Prascanna nie wiedziała co się dzieje była już strasznie skołowana i nie wiedziała co ma robić, jeszcze ten ten ten... już sama nie wie kto był owinięty wokół niej. Zarzuciła go z siebie i stanęła potężną lodową łapą na jego szyi i go przydusiła pod wpływem wściekłości ugryzła go w szyję tak aż jej lodowe kły przeszły go na wylot, niestety go zabiły, leżał sztywny i zimny na ziemi. Teraz jako lodowy potwór była nie do pokonania i po raz pierwszy zabiła kogoś (oczywiście zwierzyny z polowań się nie liczy) gdy to zrobiła spojrzała tylko na teuchło i wybiegła na dwór, zostawiając zwłoki w jaskini. Wspieła się na sam szczyt najwyższej góry i zawyła i wszystko wraz z zamkiem było skute z lodem. Stła na szczycie i rozglądała się wpatrując Day'a którego pisała zamiar odstawić do watahy a co potem z sobą zrobi to nie miała już planu. Zbiegła z góry i zaczęła łapać trop beżowego basiora, złapała jego trop który zaprowadził ją aż do zamczyska, znów przeskoczyła mur który sama stworzyła. Trop prowadził ją pod ziemię ale nie wiedziała jak ma się tam dostać więcej spojrzała tylko na skutą w bryle lodu Kibe i wybiegła do zamku, przypomniała sobie, że widziała wejście do podziemi ruszyła w tamtym kierunku ile sił w łapach. Przed tym wejściem do podziemia stały tamte dwa basior granatowy i szary wadera była dość wściekła a jeden z nich rzucił w nią sztylet który i tak się tylko odbił od jej lodowej skóry, jednego z nich zabiły lodowe kolce które w niego cisneła a drugiego zabiła przez ugryzięcie go w szyję. Gdy zabiła już tą dwójkę to wybiegła do podziemi i zaczęła szukać Day'a. Błąkała się chwilę czasu po korytarzach widział wiele szkieletów martwych wilków które pewnie miały już kilkaset lat, nagle jej lodowy nos wyczuł woń basiora i po chwili go ujżała, odciął mu drogę ucieczki lodową ścianą.
-Yesterday? Ten prawdziwy? - zapytała patrząc mu w oczy
-Tak- odparł basior
-Nie mam pewności czy to ty, więc żądam ci pytania - stwierdziła poważnym głosem
-No... Dobrze - wymruczał basior
-Czego cię uczyłam? - zadała pierwsze pytanie
-Yyyyy... Obrony przed czytanie w myślach - odpowiedział nie pewnie
-Dobrze dobrze Day - parskneła wadera
-Czemu chciałam się zabić? - i zadała kolejne pytanie
-Bo dałem Ci kosza i raz bo nie wiedziałaś co powiem- odpowiedział kolejny raz niepewnie
-I kolejny raz dobrze- odparła groźnym głosem gdyż pomyłka groziła by śmiercią
-Ostatnie pytanie... Kto miał się zająć Lemim na wypadek mojej śmierci? - zapytała patrząc w oczy wilka
-yyyyy.... No...-zaczął się jąkać
-Tik tak czas mija- wyszeptała do ucha wilka
-Elan! Miał jej pomagać! - wykrzyczał pod presją a lodowa wadera wziała go za kark i zaczeła z nim biec przed siebie aby go odstawić do watahy.
Biegła tak zanim przez korytarze podziemia a potem po korytarzach zamku chciała hak najszybciej dotrzeć do terenów watahy krwawego szafiru.
<Yesterday? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz