W sumie najlepszy pomysł to ni był, ale na chwilę obecną nie było lepszego. Próbowaliśmy uciec lecz nie odbiegliśmy daleko. Duch swoim silnym podmuchcem przewrucił basiora. We mnie obudziła się niespodziewana złość. Miałam już po uszy przypadków że ktoś przeze mnie umiera! Miałam dosyć.
-Nie radzę mała.-powiedział jeden.
-A co?! Zabronisz mi?! Mam już dosyć uciekania przed wami! Dosyć... już po tobie.
-Sama tego chciałaś więc proszę.
Zamienił się w jakieś takie coś, może przypominające wilka.
Yesterday się podniósł i stanął koło mnie, jeenak nie zwróciłam na niego szczególnej uwagi. Zmieniłam się w demona dając znak że jestem gotowa.
-Może da się to jakoś pokojowo rozwiązać?-spytał poddenerwowany Yesterday.
Jednak dwójka innych go zaatakowała.
-Dasz radę?-zapytając raz na basiora, raz na mojego przeciwnika.
-Pewnie. Trochę nie fair dwóch na jednego, ale dam radę.
Walka się rozpoczęła.
>>>po kilkunastu minutach<<<
Gdy basior rozprawił się ze swoimi przeciwnikami stwierdził że mi pomoże. Było nas dwóch, a on jeden lecz był znacznie większy od nas. Już mieliśmy się z nim rozprawić na dobre
-Litości!-krzyknął-proszę...obiecuję że już nigdy was nie skrzywdzę... i tak, już mnie pokonaliście...proszę.
-Nie.-powiedzieliśmy w tym samym momencie i dobiliśmy go. Zamienił się w popiół który nagle zniknął
(Yesterday?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz