Od Nulu CD. Tashiego

Nulu wcale nie miał ochoty na nieplanowane odwiedziny u Elan, ale, po pierwsze, Tashi wydawał się być całkiem miły. Po drugie, w lesie wyczuwał wyraźną woń człowieka, z którą miał okazję zaznajomić się podczas jednych z niewielu polowań z ojcem. Spędzili wtedy trochę czasu na podpatrywaniu poczynań dwunożnych, co dało młodemu Alfie pewność, że nie chciałby się z nimi spotkać. Wydawali się być gorsi nawet od najwredniejszych członków watahy. Zakładali dodatkowe skóry – w większości nienaturalnie kolorowe, ale również z reniferów pasących się na terenie wilczego stada – i nosili ze sobą dziwne metalowe kije. Było z nimi również kilka psów, zupełnie zniewolonych. Niektóre nie opuszczały swoich ludzkich towarzyszy choćby na najmniejszy krok. Co najgorsze, Nulu widział, jak za pomocą swoich metalowych kijów zabijają renifery – i to na odległość. Młodemu wilkowi raz czy dwa zdarzyło się zastanawiać, jakiej magii używają dwunożni.
W większości jednak traktował ich obojętnie – jak wszystkich z resztą. Bezpośrednio nie zagrozili jeszcze watasze, więc co go obchodzi, co robią? Niby jest synem Alfy, ale co on jeden może zrobić? Nic. Więc po co zawracać sobie głowę?
– W porządku – odpowiedział po chwili na pytanie Tashiego. Pochylił się i wziął do pyska większość kory – tak, aby starszy z basiorów mógł poradzić sobie z resztą i z ziołami. Po chwili oba wilki pobiegły truchtem w kierunku tundry.
Zioła niesione przez Tashiego pachniały naprawdę mocno – zdawały się tłumić wszelkie inne zapachy. W pewnym momencie Nulu wydało się, że przebiła się przez nie woń człowieka, ale nie był w stanie jakkolwiek tego potwierdzić. Dopiero pojawienie się Henkiego utwierdziło przekonania młodego wilka. Puszczyk przekazał, że nie tak daleko przebywają ludzie. Zaraz potem usłyszeli ludzki krzyk i coś, co brzmiało jak wiązanka przekleństw.
Oba basiory zatrzymały się w jednej chwili.
– So lobimy? – szepnął Nulu, zniekształcając nieco pytanie przez korę, którą niósł w pysku. Tashi sekundę stał bez ruchu, a potem machnął ogonem, dając znać, by syn Yesterday'a się schował. Oba wilki dały nura w niskie drzewka, odsuwając się od ledwie wydeptanej ścieżki. Jak na razie nie dostrzegli dwunożnych, ale ludzie mogli pojawić się w zasięgu ich wzroku w każdej chwili. Roślinność tajgi nie stanowiła dobrej kryjówki – blisko ziemi i na wysokości wilczego łba była raczej skąpa. Co więcej, dookoła rozciągały się charakterystyczne dla lata bagna. Basiory nie miały zbytnio dróg ucieczki – można więc rzec, że znaleźli się w pułapce.
– So, jak nas zauwaą? – zapytał ponownie Nulu.
– Chyba pozostaje uciekać albo atakować – odpowiedział cicho Tashi, położywszy uprzednio zioła na ziemi. – Odłóż korę, najwyżej wrócimy po nią, gdy już będzie bezpiecznie.
– Tyle zbierania po to, by przegonili nas jacyś dwunożni? – prychnął młody Alfa, ale już wcześniej położył korę obok ziół. Miał nadzieję, że ludzie jednak ich nie zauważą – wcale nie miał ochoty, aby wracać po składniki. Czuł się zupełnie pozbawiony energii. Szczerze powiedziawszy, nie chciało mu się nawet czekać. Najchętniej od razu posnułby się do swojej jaskini.
Ale przecież ludzie mogliby go zabić.
Co ci to przeszkadza? I tak ten świat nie ma sensu... Twoje istnienie nie ma sensu... – odezwał się po raz kolejny głos w jego głowie.
Może zachowajmy chociaż resztki honoru? – zapytał inny.
Honoru? Czy my mamy jeszcze jakiś honor? Nikt nas nie traktuje z szacunkiem... Nikt nas nie lubi... Czym ta śmierć różniłaby się od innej? – odpowiedział znowu pierwszy z głosów.
Nulu, zupełnie pogrążony w myślach, nie zauważył nawet, że coś zaczęło się dziać.
<Tashi?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz