Od Yesterday'a CD. Kaylay

Kolejny mały krok. I jeszcze jeden. Kolejny głęboki wdech. Kolejna chwilowa utrata równowagi...
W trakcie wyczerpującej wędrówki w kierunku groty Elan, pomiędzy momentami, gdy musiał podtrzymywać ranną Prascannę, Yesterday naprawdę dużo myślał. Czasami zaskakiwało go to, że tyle rzeczy przeleciało przez jego głowę, choć przebył dopiero dwadzieścia czy trzydzieści metrów. Zastanawiał się, kiedy znów spotka się z Kibą, kiedy dojdzie do wojny... A także o przygotowaniu watahy do bitwy i zgromadzeniu jakichś sojuszników. W końcu niewątpliwie armia jego ciotki już się znacznie rozrosła, a Wataha Krwawego Szafiru nie była zbyt dużym stadem. Może Fabian zechciałby wspomóc ich kilkoma wojownikami? W końcu WKS pomogła im z ludźmi, a znając Kibę, po podbiciu tundry zabierze się też za lodowe pustynie.
A właśnie, ciekawe, co u Kaylay – przemknęło wilkowi przez myśl. Nie widział wadery już od pewnego czasu. Czy jej i Shogunowi udało się odnaleźć bez problemów zaginionego szczeniaka?
Niech to – mruknął Day w myślach. – Mogłem im powiedzieć, żeby zapytali Fabiana o pomoc... No, ale już teraz nic nie zrobię. Będę się musiał sam tam wybrać. Albo wysłać Alt, w końcu jest posłańcem.W tej samej chwili Prascanna zachwiała się, więc basior natychmiast przystanął i pomógł jej utrzymać równowagę. Kątem oka spojrzał za siebie, gdzie na śniegu pozostał krwawy ślad.
Miejmy nadzieję, że Kay z Shogunem radzą sobie lepiej – pomyślał, nieco niespokojny, po czym kontynuował powolny marsz.

<Kaylay? Wybacz, że takie krótkie ;-;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz