Od Prascanny CD Yesterday'a

No cóż spodziewałam się tych słów ale cień szansy zawsze był, no nic teraz to życie już dalej nie ma sensu...samotnie....bez przyjaciół...bez nikogo. W takim razie już koniec z tym. Korzystając z okazji, że Alfy i uzdrowicielki nie ma wyczarowałam kartkę i pióro i zaczęłam pisać kolejny list, tym razem nikt mnie nie uratuje, Luny nie ma a nikt inny w watasze nie ma skrzydeł więc nie musiałam się martwić, że ktoś mi przeszkodzi.
No cóż nie wiem jak mam zacząć ten list... 
Może zacznę od tego, że moje dalsze życie 
nie ma już sensu, więc tym razem 
zrobię to ale już nikt mnie nie 
uratuje i nikt mi nie pomoże. 
Wiem, że samobójstwo to znak 
tchużostwa i słabości, robi ten 
tak kto nie ma sił ale ja nie mam sił!
Moje odejście no cóż nikt zbytnio
 tego nie odczuje i za pewne po 
kilku dniach zapomnicie 
o moim istnieniu. 
Mogła bym żyć dalej ale co to 
za życie w samotności bez przyjaciół. 
                            Co ja mogę jeszcze tutaj dodać. 
No dziękuję wam za wszystko
 i za wszystko przepraszam,  nie 
wiem czy byłam przydatna 
czy wręcz przeciwnie ale i tak 
dziękuję wam za ten czas i to
 wszystko co mogłam z wami 
przeżyć. Yesterday tyle razem
 przeszliśmy i tyle razem przeszliśmy, 
zawsze byłeś że mną i mi pomagałeś.
 Staliśmy się dobrymi przyjaciółmi 
a teraz tą przyjaźń straciłam i 
to moja wina! Przepraszam! 
Ale i dziękuję Ci za wszystko!
Proszę zajmijcie się Lemim.
 Najlepiej niech Elan się nim zajmie
 będzie jej pomagał w leczeniu innych wilków.
Trochę się rozpisałam no to 
na tyle chyba... Dziękuję i przepraszam! 
Już dosyć łez, rozwiał je wiatr 
i zromył deszcz. Zamroził mróz... 
Nie wrócę już nie czekaj więc.
 Już dość czekania na ten lepszy dzień.
 Odchodzę,  przepraszam wybaczcie 
znikam jak cień.
To na tyle pa trzymajcie się i 
zapomnijcie o moim istnieniu lub 
wspominajcie mnie, zawsze będę z wami duchem.


Napisałam ten list i wyszłam spod skóry niedźwiedźa i stanęłam przed pomieszczeniem do którego weszli. Stałam tam chwilę a oni po chwili wyszli. Pobiegła do basiora i wyszeptałam mu do ucha. 
-Przepraszam... - wyszeptałam do jego ucha i rzuciłam list przed nimi i zatychmiast wybiegłam z jaskini uzdrowicielki. 
Była straszna śnieżyca po mimo wszystko biegłam przed siebie, przedzierałam się przez wielkie zaspy śniegowe a płaty śniegu bezlitośnie ciskały w moje oczy. Biegłam najszybciej jak potrafiłam i ile sił w łapach miałam, miałam zamiar pobiec do wichrowych wzgórz aby rzucić się z klifu i zabić. Ale będąc u ich stóp upadła z braku sił. Leżała w zaspie a śnieg mnie przesypywał i nawet nie wstawałam, śmierć przez zamarzniecie to nie takie złe, więc po prostu i leżałam aż przyjdzie śmierć. Zamknełam oczy i czekałam. 
<Yesterday? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz