Od Aidena CD. Altair

Po gwałtownym otworzeniu powiek Aiden zdał sobie sprawę, że jednak nie umarł, chociaż zapewne otarł się o śmierć. Jak przez mgłę pamiętał wcześniejsze wydarzenia, nadal był w lekkim szoku.
Miał małe problemy z ponownym uruchomieniem mięśni. Początkowo tylko patrzył tępo w sufit dość obszernej jaskini. Był świadomy tego, że nie przebywał tu sam: kątem oka widział jakąś zieloną wilczycę chodzącą po jaskini.
Potem ta zielona rozmawiała z inną, jednak nie rozmawiały na tyle głośno, by nadal zszokowanemu wilkowi udało się wychwycić nawet pojedyncze słowa. Udało mu się jednak przeturlać na drugi bok i rozpoznał rozmówce zielonej wadery. Miała czarne futro z jasnymi końcami łap. Wyglądała znajomo...
- Jak tak dalej pójdzie, to zostaniemy tu na zimę... - dosłyszał ostatnie słowa zielonej. Zerwał by się teraz na równe łapy, gdyby nie zupełne wyczerpanie. Chciał się o coś zapytać, ale zielona już gdzieś poszła.
O nie! Tylko nie zima na tym biegunie!
Jak tylko trochę wypocznie, to natychmiast się stąd zwija. Poza tym te tereny... to może być jakaś wataha lub sfora, coś w tym stylu.
- Co ci strzeliło do łba, żeby chodzić po tundrze podczas śnieżycy?
Nadawcą pytania okazała się czarna wadera, podnosząca się właśnie do pozycji siedzącej.
- Zgubiłem się - mruknął Aiden niewyraźnie - Fajnie, że mnie znalazłaś. Znaczy się, ...dzięki.
- Ledwo było cię widać w tym śniegu - prychnęła wadera. Możliwe, że nawet nie chciało jej się mówić - A tak przy okazji, wiesz w ogóle, gdzie sie obecnie znajdujesz?
- W jaskini? - zasugerował basior.
- To też... ale znajdujemy się przede wszystkim na terenach Watahy Krwawego Szafiru.
Kiedy wypowiadała nazwę, na chwilę Aiden zobaczył w jej tęczówkach jasnoczerwony przebłysk. Ale czy na pewno? Może się jeszcze nie wybudził? Po dosłownie sekundzie wadera wyglądała już normalnie.
- Rozumiem. Czyli jestem tu nielegalnie? - podsumował jej wcześniejszą wypowiedź.
- Tak - potwierdziła czarna wadera i położyła się na brzuchu - Na razie i tak tu zostaniesz, bo Elan nie wypuści cie w tym stanie. Przy okazji, mów mi Altair.
- Aiden. Jeszcze raz dzięki za ratunek... serio, gdyby nie ty...
Spróbował się podnieść, ale poczuł skurcze w większości mięśni. Zmęczony, i zrezygnowany, padł z powrotem na posłanie. Chciałby, żeby to się już skończyło. Chciałby już stąd odejść, móc opuścić Północ i już nigdy tutaj nie wracać. Jest Wilkiem Ognia, nie pasuje tu. A właśnie, dawno nie wdychał ognia, i już powoli zaczynał odczuwać jego brak....
- A tak na serio, co robiłeś na naszych terenach? - zapytała Altair, ale wtedy do jaskini wparowała niczym burza zielona wadera o imieniu Elan.
- Musisz odpoczywać - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Aiden ukradkiem przewrócił oczami, kiedy zielona skupiła swój wzrok na czymś innym. Zobaczył tylko, jak Elan bierze coś z półki i podchodzi do Altair.
Może faktycznie lepiej przespać chociaż kilka godzin, ewentualnie pół dnia? Albo poukładać myśli? Basior dawno nie był w tak złym stanie fizycznym, i w sumie, im mniej widzi siebie marnujacego tak czas, tym lepiej.
Zaczepił Elan, która przechodziła obok i poprosił ją o najmocniejszy środek usypiający, jaki ma.
- Czy... czy to jest gałka oczna?
- Nie musisz tego brać, jak nie chcesz - Wilczyca wzruszyła ramionami - Chyba że chciałeś spać przez następne pół doby.
Aiden westchnął i ostatecznie przyjął to na klatę, czy może raczej na kubki smakowe....


Obudził go głośny krzyk. Jak w jakiejś sali tortur. Szczęsliwie, nie był to jego własny krzyk, ale Aiden przetarł oczy i z zaciekawieniem omiótł wzrokiem jaskinię.
Kiedy zaczynał się budzić, na zewnątrz było już zupełnie ciemno, jak to zwykło być w czasie zimy. W jaskini przebywało teraz nieco więcej wilków: zobaczył dwie wadery: czarną i jasnoróżową, które krzątały się po jaskini, próbując naprawić złamaną kość w łapie jakiegoś wilka.
Nie było jednak Elan. Jak i również Altair gdzieś zniknęła.
Wilk krzyczał jak zarzynany leming, dopóki pierwsza z medyczek - ta czarna - nie trzepnęła go w jego głupi łeb. To go na pewien czas uciszyło.
- Nie zabiłaś go przypadkiem? - zasugerowała różowa wadera, spoglądając z zaniepokojeniem na pacjenta spod swojej błękitnej grzywki.
- Nie sądzę - odpowiedziała druga - No nie patrz tak na mnie, Prascanno. Przecież zasłużył sobie. Wydzierał się nawet po najlepszym znieczuleniu.
- Shairen...
- Co?
- On nie oddycha....
- Kurna! - Czarna wadera zerwała się na równe łapy i zaczęła chodzić zdenerwowana po jaskini - Co teraz? Gdyby tylko Elan tu była!
Aiden siedział, przygladając się temu w ciszy. Zamierzał zapytać medyczki o to, ile dni spał, czy może już iść, i tym podobne. No i gdzie poszła ta wadera, która uratowała go od zamarznięcia. Jednak domyślał się, że w takiej sytuacji służba zdrowia powinna być odizolowana od wszelakich bodźców wewnętrzny.
Potem wadera imieniem Shairen krzynęła, by jej koleżanka po fachu pobiegła po Elan. Czego jednak nie uczyniła, gdyż na zewnątrz szalała śnieżyca, a do tego był środek nocy. Postanowiły opanować nerwy i jakoś naprawić uczynione zniszczenia.
Tymczasem Aiden doczołgał się do rozpalonego nieopodal ogniska i podwędził trochę ognia. Natychmiast poczuł w sobie więcej enegii. Wyszedłby teraz z jaskini, gdyby nie ta cholerna śnieżyca. A teraz mógł tylko założyć nauszniki i albo położyć się spać, albo dobić pacjenta, co by tamte dwie piękne damy również mogły odpocząć w spokoju.
Ostatecznie zdecydował się na to pierwsze. Od czasu do czasu zdarzało mu się pobyć leniwym wilkiem.
<Altair?> Ten moment, kiedy piszesz na telefonie, bez rozpraszajacych jutubów i po kilkunastu minutach powstaje TO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz