Od Aidena CD Altair

Aiden nie wiedział już, co jest prawdziwe. Przecież prawie rozbił sobie nos na jednym z tych drzew, które rzekomo nie istnieją. Ale przecież je widział, a raczej nadal widzi. Chyba.
Zrezygnowany usiadł w śniegu. Powinien oszczędzać siły. A najlepiej zamknąć oczy i próbować wyłączyć pozostałe zmysły.
Jednego nie rozumiał - skoro Altair i tak szła odnieść szczeniaka do Owadziego Lasu, to nie mogła od razu zabrać go ze sobą, zamiast się wracać? Obojgu wyszłoby to na zdrowie.
A może wcale nie zamierza wrócić? Przecież są szanse na to, że kazała mu tu czekać tylko po to, żeby sobie odmroził wszystkie łapy razem z ogonem. Szczerze wysunęła do niego propozycję o dołączeniu, prawda?
Usiłował o tym nie myśleć. Położył się w śniegu, starając się doszukać interesujących chmur. Dostrzegł jednak tylko zorzę polarną, nic poza tym...
Zaraz, że co?¡
Zorza nie powinna pojawiać się o takiej porze. Był może dopiero świt, ale to i tak było o wiele za późno...
Zerwał się na równe łapy. Zauważył, że nie znajdował się już w tundrze. Teraz spoczywał na pustyni, na popękanym od słońca gruncie. Mógłby przysiąc, że czuł, jak podłoże piecze mu palce. I chyba wtedy zaczął krzyczeć.
Dopiero względną trzeźwość przywróciło mu zostanie szturchniętym przez kogoś w żebra.
Przez chwilę myślał, że to Altair, która jednak postanowiła po niego wrócić. A więc dosyć zaskoczył go widok nieznajomej, białej wilczycy w podeszłym wieku.
Przy okazji nie mógł się ruszyć. Jakiś dziwny lód przykuwał go do ziemi. Rozejrzał się, rozpoznając niepopularną tundrę.
- Spokojnie, chcę tylko pogadać - mruknęła nieznajoma. Aiden nadal nie widział wyraźnie, ale po tonie głosu wilczycy wywnioskował, że dobrze by było nie mieć w niej wroga.
- To jest prawdziwe?
- Ten lód? Owszem, to moja robota.
Och, tylko nie to. Był na przegranej pozycji, bo nawet jako Wilk Ognia nie zregenerował w sobie ognia.
- Znasz waderę o imieniu Prascanna? Wiesz, gdzie ją znajdę? - zapytała biała.
Aiden przełknął zakłopotany ślinę.
- Jest medykiem, i to diabelnie dobrym, to wszystko co wiem. Jestem tu ledwie parę dni, może poszukasz kogoś z dłuższym stażem?
Wilczyca syknęła, niechcący lub chcący uderzając mnie naszyjnikiem, który dyndał na jej szyi. Naszyjnik zostawił na moim policzku uczucie ostrego zimna.
- Zaraz powinna wrócić tu siostra Alfy - dodał, usiłując nie patrzeć rozzłoszczonej samicy prosto w oczy - Pomagała przy organizacji medykom nowej jaskini, powinna móc ci pomóc.
To jeszcze bardziej zestresowało i wkurzyło nieznajomą. Ale... czemu?
- Czy aby na pewno nie wiesz niczego? - zapytała biała.
Jej ton głosu zaniepokoił jasnego basiora. Tak jak nagłe zbliżenie wilczycy do niego. Na jej pysku zagościł złośliwy uśmiech. Jaka psychiczna.... Altair, gdzie jesteś?
- Weź mnie nie dotykaj - syknął, ale ta już kładła łapy na jego łapach. Chciała czytać mu w myślach?
Aiden kaszlnął, bo nie był już w stanie wytrzymać napastliwości wilczycy i nieprzyjemnego zapachu jej futra. Przypadkiem kilka iskier z jego żołądka poleciała i delikatnie oparzyło białe futro wilczycy, która cofnęła się jakby właśnie wpadła głową w ogień.
- Jesteś Wilkiem Ognia, tak? - prychnęła, policzkując go ogonem - Gardzę takimi jak ty, powinno się was tępić... Nie masz czego szukać na Północy.
Zaczęła się powoli oddalać, a Aiden chciałby jej walnąć z lewego sierpowego, bo jak ona śmie obrażać Wilki Ognia, ale uniemożliwił mu to ten lód. Warknął za waderą:
- Wypuść mnie, ty stara suko!
- Do niezobaczenia!
Zobaczył, że zmierza do tajgi. Gdyby miał jakąś energię magiczną, może zasięg ognia pochłonąłby nieznajomą? A poza tym.... Co te stare truchło chciało właściwie od tej Prascanny? Biała nie wyglądała, jakby pilnie potrzebowała opieki medycznej. I ten jej dziwny amulet? Aiden nadal czuł skutki uderzenia nim na policzku. A teraz w dodatku nie miał się jak chociażby położyć - lód, który nadal go więził, uniemożliwiał zgięcie stawów.
O ironio. Znów się znalazł tutaj, znów Altair będzie musiała uratować mu zadek przed śmiercią z zamarznięcia... albo nie. Ale jeśli mu nie pomoże, jego duch ją nawiedzać do końca jej dni.
Ale z drugiej strony, chciałby bardzo, by tu teraz była.
To wszystko wina tych ziółek. Być może nie czułby teraz, jak stopniowo ochładza się jego mózg.
Pod koniec wiatr zawiał mu w twarz, a wraz z tym poczuł znajomy zapach.... lub tylko coś sobie ubzdurał. A potem chyba zemdlał.

* * *

- Gdzie ja jestem?
Oczy odmawiały mu posłuszeństwa. Ale czuł intensywny zapach herbatki Elan... a to oznacza...
... że jednak żyje.
Ktoś położył łapę na jego czole, i Aiden stopniowo odzyskiwał zmysły. Zobaczył obok Shairen z kubkiem herbaty.
- Dzięki - mruknął. Był przykryty chyba trzema futrami. Miał nadzieję, że nie będzie musiał nosić cały czas tyle futra.
Wypił kilka łyków herbatki, a potem oczy same mu się zaczęły zamykać. Może to i lepiej?

< Alt? >
Wyszło jak wyszło '-'

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz