Chyba mieli dziś obfite łowy, myślę, ze smakiem oblizując pysk, gdy zbliżam się do całkiem pokaźnego stosiku, jak na tę mroźną porę. Na renifera w tej porze nie mamy co liczyć, to jasne – w takie rarytasy zaopatrzyć się możemy w przyjemniejszym, cieplejszym okresie, kiedy to przenosimy się na tereny, na których znajdujemy te sycące zwierzęta, a nie wtedy, gdy możemy zadowalać się co najwyżej kościstymi drobnymi łasicami, a potem chodzimy wyczerpani przez głód i zimę, bez sił na obfite polowania.
Po szybkim zjedzeniu jednego zwierzęcia, które nie zdołało całkowicie ugasić mojego głodu, oraz po wyczuciu nowego zapachu zaczynam truchtem biec w stronę najbliższej, świeżej woni. W tej porze każdy powinien polować dla stada, prawda? No to... chyba dzisiaj nie będę miał sytej uczty.
Do niewielkiego stosiku wracam ze zwisającą w pysku łasicą i chwilę zastanawiam się, czy powinienem zakopać swoją zdobycz i resztę zwierzyny, ale po chwili dostrzegam podchodzącego basiora, z którym chyba nie miałem jeszcze okazji się zapoznać. Rzucam jeszcze jedno spojrzenie na stos i już wiem, że dziś nie mam ani siły, ani ochoty, by zakopywać te zdobycze, aby żadne zwierzęta nam ich nie podkradły. Niech ten samiec się nieco pomęczy, skoro już tu przyszedł głodny.
Łasicę kładę na szczycie górki padliny i uciekam we własną stronę. Nie biegnę długo, bo już po krótkiej chwili, w ciągu której nie zdążyłem się nawet porządnie zmęczyć, mój czuły nos wyłapuje nowy zapach, kolejnego nieznajomego wilka.
Chcę już nieznajomego wyminąć bez przywitania, tak jak to zrobiłem w przypadku wcześniejszego basiora, jednak w tym planie zgrabnego trzymania się na dystans od obcych wilków przeszkadza mi nachalność tego nowego osobnika.
Cóż, nie sądzę, by ktokolwiek na moim miejscu spodziewałby się, że na pierwsze przywitanie zostanie, celowo czy nie, ogłuszony przez mocne trafienie kamieniem czy gałęzią – a cholera wie! – w łeb...
Ktoś, ktokolwiek? :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz