Ta walka była zabawna, szczególnie z mojej perspektywy. Co chwilę zmieniałam stronę po której grałam, a nikt tego nie dostrzegł. Czasami wręcz nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, zabijając wilki z mojej obecnej watahy, a następnie lekko gryząc ze starej. Przez zapach krwi moje zmysły oszalały, jednak podświadomie nie mogłam zabić nikogo z rodzinnej watahy. Gdy tylko wbijałam wydłużone kły, a biała sierść na łapach barwila się na czerwień, coś mnie odrzucało.
Po pewnym czasie, brakło nam wilków. Niezwyciężeni wycofywali się. Co sprawniejsi uciekali otwarcie, biegiem, inni, bardziej honorowi, ukradkiem. Sama zmyłam się jako jedna z pierwszych, ale w innym celu.
Klucząc biegiem między drzewami, kierowałam się do pewnej nory. Wskoczyłam do niej w biegu. Chwyciłam w zęby dwa szczeniaki. Jeden był niedawno co narodzony, ledwo okryty futrem, drugi starszy; Flurry miała już półtora roku. Wróciłam na pole, ignorując rany i ból kręgosłupa. Nie było już prawie nikogo, oprócz tych rannych, którzy byli dobijani. Większość, obecnie mojej wrogiej watahy, stłoczyła się w jednym miejscu. Odłożyłam dwie malutkie waderki na ziemię.
Altair- użyłam telepatii do skontaktowania się z waderą. Uniosła głowę, rozglądając się. Dostrzegła mnie, stojącą między drzewami. Pokazałam jej łapą to miejsce w którym stałam, po czym lekko skłoniłam się i czmychnęłam, w obawie, iż ktoś poza nią może mnie dostrzec.
W drodze powrotnej miałam jeszcze niemiłe spotkanie z jakimś wilkiem, którego nie kojarzyłam. Oberwałam w walce z nim gorzej, niż w czasie całej bitwy i z trudem przekroczyłam granicę terenów. Równie ciężko doczłapałam i padłam w swojej kryjówce na ziemię. Dostrzegłam waderę rangi delta na przeciwko. Skinęłam w jej stronę, z cieniem uśmiechu na pysku. Wszystko dobrze- zdawałam się mówić. Zrozumiała, że wykonałam jej polecenie, odwdzięczając się bandażami i ziołami.
< Alt? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz