Od Kaylay C.D Yesterday

Niedźwiedzica mnie wzięła i poszła ze mną, Yesterday'em oraz swoim mężem do swojej jaskini. W jaskini niedźwiedzie w mgnieniu oka rozpaliły ognisko. Nie od dziś miśków nie darzyłam szacunkiem, dziś było nie innaczej.
-Kolejny raz bardzo przepraszam-powiedziała Bożena
-Nic się nie stało-powiedział uśmiechając się Yesterday.
Ja tylko warknęłam i popaczyłam się oschło na Bernarda, czy jak mu tam było.

>>><<<

Gdy tylko wyschłam oddałam szal Bożenie.
-My już będziemy lecieć.-powiedział basior
-Może jeszcze zostaniecie lub coś jeszcze zjecie?
-Nie nie nie, my już pójdziemy. Do widzenia dziękujemy za pyszny obiad. Yesterday ma rację. Do widzenia!-powiedziałam po czym z pośpiechu wypchałam wilka z groty.
-no to idziemy dalej.-powiedział basior patrząc się przed siebie.
Droga minęła nam szybko. Szliśmy lasem, prosto po ścieżkach i przez krzaki. W końcu doszliśmy do Owadziego Lasu.
-Odprowadzić cię?-spytał Yesterday
-Dzięki, ale dam radę.
-Ok.
Rozeszliśmy się w inne strony. Gdy tylko weszłam do jaskini położyłam się na progu. Nie mogłam dalej leniuchować więc poszłam sobie. Dziwnie mi było z faktem że wpadłam do jeziora. Pobiegłam przed siebie myśląc o całej tej sytuacji. Nagle zamiast biec zaczęłam  się turlać. Zapewne potknęłam się o jakiś kamyk.
-Muszę zapamiętać, aby nie biegać w tedy kiedy myślę.-mruknęłam pod nosem.
Próbowałam wstać lecz zraniona kończyna mi to uniemożliwiła. Gdy tylko wstałam upadłam i syknęłam z bólu. Chwilę jeszcze leżałam na ziemi. Wstałam i kulejąc zmierzałam w kierunku mojej jaskini. W oddali zobaczyłam Yesterday'a. Śnieg był na tyle duży że na końcu łapy nie było widać krwi, gorzej wyżej, lecz to jakoś nie rzucało się w oczy. Szłam próbując jak najmniej kuleć.
-Witam. Jak tam po przygodzie?-spytał
-Dobrze. Właśnie wracam ze spaceru.
- Bardzo się cieszę że nic ci nie jest. Nie będę zawracał ci już głowy-powiedział po czym poszedł dalej. Trochę mi zajęła droga do jaskini. Gdy doszłam od razu padłam pod ścianą.

<Yesterday?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz