Lily obudził się, i nie znajdował się wcale w miejscu, w którym spodziewał się wybudzić. Jego futro nie było też przemoknięte, chociaż powinno.
Szczerze powiedziawszy, jego ostatnią myślą była prawie zupełna świadomość obudzenia się nie w śniegu, a na tamtym świecie. Chociaż może też w śniegu, gdyż takie było jego wyobrażenie o życiu po życiu - wieczna wędrówka po lodowej pustyni.
Leżał jednak w swojej ukochanej jaskini, na białym futrze, pod którym spacerowały robaki. No tak - mało kto był uznawany za specjalistę w idealnym obdzieraniu zwierzyny z futra, by nie zostało na skórze trochę mięsa. Nawet Lily, który nie wyobrażał sobie życia bez polowań, nie potrafił profesjonalnie przerabiać zdartego futra na dywan.
Dobra, nie ważne, co za wilk był na tyle miły i go tu przytaszczył, czy go czasem po drodzę nie wychędożył, ważne że Lily nie zdechł z wychłodzenia.
I tak basior wpadł po szyję w ten cholerny śnieg, gdy wyszedł na zewnątrz, ale w tej chwili było to najmniejsze z jego zmartwień. Był bardzo głodny, a nie zamierzał jeść resztek renifera albinosa razem z owadami. Ble. Basior miał jedynie nadzieję, że po zjedzeniu białego mięsa robaki nie zmutują się i nie wywołają apokalipsy na całą Północ.
Wyszedł więc. Początkowo niełatwo mu było zwęszyć cokolwiek zjadliwego, ale w końcu Lily zobaczył białego gryzonia, siedzącego na wystającej ze śniegu grubej gałęzi. A nie, to było przewrócone drzewo. Może nawet to samo, które usiłowało zabójstwo na Lily'm zeszłej nocy.
Gryzoń o śnieżnobiałym futrze siedział na końcu złamanego pnia, nie widząc czarnofutrego wilka, którego było idealnie widać na tle śniegu. Wydał się polującemu basiorowi znajomy, jakby wcześniej zdażyło mu się na niego polować.
Więc skoczył na gryzonia z kłami, ten jednak w porę uskoczył i wbiegł po pniu aż do najwyższego punktu, czyli na wysokość półtora metra.
Lily nie mógł wejść po pniu, z powodu na wyjątkową śliskość drewna spowodowaną przez nocne opady śniegu. Nie dałby rady wdrapać się po pionowej części pnia. Co mu pozostaje... może spróbuje zabić białą mysz rzutem noża?
Co prawda zwykła mysz może nie jest warta takiego zachodu, ale Lily był teraz zbyt głodny, aby zdawać sobie z tego sprawę.
Zaraza.... nie miał nawet noży. Musiał je gdzieś zgubić.
Wtedy jego umysł ujrzał jeszcze jedno rozwiązanie. Lily przypominał sobie bitwy na śnieżki, jakie lubiła niegdyś urządzać Heroika osieroconym szczeniakom, które brała pod swoje skrzydła. I w sumie bierze je nadal, ale zaprzestała bitew na śnieżki.
To był świetny pomysł: Lily spróbował rzucić pierwszą śnieżką w cel. Spudłował, i chciał podjąć drugą próbę, ale usłyszał czyiś krzyk. Brzmiało jak Nightmare, i to bynajmniej nie radosna Nightmare.
Więc najlogiczniejszym rozwiązaniem było pójście i sprawdzenie, co się stało. W gruncie rzeczy i tak nie najadłby się tym białym gryzoniem, o czym już wcześniej kilkakrotnie wspominał.
Tak oto znalazł Nightmare. Łapa wilczycy została uwięziona w jakiejś pułapce, która wydała się basiorowi Beta nieprawdopodobna, jednak odniósł wrażenie, że widział już wcześniej coś podobnego.
- Uwolnisz mnie z tego? - zapytała z rezygnacją Nightmare.
Lily jeszcze raz przyjrzał się pułapce. Było w niej coś niepokojącego. Była to swego rodzaju sztuczna para szczęk, zaciskająca się na łapie Nightmare niczym muchołówka (już pomijam to, że na Północy raczej nie ma muchołówek, więc skąd Lily o tym wie?).
- Już dawno bym to zrobił, gdybym wiedział, jak. Dawno w to wpadłaś? - zapytał.
- Dosłownie przed chwilą, i.... chyba mam pewien pomysł.
Ciemna wilczyca podniosła i podała basiorowi ośnieżony kamień wielkości wilczej czaszki.
- Masz - odparła - Walnij tym z całej siły w tą dużą śrubkę, tylko szybko!
- Zwariowałaś? - syknął Lily, odrywając wzrok od mechanizmu - Chcesz zupełnie stracić jedną z kończyn?
- Po prostu to zrób. Oni zaraz tu będą.
- Jacy Oni?
- Ludzie, to oni musieli rozstawić tu tą pułapkę - wyjasniła wadera - Zwykle polują tak na niedźwiedzie.
No tak, ludzie. Tego właśnie słowa mu brakowało. Ale czy to możliwe, żeby ludzie zapuścili się tak daleko, nie napotykając wcześniej nikogo z watahy?
Nightmare potrząsnęła uwięzioną łapą, co przypomniało basiorowi, iż przecież ma rozwalić tą chorą pułapkę. I rozwalił, co spowodowało ogłuszający wrzask bólu. Tymczasem szczęki pułapki odskoczyły w kierunku obu biegunòw, na wpół przykryte śniegiem, zmieniającym powoli swój kolor na szkarłatny.
- Sorry.
- Nie szkodzi - syknęła, ale jej łapa Nightmare nadal trzymała się ciała - Zaraz się zregeneruję.
Skumulowała wokół rannej łapy kilku kolorową energię, która powoli krążyła wokół kończyny.
- Jak myślisz, ile takich pułapek jest jeszcze rozłoźonych w pobliżu? - mruknął Lily, delikatnie obracając w łapach rząd naostrzonych i metalowych zębisk.
- Nie wiem. Ale lepiej poszukać najpierw tych ludzi.
- Okej - Basior wstał, otrzepał futro ze śniegu i wyciągnął do Nightmare łapę, patrząc na nią pytająco - -Możesz już chodzić?
< Nightmare? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz