Od Yesterday'a CD. Kaylay

Cóż... zazwyczaj starałem się unikać zabijania przeciwników, a zabijanie samo w sobie nie sprawiało mi przyjemności, ale tym razem wiedziałem, że jedynym dobrym rozwiązaniem będzie natychmiastowe unicestwienie tej istoty. Kto wie, jakie szkody mogłaby jeszcze wyrządzić, gdybyśmy ją oszczędzili... A teraz nawet nie musieliśmy sprzątać.
– Co to było? – zapytałem, spoglądając na stojącą nieopodal Kaylay. Podobnie jak ja, wilczyca oddychała głęboko, nieco zdyszana po walce.
– Demony – odparła krótko. – Dzięki za pomoc...
– W porządku – powiedziałem. Zrobiłem krok do przodu i poczułem nagle ból w lewej przedniej łapie. Syknąłem cicho, zamykając oczy. Gdy je otworzyłem, od razu rzucił mi się w oczy ślad mojej krwi na śniegu. I nie byłem jedyną osobą, która go zauważyła.
– Krwawisz – stwierdziła Kaylay.
– Na to wygląda – odparłem, unosząc kończynę, aby przyjrzeć się uważniej ranie. Nie była zbyt wielka, ale krew lała się z niej obficie.
– Chyba powinnam odprowadzić cię do tej Uzdrowicielki.
– Nie ma takiej potrzeby, dam radę.
– Może tak, a może nie.
Wyglądało na to, że wadera nie odpuści. Westchnąłem tylko i mruknąłem "niech ci będzie". Następnie ruszyłem w kierunku jaskini Elan, obok nieodstępującej mnie na krok towarzyszki. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego nie chciała mnie puścić samego. Czyżby obawiała się, że się wykrwawię i to na nią zrzucą winę? W sumie to mogło być nawet prawdopodobne, a chyba nikt nie chce być niesłusznie oskarżany o morderstwo. A co dopiero nowy członek watahy... albo nie?
– Yesterday – usłyszałem twarde słowa Kaylay, dzięki czemu odzyskałem poczucie miejsca i czasu. Znajdowaliśmy się kilka metrów od wejścia do groty Elan. Czyżbym znów się zamyślił? To dość prawdopodobne.
Spojrzałem za siebie, na krople krwi tworzące wyraźny rubinowy ślad na białym śniegu. Dotarło do mnie, że jest mi tak jakoś słabo... jak wiele krwi straciłem?
– Wchodzisz tam? – zapytała moja towarzyszka, niespokojnie przeskakując z łapy na łapę. Mimo odbytej niedawno walki i krótkiego spaceru wydawała się być ciągle pełna energii. Gdyby mógł to samo powiedzieć o sobie... czułem się po prostu słabo.
– Chyba... straciłem dużo krwi – mruknąłem, kierując się w stronę wejścia do jaskini. W następnej chwili zakręciło mi się w głowie, więc przystanąłem, a potem usiadłem. Naprawdę... czy już tak słabo było z moim zdrowiem? Zaczynałem się na poważnie starzeć? Czy też te całe demony miały jakiś zły wpływ na gojenie się ran? A może to Kiba maczała w tym łapy? W każdym razie, czułem się coraz gorzej.
<Kaylay?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz