Obok niego, wciąż brudny od ziemi, stał dziwny stwór, w większości pomarańczowy, jedynie jego twarz była kremowa. Istota miała nieco nieprzytomne spojrzenie i antenkę na czubku głowy, zakręconą w kształt gwiazdy. W następnej chwili jej spore czarne ślepia spojrzały prosto na Yesterday'a. Basior cofnął się o kilka kroków, zdając sobie sprawę, że stworzenie właśnie wyszło z ziemi... Z grobu.
– Kto ty być? – zapytała istota, przechylając głowę nieco w bok.
– Jestem Yesterday – odparł Alfa, zupełnie zaskoczony.
– Yeseley? – powtórzył potworek nieudolnie. Miał taki dziwny, jakby dziecięcy głos.
– Tak – potwierdził wilk, nie chcąc wdawać się w rozmowy dotyczące prawidłowej wymowy jego imienia. – A ty jak masz na imię?
– Dizzy – odpowiedziało stworzenie, wstając. Day zauważył, że ma ono około metra wzrostu. – Dizzy lubić pomarańcze. A Yeseley lubić pomarańcze?
– Tak, tak – zapewnił szybko basior, chociaż tak naprawdę nigdy pomarańczy nie jadł.
– A ty kim jesteś? – usłyszał nagle warczenie koło ucha. Zaledwie kilka centymetrów od niego spod ziemi wydostał się szary wilk, noszący wiele śladów walk. Jeden z jego oczodołów zasłonięty był barwną przepaską. Miał założoną koszulkę w paski i krótki bezrękawnik, w jego nadszarpniętym uchu widniał złoty kolczyk. W skrócie mówiąc – przypominał Day'owi pirata.
– Yesterday, Alfa pobliskiej watahy – odpowiedział beżowy. – A pan?
– Porucznik Copper. Obecnie opiekun Nawiedzonych Teletubisi z cmentarza zamku Heatherhill – odpowiedział szarawy już łagodniejszym tonem. – Większość z nich jest niedorozwinięta, ale mieszka tu również kilku wytrawnych zabójców. Szukasz takowego?
– Em... nie – mruknął Day.
– To co tutaj robisz?
– Prawdę mówiąc... nie wiem. Ktoś chyba uwięził mnie tutaj w nadziei, że jakiś Teletubiś zje mnie na kolację.
– He he. To nawet byłoby prawdopodobne. Ale póki tu jestem, gości staramy się nie jadać.
Nie zabrzmiało to zbyt przekonująco.
– W każdym razie – odchrząknął Alfa. – Muszę się stąd jakoś wydostać.
– Najpierw wpadnij na kolację – odparł porucznik.
– Nie chcę sprawiać kłopotu – spróbował wykręcić się Jasper. Szczerze powiedziawszy, obawiał się, że to on zostanie głównym daniem. Jednak Copperowi udało się go przekonać. Oba wilki i Nawiedzony Teletubiś Dizzy zeszli po kamiennych schodkach w dół, do podziemi cmentarza. W miejsce, gdzie powinny rozkładać się zwłoki, a nie być urządzane restauracje.
>>> <<<
Nikt jednak basiora nie zjadł. Zamiast tego spożył on dość smaczny posiłek w całkiem miłym gronie kilkunastu Nawiedzonych Teletubisiów i porucznika Coppera. Dowiedział się również więcej o barwnych stworzeniach zamieszkujących cmentarz – najstarsze z nich były zmiennokształtne. Trzy z nich należały do płatnych zabójców, ale uwielbiały też płatać psikusy. I dlatego zgodziły się na jeden z pomysłów Day'a – Bloody, burgundowy potworek, miał przybrać postać Yesterday'a i dać się złapać Kibie, a potem przemienić się z powrotem. I kto wie, może wyczynić również jakieś szkody?– Chyba tam za chwilę wyjdę – mruknął niskim głosem Bloody. – Z tego co słyszę, to na zewnątrz szaleje zamieć. Może ktoś zlituje się nad biednym, zmarzniętym Alfą.
– Powodzenia – szepnął beżowy basior i już po chwili patrzył na swoją idealną kopię wspinającą się po schodkach w górę, prosto w szpony śnieżycy. Jasper był ciekaw, jak potoczą się dalej wydarzenia. Czy ktoś zorientuje się, że padł ofiarą drobnego oszustwa? I kto ucierpi w wyniku ataku Teletubisia? Day przez chwilę martwił się o Prascannę, ale potem doszedł do wniosku, że jak na razie nic jej nie grozi – przecież była teraz niezniszczalnym lodowym potworem. Niewątpliwie sobie poradzi.
Tak też się stało. Ze zdawanych porucznikowi na bieżąco raportów wynikało, że Prascanna postawiła się Kibie i uciekła wraz z rannym Bloody Day'em (jak nazywali teraz przemienionego w Alfę WKS Teletubisia) gdzieś w góry. Po pewnym czasie oboje dotarli do jakiejś jaskini. Wilczyca położyła basiora w jednym miejscu, sama zaś spoczęła przy wyjściu. Z tego, co mówił Copper, Bloody'emu niezbyt podobało się, że zachowywała się jak Cerber – wydawała się strzec wylotu groty, gotowa do zabronienia wilkowi odejścia.
– Bloody postanowił się zaraz przemienić – oznajmił w pewnym momencie porucznik.
– Tylko niech na nią uważa – przestrzegł Day. – Ona jest z mojej watahy.
– Przekażę mu – odparł Copper, ale do Alfy głos dobiegł jakby z daleka. Płowemu basiorowi świat zaczął się rozmazywać, a potem powstałe barwne plamy zawirowały. Wilk zamknął oczy i nagle znalazł się w jaskini razem ze swoją kopią Bloody Day'em i zimną jak lód, właściwie będącą nim Prascanną. Przemieniony Nawiedzony Teletubiś niespodziewanie przybrał swoją normalną postać. Zaskoczona medyczka krzyknęła, jednocześnie zaskoczona i nieco przerażona.
– Ty nie jesteś Yesterday – wyszeptała, wpatrując się w Bloody'ego szeroko otwartymi oczyma.
– Oczywiście, że nie jessstem – odpowiedział potworek, przemieniając się w długiego niczym wąż smoka i owijając się wokół wilczycy.
Nagle Day ponownie znalazł się w podziemiach cmentarza zamku Heatherhill. Cały czas czuł jednak w głowie czyjąś nieproszoną obecność. Ignorując pytające spojrzenie porucznika Coppera, zacisnął powieki.
Kim jesteś? – zapytał w myślach.
Zwą mnie Neviden.
<Prascanna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz