Od Yesterday'a CD. Prascanny

Wilk nie bardzo wiedział, co powinien zrobić. Gdy już został sam, zaczął się zastanawiać na swoimi uczuciami. Owszem, zależało mu na wilczycy, ale bardziej jako przyjaciółce, niż potencjalnej partnerce... Nie wydawało mu się nawet, że coś do niej czuje. Może, gdyby Prascanna wytrzymała jeszcze trochę i nie wyznała jeszcze swoich uczuć... może wtedy by coś z tego było. Ale teraz...
– Jak ja mam jej to powiedzieć? – jęknął cicho. – Przecież ona zupełnie się załamie.
Zawsze możesz się zgodzić.
– Dwa pytania: kim jesteś i na co mogę się zgodzić? – zapytał.
Jestem Północny Wiatr. I możesz zgodzić się na to, żeby została twoją partnerką. Tworzylibyście ciekawą parę. Dwa nie do końca stabilne emocjonalnie wilki...
– Północny Wiatr? Z tego co wiem, to zazwyczaj siedzisz w głowie mojej siostry, a nie u mnie – mruknął Yesterday. – Wracając do tematu Prascanny, to nie mógłbym tego zrobić. Owszem, chcę, by inne wilki były szczęśliwe... ale nie takim kosztem. Zresztą, co jej po udawanym uczuciu? Gdyby się dowiedziała, zabolałoby ją jeszcze mocniej.
To dość prawdopodobne. Czyli... powiesz jej po prostu...
– Że nie odwzajemniam jej uczuć? – przerwał mu basior. – Obawiam się, że nie widzę lepszej opcji. Ale to będzie dla niej trudne... Boję się jej reakcji.
Tylko nie załam się, jak coś sobie zrobi. Jeśli jest tak krucha emocjonalnie, na jaką wskazuje jej zachowanie, to i tak nie jest twoja winy. Chociaż... w sumie mógłbyś być jej ojcem.
– No wielkie dzięki – prychnął w odpowiedzi Alfa. – A gdybym jednak... udawał, że ją kocham?
Jak sam zauważyłeś, gdyby poznała prawdę, czułaby się jeszcze gorzej. Chyba w tym wypadku prawda będzie najlepszym rozwiązaniem. A w ogóle wiesz, że ta sytuacja czyni cię postacią tragiczną? Musisz wybierać między dwoma wartościami i...
Tak, tak, wiem – wtrącił się wilk. – W każdym razie, dzięki za... sam nie wiem co. Ja już chyba muszę lecieć i zacząć organizować przemarsz do Owadziego Lasu... zanim wszyscy zamarzniemy.
Jak na potwierdzenie jego słów, zimny podmuch wiatru przeniknął przez jego futro. Yesterday wzdrygnął się. Przeczuwał, że to nie jedyna nieprzyjemna sytuacja w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin...
>>> <<<
W umówionym miejscu stawił się nieco po północy, na znak sprzeciwu. Może niektórzy uznaliby to za wywyższanie się lub coś w tym stylu, na zasadzie "nikt nie będzie mi rozkazywał, bo to ja ustalam zasady". Cóż, nie odbiegało to jakoś specjalnie od prawdy... Day'owi nie spodobało się po prostu, że ktokolwiek wyznacza mu konkretną godzinę na odpowiedź, poprzedzoną długimi rozmyślaniami. I postanowił, że się nieco spóźni... Może to nie było miłe, ale jednak serduszko basiora lubiło się od czasu do czasu zbuntować...
Gdy już dotarł na miejsce, zastał Prascannę siedzącą na śniegu, drżącą z zimna i pociągającą nosem. Ile tam czekała, żeby doprowadzić się do takiego stanu? Czyżby mówiła wyłącznie szczerą prawdę i siedziała tutaj przez ostatnie kilka godzin?
– Dobrze się czujesz? – zapytał Alfa, podchodząc bliżej.
– T-t-t-tak – odparła medyczka, dygocąc jeszcze bardziej. Basior westchnął i poprosił ją, by wstała. Różowa wilczyca siłowała się nieco z ogonem, który przymarzł jej chyba do podłoża, ale koniec końców stanęła przed nim. Jej smutne spojrzenie spoczęło na nim.
– I j-j-jak brzm-m-mi t-t-t-twoja odpo-po-powiedź? – zapytała.
– Chodź najpierw do Elan – odparł, pchając ją lekko w stronę jaskini Uzdrowicielki.
– Al-l-le ja ch-ch-chcę żeb-b-byś...
– To był rozkaz – stwierdził twardo Yesterday.
Nie odzywali się aż do dotarcia do groty Elan. Gdy Alfa wyjaśnił już wszystko zielonej waderze, a ona pobiegła po wszelkie potrzebne rzeczy do ogrzania Prascanny, basior usadził medyczkę na reniferowej skórze.
– Wybacz mi, Prascanno, ale nie odwzajemniam twoich uczuć – powiedział po chwili.
– W-w-wie... wiedziałam! – odparła drżącym głosem różowa wilczyca. Nie zdążyła jednak nic dodać, bo z cienia wyskoczyła Elan i owinęła ją w futro z niedźwiedzia polarnego.
– Zaraz przygotuję zioła... Yesterday, mogę cię prosić na słówko?
– Oczywiście, Elan – odparł wilk i ruszył za Uzdrowicielką do miejsca, gdzie wadera przygotowywała wszelkie napary, wywary i mikstury. Po drodze rzucił ukradkowe spojrzenie na Prascannę. Otulona skórą wilczyca wyglądała jak siedem nieszczęść.
– Mam nadzieję, że już niedługo się stąd wyprowadzimy – oznajmiła Elan. – Coraz więcej wilków jest przeziębionych.
– Zaraz wyślę Altair, żeby sprawdziła stan nor – odpowiedział Alfa. – Prascanna może być przez pewien czas... smutna. Albo zachowywać się dziwnie.
– Znowu? O co chodzi tym razem?
– Sprawy... sercowe. Ja już lepiej p-pójdę. Im wcześniej Alt wyruszy, tym lepiej.
Powiedziawszy to, wybiegł z jaskini, nawet nie spoglądając na Prascannę. Miał na razie dość problemów, nie chciał w tamtej chwili zamartwiać się jeszcze jej stanem...
<Prascanna?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz