Trou Noir zjawił się w jaskini Elan nieco spóźniony. Uzdrowicielka i Scarlet, z którą wyruszał na misję, czekały już w środku, nieco zniecierpliwione. Na powitanie Elan ofuknęła go za spóźnialstwo, po czym kazała im pójść za nią. Nie minęło pół minuty, a znaleźli się w nieznanym wcześniej basiorowi korytarzu. Sądząc po minie i spojrzeniu jego brązowo-białej towarzyszki, ona również nigdy tu nie była. Uzdrowicielka zaprowadziła ich do niewielkiej groty, ze ścianami zapełnionymi drewnianymi półkami. Na deskach stało mnóstwo buteleczek i słoików. Zielona wadera przez chwilę przesuwała i przekładała pojemniki, aż wyjęła dwie kryształowe fiolki z tęczowym płynem.
- Co to jest? - zapytał podejrzliwie Trou, przyglądając się trzymanym przez wilczycę naczyniom.
- Mały prezencik, który powinien ułatwić wam wykonywanie misji - odparła nieco zagadkowo Elan, po czym wręczyła jemu i Scarlet po jednej buteleczce.
- A... co mamy z tym zrobić? - spytała brązowo-biała wadera.
- Wypijcie łyk na granicy. Efekt potrwa jakąś dobę. W każdej butelce są trzy porcje - wyjaśniła Uzdrowicielka.
- Nie możesz nam dać jednej zapasowej? - Trou nie podobała się myśl, że być może będą mieli na wykonanie zadania tylko trzy dni. Co prawda ich misja nie była zbyt trudna, ale przecież mieli być tam nowi. Kto normalny ufa od razu wilkowi noszącemu zapach obcej watahy? Nawet Yesterday by się do tego nie posunął.
- Niestety nie - odparła Elan, ucinając rozmowę. Ruszyła do wyjścia, a Trou Noir i Scarlet nie pozostawało nic innego, jak podążyć za nią.
Gdy już znaleźli się poza grotą Uzdrowicielki, ciemnoszary basior jeszcze raz sprawdził, czy wziął wszystkie rzeczy, jakie wziąć zamierzał. W skórzanej sakwie miał zioła lecznicze i wysuszony kawałek mięsa; poza nimi wziął jedynie medalion, który otrzymał od przełożonego. Do torby schował również kryształową fiolkę otrzymaną od Elan.
- Idziemy? - zwrócił się do Scarlet, która siedziała nieopodal. Wilczyca jedynie kiwnęła głową, skupiona na jakimś niewidocznym dla Trou punkcie. Oboje ruszyli szybkim truchtem w kierunku granicy.
- Rzeczy chyba będziemy musieli gdzieś zostawić - zauważyła towarzyszka wilka.
- I wypadałoby zaliczyć kąpiel, żeby nie zdradzać się zapachem - odparł.
- Nie powiem, żebym miała ochotę włazić do rzeki o tej porze roku - mruknęła wadera. - Poza tym, to i tak chyba niewiele da.
- Nie zaszkodzi spróbować.
- Niech ci będzie. Ale może najpierw wypijemy ten eliksir od Elan? Jestem ciekawa, jakie ma działanie.
- Ja też - stwierdził Trou i na tym rozmowa się zakończyła. Oboje milczeli aż do dotarcia do granicy i schronienia się za kręgiem kilku głazów. Basior wyjął wówczas otrzymaną tęczową miksturę, jego towarzyszka poszła w jego ślady. Wilki odkorkowały butelki.
- To na pewno dobry pomysł? - zawahał się Trou Noir.
- Wątpię, by Elan albo Yesterday chcieli nas otruć - odrzekła jego towarzyszka i wypiła trochę płynu. Ciemnoszary basior bez entuzjazmu poszedł w jej ślady. Mikstura miała dziwny smak, na przemiam słodki, kwaśny i słony. W pewnym momencie na ułamek sekundy stracił wzrok. Gdy ponownie odzyskał zmysł, stała przed nim stalowoszara wilczyca i burgundowych oczach... i chichotała.
- O co chodzi? - zapytał Trou, przyglądając się jej ze zdziwieniem.
- Po... Powinieneś się przejrzeć - odparła Scarlet, usiłując opanować śmiech. Basior przeszedł kilka kroków i poślizgnął się na ukrytej pod śniegiem zamarzniętej kałuży. Leżąc w śniegu doszedł do wniosku, że zamarznięta woda może posłużyć za niezła lustro. Wstał, pochylił się nad taflą i... zaczął wrzeszczeć.
Z zamrożonej kałuży patrzył na niego jasnobrązowy wilk, obdarzony różową czupryną i takim samym ogonem. Część fryzury zafarbowana była na kolor pogodnego nieba. Jedno z jego uszu zostało przekłute, w tym miejscu znajdował się teraz nieduży srebrny kolczyk. Na lewej przedniej łapie basior miał trupią czaszkę i skrzyżowane dwa piszczele.
- Czy... ja... mam... różowe włosy!? - krzyknął Trou, odskakując od kałuży.
- Możliwe - odpowiedziała Scarlet, śmiejąc się cicho. - To takie złe?
- Pomyśl. Za kogo mnie wezmą inni?
- Za zbuntowanego Wilka Miłości? Chociaż, szczerze powiedziawszy, na buntownika to mi nie wyglądałeś - odpowiedziała. Trou zaczął zastanawiać się, z czego konkretnie się śmiała. Wpierw myślał, że z koloru włosów, ale teraz to całe "możliwe" nieco przeczyło tej wersji. Postanowił jednak odstawić rozmyślania na dalszy plan. Miał przecież parę misji do wykonania.
- No dobrze, niech ci będzie - mruknął bez większego entuzjazmu. - Jestem Kupidyn, syn jakiejś Wilczycy Miłości. Od małego czułem, że nienawidzę tego przeznaczenia, dlatego zrobiłem sobie tatuaż i pofarbowałem włosy oraz zmieniłem imię na Blue Tornado. Może być?
<Scarlet?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz