Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cassie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cassie. Pokaż wszystkie posty

Od Cassie

0 | Skomentuj
Cicho stęknęłam, wstając i jak co dzień- zapominając o tym, że jestem za wysoka jak na tą norę- uderzając głową o sufit. Mruknęłam do siebie wiązankę słów w tylko sobie znanym języku, czy raczej mowie, którą posługiwały się istoty z równoległego świata. Chwilę potem jednak skupiłam się na odkaszliwaniu krwi, która napłynęła mi do pyska. Jednocześnie wszystkie rany, nawet te już prawie zagojone, czy cięcia na łapach, ślady pazurów na pysku, dosłownie wszystkie okaleczenia, postanowiły się otworzyć. Ćmiło mnie, przez głowę przelatywały nieistniejące strzały, zawartość żołądka wracała do gardła. Świat dosłownie wirował, wszędzie tańczyły czarne kropki, wokół słyszałam głosy odbijające się echem, mnożące się i coraz głośniejsze.
- Potwór!
- Zdrajca!
- Morderca!
- Idiotka!
- Dręczyciel!
- Bestia!
- Ścierwo!
- Upiór!
Otworzyłam pysk, próbując łapać powietrze. Czułam się, jakby ktoś ściskał moje płuca i powoli przebijał je pazurami.
- Przestańcie! To nie prawda! - wrzasnęłam, upadając pod naciskiem niewidzialnych sznurów. Próbowałam je rozerwać pazurami, jeszcze bardziej je zaciskając i rozrywając skórę.
 W wejściu do nory stanął basior potężnej budowy, przyglądając się wszystkiemu z szerokim uśmiechem. Chwycił mój kark, boleśnie wbijając zęby, bowiem wciąż wiłam się w spazmach. Ciągnął mnie na oczach całej watahy ku granicy. Wyrzucił mnie poza nią. Dosłownie wyrzucił, prosto na tereny WKS i bez żadnego słowa odszedł.


< Lily? *lenny*>

Od Cassie cd. Altair

0 | Skomentuj
 Ta walka była zabawna, szczególnie z mojej perspektywy. Co chwilę zmieniałam stronę po której grałam, a nikt tego nie dostrzegł. Czasami wręcz nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, zabijając wilki z mojej obecnej watahy, a następnie lekko gryząc ze starej. Przez zapach krwi moje zmysły oszalały, jednak podświadomie nie mogłam zabić nikogo z rodzinnej watahy. Gdy tylko wbijałam wydłużone kły, a biała sierść na łapach barwila się na czerwień, coś mnie odrzucało. 
Po pewnym czasie, brakło nam wilków. Niezwyciężeni wycofywali się. Co sprawniejsi uciekali otwarcie, biegiem, inni, bardziej honorowi, ukradkiem. Sama zmyłam się jako jedna z pierwszych, ale w innym celu. 
Klucząc biegiem między drzewami, kierowałam się do pewnej nory. Wskoczyłam do niej w biegu. Chwyciłam w zęby dwa szczeniaki. Jeden był niedawno co narodzony, ledwo okryty futrem, drugi starszy; Flurry miała już półtora roku. Wróciłam na pole, ignorując rany i ból kręgosłupa. Nie było już prawie nikogo, oprócz tych rannych, którzy byli dobijani. Większość, obecnie mojej wrogiej watahy, stłoczyła się w jednym miejscu. Odłożyłam dwie malutkie waderki na ziemię.
Altair- użyłam telepatii do skontaktowania się z waderą. Uniosła głowę, rozglądając się. Dostrzegła mnie, stojącą między drzewami.  Pokazałam jej łapą to miejsce w którym stałam, po czym lekko skłoniłam się i czmychnęłam, w obawie, iż ktoś poza nią może mnie dostrzec. 
W drodze powrotnej miałam jeszcze niemiłe spotkanie z jakimś wilkiem, którego nie kojarzyłam. Oberwałam w walce z nim gorzej, niż w czasie całej bitwy i z trudem przekroczyłam granicę terenów. Równie ciężko doczłapałam i padłam w swojej kryjówce na ziemię. Dostrzegłam waderę rangi delta na przeciwko. Skinęłam w jej stronę, z cieniem uśmiechu na pysku. Wszystko dobrze- zdawałam się mówić. Zrozumiała, że wykonałam jej polecenie, odwdzięczając się bandażami i ziołami.


< Alt? :3 > 

Od Cassie cd Altair

0 | Skomentuj

Z ulgą rzuciłam się na twardą skałę, by po chwili syknąć z nienawiścią i łapą zetrzeć z białej sierści pyska dość mocno odznaczającą się czerwoną krew. Muszę zacząć myśleć — stwierdziłam, zlizując ciecz z błękitnych pazurów. Po chwili krew przestała lecieć, a ja z uśmiechem przewróciłam się na plecy. Jak miło... W końcu żadne powietrze nie mierzwi sierści... Lodowata szczotka nie moczy futra...
Czy on coś podejrzewa?
Ta myśl przyszła dosłownie ni z gruszki ni z pietruszki. Dopiero zaczęłam rozmyślać nad tym, czy to, co robię, nie jest przypadkiem już w myślach alfy jako podejrzenia wobec mojej osoby. Gdyby rzeczywiście tak było... Mogę przyjąć, że doskonale wie, co robię. Być może będzie chciał podać mi złą datę lub nie poda jej wcale, byle tylko zaskoczyć przeciwnika. Lub wciąż może mieć świadomość mojej osoby, jednak być na tyle pewnym wygranej, że nie szczędzi sobie podawanych mi informacji. Można by pomyśleć, iż nawet specjalnie będzie chciał, żeby moja... stara wataha wszystko wiedziała.
– Nie docenia ich. – mruknęłam głosem pełnym jadu i nienawiści. Z sufitu moje oczy przeniosły się na ścianę, świdrując pustym spojrzeniem szary kamień.
A przynajmniej taką mam nadzieję. – dodałam jeszcze, trzepiąc raz uszami o pustkę. Powieki zasłoniły me błękitne tęczówki na dobre dwie minuty.
W nadchodzącej bitwie jestem w pierwszej linii ataku. Jakby udało mi się wyrwać przodem, nie wzbudzając podejrzeń dowódców... Być może zdołałbym dotrzeć do jakiegokolwiek wilka z przydomkiem pochodzącym od Krwawego Szafiru. Chociaż... Dość długo mnie tam nie było... Być może doszło parę wilków... Skąd mam mieć pewność, że to nie szpiedzy...
W takim razie... Jakie mam opcje... Heroica, Elan, Shogun, Scarlet, Hikaru Shairen, Prascanna, Lily, Altair lub sam Yesterday. Ten ostatni jest chyba najlepszym wyjściem. Ale... Czy mi uwierzy? Potrząsnęłam głową, otwierając gwałtownie oczy. O czym ja myślę? Czemu wciąż zależy mi na watasze, z której poniekąd zostałam wygnana? Na moim pysku zagościł sadystyczny uśmiech. Oh well... Bitwa jest równoważna z krwią. A krew...
Tajemnicze iskierki zamigotały w ślepiach. Skoro już jestem ich wrogiem... Chyba mam prawo to wykorzystać.
Nie! Nie, nie, nie! To obecna wataha tak na mnie wpływa! Myślozbrodnia jest w ich stylu! Nic takiego nie zrobię! Ugh... Oszaleję jak zaraz się czymś nie zajmę.
Przejechałam łapą po pysku, chwilę później wstając.

< Alt? >

Od Cassie cd Lily'ego

0 | Skomentuj

  Patrol, patrol, patrol. Czego ten pajac się obawia? Że moja stara wataha zaatakuje go wcześniej niż on? I oczywiście- musi się mścić akurat na mnie. Próbuje chyba pozbyć się mojego istnienia, wysyłając na granicę Rzeki Leminga. Westchnęłam niesłyszalnie, a z mojego pyska wyleciał kłębek pary. Zimno. Co więcej, od dłuższego czasu byłam na głodzie, bo przez pilnowanie nie miałam nawet czasu się posilić. Taaak, na pewno dużo zdziałam, jeżeli wyślą mnie na nadchodzącą rzeź.
Zmieniłam swoją postać na normalną. Parę czarnych piór odfrunęło wraz z mroźnym wiatrem. Śledziłam je wzrokiem, aż nie stały się małymi punkcikami lecącymi w kierunku, w którym podążałam. Poprawiłam jeszcze w biegu maskę.
    Wtem, skrzypnięcie gałązki przerwało moje ruchy. Źródłem dźwięku nie byłam na pewno ja, a tym bardziej nikt z obecnej watahy. Był to Lily. Przemoczony, bo przepływał najwyraźniej rzekę i z kikutami skrzydeł na plecach. Co robił w głębi terenów wroga? Yesterday na pewno nie wysłał go na przeszpiegi, bo to do niego nie pasowało, szczególnie w pojedynkę, więc zapewne w czasie inspekcji terenów sam z siebie uciekł. Nie wydawał się jakoś zbytnio zaniepokojony, jedynie węsząc. Nawet gdy przeszedł obok, nie dostrzegł mnie. Baka! Jak cię uczono, panie Beto?
Skoczyłam na jego plecy, mimo wszystko uważając, by nie dotknąć pozostałości po skrzydłach. Od razu zaczął się szarpać, koniec końców zrzucając mnie i wycofując parę metrów dalej. Miękko wylądowałam na czterech łapach po gwałtownym zrzucie. Zadając dwa pytania na jednym wdechu, wepchałam go w zarośla. Twierdził, że przyszedł pogadać. Głośno powiedziałam, co o tym myślę, jednak nie wydawał się zainteresowany co ja o tym myślę. Szybko zadał temat rozmowy.
– Moją wersję? Chodzi o tą akcję z Alt? Egh... – pokręciłam z rezygnacją głową. – Nie wypowiem się na ten temat, ok? A co do tego, czemu nie chcę wrócić... – zawiesiłam się, patrząc, jak spacerkiem kieruje się w stronę, z której przyszedł – A ty byś wrócił do watahy, której alfa cię nienawidzi, a każdy uważa cię za niebezpiecznego potwora? Nope. Nie zamierzam znosić krzywych spojrzeń i odsuwania się.
Patrzyłam jeszcze chwilę na jego ruchy, po czym zdenerwowana, chwyciłam go za kark i dosłownie zaczęłam ciągnąć po ziemi w stronę granicy. I tak poruszał się w ten sposób szybciej niż tym spacerkiem.
Oczywiście- szarpał się jak ryba wyciągnięta z wody, ale puściłam go dopiero właśnie przy niej.
Szybko musiałam stamtąd uciekać, bo mój głód właśnie zaczął się odzywać. Powoli traciłam nad sobą kontrolę, a moje oczy stawały się neonowe. Nie chciałam dodatkowo zaatakować Bety WKS, bl Yesterday przyszedłby osobiście i rozszarpał gołymi łapami. Jak tylko wszedł do wody- pognałam w najbliższą kryjówkę. Tam położyłam się i wbiłam kły we własną łapę. Lepsze to, niż nic.

< Lily? >

Od Cassie cd Altair

0 | Skomentuj

Rzuciłam się przez następne krzaki. Bolało, ale nie miałam jakoś specjalnie ochoty przedzierać się przez nie przez pięć godzin. To tylko zadrapania- powtarzałam sobie.
Kulałam i było to dość widoczne, przez co musiałam wyjątkowo uważać chodząc przy granicy. Otrzepałam białą sierść z liści. Uniosłam nos w górę, węsząc za zapachem obcych wilków chcących przekroczyć granicę.
Wiatr był coraz zimniejszy, co wyczuwałam po przeszywającym bólu, który towarzyszył oddychaniu.
     – Cassie? – usłyszałam cichy szept.
Drgnęłam. Altair? Jak mogłam jej nie wyczuć?
Zawiesiłam głowę i podeszłam bliżej linii granicznej.
Była wciąż na terenach które nie należały do mojej aktualnej watahy.
– Mówiłam, żebyś tu nie wracała? Yesterday osobiście przyjdzie i mnie zabije, jeżeli ci stąd cię napadną. – warknęłam.
– Przyszłam zobaczyć, czy coś ci zrobił. – Zignorowała moje słowa.
– Jak widzisz; żyję i nic mi nie jest. Mam się świetnie.  Teraz idź.
Nie musiała nic mówić, żebym wiedziała, że domyśla się prawdy. Ale gdy już otwierała pysk, by zaprotestować, rozległy się kroki. Gwałtownie obróciłam łeb.
     Sekundy później rzuciłam się w pościg za jednym z zwiadowców. W parę chwil dogoniłam go i wbiłam kły w kark. Zaciągnęłam wilka na granicę.
– Masz, zaprowadź go do watahy i wyduście z niego wszystkie informacje. Tutaj się nie przyda. – powiedziałam, wciąż go przetrzymując. Mój ton był normalny; spokojny i opanowany, jakby to było coś zupełnie zwykłego.
Stracił przytomność. Przerzuciłam go przez granicę. Wylądował bezwładnie tuż obok wilczycy.
– Cassie, proszę... – mówiła dalej – Wróć. Oni tutaj cię zabiją.
– Nawet jak wrócę, to zdechnę w czasie bitwy. Albo nie wytrzymam psychicznie i skoczę z klifu.
Odwróciłam się i podążyłam na dalszy obchód terenów.
– Co on ci zrobił? – usłyszałam jeszcze głos Altair, ale udawałam, że nic nie było i szłam, czy może kuśtykałam, dalej.
Odwróciłam się parę minut później. Nie było jej tam, ale także znikł nieprzytomny. Czyli go wzięła. Jeden problem z głowy.
Jeszcze tylko zdać relację ze "spaceru" Alfie i koniec na parę godzin.
Potem jeszcze nocka i... W zasadzie... Kiedy oni chcą tą bitwę rozpocząć?

< Altair?>

Od Cassie cd Altair

0 | Skomentuj
Cassie z trudem doczołgała się do jaskini. Ciężko opadła na zimną skałę, tępo wpatrując się w wschodzące słońce. Dzisiaj na pewno nie wyruszy już na polowanie. Byłoby ono kompletną klęską, co jeszcze bardziej dobiłoby ją psychicznie.
I tak już nie jest potrzebna.
    Nagle ktoś wbiegł do jaskini. Była to mała waderka, która niebawem miała dorosnąć.
– Mama kazała ci to przynieść. – wręczyła jeji leminga.
Podziękowała małej Flurry i schowała  marte zwierze daleko w kącie.
Szczeniak uciekł dyskretnie do jaskini. Kiwnęła z wdzięcznością jeszcze z daleka Delcie, która wychyliła się na ułamek sekundy i wampirzyca schowała się w cieniu, wysuwając kły. Wyssała krew, a potem zjadła mięso.
Naprawdę była im wdzięczna, bo były jedynymi w tej watasze, które miały uczucia.
O boże... A jeśli będę miała z tym tyranem szczeniaki?! Przecież Flurry już jest jego córką! A po tej nocy... - zaczęła gorączkowo myśleć.
A drugiej strony... Kogo to będzie obchodzić? Mogła jednak polecieć dalej, unikając tej burzy... Teraz jednak... Z tymi pozostałościami skrzydeł... Chyba nigdzie nie będzie w stanie uciec.
      Przed jaskinią co jakiś czas przemykał pojedynczy wilk, a Cassie jedynie odprowadzała go wzrokiem, aż nie znikł.


< Alt? Moje pomysły zdechły x.x >

Od Cassie cd Altair

0 | Skomentuj

Wadera głośno westchnęła. Nawet nie wiesz, jakbym chciała... — pomyślała.
     Chciałaby wrócić. Ale tam wszyscy już wiedzą. Będą wytykać ją łapami, uciekać od niej. Nie zazna tam spokoju, nawet po wyjaśnieniu sprawy... Będą patrzeć na nią z wrogością.
Wilczyca nasłuchiwała, a gdy uznała, że jest już sama, opadła ciężko na skałę.
" Jeśli go o to poproszę" - Pff... Już widziała przed oczami jego minę gdy ją przyjmował.
Dlaczego oni nie pojmują, że bez tego, Alt nawet nie przeżyłaby paru godzin?! Przecież by jej nie zabiła... Celowo skazała na cierpienie związane z odmiennością? Tym bardziej nie!
        Gwałtownie podniosła wzrok. Słońce było jeszcze trochę wyżej od horyzontu. Zostało parę godzin...
Podeszła do kałuży, w której zazwyczaj lądował jej łeb w trakcie snu. Zmieniła wcielenie na to prawdziwe. Smętnie poruszyła szkieletem skrzydeł. Odpadło od niego parę piór.
Wcześniej dawało jej się trwałe rany ukryć pod maską... T e r a z... Chyba nie wystarczy. Nawet zwęgloną sierść była w stanie zaakceptować. Ale nie ma nic gorszego dla skrzydlatego wilka jak utrata możliwości latania.
Sierść wadery znów stała się biała, a ta wyszła ze swojej małej groty. Ruszyła lasem ku jezioru, odprowadzana podejrzliwymi spojrzeniami.
***
Cassie siedziała nieruchomo na skale, obserwując zachodzącą za drzewa ognistą kulę. Studiowała dokładnie teren, napajając się widokiem refleksów na tafli wody, poruszanej północnym wiatrem. Zawsze lubiła patrzeć na zakrzywienia światła.
Jednak zaczynało się robić już szarawo, a słońca niemal już nie było. Wiedziała, że musi już iść, stawić się u Alfy. Jednak... Miała złe przeczucia, bowiem na pewno nie będzie to spotkanie na herbatkę.
Spojrzała tęsknie w stronę, z której przybyła.
***
Księżyc już prawie znikał, gdy z obszernej jaskini wywlekła się z trudem jasna postać. Z trudem szła, co nie było sposowodowane tylko ranami.  Z tyłu dobiegł ją jeszcze śmiech basiora.
Opuściła jeszcze bardziej zaokrąglone uszy, a ogon przylgnął do krwawiącego podbrzusza.
Skierowalau się ku granicom obozu, gdzie zamieszkiwała.

< Alt? C: jestem dziwna c: >

Od Cassie cd Altair

0 | Skomentuj
W myślach wrzeszczałam ze złości. C o ona wyrabia?! Powinna wracać do Yesterday'a. Moją głowę rozsadzała syrena alarmowa. Dlaczego ona to robi?
Widziałam chaos w oczach przywódcy watahy, więc szybko wybiłam się przed szereg i stanęłam między nimi.
- To moja znajoma, kiedyś się spotkałyśmy. Naprawdę jest godna zaufania. - powiedziałam.
Chwilę patrzył pustym wzrokiem w moją stronę, po czym zamachnął się łapą. Nawet nie mrugnęłam, obrywając w policzek.
- Nie pytał cię nikt o zdanie. - warknął - Ale, skoro tak twierdzisz... Dobrze. Bierzesz za nią odpowiedzialność. Przyjmę ją. Zamelduj się w mojej jaskini dzisiaj wieczorem.
Zbiegowisko powoli się rozchodziło, choć nadal czułam wzrok niektórych ciekawskich.
- Nie wiem, co ty wyrabiasz, ale nie wiesz, na co się piszesz. - warknęłam.
- Cassie, ja ciebie potrze...- zatkałam jej pysk łapą.
- Jaka Cassie? Ona. Nie. Żyje. - warknęłam. - Pomyliłaś mnie z kimś.
- Kłamiesz! - powiedziała trochę za głośno, bo znowu skupiła na nas wzrok innych.
Westchnęłam zrezygnowana i pokazałam jej ruchem głowy, by za mną szła.
    Usiadłyśmy w małej, ciasnej jaskini, która została mi przydzielona.
- Altair, serio. Uciekaj stąd. - krążyłam nerwowo od ściany do ściany, co dawało mi w sumie trzy dłuższe kroki. - Możesz tam powiedzieć, że zginęłam. Bo nie wrócę. Wygnani nie wracają, chyba, że po zemstę. Wy b y l i ś c i e moją rodziną i nie mam sumienia was zaatakować. Zbierajcie armię, bo ci tam - wskazałam łapą na wyjście z groty- będą chcieli atakować.



<Alt? >

Od Cassie cd Altair

0 | Skomentuj
Z gałęzi obserwowałam drogę. W nowej watasze miałam czystą kartę. Wiedzieli tylko, że zostałam wygnana. Wcisnęłam im kit, że nazywam się Larix i uciekłam po tym, jak kogoś zabiłam.
Może tęskniłam za starą Watahą Krwawego Szafiru... Może... Na pewno! Wychowałam się tam, stamtąd pochodzili moi rodzice, ja się tam urodziłam...
Jednak teraz... Oni mnie tam nie chcą. Kto mógł zająć moje miejsce? Altair? Luna? Scarlet? Shairen? Może Prascanna? Podobno utknęła w friendzone z Yesterday'em... Z basiorów mogli być to Mortem lub Exan.
Nagle ścieżką przemknął ciemny wilk. Zbyt szybko jak na zwykłego osobnika... Przekrzywiłam biały łeb. Byłam jednym ze swoich ukrytych wcieleń.
Zeskoczyłam i zaczęłam biec tropem wilczycy. Pachniała jak... Altair? Ona... Tutaj?! Przecież ją zabiją!
Szybko ją dogoniłam i stanęłam przed jej nosem, przez co musiała gwałtownie wyhamować. Zatrzymała się dosłownie przed moim nosem.
- Co tutaj robisz, obca z Watahy Krwawego Szafiru? - powiedziałam nieswoim głosem.
Lukrecjowa wilczyca najeżyła się.
- Spokojnie, ja cię nie zaatakuję. Lecz powinnaś wracać do swego brata. Tutaj bez większych utrudnień cię zabiją.
- Nie odejdę bez znajomej!
- Nie znajdziesz tu jej... Jeśli szukasz niejakiej Cassie, twojej Gammy... Uderzył w nią piorun w czasie burzy. Biednej zwęgliły się skrzydła, nie mogła latać... Wojownicy ją dobili. - wzruszyłam ramionami.
W tym momencie oczy wilczycy zmniejszyły się, a uszy oklapły.
Tak będzie lepiej dla niej... - wmawiałam sobie.
- To... Nie może być prawda!
- To powodzenia w wędrowaniu, może cię nie zjedzą... Jak tamtej. Smaczna była, sama się upiekła... - wyszczerzyłam się, a w moich niebieskich oczach zabłysły iskry.


< Altair? Buahahahah, nie skapnij się i odejdź buahhaahahhahha >

Od Cassie cd Altair

0 | Skomentuj

Przeszywający ciało skowyt przeciął powietrze. Zastrzygłam uszami w stronę jego źródła, zmieniając tor lotu. Za bardzo mi to przypominało głos Altair, by zignorować go.
Dźwięk nie powtórzył się, jednak wciąż leciałam nisko, między zaroślami, w poszukiwaniu wilka. Przeleciałam tak klucząc z... Dwadzieścia? metrów aż je znalazłam.
Gwałtownie zatrzymałam się, po czym schowałam za rozłożysty krzak. Moje uszy się nie pomyliły; tą ofiarą była Alt. Wokół było trochę krwi. Nir mogłam określić, czy należała głównie do niej, czy także do napastników, których było dwóch. Pierwszy, koloru biszkoptowego musiał walczyć, bo miał parę zadrapań. Następny... Basior o czarno - białej sierści. Ten nawet nie był krwią pobrudzony.
   Moim planem było najpierw go wymyślić, a dopiero potem atakować. Jednak, jak zwykle nie wyszło, bowiem dostrzegłam coraz więcej krwi. Pysznej, stygnącej krwi... Która pochodziła od wilczycy. Wyskoczyłam z kryjówki donośnie warcząc i ukazując swoje kły. Nawet nie dostrzegłam, że moje wcielenie się zmieniło.
Odwzajemnili gest. Uśmiechnęłam się więc psychopatycznie. Czekałam na ich ruch, którym było przystąpienie do ataku. Równocześnie skoczyli w moją stronę. Odskoczyłam do tyłu, a oni zderzyli się tuż przed moim nosem. Zdążyłam sięgnąć do gardła tego rannego, złotobrązowego. Machnęłam białym ogonem w geście "Ty będziesz następny" do czarnego basiora. Odpowiedział tym samym.
   Nasza "walka" składała się głównie z uników i prób. Na nasze szczęście w nieszczęściu oboje mieliśmy te same rozwinięte cechy. Przemknęłam obok przeciwnika, starając dostać się do łowczyni. Jednak on szybko mi przeszkodził.
Już miałam dość użerania się z nim, więc po prostu zatrzymałam dopływ krwi do jego mózgu.
Bez przeszkód po prostu podeszłam do ciemnoszarej wadery i trąciłam ją nosem.  
– Alt? – szepnęłam, przybierając swoją normalną postać i chowając kły. Ledwo oddychała...
Nie, nie, nie. Nie zgadzam się. Nie może odejść.
Wpadł mi do głowy głupi i ryzykowny pomysł. Ale... Mogło się udać.
   Wampirze zęby  znowu się pojawiły. Złapałam głęboki wdech i wgryzłam się w prawie bezwładne ciało. Drgnęło. Nie piłam krwi, a jedynie trzymałam zęby. Czekałam... I trwało by to pewnie dłużej, gdyby nie brutalne złapanie mnie za kark i rzucenie w drzewo. Odbiłam się od niego i upadłam na ziemię.
Zakręciło mi się w głowie. Widziałam tylko rozmazane, kolorowe plamy... W których wraz ze stopniowym wyostrzaniem się dostrzegłam Yesterday'a i  inne wilki które przebywały w tym czasie na terenach. Większość patrzyła to na mnie, to na Alfę i Altair. Parę zbliżało się do mnie z ukazanymi kłami.
Podkuliłam uszy. Alfa wydawał się... Wściekły. Chyba jeszcze nigdy... Coś krzyczał w moją stronę, ale nie docierały do mnie jego słowa.
– Chciałam tylko pomóc... – szepnęłam, cofając się z podkulonym ogonem.
Wilki były może dwa metry ode mnie, gdy zerwałam się w niebo, wybrane jako trasę ucieczki. Parę wojowników za mną leciało, aż nie skręciłam na wrogie terytorium, a jednocześnie w szalejącą nad nim  burzę.

< Alt? ^^ Nie lubię pisać w pociągu ;_; >

Od Cassie cd Lily

0 | Skomentuj

– Jak chcesz, to nie mam nic przeciwko pomocy.
Złapał renifera za skórę. Czułam jego zaciekawiony wzrok na mojej masce. 
– Jak chcesz o coś zapytać, to się nie obczajaj. Masz trzy pytania. Możesz odstawić na przyszłość. –odezwałam się.
Przez chwilę nic nie mówił. I po tym momencie też.
– Cassie! – zastrzygłam uszami na głos Alfy.
– Zostawiam ci renifera, do zobaczenia!
I już mnie nie było.
***
– Tak? – przekrzywiłam głowę, lądując za basiorem.
– Podobno jakaś grupka samotników nawiedza tereny naszych sąsiednich sojuszników. Mogłabyś sprawdzić, czy nie zagrażają nam? Tamtejszy Alfa został poinformowany o kimś od nas, więc nie powinnaś mieć problemów.
– O których sojuszników chodzi? Przydzielasz mi kogoś do pomocy? – wtrąciłam się.
– Prawdopodobnie będzie to Lily, jako wojownik może się przydać w ewentualnej potrzebie zlikwidowania ich. Co do miej–
Przerwał, gdy rozległy się kroki, gwałtownie się prostując i szukając uszami źródła dźwięku.
– Ktoś obcy? – szepnęłam, pychylając łeb.
– Tak. Wróg lub potencjalny nowy.
Z niskich zarośli wyłonił się... Niski basior, wielkości starszego szczeniaka. Jego  sierść barwy perłosej była brudna i skołtuniona, po pysku biegło parę krwawiących ran.
Szepnął coś i upadł. Yesterday miał odruch podbiegnięcia do niego, jednak zatrzymałam go, zagradzają  drogę łapą.
Sama podeszłam bliżej i szturchnęłam obcego nosem. Nie drgnął.
– Nieprzytomny, lub świetnie udaje. Dobić go czy zaciągnąć do Elan? 

< Lily? Nje bij, plosem, pomysłu ni mogłam znaleźć :c >

Od Cassie cd Altair

0 | Skomentuj

Gryzłam zwierzę tak,  by uniknać rany. Zazwyczaj gryzłabym właśnie tam, jednak...
Była tylko ta. Gdyby polowało na niego zwierzę, miałby ślady pazurów. A tu miał tylko tą głęboką ranę, w której coś tkwiło.
Starałam się nie zwracać uwagi na śledzące mnie spojrzenie Altair, gdy zatapiałam dziwnie przdługie kły w kolejnym skrawku ciała zwierzęcia.
Szarpał się jak każda ofiara, aż w końcu wilczyca której towarzyszyłam dorwała się do jego gardła. I tak by długo się jeszcze nie porzucał.
– Ciągniemy go w całości? – zagadnęłam, dyskretnie chowając kły.
Odpowiedzała mi cisza, przerywana chrapliwym oddechem. W myślach policzyłam ilość medyków na naszych terenach.
– Chyba osobne części starczą, prawda?
***
Wręczyłyśmy odpowiednim osobowością jedzenie. Próbowałam jak najszybciej uciec do swojej jaskini, jednak co chwilę ktoś mnie zaczepiał, coś chciał i Bóg wie co jeszcze.
Na końcu dostałam polecenie poszpiegowania terenów sąsiednich.
Wyrażając swoją złość pomrukami, ruszyłam ku granicy.
Wolałabym dostać zlecenie na zabójstwo niż na jakieś szpiegowanie. To nudne.
Zatrzymałam się przy czymś z kategorii dużego kamienia szlachetnego i spojrzałam w swe odbicie, ściągając maskę. Nie! Wyglądam jak potwór...
A nim nie jesteś? – zaśmiało się coś w mojej głowie.

Alt? C:

Od Cassie cd Altair

0 | Skomentuj
— Przeganiał? — prychnęłam — Ludzi nie da się przegonić. Zaraz wrócą podwojoną liczbą. Są jak lemingi. Ich trzeba tępić. Ale dobra, nie moja sprawa. Na co polujemy, kiedy i gdzie?
— Teraz, zaraz, na wszystko co wpadnie w łapy i jest jadalne.
— Umh... Dobra. — poprawiłam zsuwającą się maskę i rozprostowałam skrzydła.
Bez słów " porwałam " Altair w powietrze.
— Gdzie polujemy? Jakaś grupa czeka, czy jesteśmy same? — wybełkotałam, starając się mówić jak najwyraźniej. 
— Tundra, same.
— Yhm. — skierowałam się w bok.
          Wypuściłam Altair metr nad ziemią. Wylądowała na czterech łapach, a ja sama podleciałam na skałę, nawet nie składając skrzydeł. Oplotły one kamień.
— Najbardziej opłacalne byłoby złapanie lisa, łasicy, renifera, piżmowego... Jest kilka w odległości kilometra. Z ptaków... Przebywają tu w okolicy jedynie  pardwy i jeden puchacz. — podałam informacje na jednym wdechu.
— We dwie powinnyśmy być w stanie upolować woła. — stwierdziła.
Kiwnęłam głową i ruszyłam w kierunku, skąd dochodził mnie swąd jego krwi.
— Jest ranny. — zachichotałam. — Prawdopodobnie na prawym boku. Ktoś już polował na niego, ale wyraźnie nie dał rady. Możliwe, że był to człowiek.


<Alt? >

Od Cassie cd Lily

0 | Skomentuj

— Cholera! To trzeba prędko opatrzyć! Oko ci nie wypłynęło? Jak bardzo cię boli? Czujesz je? — Pytałam jak nakręcona, całkowicie ignorując jego pytanie. To mogło się przerodzoć w coś poważniejszego; mógł stracić wzrok lub całe oko, a jeśli wdałoby się do krwi zakażenie... — Pokaż to!
— Nic mi nie jest! — wyrwał się, gdy chciałam zdjąć ten zakrwawiony kawałek materiału.
Ta wymiana zdań przerodziła się w gonitwę między zaroślami.
— Zostaw mnie! — wrzeszczał basior Beta, biegając w kółko.
— To daj mi chociaż zatrzymać krwawienie! — fuknęłam za nim.
— Nieeeeeee!
Cicho przeklęłam i zatrzymałam na parę sekund przebieg krwi basiora. Upadł na ziemię.
Zadowolona z siebie, spokojnie zdjęłam materiał i oglądnęłam ranę. Sprawiłam, by krew przestała się sączyć, a z błękitnej energii zrobiłam nową przepaskę.
Dopiero wtedy wykorzystałam swe umiejętności, by się obudził.
— Co ty robisz?! — zawył.
— Nic, nic... — wzniosłam się w powietrze — Nie ma za co! Więcej zrobić nie mogłam bez ziół. Pośpiesz się do Elan, a być może jeszcze ci to oko uratują.
                  Wylądowałam przy leżącym reniferze i obkrążyłam go, sprawdzając, czy na pewno nie żyje. Wszystko niby na to wskazywało, jednak gdy przybliżyłam się do jego nóg, oberwałam po pysku. Moja maska zsunęła się, sama lekko pękając.
Zwierz zerknął na mój pysk i z przerażenia poderwał się z ziemi, po czym znów na nią padł, uderzając o kamienie.
Zdechł?
Nasunęłam maskę i chwyciłam rena za kark, ciągnąc do jaskiń.

< Lily? Ta końcówka taka naciągana xd >

Od Cassie cd Altair

0 | Skomentuj

— Nie, stój. Mają tam straż. — szepnęłam.
Wadera nagle się zatrzymała.
— Alt, poczekaj tu, dobrze? — spojrzałam na nią błagalnie. Jestem gammą, więc także muszę ochraniać członków watahy. Tym bardziej, iż niedługo dorosnę.
Machnęłam parę razy skrzydłami na próbę i gwałtownie wyleciałam na zewnątrz. Dwóch strażników pobiegło za mną, a przy drzwiach został jeden. Z nim Altair sobie poradzi.
Spłynęłam metr nad ziemię, by zdenerwować strażników.
          Usiadłam na gałęzi wyższego krzewu. Wilki szeptały coś między sobą, co chwila zerkając na roślinę. Przekrzywiłam głowę, uśmiechając się. A moje kły znów przybrały dziwną długość.
— Potwór? Czym ty jesteś? — pytali jeden przez drugiego, cofając się.
— Waszym koszmarem. — odparłam klasycznie.
I zapewne bym skoczyła w ich stronę, gdyby nie wybuch ognia, który zwęglił mą sierść i zepchnął z gałęzi.
Z piskiem spadłam w dół, mrużąc oczy.
— Już nie jest ci tak wesoło? — usłyszałam prychnięcie. Jedynie uśmiechnęłam się, nawet nie rozchylając powiek.
***
Przeciągnęłam się i smętnie zerknęłam na pustą jaskinię. Na dworze panowała noc, czyli moja ulubiona pora. Poprawiłam maskę i z cichym trzepotem skrzydeł poszybowałam nad terenami.

< Alt? Nawet nie wiem, co napisałam, to jedyne, co wpadło mi do łba xd >

Od Cassie cd Altair

0 | Skomentuj
Zawisłam na suficie niczym nietoperz, nasłuchując. Miałam ochotę się roześmiać, gdy strażnicy stanęli dokładnie pode mną. Altair jakimś cudem znikła.
I gdy te obce wilki poszły dalej – znikąd mą sierść musnął wiatr. Może to Altair?
Może jest niewidzialna i lewituje?
Wzruszyłam ramionami i poleciałam cicho za podmuchem. Po drodze zgasiłam przypadkiem parę pochodni, wiszących na ścianach.
Znów krążyłam w korytarzach z niewidzialną towarzyszką.
— Altair? Dlaczego to robisz? W sensie... Ratujesz mnie? — szepnęłam.
Wiatr jedynie mocniej dmuchnął. Przyśpieszyłam, próbując nie patrzeć w dół. Walały się tam sterty kości. Wilczych kości.
Jakieś kanibale...
— Wiesz może, jak długo jeszcze? — zapytałam zaniepokoina. Bałam się, że przyjdzie kolejny, mądrzejszy patrol i będą patrzeć w górę.
< Alt? C: >


Nie łamie regulaminu, ok? Zasada dziesięciu linijek! 

Od Cassie cd Prascanny

0 | Skomentuj
— To skoro masz lepszy humor — machnęłam ogonem, poprawiając jednocześnie czarną kokardę — pomożesz mi szukać borówek? Albo piżmowóła? Sama na niego przecież nie zapoluję! Wiesz, lemingi i renifery trochę się już wszystkim przejadły, a chcę żeby przestano mnie uważać za nic wartego, osieroconego szczeniaka. — zrobiłam smutną minę.
— No dobrze. — odpowiedziała Prascanna. W jej głosie było słychać niepewność.
— Jej! To chodź, Scann! Razem raźniej!
Całą drogę wadera milczała, a ja gderałam jak nakręcona i skakałam wokół niej, parę razy wpadając w bagna. Nagle zamilkłam i szepnęłam;
— Coś tam jest! Złapiemy to?
Wskazałam łapą na drgające, wysokie trawy.


< Prascanna? >




No co, że krótkie? Nie łamie regulaminu- jest dziesięć linijek. 9...

Od Cassie cd. Altair

0 | Skomentuj
一 No ejjjj! 一 mruknęłam niezadowolona, wpatrując się w palący się ogon basiora. Przecież to zabawne!
Nieprzytomny dostał ataku padaczki. Gdy Altair wyprowadzała mnie siłą z celi, ta się uspokoiła, a klatka piersiowa przestała się unosić. Zawiedziona zaczęłam wpatrywać się w kierunek w którym się kierowałyśmy Iks de.
Moja natura wróciła i teraz skulona podążałam za bliską mi waderą.   Bałam się, że mogą nas przyłapać i wtedy złapią Altair.
Nie wiem dlaczego, ale po parunastu minutach wędrowania po korytarzach, poczułam się, jakby moje myśli ściągały patrole. Na skrzyżowaniu trzech dróg usłyszałyśmy stukot łap przynajmniej czterech wilków w każdym korytarzu. Nie było gdzie się wycofać. Cicho pisnęłam i podleciałam do góry, przywierając do sufitu. Tylko co z Altair!
Błagalnie spojrzałam w czarny sufit, mając nadzieję, że coś którejś z nas wpadnie do głowy.
一  Altair... Jak cię ukryć? 一  szepnęłam bardziej do siebie, niż do wilczycy. Odgłos kroków stawał się coraz głośniejszy z każdą sekundą. Rozpaczliwie wpatrywałam się to w wilczycę, to w każde wejście po kolei. Były na tyle rozświetlone, byśmy nie mogły się ukryć przy ścianach, szczelin nie było...


< Altair? >

Od Cassie do Prascanny

0 | Skomentuj
— Hej! Wstawaj! — wrzasnęłam obcej waderze do ucha. No dobra; może nie obcej. Znam tu prawieee wszystkich. — Podnoś się! Tutaj jest pełno potworów, które mogą chcieć cię zjeść! Prascanno!
— Jest mi to obojętne... — mruknęła, a po chwili analizowania moich słów dodała— Kim ty jesteś, że wiesz...
— No bo jestem gammą! — machnęłam wesoło ogonem, chamsko jej przerywając. — Muszę wiedzieć co się dzieje w watasze, prawda? A teraz się podnoś, bo nas smoki zjedzą! — zaśmiałam się.
—  Nieeeeeeeeeeeeeeeeeee! —  mruknęła, zakrywając łapami oczy.
—  Tak! Wstawaj, wstawaj, wstawaj! —  zaczęłam skakać wokół niej.
Prascanna mruczała co chwila słowa w stylu "Idź sobie" albo "Daj mi spokój", jednak niezrażona tym ciągle próbowałam zmusić ją do podniesienia się.
W końcu się poddałam i ruszyłam w stronę tundry. Zajęta szukaniem piżmowóła i borówek, nie dostrzegałam podmokłości terenu... Do momentu, aż ten zaczął się pode mną zapadać...
Spanikowana rzucałam się i kopałam ziemię, jednak jeszcze szybciej podtapiałam się. Z moich gardzieli wydobywało się rozpaczliwe kwilenie.
Jednak nikt nie przychodził, a mi samej nie udawało się wydostać...
Serce chciało wyskoczyć mi z piersi, a płuca miażdżyła ziemia.

< Prascanna?>

Od Cassie cd. Altair

0 | Skomentuj
Kiedy dostrzegłam Altair, automatycznie spojrzałam na bezwładne ciało. Opuściłam uszy.
— Widziałaś to, prawda? — szepnęłam.
Nie odpowiedziała, ale wiedziałam, jaka jest odpowiedź.
Czym jestem?  — poruszyłam delikatnie skrzydłami — Jakimś potworem, prawda? Będziecie musieli się mnie pozbyć dla bezpieczeństwa? Zgodzę się na to... Nie panuję nad tym czymś... Czy to takim potworem stał się Anubis? Nie chcę tego... Ale... Tak będzie lepiej!
Wadera poruszyła się w moją stronę. Przygarnęła do siebie i przytuliła. Byłam zdziwiona jej reakcją.
Ona powinna mnie zabić albo coś!
— Powinniście się mnie pozbyć. — spojrzałam na nią, odsuwając się. — Ale najpierw musimy się stąd uratować! — A raczej ciebie, Altair... - Pomyślałam. Przecież umrę. Jestem potworem.
— Masz jakiś pomysł? — zapytałam wesołym głosem. — Booo... Możemy poczekać aż ktoś wejdzie i wtedy będzie boom boom... I się wymkniemy. Alee... Co ja tam mogę wiedzieć. Masz jakiś pomysł?

< Altair? Uh... LICZNIKU NAPRAW SIĘ XD >