Od Lily'ego CD Tashiego

- Czy ty musisz być taki ciężki? - warknął Lily do wilka, który znajdował się obecnie na grzbiecie czarnego wojownika.
Shogun zaklął cicho. Z powodu odmrożonych łap, zapewne.
- Idź, nie gadaj.
- A nie mógłbyś polecieć do swej ukochanej na własnych skrzydłach, a nie wykorzystujesz młodego wilka? - zasugerował basior, a Shogun pewnie położyłby teraz swoją łapę na czole, gdyby mógł. A nie mógł - jemu i wielu innym wilkom watahy odmroziły się kończyny. Ale skrzydła starszy członek straży mógł mieć nadal sprawne.
- Jesteś geniuszem - Shogun parsknął śmiechem, wznosząc się w powietrze.
- Zawsze do usług. Wiesz może, kto jeszcze potrzebuje pomocy medycznej?
- Kaylay chyba zmierzała do centrum watahy.
- Kaylay? - Lily uniósł brew. Chyba nie był zbyt dobrze doinformowany odnośnie nowych członków.
Shogun wzniósł się na wysokość trzydziestu stóp.
- Tam jest - wskazał kierunek i odleciał do Elan.
Lily natomiast czym prędzej pobiegł w wyznaczonym kierunku. Wkrótce zobaczył ciemnoszarą waderę leżącą w śniegu.
- Żyjesz? - zapytał, szturchając ją lekko. Przekręciła głowę, spoglądając na niego bez słowa zmęczonymi oczyma.
Basior zarzucił ją sobie na plecy i ruszył, nie marnując ani chwili.
- Co tu.... co tu się stało? - zapytała, kaszląc - Nagle jakiś lód unieruchomił moje łapy.
- Dlatego idziemy do Elan. Może coś wie. A przy okazji, jestem Lily, basior Beta.
- Kaylay. Dzięki za pomoc.
Mówienie sprawiało jej dużą trudność, więc Lily nie kontynuował już rozmowy. Zamiast tego przyspieszył, gdy zobaczył na horyzoncie jaskinię Elan.

* * *

Lily, zaraz po przekroczeniu progu jaskini Uzdrowicielki, ujrzał niecałą połowę watahy rozłożoną na futrach i drżących z zimna. Nawet było tam kilka szczeniąt, które przytulały się do losowych wilków.
Podeszła do nich Elan. Wyjaśniła mu pokrótce, gdzie ma odłożyć Kaylay, a potem grzecznie wyprosiła basiora z jaskini, by nie rozpraszał Shairen. Lily ufał, że zostawia szarą wilczycę w dobrych łapach.
Prascanny nie znalazł, a biedna Shai musiała pracować za je obie.
Następnie wysłała go (i jeszcze kogoś? na dalsze poszukiwania. Postanowił zajrzeć do Owadziego Lasu. Był tam też Yesterday, organizujący ostatnie zimowe mieszkania i pomagający Heroice ze szczeniakami.
Zauważył jakiegoś jasnego basiora, do którego podszedł, mimo iż obowiązki goniły.
- Nie widziałem cię tu wczesniej - mruknął do jasnego - Jak cię zwą?
- Aiden - przedstawił się nieznajomy - Wilczyca imieniem Altair powiedziała mi, że znajdę gdzieś tutaj Alfę Yesterday'a
- To ja - Yesterday wyrósł jak z pod ziemi - Lily, Heroica ma problem z odnalezieniem szarego szczeniaka, tego, co go z Mglistych Mokradeł wyniosłeś. Pomożesz jej go szukać?
Lily zastrzygł uszami, szukając wzrokiem Heroici, a gdy już ją znalazł, pobiegł w jej stronę.
- Dobrze, że jesteś - powiedziała drżącym głosem - Tashi gdzieś zniknął, a jeszcze przed chwilą go tu przyniosłam...
- Oczywiście, że pomogę - Czarny basior i, nie zatrzymując się, mijał kolejne drzewa iglaste.
Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego martwi się bardziej o tego szczeniaka, niż o wilki, które coś przymroziło do gleby. Chociaż, jakby nie patrzeć, szczeniaki szybciej zamarzały, gdyż miały jeszcze cienkie futerka, czyż nie?
Nie miał pojęcia, od czego zacząć poszukiwania. Mało pamiętał z lat szczenięcych i właściwie nie wiedział, co jego szczenięca wersja mogłaby zrobić na miejscu Tashiego.
Przy okazji Lily przypomniał sobie incydent z sprzed tygodnia, kiedy to zupełnie przypadkowo oderwał ucho jednemu ze szczeniąt. Może nie powinien był tego robić, ale ta brązowa kulka zasłużyła. A Lily'ego ogarnęła niewyobrażalna satysfakcja. Nigdy nie przepadał za szczeniakami.
Ostatecznie, Lily i tak musiał oddać odgryzione ucho. A szkoda, bo chętnie by je sobie wstawił do ramki i powiesił w jaskini.
Wracając, w końcu, po kilkunastu minutach, kiedy pewnie Heroica wypruwała sobie żyły, udało mu się znaleźć szarego szczeniaka. A raczej ślady łapek, które doprowadziły basiora na skraj tundry, gdzie ślady się urywały. Bardzo możliwe, że szczeniak łaził teraz w śniegu. Szansa na znalezienie go tu była znikoma, chociaż był pewien sposób....
Lily przebiegł w głąb tajgi kilkadziesiąt metrów i głośno zawył. Dawno tego nie robił, nie miał też teoretycznie zbytnich uprawnień do wycia, gdyż z reguły to Alfa pierwszy wył. Jednak basior Beta na chwilę obecną nie wymyślił niczego lepszego. Spodziewał się jakiegoś odzewu, jednak nikt nie odpowiedział przez dłuższą chwilę, dopiero potem dało się słyszeć ciche wycie połączone nieco ze skomleniem. Lily po chwili mniej więcej wiedział już, dokąd powinien się udać.

< Tashi? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz