Ach, wichry Północy...
Choć wiatry te są zwykle zimne i nieprzyjemne, szczególnie późną jesienią, podróżnik zdążył za nimi zatęsknić przez ostatnie miesiące. Klimat był jedyną rzeczą, którą poprawiłby w rodzimej Francji - a tundrę, swój drugi dom, z chęcią dołączyłby do tamtego kraju. Niestety, na razie pozostawało to dla niego niemożliwe - był jedynie zwykłym wilkiem z ważną misją do wykonania. Nie miał jeszcze pewności, co go czeka, ale w głębi serca czuł, że po powrocie na tereny Watahy Krwawego Szafiru zmierzy się z czymś niespotykanym na co dzień...
Z każdym przebiegniętym kilometrem powietrze nieco podnosiło swoją temperaturę. Nie były to zauważalne dla większości różnice, ale przybysz wyraźnie to czuł. Podnosiło go to na duchu - wiedział, że tereny Watahy Krwawego Szafiru znajdują się na południe od miejsca, do którego został przeniesiony. A przecież na północnej półkuli to południe jest cieplejsze.
Nie zwracał większej uwagi na otoczenie, zajęty własnymi myślami. Zastanawiał się, jak go przyjmą i co go czeka, kiedy będzie już gotów zająć się misją. Ten amulet, który otrzymał od przełożonego... podróżnik wyczuwał, że ma olbrzymią moc. Wciąż pozostawało jednak mnóstwo pytań. A ze względu na jego moce, to właśnie tego basiora wybrano do wypełnienia zadania.
Bam.
Smukła wilczyca, obdarzona białym futrem z mahoniowymi elementami, wylądowała na ziemi. Zaskoczony przybysz gapił się na nią przez ułamek sekundy, gorączkowo myśląc. Jakim cudem nie odnotował w jakikolwiek sposób jej obecności?
– Oj... – mruknął. – Wybacz. Wszystko w porządku?
– Nie, to ja przepraszam – odpowiedziała nieznajoma. Podróżnik zaczął się zastanawiać, co mogła mieć na myśli, jednak szybko odstawił rozmyślania na dalszy plan. Przecież wadera nadal siedziała na ziemi. Basior wyciągnął do niej łapę. Na szczęście wilczyca bez protestów skorzystała z oferty pomocy. Już po chwili stała na wszystkich czterech kończynach.
– Przepraszam, mam coś teraz do zrobienia – oznajmiła nieznajoma, wyminęła go szybko i oddaliła się z zadziwiającą prędkością. Nim znalazła się poza zasięgiem słuchu, wilk zawołał za nią. Ona zawróciła i zatrzymała się po kilku krokach, on zaś zbliżył się na odległość, jaką utrzymują dwie osoby podczas normalnej rozmowy.
– Czy to tereny Watahy Krwawego Szafiru? – zadał swoje pierwsze pytanie przybysz. Jego rozmówczyni mimiką wyraziła swoje delikatne zaskoczenie, ale zaraz zamaskowała to podejrzliwością.
– Skąd masz takie informacje? – odparła.
– Odpowiadając w ten sposób prawdopodobnie zdradziłaś, że mam rację – mruknął w odpowiedzi. – Byłem tu już kiedyś. Jakiś czas temu. Jestem Trou Noir.
Postarał się, aby głoska "r" zabrzmiała u niego... normalnie, dokładnie tak, jak wymawiali ją Yesterday czy Heroica. Wolał nie zdradzać nowopoznanej zbyt wielu informacji - jeszcze nie, nie, póki nie przekona się, że może jej zaufać.
– Ro... zumiem – mruknęła. – I teraz zamierzasz dołączyć ponownie?
– Jeśli tylko będzie taka możliwość.
– To możliwe... W sumie... mogę zaprowadzić cię do Alfy, Yesterday'a.
– Czy nie miałaś czasem czegoś do zrobienia?
– To... może poczekać. Przy okazji, jestem Scarlet.
– Scarlet – powtórzył Trou Noir, uśmiechając się lekko. – Ładnie. Prowadź, proszę.
<Scarlet?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz