Prascanna była pod wpływem czaru hipnotycznego, nie miała własnej woli, robiła to co kazała jej Kiba, robiła to wbrew własnej woli coś jej kazało to robić. Nie mógła nawet odstąpić wilczycy na krok, była jej całkiem posłuszna po mimo tego iż nie chciała, w dodatku była znów lodowym monstrum. Były w jakimś starym opuszczonym zamku który był już sfatygowane za pewne setkami lat i był w połowie zawalony. Kiba kazała wywołać Prascannie potężną śnieżną burze i otoczyć zamczysko wysokim, grubym, lodowym mórem z solą i lodu ostrymi niczym sztylety, medyczke będąc pod czarek nie mógła się jej sprzeciwić i zrobiła to co kazała jej Kiba. Nagle do sali w której stały wadery weszły jakieś dwa wilki, była całe w bliznach jeden był szary a drugi granatowy, były to chyba basiory, wyglądały na dość młodych około 2 lat.
-Kibo! Na dworze zamieć jest straszna, co z tym Day'em? - zapytałam szary wilk który stał na w prost białej wadery.
-Coś z nim? Nie chcesz go sama zabić? - zapytała granatowy basior
-Canna wstrzymaj zamieć- rozkazała Kiba
Różowa wadera zawyła i zamieć natychmiast ustał, a wilczyca z lodu stała bez ruchu i czekała na kolejne rozkazy Kiby.
-Wy dwaj! Idźcie po mój łuk! - rozkazał dwóm młodym basiorom.
Oni natychmiast pobiegli przerażeni po to co kazała im ciotka Yesterday'a.
-Coś mam teraz robić- powiedziała Prascanna, coś kazało jej to powiedzieć
-Jak przyniosą mój łuk to się przekonasz- odparła Kiba
Obie wadery czekały na tych młodzików któży po kilku minutach wrócili z łukiem.
-To o co prosiłaś- powiedział jeden z nich i dał jej łuk
-Canna idziemy- powiedziała i ruszyła przed siebie Prascanna szła obok niej.
Przemierzały tak korytarze zamku powoli, aż w końcu wyszły na jakiś cmentarz. Prascanna odrazu zauważyła Yesterday'a.
-Nie zabijaj go, leczy skatuj! Sama chce go zabić - powiedziała biała wadera
Prascanna się zawachała ale ran czar jej kazał, opierała się jak mogła ale nie dała rady. Podeszła do Day'a i uderzyła go w głowę rąk mocno, że ten aż umadł a krew była na śniegu. Basior leżał na ziemi a Kiba podeszła do niego i miała już go zabić strzałem z łuku ale Prascanna sraneła przed nim i strzała trafiła w nią i odbiła się od jej lodowej powłoki.
-Co ty robisz?.!- wykrzyczała
-To co uważam za słuszny! - odparła Prascanna i zaatakowała Kibe
Zaczęła z nią walczyć, Prascanna uwięziła Kibel w twardej jak głaz bryle lodu, podeszła do leżącego basiora i stanęła nad nim.
-Przepraszam- powiedziała
Złapała wilka z kark i przeskoczyła mur z nim w pysku i po chwili przeskoczyła lodowy mur króry sama stworzyła. Biegła z alfą w pysku ile sił w lodowych łapach, jako lodowe monstrum była o wieliele większą i silniejsza. Przemierzała góry utrzymójąc tępo, zaczęło się ściemniać, znalazła jakąś jaskinię i położyła tam basiora, sama położyła się przy wyjściu jaskini. Yesterday obserwował ją bacznie, wiedziała, że on już jej nie ufa.
<Yesterday? Przepraszam, że tak późno ale nie miałam czasu>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz