Od Lily'ego CD Cassie

Nie no.... faktycznie wiele się dowiedział. Jako Beta mimo wszystko spodziewał się dłuższej konwersacji z Cassie, bądź co bądź jeszcze oficjalnie Gammą watahy, ale cóż, wyszło jak zawsze.
Usiłował jeszcze zapytać ją o to, co powinni zrobić z jej stanowiskiem, ale wilczyca puszczała takie pytania mimo uszu. Strasznie jej się jak widać spieszyło, gdyż perfidnie wepchnęła Lily'ego do wody bez pożegnania, a potem uciekła w las.
Zdecydowanie basiorowi nie podobała się perspektywa spędzania w wodzie więcej czasu, niż to konieczne, toteż popłynął pieskiem na drugi brzeg. Potem jeszcze raz zerknął na przeciwległy brzeg Rzeki Leminga.
Może za jakiś czas spróbuje ponownie, z lepszym rezultatem? I tym razem niosąc w pysku jakiegoś świeżo ubitego zająca.... taaak, to jest myśl.
Nie rób tego, Lily, naprawdę nie warto.
Czarny basior rozejrzał się wokół, lecz nie spostrzegł żywej duszy. Głos zdawał się dochodzić ze środka jego umysłu.
Co tak stoisz? Idź, zajmij się czymś produktywnym, i weź skończ myśleć o tej Gammie, która, nie sposób nie zauważyć, definitywnie nie jest już waszą Gammą od... ilu? Dwóch miesięcy?
- Kim jesteś? syknął Lily, nadal szukając tajemniczego rozmówcy wzrokiem.
Powiedzmy, że twoim Zdrowym Rozsądkiem, powiedział głos, Pragnę ci coś uświadomić. Chyba najwyższy czas wrócić do jakiegoś treningu, jak za dawnych lat. Przed paroma minutami dałeś się tak banalnie zaskoczyć.
- Pieprz się - warknął cicho Lily, idąc do Owadziego Lasu - Kim jesteś, żeby mi mówić, co mam robić? Nikim, tylko jakimś zabitym przez nudę duchem, który lubi wyżywać się na niewinnym basiorze Beta.
Głos mówił takim tonem, jakby powstrzymywał się od śmiechu:
Taaak? A ile wilków zabiłeś przez swoje calutkie życie?
- Nie policzyłbym tego na palcach wszystkich kończyn, ale proszę, zamknij już jadaczkę i idź męczyć kogoś innego.
Ku zdziwieniu basiora, głos faktycznie sobię odpuścił. Lily miał szczerą nadzieję, że na zawsze.
Mimo to, tamten byt trafił w czuły punkt w pewnej kwestii. Basior Beta faktycznie od bardzo dawna nie trenował. Nigdy nie umiał znaleźć czasu, był głodny lub po prostu brakowało mu motywacji i siły woli do wznowienia treningów. A może jednak jest zbyt słaby na brutalny klimat Północy?
Nie może być! Musi walczyć, musi polować, by przetrwać zimę. Polowanie to jego życie, a jedno wiedział na pewno: nie osłabią się jego umiejętności, jeżeli w tym momencie natychmiast pójdzie na polowanie....
Pomyślał, że rzeczywiście nie ma sensu dalej próbować przekonać Cassie do rozmowy, skoro uparła się, by nie mówić, i czuje się teraz pełnokrwistym członkiem Watahy Niezwyciężonych Wojowników. Zauważył też, że to była strata czasu, i szkoda strzępić ryja.
Co prawda polowanie nie poszło do końca po jego myśli, bo zderzył się z czarną wilczycą, i uciekł mu przez to obiad, ale to już inna historia.

The End. Już nie będę tego dalej ciągnąć, najzwyczajniej w świecie poddaję się, sory Cassie :<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz