Od Yesterday'a CD. Prascanny

Basior odczekał kilka minut, by upewnić się, że medyczka nie wróci, po czym wstał. Elan spojrzała na niego zaskoczona – wedle słów Prascanny był przecież ledwie żywy.
– No co? – zapytał. – Przemarzłem nieco, ale nic mi nie jest. Nie wiem, co ona sobie znowu wymyśliła.
– Dobra... skoro tak twierdzisz... Ale może napijesz się jakiegoś naparu, żeby zapobiec przeziębieniu? – zaproponowała Uzdrowicielka.
– No... dobrze – zgodził się Day po chwili wahania. Co prawda jego jedynym marzeniem w tej chwili było zakończenie wszystkiego – przemian Prascanny, "partyzantki" Kiby... Miał wszystkiego szczerze dość. Ale by jego zamierzenia mogły przynieść jakiekolwiek pozytywne skutki, powinien być chyba zdrowy.
– Proszę. – Elan podała mu kubek z parującą cieczą. Beżowy wilk odczekał, aż napar nieco ostygnie, a potem wypił całą zawartość naczynia. Lekarstwo miało niezbyt przyjemny, ziołowy smak.
– Dzięki – rzucił Day, wybiegając z groty. W głębokim śniegu doskonale widoczne były ślady olbrzymich łap Prascanny. Znacznie lżejszy od lodowej wilczycy Alfa nie zapadał się w zaspach tak jak ona, nie miał więc problemów ze śledzeniem wadery. Po kilku minutach truchtu dostrzegł medyczkę. Wpatrywała się w dal, jakby odprowadzała spojrzeniem coś ukrytego przed wzrokiem basiora. Odwróciła się, słysząc skrzypienie śniegu. Albo może wyczuwając jego zapach? Yesterday nie mógł stwierdzić, jaki był tego powód.
– Co ty tu robisz? – zapytała, wyraźnie zaskoczona. – Przecież ledwie żyłeś...
– Coś ci się najwidoczniej pomyliło – odparł. – A teraz oddaj mi, proszę, ten naszyjnik.
– Co? Nigdy! – zaprotestowała wilczyca. – Dzięki niemu jestem potężna! Doceniana...
– Zdejmij go...
– Nie słyszałeś? Nie zrobię tego! On daje mi siłę! Dzięki niemu jestem kimś!
– Kim niby?
– Wojowniczką! Osobą, z którą się liczą! Mogę być bohaterką!
– Stream. Northstar. Scar. Eshe.
– Co?
– Nie co, a kto. Myślisz, że oni wszyscy mieli amulety przemieniające ich w lodowe monstra?
– Nie wiem, kto to jest – odpowiedziała Prascanna.
– Jesteś tu już tak długo, że powinnaś wiedzieć – stwierdził Day. – Wiele wilków zginęło za tą watahę. W trakcie służby lub bitwy. Nie byli nikim niezwykłym. A jednak ciągle o nich pamiętamy. Bo nieraz poświęcili siebie, aby inni mogli przetrwać.
– Teraz twierdzisz, że powinnam dać się zabić Kibie.
– Nie, nie, nie! Och, czy ty zawsze musisz wszystko źle rozumieć? – westchnął płowy wilk. – Mówię, że nie musisz być potężną wojowniczką, by inni cię doceniali. A teraz, proszę, zdejmij ten naszyjnik. I oddaj go.
– Sam go użyjesz, prawda?
Yesterday westchnął o, kolejny wyraz, który ma 5 spółgłosek pod rząd i zasłonił oczy łapą. Naprawdę, chciał tylko, żeby to wszystko się już skończyło.

<Prascanna?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz