był najlepszy w odczytywaniu czyichś emocji. Tak czy inaczej, miał zamiar poznać lepiej tego cichego wilka.
— Co myślisz o tej pogodzie? — zaczął rozmowę szczerze zaciekawiony opinią szczeniaka. — Przed chwilą miałem okazję zobaczyć rezultat tych upałów w pobliżu Tajgi. — I, szczerze mówiąc, Tashi wolałby tam nie wracać. Dobrze, że nie musiał zapuszczać się głębiej, gdzie panowało mnóstwo owadów... To niestety mu o czymś przypomniało. — Och, właśnie... — wymamrotał cicho pod nosem — Trzeba jeszcze zdrapać nieco kory z tych drzew dla Elan...
Może drzewa nie będą smakowały aż tak okropnie, jak liście i kawałki krzewu, które niósł ze sobą – taką miał nadzieję.

Nulu?


Od Nulu

0 | Skomentuj
Umieramy w liczbie pojedynczej, zawsze sami.

Co miał na myśli autor tych słów? Czy chodziło wyłącznie o fakt, że w chwili naszej śmierci umieramy wyłącznie my i ostatnią drogę pokonujemy samotnie? Czy chodziło mu wyłącznie o moment?
Dla Nulu zdawały się one mieć większy sens. Choć do śmierci czekała go jeszcze dość długa droga, młody basior powoli umierał. Nie tylko z niewyspania i braku apetytu, ale również z braku towarzystwa i ciepłych uczuć. Mimo niemal nieustannej obecności Henkiego wilk często czuł się samotny i pozbawiony wsparcia. Czymże tak naprawdę było to ptaszysko, skoro nikt nie go nie widział? Nulu nieraz zastanawiał się, czy po prostu nie ma halucynacji albo nie wymyślił sobie puszczyka, by zaznać w życiu chociaż cienia przyjaźni.
Tak właśnie, Nulu zmierzał prostą drogą ku śmierci. I kroczył tą ścieżką samotnie.

Dni mijały szczeniakowi podobnie. Wstawał, zjadał kęs czy dwa mięsa, a potem snuł się po całej watasze, zatrzymując się też nad jeziorem. Gdy spoglądał w gładką taflę, jego odbicie podsuwało mu najgorsze myśli, wręcz znęcało się nad nim psychicznie. Kończyło się na tym, że wilk uderzał łapą w wodę, by już się nie widzieć, po czym odbiegał. Zaszywał się w jakiejś kryjówce i płakał. A potem, po kilkunastu dniach, przestał płakać. Nie dlatego, że nie było warto. Dlatego, że już nie miał sił.

Ten dzień zaczął się zupełnie normalnie. Po skromnym posiłku Nulu rozmawiał przez chwilę z ojcem. Młody wilk zauważył, że Yesterday wygląda na jakiegoś dziwnie zaniepokojonego i zatroskanego. Może wataha miała jakieś problemy? Może ludzie zauważyli w końcu wilki? Albo inna wataha żądała wojny? Nulu wiedział, że powinien się tym zainteresować – był w końcu następcą Alfy – ale nie miał siły się nawet uśmiechnąć, chociażby z grzeczności. Jak mógł więc mieć siłę na strategiczne myślenie, naradzanie się i planowanie?
Koniec końców młody basior wybrał się na spacer, jak zwykle. Nieodmiennie powlekł się w kierunku Rzeki Leminga, by później wzdłuż niej dotrzeć do Owadziego Lasu. Tajga o tej porze roku nie była zbyt przyjemnym miejscem – łatwo była wpaść w bagno, a wszędzie roiło się od komarów i innych owadów. Nulu nie lubił insektów, wręcz bał się ich, ale wśród drzew miał szansę nie spotkać żadnego wilka. Po co mu towarzystwo, skoro większość członków watahy tylko go krytykowała?
Zupełnie nagle płuca młodego Alfy wypełnił zapach jakiegoś wilka. Nulu rozpoznał, że jest to basior z watahy, tylko który? Tak rzadko przebywał z innymi, że miał problem rozpoznać ich wonie.
Minęła minuta, może dwie, a fiołkowym oczom Nulu ukazał się inny wilk. Miał ciemnoszare futro, a w pysku niósł zioła. Młody Alfa doszedł do wniosku, że to pewnie Tashi – ciemny basior nie zajął określonego stanowiska, więc zdarzało mu się pomagać Elan.
Co powinien zrobić? Nie miał ochoty na spotkanie, ale nie podejrzewał, aby Tashi przeszedł obok niego zupełnie bez reakcji. Z drugiej strony nie poznał jeszcze zbyt dobrze ciemnoszarego basiora, a od Yesterday'a słyszał, że miał on trudną przeszłość. Kto wie, może okazałby się bardziej wyrozumiały od innych członków watahy?
A może lepiej nie ryzykować i udawać, że się śpieszę? – przemknęło Nulu przez myśl. Tym razem, wyjątkowo, odezwał się w nim słaby, piskliwy głos trzeciego Nulu, namawiający go do rozmowy. Drugi Nulu swoim silnym, kpiącym tenorem próbował go zagłuszyć. A ten właściwy Nulu toczył ze sobą wewnętrzną walkę, podczas gdy czasu do nieuniknionego spotkania pozostawało coraz mniej...

<Tashi?>