Patrol, patrol, patrol. Czego ten pajac się obawia? Że moja stara wataha zaatakuje go wcześniej niż on? I oczywiście- musi się mścić akurat na mnie. Próbuje chyba pozbyć się mojego istnienia, wysyłając na granicę Rzeki Leminga. Westchnęłam niesłyszalnie, a z mojego pyska wyleciał kłębek pary. Zimno. Co więcej, od dłuższego czasu byłam na głodzie, bo przez pilnowanie nie miałam nawet czasu się posilić. Taaak, na pewno dużo zdziałam, jeżeli wyślą mnie na nadchodzącą rzeź.
Zmieniłam swoją postać na normalną. Parę czarnych piór odfrunęło wraz z mroźnym wiatrem. Śledziłam je wzrokiem, aż nie stały się małymi punkcikami lecącymi w kierunku, w którym podążałam. Poprawiłam jeszcze w biegu maskę.
Wtem, skrzypnięcie gałązki przerwało moje ruchy. Źródłem dźwięku nie byłam na pewno ja, a tym bardziej nikt z obecnej watahy. Był to Lily. Przemoczony, bo przepływał najwyraźniej rzekę i z kikutami skrzydeł na plecach. Co robił w głębi terenów wroga? Yesterday na pewno nie wysłał go na przeszpiegi, bo to do niego nie pasowało, szczególnie w pojedynkę, więc zapewne w czasie inspekcji terenów sam z siebie uciekł. Nie wydawał się jakoś zbytnio zaniepokojony, jedynie węsząc. Nawet gdy przeszedł obok, nie dostrzegł mnie. Baka! Jak cię uczono, panie Beto?
Skoczyłam na jego plecy, mimo wszystko uważając, by nie dotknąć pozostałości po skrzydłach. Od razu zaczął się szarpać, koniec końców zrzucając mnie i wycofując parę metrów dalej. Miękko wylądowałam na czterech łapach po gwałtownym zrzucie. Zadając dwa pytania na jednym wdechu, wepchałam go w zarośla. Twierdził, że przyszedł pogadać. Głośno powiedziałam, co o tym myślę, jednak nie wydawał się zainteresowany co ja o tym myślę. Szybko zadał temat rozmowy.
– Moją wersję? Chodzi o tą akcję z Alt? Egh... – pokręciłam z rezygnacją głową. – Nie wypowiem się na ten temat, ok? A co do tego, czemu nie chcę wrócić... – zawiesiłam się, patrząc, jak spacerkiem kieruje się w stronę, z której przyszedł – A ty byś wrócił do watahy, której alfa cię nienawidzi, a każdy uważa cię za niebezpiecznego potwora? Nope. Nie zamierzam znosić krzywych spojrzeń i odsuwania się.
Patrzyłam jeszcze chwilę na jego ruchy, po czym zdenerwowana, chwyciłam go za kark i dosłownie zaczęłam ciągnąć po ziemi w stronę granicy. I tak poruszał się w ten sposób szybciej niż tym spacerkiem.
Oczywiście- szarpał się jak ryba wyciągnięta z wody, ale puściłam go dopiero właśnie przy niej.
Szybko musiałam stamtąd uciekać, bo mój głód właśnie zaczął się odzywać. Powoli traciłam nad sobą kontrolę, a moje oczy stawały się neonowe. Nie chciałam dodatkowo zaatakować Bety WKS, bl Yesterday przyszedłby osobiście i rozszarpał gołymi łapami. Jak tylko wszedł do wody- pognałam w najbliższą kryjówkę. Tam położyłam się i wbiłam kły we własną łapę. Lepsze to, niż nic.
< Lily? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz