– Znasz francuski? – zapytała Kiba, przyglądając mu się uważnie.
– Tylko parę słów – odparł bez zająknięcia basior, patrząc wilczycy w oczy. Już miał wymyśloną historię o Francuzie na dworze jego matki. Jednym z wyrazów jego buntu była właśnie nieznajomość francuskiego, uważanego za język miłości.
– Rozumiem – mruknęła pochłonięta myślami biała wadera. – Szkoda, bo czasem ciężko dogadać się z Incendie. Słabo mówi w naszym języku.
– To niewątpliwie spory kłopot – przyznał basior z kolorową czupryną. – Gdybym potrafił, chętnie bym pomógł. Możemy jeszcze zostać tutaj z Athene i przyjrzeć się uważniej mapie?
– Niech będzie. Pięć minut wam wystarczy? Chciałabym, żebyście wyruszyli jak najszybciej.
– Myślę, że powinno wystarczyć – stwierdziła przemieniona Scarlet.
– Dobrze. W takim razie poślę kogoś po ekwipunek dla was – oznajmiła Kiba i opuściła grotę, zostawiając Athene i Blue Tornado samych. Oboje bez słowa wlepili spojrzenia w płótno. Basior spoglądał na każdy fragment z osobna, a potem na wszystkie razem, starając się jak najlepiej zapamiętać ukształtowanie terytorium zajmowanego przez ciotkę jego przyjaciela. Góry, las, potoczki, polany... Tereny jak każde inne, nic szczególnego, wzbudzającego uwagę.
– Jak myślisz, kto tutaj przyszedł? – szepnęła Scarlet.
– Nie mam pojęcia, kto należy do watahy – odparł Trou. – Ale albo jakiś szczeniak, albo ktoś nieostrożny lub nieco... em... – Basiorowi zabrakło słów. – No wiesz.
– Mhm – mruknęła tylko wadera. – Jak myślisz, gdzie on może być?
– Może powiesz, co ty myślisz? – zaproponował wilk. – Ale moim zdaniem on jest gdzieś blisko granicy.
– Możliwe. Głupio by zrobił, wchodząc samotnie na teren wroga. Gotowy?
>>> few hours later <<<
– Musiałeś tu łazić, idioto? – syknął Trou do Hikaru. Basior okazał być się owym nieproszonym gościem. Obyłoby się bez przyprowadzania go do twierdzy Kiby, gdyby nie napatoczyli się na patrol. Teraz dwaj zwiadowcy poszli zawiadomić o wszystkim przywódczynię, zostawiając trzy wilki z WKS w głównej sali, pod czujnym okiem innych członków rosnącej armii. Brązowy wilk jedynie prychnął w odpowiedzi.
– Widzę, że wywiązaliście się z zadania... – doszedł ich uszu głos starszej wilczycy. Blue Tornado odwrócił się szybko i skłonił głowę z udawanym szacunkiem. Jego towarzyszka poszła w jego ślady, jedynie więzień stał dalej niewzruszony, posyłając dookoła wyzywające spojrzenia.
– Szkoda tylko, że wpadliście akurat na patrol – dokończyła Kiba. – Niemniej, nie stanęliście po stronie więźnia... Poddam was jeszcze jednej próbie. Sivve przyjdzie po was jutro rano. Do tego czasu macie wolne.
– Dziękujemy – odpowiedziała Scarlet, ponownie się kłaniając. Do Hikaru od razu zbliżyła się eskorta, mająca zapewne za zadanie zamknąć go w jakiejś celi. Niestety, Trou nie miał możliwości ich śledzić, nie wzbudzając przy tym podejrzeń – skierował więc swe kroki w kierunku kwatery. Bardzo chciał porozmawiać z Incendie.
Rdzawa wadera drzemała na posłaniu. Musiała mieć bardzo czujny sen, bo gdy tylko Blue Tornado stanął nieopodal, uniosła głowę i zaszczyciła go pytającym spojrzeniem.
– Musimy porozmawiać – oznajmił basior, machnięciem ogona wskazując ustronne miejsce pod ścianą, tymczasowo wolne od wilków. Incendie bez słowa ruszyła za basiorem.
– O co chodzi? – zapytała szeptem, gdy już się oddalili. Mówiła z tak silnym francuskim akcentem, że nawet Trou Noir ciężko było ją zrozumieć. Przez chwilę jeszcze milczał, zastanawiając się od czego powinien zacząć.
– Odnoszę wrażenie, że ci się tutaj nie podoba – stwierdził w końcu. W oczach ognistofutrej pojawiło się wpierw zaskoczenie, a potem niesamowity chłód, niepasujący zupełnie do ciepłego odcienia jej brązowozłotych tęczówek. Jednocześnie wilczyca zjeżyła się nieco.
– Masz mnie. I co, pobiegniesz teraz do Kiby? – warknęła niewyraźnie, ale niewątpliwie szczerze.
– Co? Nie. Po prostu... – W tej chwili Trou zrezygnował w próbie wysłowienia się w języku wilków z Północy i przeszedł na francuski. – Ja i moja znajoma... chcemy stąd uciec.
– Mówisz po francusku? To niesamowite – odpowiedziała Incendie zdecydowanie milszym tonem. – Chcecie uciec? – wróciła do tematu. – Ale... słyszałam, że specjalnie tu przybyliście, żeby dołączyć do armii Białej Czarownicy, w ramach przygody.
– To taka przykrywka. Jesteśmy szpiegami. Pokręcimy się tu trochę, a potem... cóż, spróbujemy uciec. Moglibyśmy zabrać cię ze sobą, gdybyś tylko zgodziła się nam udzielić pewnych informacji – wyjaśnił jej Blue Tornado. Ciągle zastanawiał się, czy rdzawa wadera nie jest jednak zaufanym człowiekiem Kiby, ale postanowił zawierzyć wszystko przeczuciu i zaufać wilczycy.
– Informacji? – zapytała nieco podejrzliwie rozmówczyni.
– Dotyczących armii Kiby. Ułatwiłoby nam to zadanie.
– Zgoda, ale nie tutaj – odpowiedziała Incendie. Trou uśmiechnął się do niej, a potem podszedł do stojącej na uboczu Scarlet. Szybko wyjaśnił jej, że ognistofutra zamierza im pomóc. Zwiadowczyni nie kryła wątpliwości co do wtajemniczania nowopoznanej w ich misję, ale basior zapewnił ją, że można zaufać Francuzce.
– Obyś miał rację – mruknęła jedynie Scar, ciągle nieprzekonana. Wilk zamierzał jej odpowiedzieć, że jeszcze się o tym przekona, kiedy poczuł, jak ktoś popycha go, przynajmniej pozornie przypadkowo, do przodu. Nosy Trou i Scarlet zetknęły się, a gdy oboje wpatrywali się w siebie zaskoczeni, basior poczuł zalewającą go falę ciepła. Cofnął się szybko o krok czy dwa.
– Pardon – wymamrotał, choć w gruncie rzeczy nie była to jego wina.
– Widzę, że wywiązaliście się z zadania... – doszedł ich uszu głos starszej wilczycy. Blue Tornado odwrócił się szybko i skłonił głowę z udawanym szacunkiem. Jego towarzyszka poszła w jego ślady, jedynie więzień stał dalej niewzruszony, posyłając dookoła wyzywające spojrzenia.
– Szkoda tylko, że wpadliście akurat na patrol – dokończyła Kiba. – Niemniej, nie stanęliście po stronie więźnia... Poddam was jeszcze jednej próbie. Sivve przyjdzie po was jutro rano. Do tego czasu macie wolne.
– Dziękujemy – odpowiedziała Scarlet, ponownie się kłaniając. Do Hikaru od razu zbliżyła się eskorta, mająca zapewne za zadanie zamknąć go w jakiejś celi. Niestety, Trou nie miał możliwości ich śledzić, nie wzbudzając przy tym podejrzeń – skierował więc swe kroki w kierunku kwatery. Bardzo chciał porozmawiać z Incendie.
Rdzawa wadera drzemała na posłaniu. Musiała mieć bardzo czujny sen, bo gdy tylko Blue Tornado stanął nieopodal, uniosła głowę i zaszczyciła go pytającym spojrzeniem.
– Musimy porozmawiać – oznajmił basior, machnięciem ogona wskazując ustronne miejsce pod ścianą, tymczasowo wolne od wilków. Incendie bez słowa ruszyła za basiorem.
– O co chodzi? – zapytała szeptem, gdy już się oddalili. Mówiła z tak silnym francuskim akcentem, że nawet Trou Noir ciężko było ją zrozumieć. Przez chwilę jeszcze milczał, zastanawiając się od czego powinien zacząć.
– Odnoszę wrażenie, że ci się tutaj nie podoba – stwierdził w końcu. W oczach ognistofutrej pojawiło się wpierw zaskoczenie, a potem niesamowity chłód, niepasujący zupełnie do ciepłego odcienia jej brązowozłotych tęczówek. Jednocześnie wilczyca zjeżyła się nieco.
– Masz mnie. I co, pobiegniesz teraz do Kiby? – warknęła niewyraźnie, ale niewątpliwie szczerze.
– Co? Nie. Po prostu... – W tej chwili Trou zrezygnował w próbie wysłowienia się w języku wilków z Północy i przeszedł na francuski. – Ja i moja znajoma... chcemy stąd uciec.
– Mówisz po francusku? To niesamowite – odpowiedziała Incendie zdecydowanie milszym tonem. – Chcecie uciec? – wróciła do tematu. – Ale... słyszałam, że specjalnie tu przybyliście, żeby dołączyć do armii Białej Czarownicy, w ramach przygody.
– To taka przykrywka. Jesteśmy szpiegami. Pokręcimy się tu trochę, a potem... cóż, spróbujemy uciec. Moglibyśmy zabrać cię ze sobą, gdybyś tylko zgodziła się nam udzielić pewnych informacji – wyjaśnił jej Blue Tornado. Ciągle zastanawiał się, czy rdzawa wadera nie jest jednak zaufanym człowiekiem Kiby, ale postanowił zawierzyć wszystko przeczuciu i zaufać wilczycy.
– Informacji? – zapytała nieco podejrzliwie rozmówczyni.
– Dotyczących armii Kiby. Ułatwiłoby nam to zadanie.
– Zgoda, ale nie tutaj – odpowiedziała Incendie. Trou uśmiechnął się do niej, a potem podszedł do stojącej na uboczu Scarlet. Szybko wyjaśnił jej, że ognistofutra zamierza im pomóc. Zwiadowczyni nie kryła wątpliwości co do wtajemniczania nowopoznanej w ich misję, ale basior zapewnił ją, że można zaufać Francuzce.
– Obyś miał rację – mruknęła jedynie Scar, ciągle nieprzekonana. Wilk zamierzał jej odpowiedzieć, że jeszcze się o tym przekona, kiedy poczuł, jak ktoś popycha go, przynajmniej pozornie przypadkowo, do przodu. Nosy Trou i Scarlet zetknęły się, a gdy oboje wpatrywali się w siebie zaskoczeni, basior poczuł zalewającą go falę ciepła. Cofnął się szybko o krok czy dwa.
– Pardon – wymamrotał, choć w gruncie rzeczy nie była to jego wina.
<Scarlet?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz