Od Scarlet CD. Trou Noir

Scarlet jak przez mgłę pamiętała drogę go letniego lokum Yesterday'a, a przynajmniej taką miała nadzieję. Ostatnio wiele rzeczy pamiętała jak przez mgłę.
Mogłoby wydać się to dziwne, a nawet śmieszne..... ona, jedyna zwiadowczyni w watasze nie mogła zapamiętać dokładnej geografii terenów watahy, do której w końcu należała już spory kawał czasu.
Chyba zacznie wreszcie rysować sobie mapy tego wszystkiego.
Tymczasem Scarlet i Trou Noir szli już jakiś czas. Trou Noir... swoją drogą dziwne, charakterystyczne imie. Wilki rzadko kiedy noszą imiona składające się z więcej niż jednego wyrazu. Jak wcześniej stwierdził, należał już kiedyś do WKS... chociaż jaki był prawdziwszy cel jego powrotu? Tak czy inaczej, nie zamierzała jak na razie pytać go o tego typu rzeczy. Trou Noir nie wygladał, jakby chciał się podzielić takimi informacjami.
W ogóle nie zamierzał nic mówić. A ta cisza powoli działała waderze na nerwy. Nie było nawet tych dziwnych zjaw, które naprzykrzały jej się stosunkowo niedawno.
Właściwie to nawet zaczynało jej powoli brakować tych ich irytujących komentarzy.
Z kolei powoli zaczynała żałować, że w ogóle zaproponowała Trou zaprowadzenie go do Yesterday'a. W końcu zwiększało to konieczność spotkania większej ilości wilków, a właśnie wilków obiecała sobie unikać jak ognia piekielnego.
Nie minęłp dużo czasu, gdy znowu potknęła się o coś, i tym razem zakończyło się to glebą.
- W porządku? - zapytał Trou Noir, zmuszony do ponownej pomocy Scar w podniesieniu się - Powinnaś odwiedzić Uzdrowicielkę. Zgaduję, że stara Elan nadal pełni to stanowisko?
O nie.
- Wręcz przeciwnie, to nic takiego - skłamała Scarlet - Już niedaleko do jaskini Alf.
W rzeczywistości jakaś ostra gałąź rozdarła jej skórę na lewym boku. Szczęśliwie towarzyszacy jej basior szedł po jej prawej, a więc jest duża szansa, że niczego nie zauważył. Co prawda jednak zapachu krwi nie da się pomylić z żadnym innym....
- Wybacz moją nieuwagę - zaśmiała się Scarlet, nakładając na pysk sztuczny uśmiech i przyspieszając do truchtu - Idziesz?
Trou przytaknął i już po chwili zrównał się z nią. Był od niej dużo większy, i nieco mniej puchaty. Scarlet, z oczywistych względów, nie miała możliwości ustalenia koloru jego futra.
Krew nadal sączyła się z jej boku w dużych ilościach. Niech to szlag. Odstawi dawnego członka watahy do jaskini, której poszukuje, i zaraz się stąd zmywa.
- O, zobacz, to tutaj - odparła, wskazując na jaskinie - Nie gwarantuje, że Yesterday jest w środku, ale już muszę iść.
- Dobrze.... tak czy inaczej dzięki za pomoc - mruknął Trou, idąc w kierunku wejścia do jaskini.
Scarler odwóciła się na pięcie i szepnęła:
- Do zobaczenia...
Teraz dopiero zauważyła, że jej krew w znacznym stopniu zabarwiła śnieg. Musiała wrócić do jaskini i umyć tą ranę.
Po kwadransie myła już się w niedalekim strumyku. Lodowata woda wywołała natychmiastowy ból, który był nie do zniesienia. Scarlet owinęła szybko bandażem ranę, w nadziei, że nie wdarło się tam żadne zakażenie...
- Czemu nie pójdziesz po prostu do Uzdrowicielki?
Wadera aż podskoczyła, ale po chwili odetchnęła z ulgą. To nie był Trou Noir, jak początkowo zakładała, tylko jedna ze zjaw.
Widmo siedziało  na brzegu rzeki. Tym razem była to niezbyt wyraźna, szara sylwetka kota.
- Powiedz... - wilczyca zignorowała pytanie zadane przez zjawę - Czemu pojawiacie się dopiero wtedy, kiedy jestem sama? I dlaczego zawsze w pojedynkę?
- Dobre pytanie - zamiauczał kot. Jego głos był zniekształcony, dało się słyszeć w nim echo - Sam chciałbyn wiedzieć.
Scarlet nadal stała w lodowatej wodzie i przyglądała się zjawie z zainteresowaniem. Widma już nie przerażały jej tak, jak na początku: teraz wydawały się niezwykle interesujące. Były nawet całkiem kulturalne podczas rozmowy, chociaż straszenie kogoś nagłym pojawianiem się miały najwyraźniej w genach.
- Jak się dowiesz, to zaspokoisz moją ciekawość?
- Może - padła odpowiedź. Kocur nagle zjeżył sierść - Zwijam się. Masz towarzystwo.
Na przeciwnym brzegu do tego, na którym siedział kot, pojawił się nikt inny, jak Trou Noir. Nie umiała zgadnąć jego intencji. Nadal zresztą nie wyszła z wody. Stała dokładnie w tym samym miejscu, co dziesięć minut temu.. Nie chciała z nim rozmawiać.
O wiele bardziej wolała na przykład towarzystwo kota. Im bardziej ją ten niematerialny świat fascynował, tym bardziej czuła, jak odsuwa się od żywych wilków. Od watahy.
- Alfa kazał przekazać, żebyś przyszła do jego jaskini, jak najszybciej możesz - zawołał na tyle głośno, że Scarlet nie mogła tego nie usłyszeć.
- Już idę - Biała wadera wyszła i otrzepała się szybko z wody.
Kopę lat, Yesterday... pytanie, po co mu ona w tej chwili?
- Z ciekawości spytam.... - zwróciła się do basiora  - Jakie wybrałeś stanowisko?
<Trou Noir?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz