Nawet gdyby oskarżono mnie o morderstwo, zapewne zdołałbym się jakoś wytłumaczyć, jednak chyba lepiej było dmuchać na zimne. A Ocean Ognia wydawał się być doskonałym miejscem do pozbycia się tabliczki, mimo wszelkich trudów, jakie należy pokonać, by się tam dostać. Płynna magma niewątpliwie zakończy raz na zawsze istnienie kamiennej płytki. Chyba, że ta istota rzuciła na to jakiś dziwny czar... Ale i w tym przypadku tabliczka powinna zniknąć wśród ognistych wód.
– To dobry pomysł – odpowiedziałem. – Długa droga przed nami, więc lepiej ruszajmy.
Kaylay kiwnęła głową i chwyciła pół tabliczki. Ja zabrałem drugą część i ruszyliśmy truchtem w kierunku Owadziego Lasu. W trakcie drogi doszedłem do wniosku, że powinniśmy zapolować w tajdze, w końcu czeka nas wyczerpująca wędrówka przez góry. Każdy, kto spędził w tych stronach trochę czasu, wiedział, że Poszarpane Szczyty to dość trudne miejsce na wędrówki, szczególnie zimą.
>>> <<<
Gdy już znaleźliśmy się wśród drzew, od razu zrobiło mi się cieplej. Lodowaty wiatr nie przenikał już mojego gęstego futra, a i niemal doskonała cisza pomogła mi poczuć się lepiej. Po przebiegnięciu kolejnego kilometra zwolniłem, a później zatrzymałem się. Położyłem tabliczkę na ziemi i zacząłem węszyć. Kaylay zawróciła i stanęła obok mnie.
– Czemu się zatrzymałeś? – zapytała.
– Czuję zapach głuszca. Myślę, że powinniśmy coś zjeść. Potem może już nie być takiej okazji – odparłem.
– To aż tak daleko?
– Może nie "aż tak", ale... cóż, jeszcze ładny kawałek przed nami. W trudnych warunkach.
– No dobra, niech ci będzie. Ale co zrobimy z tabliczką?
– Może zostawmy ją tutaj i przysypmy śniegiem? – zaproponowałem. – Wataha wciąż się nie przeprowadziła, więc wątpię, żeby ktokolwiek ją znalazł. To nie jest odpowiednia pora na takie wędrówki.
– Skoro tak twierdzisz – mruknęła moja towarzyszka bez większego przekonania, ale zaczęła zakopywać niesioną przez nią część płyty w śniegu. Poszedłem w jej ślady. Już po chwili pod jednym z drzew powstał nieduży kopczyk – tymczasowe miejsce spoczynku dla pozostawionej przez pokonanego przeciwnika tabliczki. Gdy robota została wykonana, pobiegliśmy dalej w las, kierowani przez woń ptaka. Nie minęło wiele czasu, a przystąpiliśmy do właściwej części polowania. Przez przypadek jednak nastąpiłem na gałązkę (cóż za klasyczny przepadek zdradzenia swojej obecności) i spłoszyłem głuszca. Ale w tamtej chwili do akcji wkroczyła Kaylay – złapała odlatującego ptaka w locie.
– Mogłabyś być łowcą – mruknąłem, kiwając głową z podziwem. Wilczyca jedynie wyszczerzyła na chwilę zęby w uśmiechu. Potem przystąpiliśmy do jedzenia.
>>> <<<
– Miałeś... rację! – zawołała Kaylay, przekrzykując wichurę. Silny wiatr uderzał w nas raz po raz, nierzadko niemal spychając z wąskiej górskiej ścieżki. Tak jak myślałem, wędrówka przez Poszarpane Szczyty nie należała do najłatwiejszych. Osobiście tym bardziej cieszyłem się ze spożytego posiłku – nawet gdybyśmy zauważyli jakieś górskie zwierzę, praktycznie nie była szans, aby je upolować przy tej pogodzie.
– Wiem! – odparłem. – Już nieda... – Znów poczułem lodowaty powiew. – ...leko!
Z tego co pamiętałem, nie pierwszy raz pokonując tę trasę, pozostało nam dwieście metrów w górę tą dróżką, a następnie jeszcze raz tyle, idąc po górskiej łące. No i jeszcze wędrówka wśród cieni Groty Mroku... ciągle w dół, aż do Oceanu Ognia, owianego jeszcze gorszą sławą od czasu śmierci Exana. Przypomniałem sobie, jak on i Luna wybrali się tam pewnego dnia... a jakiś czas później wraz z Prascanną znaleźliśmy jego ciało... Właśnie, powinienem się z nią spotkać... Ale teraz mam inne zadanie do wykonania.
– No, jesteśmy już prawie na miejscu – oznajmiłem, stając przed sporym otworem w stoku góry. – Oto Grota Mroku. Teraz pozostaje tylko zejść na dół.
<Kaylay?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz