Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Trou Noir. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Trou Noir. Pokaż wszystkie posty

Od Trou Noir CD. Scarlet

0 | Skomentuj
Nie czekając na odpowiedź, Trou zbliżył się do ucztujących wilków. Nie uśmiechało mu się dojadanie za sługami Kiby, ale jaki miał wybór? Chodzenie głodnym nie wchodziło w grę, przynajmniej nie w trakcie misji. Przecisnął się pomiędzy dwoma basiorami i jakąś jasną waderą, po czym odgryzł spory kawałek uda martwego zwierzęcia. Natychmiast wycofał się, aby zjeść w samotności, z dala od konkurujących o pokarm współlokatorów. Między dwoma kęsami zauważył, że kilka wilków, w tym Scarlet i Incendie, zachowało się podobnie – wzięło po kawałku mięsa i jadło teraz w okolicach swoich posłań.
Blue Tornado kończył właśnie swoją porcję, gdy padł na niego cień. Szpieg uniósł głowę, a jego spojrzenie zatrzymało się na stojącym przed nim basiorze. Nieznajomy miał kremową sierść i naznaczony bliznami pysk, a wzrostem znacznie przewyższał Trou.
– Coś się stało? – zapytał uprzejmie Blue Tornado, starając się zachować spokój. Nie chciał zdradzać akcentem, że ma francuskie korzenie. Gdyby Kiba się dowiedziała, prawdopodobnie byłoby po nim.
– Dawaj mięso – warknął współlokator, robiąc krok do przodu. Trou miał wielką ochotę się cofnąć, ale nie zrobił tego. To nie było miejsce na pokazywanie strachu i uległości.
– Nie – odparł wilk z różowo-niebieską czupryną, ciągle spokojny.
– Oddawaj je w tej chwili albo pożałujesz – zagroził kremowy. Niewątpliwie musiał być zaprawiony w boju... albo mieć wyjątkowego pecha. Trou nie umiał znaleźć innych powodów, przez które basior dorobił się tylu blizn.
– Nie – powtórzył szpieg, jeżąc sierść na grzbiecie. Jego współlokator przybrał pozycję, jakby zaraz miał rozpocząć walkę... Na szczęście do bójki nie doszło – do groty wpadł Sivve i zarządził wymarsz na spotkanie z Kibą. Blue Tornado, korzystając z nieuwagi kremowego, szybko połknął resztkę mięsa. Następnie zbliżył się do wyjścia, stając obok Scarlet, która oblizywała pyszczek. Nim zdążył się odezwać, strumień wilków zaczął przeciskać się przez drzwi i wypływać na korytarz, skąd został poprowadzony do owej obszernej groty, gdzie dwójka szpiegów po raz pierwszy spotkała Kibę.
Wilczyca o futrze koloru śniegu już na nich czekała. Wszyscy rekruci zostali ustawieni w dwuszeregu naprzeciwko lodowego tronu wadery. Biała Czarownica czy też Lodowa Królowa, jak kto woli, spoglądała na nich z wyższością, uważnie przyglądając się zdrowym okiem każdemu z osobna. Blue Tornado przeszedł dreszcz, gdy jej zatrzymała na nim wzrok. Postarał się sprawiać wrażenie pewnego siebie i gotowego na wyzwania.
– Jak wiecie, zostaliście tutaj sprowadzeni w celu zasilenia szeregów mojej armii, która wkrótce zdobędzie całą Północ – zaczęła przemowę Kiba donośnym głosem. – Ale oczywiście nie puścimy was w bój bez przygotowania. Od dzisiaj zaczniecie trening, dzięki któremu staniecie się niezwyciężeni. Ale jedno ma być jasne – każde słabe ogniwo będzie likwidowane. Czy wszyscy zrozumieli?
W jaskini rozległ się pomruk wydany przez potakujące wilki. Kilka z nich, mniej pewnych siebie i słabszych z postury, spojrzało na siebie nerwowo.
– Dobrze – kontynuowała wadera. – Przygotowaniem was zajmie się Sivve oraz kilku doświadczonych wojowników. Niektóre treningi będę nadzorować osobiście.
Powiedziawszy to, z gracją zeskoczyła z podwyższenia i ruszyła w swoją stronę. Tymczasem na przód wysunął się Sivve, dotychczas stojący z boku.
– Obecność Lodowej Królowej na treningu to wielki zaszczyt – poinformował nas. – Dlatego nie próbujcie jej zawieść, bo marnie skończycie.
Po tych motywujących słowach szary basior poprowadził ich kolejnym korytarzem. Minęło kilka minut i dotarli do sali treningowej – olbrzymiej jaskini, której koniec ledwie było widać. Trou Noir gwizdnął z uznaniem – tak dużej groty nie widział w całym swoim życiu. Znajdowało się tutaj wszystko, co mogło nadać się do przygotowania armii do walki, od bieżni po miejsce na zapasy. Rekruci zeszli w dół po kilkunastu lodowych stopniach i ponownie ustawili się w dwuszeregu. Po kolejnej minucie czy dwóch do sali treningowej weszło kilku umięśnionych wojowników, zapewne ta profesjonalna część armii Kiby.
– Czas zacząć trening – szepnął do siebie po francusku Trou. Nikt nie zwrócił na niego uwagi, wszyscy wsłuchiwali się w słowa Sivve, przedstawiającego plan ich pierwszego treningu.

<Scarlet?>

Od Trou Noir CD. Scarlet

0 | Skomentuj
Trou Noir nie był zachwycony przerwaniem jego rozmowy z Incendie, ale nie wyraził tego w żaden sposób. Poinformował rdzawą waderę, że chyba zaraz wróci i oddalił się za Scarlet w kąt jaskini.
– O co chodzi? – zapytał cicho, chyba zdradzając swoje niezadowolenie tonem głosu i miną.
– Jedna sprawa. Kiedy ostatnio piliśmy ten eliksir od Elan? – zapytała jego towarzyszka. – Bo mam wrażenie, że twoja grzywka jest teraz trochę krótsza.
Basior przyjrzał się jej i zaklął w duchu. Rzeczywiście, Scar miała rację – mikstura powoli przestawała działać. Futro stojącej naprzeciw niego wilczycy wyglądało nieco jaśniejsze od tego, jakie powinna mieć udawana przez nią Athene. Dotychczas intensywnie jej burgundowe tęczówki również nieco zbladły. Musieli się pośpieszyć, jeśli nie chcieli zostać przyłapani.
– Zapewne się nie mylisz. Powinniśmy wypić kolejną porcję. I to szybko – odpowiedział, zastanawiając się jednocześnie, gdzie w spokoju i niezauważeni mogliby zażyć eliksir. Żadne miejsce nie przychodziło mu jednak do głowy.
– Tylko gdzie to zrobić? – zadała kolejne pytanie Scarlet. Czyżby ona też nie znała odpowiedniego miejsca? Jeśli tak było, mieli przechlapane. Trou mógł co prawda zapytać o to Incendie, ale nawet mimo jego ufności do francuskojęzycznej wadery nie miał ochoty tego ujawniać.
– Sam chciałbym wiedzieć – odparł.
– To co robimy? Szukamy jakiegoś kąta na chybił trafił? – zaproponowała wilczyca. Wilkowi z różową czupryną się to nie uśmiechało, ale jaki mieli wybór, nie wtajemniczając w to nikogo? Pomysł był dość ryzykowny...
– Dobra, trzeba spróbować – stwierdził basior. – Idziemy teraz?
– Chyba nie mamy wyboru... – mruknęła Scarlet, po czym podeszła do drzwi. Do kilku sekundach stały przed nimi otworem, wprawiając w zdziwienie Trou Noir. Kilka wilków z jaskini, w tym Incendie, podniosło wzrok, jednak niepokojąco szybko straciły zainteresowanie. Dwoje szpiegów wymknęło się z pomieszczenia na zaciemniony korytarz, gdzie drogę zagrodził im Sivve.
– A wy gdzie się wybieracie? – zapytał podejrzliwie.
– Athene zrobiło się nieco słabo – odpowiedział bez wahania Blue Tornado. – Chyba potrzebuje świeżego powietrza.
– Skoro tak... Ale pooddychać na chwilę i zaraz mi tutaj wracać – warknął, po czym machnął ogonem, każąc dwójce wilków odejść.
– Wielkie dzięki – mruknęła Scarlet z ironią, gdy już zmierzali korytarzem w kierunku głównej groty. Basior nie odpowiedział, rozglądając się na boki w poszukiwaniu jakiejś ciemnej odnogi tunelu. Zapach Kiby i członków jej armii był dość słaby, co oznaczało, że mają kilka minut na zażycie kolejnej dawki dziwnego tęczowego napoju.
W końcu znaleźli to, czego szukali – ciemny korytarzyk kończący się grubymi metalowymi drzwiami. Upewnili się jeszcze, czy na pewno nikt nie idzie, po czym wyciągnęli (nie wiem skąd) fiolki z eliksirem. Odkorkowali je i wypili barwną miksturę. Skutek był natychmiastowy – wszystko, co zaczynało przypominać ich właściwy wygląd, zmieniło się na aparycje Athene i Blue Tornado.
Zupełnie nagle rozległ się odgłos niedalekich kroków, zbliżających się z każdą sekundą. Szpiedzy spojrzeli na siebie z niepokojem, po czym jednocześnie upuścili fiolki. Kryształ roztłukł się, więc Trou Noir celowo wsadził łapę w drobinki, raniąc się przy tym. W następnej chwili w korytarzyku pojawił się nieduży oddział żołnierzy, zapewne członków tej słynnej armii Kiby.
– Co wy tu robicie? – warknął stojący na czele basior, chyba dowódca.
– Było mi słabo, więc szukaliśmy wyjścia – odpowiedziała Scarlet, a z każdy słowem oburzenie w jej głosie narastało. – Zabłądziliśmy i Blue Tornado zranił się w łapę na tym szkle... Nie wiem, kto je tu rozbił, ale to okropne, że nie posprzątał!

<Scarlet?>

Od Trou Noir CD. Scarlet

0 | Skomentuj
– Wedle życzenia, madame – odpowiedział Blue Tornado, pochylając z szacunkiem głowę.
– Znasz francuski? – zapytała Kiba, przyglądając mu się uważnie.
– Tylko parę słów – odparł bez zająknięcia basior, patrząc wilczycy w oczy. Już miał wymyśloną historię o Francuzie na dworze jego matki. Jednym z wyrazów jego buntu była właśnie nieznajomość francuskiego, uważanego za język miłości.
– Rozumiem – mruknęła pochłonięta myślami biała wadera. – Szkoda, bo czasem ciężko dogadać się z Incendie. Słabo mówi w naszym języku.
– To niewątpliwie spory kłopot – przyznał basior z kolorową czupryną. – Gdybym potrafił, chętnie bym pomógł. Możemy jeszcze zostać tutaj z Athene i przyjrzeć się uważniej mapie?
– Niech będzie. Pięć minut wam wystarczy? Chciałabym, żebyście wyruszyli jak najszybciej.
– Myślę, że powinno wystarczyć – stwierdziła przemieniona Scarlet.
– Dobrze. W takim razie poślę kogoś po ekwipunek dla was – oznajmiła Kiba i opuściła grotę, zostawiając Athene i Blue Tornado samych. Oboje bez słowa wlepili spojrzenia w płótno. Basior spoglądał na każdy fragment z osobna, a potem na wszystkie razem, starając się jak najlepiej zapamiętać ukształtowanie terytorium zajmowanego przez ciotkę jego przyjaciela. Góry, las, potoczki, polany... Tereny jak każde inne, nic szczególnego, wzbudzającego uwagę.
– Jak myślisz, kto tutaj przyszedł? – szepnęła Scarlet.
– Nie mam pojęcia, kto należy do watahy – odparł Trou. – Ale albo jakiś szczeniak, albo ktoś nieostrożny lub nieco... em... – Basiorowi zabrakło słów. – No wiesz.
– Mhm – mruknęła tylko wadera. – Jak myślisz, gdzie on może być?
– Może powiesz, co ty myślisz? – zaproponował wilk. – Ale moim zdaniem on jest gdzieś blisko granicy.
– Możliwe. Głupio by zrobił, wchodząc samotnie na teren wroga. Gotowy?

>>> few hours later <<<
– Musiałeś tu łazić, idioto? – syknął Trou do Hikaru. Basior okazał być się owym nieproszonym gościem. Obyłoby się bez przyprowadzania go do twierdzy Kiby, gdyby nie napatoczyli się na patrol. Teraz dwaj zwiadowcy poszli zawiadomić o wszystkim przywódczynię, zostawiając trzy wilki z WKS w głównej sali, pod czujnym okiem innych członków rosnącej armii. Brązowy wilk jedynie prychnął w odpowiedzi.
– Widzę, że wywiązaliście się z zadania... – doszedł ich uszu głos starszej wilczycy. Blue Tornado odwrócił się szybko i skłonił głowę z udawanym szacunkiem. Jego towarzyszka poszła w jego ślady, jedynie więzień stał dalej niewzruszony, posyłając dookoła wyzywające spojrzenia.
– Szkoda tylko, że wpadliście akurat na patrol – dokończyła Kiba. – Niemniej, nie stanęliście po stronie więźnia... Poddam was jeszcze jednej próbie. Sivve przyjdzie po was jutro rano. Do tego czasu macie wolne.
– Dziękujemy – odpowiedziała Scarlet, ponownie się kłaniając. Do Hikaru od razu zbliżyła się eskorta, mająca zapewne za zadanie zamknąć go w jakiejś celi. Niestety, Trou nie miał możliwości ich śledzić, nie wzbudzając przy tym podejrzeń – skierował więc swe kroki w kierunku kwatery. Bardzo chciał porozmawiać z Incendie.
Rdzawa wadera drzemała na posłaniu. Musiała mieć bardzo czujny sen, bo gdy tylko Blue Tornado stanął nieopodal, uniosła głowę i zaszczyciła go pytającym spojrzeniem.
– Musimy porozmawiać – oznajmił basior, machnięciem ogona wskazując ustronne miejsce pod ścianą, tymczasowo wolne od wilków. Incendie bez słowa ruszyła za basiorem.
– O co chodzi? – zapytała szeptem, gdy już się oddalili. Mówiła z tak silnym francuskim akcentem, że nawet Trou Noir ciężko było ją zrozumieć. Przez chwilę jeszcze milczał, zastanawiając się od czego powinien zacząć.
– Odnoszę wrażenie, że ci się tutaj nie podoba – stwierdził w końcu. W oczach ognistofutrej pojawiło się wpierw zaskoczenie, a potem niesamowity chłód, niepasujący zupełnie do ciepłego odcienia jej brązowozłotych tęczówek. Jednocześnie wilczyca zjeżyła się nieco.
– Masz mnie. I co, pobiegniesz teraz do Kiby? – warknęła niewyraźnie, ale niewątpliwie szczerze.
– Co? Nie. Po prostu... – W tej chwili Trou zrezygnował w próbie wysłowienia się w języku wilków z Północy i przeszedł na francuski. – Ja i moja znajoma... chcemy stąd uciec.
– Mówisz po francusku? To niesamowite – odpowiedziała Incendie zdecydowanie milszym tonem. – Chcecie uciec? – wróciła do tematu. – Ale... słyszałam, że specjalnie tu przybyliście, żeby dołączyć do armii Białej Czarownicy, w ramach przygody.
– To taka przykrywka. Jesteśmy szpiegami. Pokręcimy się tu trochę, a potem... cóż, spróbujemy uciec. Moglibyśmy zabrać cię ze sobą, gdybyś tylko zgodziła się nam udzielić pewnych informacji – wyjaśnił jej Blue Tornado. Ciągle zastanawiał się, czy rdzawa wadera nie jest jednak zaufanym człowiekiem Kiby, ale postanowił zawierzyć wszystko przeczuciu i zaufać wilczycy.
– Informacji? – zapytała nieco podejrzliwie rozmówczyni.
– Dotyczących armii Kiby. Ułatwiłoby nam to zadanie.
– Zgoda, ale nie tutaj – odpowiedziała Incendie. Trou uśmiechnął się do niej, a potem podszedł do stojącej na uboczu Scarlet. Szybko wyjaśnił jej, że ognistofutra zamierza im pomóc. Zwiadowczyni nie kryła wątpliwości co do wtajemniczania nowopoznanej w ich misję, ale basior zapewnił ją, że można zaufać Francuzce.
– Obyś miał rację – mruknęła jedynie Scar, ciągle nieprzekonana. Wilk zamierzał jej odpowiedzieć, że jeszcze się o tym przekona, kiedy poczuł, jak ktoś popycha go, przynajmniej pozornie przypadkowo, do przodu. Nosy Trou i Scarlet zetknęły się, a gdy oboje wpatrywali się w siebie zaskoczeni, basior poczuł zalewającą go falę ciepła. Cofnął się szybko o krok czy dwa.
Pardon – wymamrotał, choć w gruncie rzeczy nie była to jego wina.
 
<Scarlet?>

Od Trou Noir CD. Scarlet

0 | Skomentuj
Gdy dotarli do końca szerokiego korytarza, ich oczom ukazała się obszerna grota. Na samym jej środku, na lodowym podwyższeniu, siedziała majestatyczna wilczyca o futrze koloru śniegu. Długa sierść skutecznie chroniła ją od wszechobecnego mrozu, zaś jedno z jej ślepi miało najzimniejszy odcień błękitu, jaki trzyletni basior kiedykolwiek widział. Drugie oko wyglądało na ślepe, oczodół i policzek zaś naznaczone były sporą blizną. Ucho wadery sprawiało wrażenie oderwanego i przyszytego potem na nowo, a całe jej ciało pokrywały ślady po dawnych walkach. Jednak mimo odniesionych niegdyś ran i niewątpliwie paru ładnych lat egzystencji na tym świecie wilczyca sprawiała wrażenie silnej i niepokonanej.
Trou Noir skłamałby, twierdząc, że Kiba nie wywarła na nim wrażenia.
Przywódczyni wrogiego stada przerwała rozmowę, widząc Sivve wkraczającego do groty z dwojgiem nieznanych jej wilków. Machnięciem łapy odprawiła swojego rozmówcę i wyszła na spotkanie nowoprzybyłym. Sivve skłonił się jej nisko, Blue Tornado i Athene pochylili głowy.
– To nowi rekruci, pani – poinformował swoją przełożoną basior.
– Doskonale, akurat dwójki nam potrzeba... – mruknęła do siebie Kiba, a potem zwróciła się do skrytych pod przebraniem członków watahy Yesterday'a: – Jak się nazywacie? I jak tu trafiliście?
– Jestem Blue Tornado, a to moja towarzyszka, Athene – odpowiedział Trou Noir. – Daleko na południe stąd krążyły plotki o wilczycy, która niedługo zawładnie całą Północą. Z racji, iż w naszym stadzie brakowało nam przygód, postanowiliśmy się przekonać, czy opowieści są prawdą.
– I jak, okazały się prawdziwe? – zapytała biała wilczyca z błyskiem ciekawości w oku.
– Szczerze powiedziawszy? Nie – odparł Trou. Scarlet posłała mu niespokojne spojrzenie, a Kiba... cóż, Kiba wyglądała, jakby zaraz miała wybuchnąć. Jednak nim obie wilczyce zdołały wydobyć z siebie jakieś słowa, basior kontynuował: – Te wszystkie plotki to drobnostka w porównaniu z oszałamiającą rzeczywistością. Choć mam bujną wyobraźnię, nie spodziewałem się kogoś tak wspaniałego.
Na pysku śnieżnej wadery pojawił się niewielki, ale za to szczery uśmiech. Widocznie lubiła, jak prawiono jej komplementy. A już w szczególności młode basiory, jak Trou Noir... Wilk wzdrygnął się na samą myśl, że Kiba mogłaby spróbować... nie, to było zbyt straszne, żeby nawet o tym rozmyślać.
– Miłe słowa – mruknęła wadera. – Cóż, zobaczę, jak sprawdzicie się na treningu. Wtedy podejmę decyzję, czy was przyjąć czy nie...
Ani Blue Tornado, ani Trou Noir tak ma być, to nie jest błąd ten pomysł nie przypadł do gustu, biorąc pod uwagę złowróżbny ton głosu wadery. Co mogło ich czekać w niedalekiej przyszłości? Tortury? Może Kiba podejrzewała, że dwójka wilków to szpiedzy z watahy Yesteday'a? Albo...
Bon Nord, a jeśli ona jest jakaś psychiczna? – przemknęło basiorowi przez myśl, gdy szedł za Sivve podziemnym korytarzem. Z jego pyska ulatywały kłęby pary, a podłoże miejscami było oblodzone. Jeśli przez następne parę dni będą mieszkać w podobnych warunkach, kto wie, czy nie zamarzną. Albo nie dojdzie do wychłodzenia. Albo do odmrożenia.... Trou wzdrygnął się. Był dość przywiązany do swoich uszu, łap i ogona. Nie zamierzał ich tracić. Ale misji też nie będzie mógł porzucić...
– No, tu będziecie mieszkać – mruknął nieco chłodno Sivve, otwierając jakieś drzwi (tak, dobrze zgadliście, były zrobione z lodu). Za nimi znajdowało się stosunkowo ciepłe pomieszczenie pełne posłań i nieznanych wilków, które przerwały rozmowy, gdy tylko ich zobaczyły. Trou Noir i Scarlet, czy też raczej Blue Tornado i Athene, weszli do groty. Drzwi zamknęły się za nimi z hukiem. Obdarzony kolorową obecnie czupryną basior nie był na to przygotowany i aż podskoczył, słysząc nagły i głośny dźwięk. Wiele wilków zaśmiało się, jednak przybysz nie zwrócił na to większej uwagi. Zastanawiał się, czy są tutaj uwięzieni.
– Cześć, nowi. – Przez tłum przepchnęły się trzy osobniki – bury, umięśniony basior i dwie wilczyce – jedna platynowa, o fiołkowych oczach, druga zaś rdzawa. Grymas na jej pysku świadczył, że nie ma większej ochoty przybywać w tym miejscu. Trou dostrzegł w niej od razu potencjalnego sprzymierzeńca.
– Em... hej – odpowiedziała Scarlet, nieufnie przyglądając się tej trójce. – Jestem Athene, to Blue Tornado.
– Grivier, to Nicolette i Incendie – odparł bury basior, wymawiając ostatnie imię "ęsądi", co jednocześnie zaskoczyło i nieco uspokoiło Troi Noir.
– Enchanté – mruknęła rdzawa z francuskim akcentem, wcale nie wyrażając tego, że jej miło. Mimo to Blue Tornado uśmiechnął się. Coś mu podpowiadało, że Incendie może być skarbnicą informacji... a kto wie, może zgodzi się im pomóc?
– Możecie zająć wolne posłania – oznajmił Grivier, a potem odwrócił się na pięcie i odszedł. Nicolette podążyła za nim, zastawiając ich samych ze rdzawą. Trou zastanawiał się przez chwilę, czy do niej nie zagadać, ale widząc, że waderze brak jest chęci na rozmowę, zrezygnował z tego pomysłu. Na razie postanowił trochę odpocząć.
<Scarlet?>

Od Trou Noir CD. Scarlet

0 | Skomentuj
Trou Noir zjawił się w jaskini Elan nieco spóźniony. Uzdrowicielka i Scarlet, z którą wyruszał na misję, czekały już w środku, nieco zniecierpliwione. Na powitanie Elan ofuknęła go za spóźnialstwo, po czym kazała im pójść za nią. Nie minęło pół minuty, a znaleźli się w nieznanym wcześniej basiorowi korytarzu. Sądząc po minie i spojrzeniu jego brązowo-białej towarzyszki, ona również nigdy tu nie była. Uzdrowicielka zaprowadziła ich do niewielkiej groty, ze ścianami zapełnionymi drewnianymi półkami. Na deskach stało mnóstwo buteleczek i słoików. Zielona wadera przez chwilę przesuwała i przekładała pojemniki, aż wyjęła dwie kryształowe fiolki z tęczowym płynem.
- Co to jest? - zapytał podejrzliwie Trou, przyglądając się trzymanym przez wilczycę naczyniom.
- Mały prezencik, który powinien ułatwić wam wykonywanie misji - odparła nieco zagadkowo Elan, po czym wręczyła jemu i Scarlet po jednej buteleczce.
- A... co mamy z tym zrobić? - spytała brązowo-biała wadera.
- Wypijcie łyk na granicy. Efekt potrwa jakąś dobę. W każdej butelce są trzy porcje - wyjaśniła Uzdrowicielka.
- Nie możesz nam dać jednej zapasowej? - Trou nie podobała się myśl, że być może będą mieli na wykonanie zadania tylko trzy dni. Co prawda ich misja nie była zbyt trudna, ale przecież mieli być tam nowi. Kto normalny ufa od razu wilkowi noszącemu zapach obcej watahy? Nawet Yesterday by się do tego nie posunął.
- Niestety nie - odparła Elan, ucinając rozmowę. Ruszyła do wyjścia, a Trou Noir i Scarlet nie pozostawało nic innego, jak podążyć za nią.
Gdy już znaleźli się poza grotą Uzdrowicielki, ciemnoszary basior jeszcze raz sprawdził, czy wziął wszystkie rzeczy, jakie wziąć zamierzał. W skórzanej sakwie miał zioła lecznicze i wysuszony kawałek mięsa; poza nimi wziął jedynie medalion, który otrzymał od przełożonego. Do torby schował również kryształową fiolkę otrzymaną od Elan.
- Idziemy? - zwrócił się do Scarlet, która siedziała nieopodal. Wilczyca jedynie kiwnęła głową, skupiona na jakimś niewidocznym dla Trou punkcie. Oboje ruszyli szybkim truchtem w kierunku granicy.
- Rzeczy chyba będziemy musieli gdzieś zostawić - zauważyła towarzyszka wilka.
- I wypadałoby zaliczyć kąpiel, żeby nie zdradzać się zapachem - odparł.
- Nie powiem, żebym miała ochotę włazić do rzeki o tej porze roku - mruknęła wadera. - Poza tym, to i tak chyba niewiele da.
- Nie zaszkodzi spróbować.
- Niech ci będzie. Ale może najpierw wypijemy ten eliksir od Elan? Jestem ciekawa, jakie ma działanie.
- Ja też - stwierdził Trou i na tym rozmowa się zakończyła. Oboje milczeli aż do dotarcia do granicy i schronienia się za kręgiem kilku głazów. Basior wyjął wówczas otrzymaną tęczową miksturę, jego towarzyszka poszła w jego ślady. Wilki odkorkowały butelki.
- To na pewno dobry pomysł? - zawahał się Trou Noir.
- Wątpię, by Elan albo Yesterday chcieli nas otruć - odrzekła jego towarzyszka i wypiła trochę płynu. Ciemnoszary basior bez entuzjazmu poszedł w jej ślady. Mikstura miała dziwny smak, na przemiam słodki, kwaśny i słony. W pewnym momencie na ułamek sekundy stracił wzrok. Gdy ponownie odzyskał zmysł, stała przed nim stalowoszara wilczyca i burgundowych oczach... i chichotała.
- O co chodzi? - zapytał Trou, przyglądając się jej ze zdziwieniem.
- Po... Powinieneś się przejrzeć - odparła Scarlet, usiłując opanować śmiech. Basior przeszedł kilka kroków i poślizgnął się na ukrytej pod śniegiem zamarzniętej kałuży. Leżąc w śniegu doszedł do wniosku, że zamarznięta woda może posłużyć za niezła lustro. Wstał, pochylił się nad taflą i... zaczął wrzeszczeć.
Z zamrożonej kałuży patrzył na niego jasnobrązowy wilk, obdarzony różową czupryną i takim samym ogonem. Część fryzury zafarbowana była na kolor pogodnego nieba. Jedno z jego uszu zostało przekłute, w tym miejscu znajdował się teraz nieduży srebrny kolczyk. Na lewej przedniej łapie basior miał trupią czaszkę i skrzyżowane dwa piszczele.
- Czy... ja... mam... różowe włosy!? - krzyknął Trou, odskakując od kałuży.
- Możliwe - odpowiedziała Scarlet, śmiejąc się cicho. - To takie złe?
- Pomyśl. Za kogo mnie wezmą inni?
- Za zbuntowanego Wilka Miłości? Chociaż, szczerze powiedziawszy, na buntownika to mi nie wyglądałeś - odpowiedziała. Trou zaczął zastanawiać się, z czego konkretnie się śmiała. Wpierw myślał, że z koloru włosów, ale teraz to całe "możliwe" nieco przeczyło tej wersji. Postanowił jednak odstawić rozmyślania na dalszy plan. Miał przecież parę misji do wykonania.
- No dobrze, niech ci będzie - mruknął bez większego entuzjazmu. - Jestem Kupidyn, syn jakiejś Wilczycy Miłości. Od małego czułem, że nienawidzę tego przeznaczenia, dlatego zrobiłem sobie tatuaż i pofarbowałem włosy oraz zmieniłem imię na Blue Tornado. Może być?
<Scarlet?>

Od Trou Noir CD. Scarlet

0 | Skomentuj
Na szczęście Trou zastał Yesterday'a w jego jaskini. Samego.
Bonjour, Yesterday! – zawołał od progu. – Comment ça va?
– Ça va, merci – odpowiedział Alfa, otwierając szeroko oczy ze zdumienia. – Trou Noir? Co tutaj robisz?
– Postanowiłem wrócić – oznajmił ciemnoszary basior. Cieszył się, że w tym miejscu nie musiał ukrywać obcego akcentu i specyficznej francuskiej wymowy literki r.
– Nie spodobało ci się we Francji? – zapytał Yesterday, podchodząc bliżej.
– Wręcz przeciwnie, było cudownie. Ale zatęskniłem trochę za Północą.
– Za chłodem, brakiem jedzenia i nieustanną walką o przetrwanie? Im dłużej cię znam, tym ciekawszą postacią się stajesz, Trou Noir – stwierdził Alfa. – Rozumiem, że wracasz na stałe?
– Na co najmniej kilka miesięcy. Nie mogę obiecać, że na zawsze... Wiesz, jestem dość niespokojnym duchem. – Mrugnął do rozmówcy jednym okiem. – Coś się zmieniło w trakcie mojej nieobecności? Poza składem watahy?
– Cóż, mamy kilka dodatkowych problemów... Ale generalnie chyba nie... Chociaż w sumie... Nie wiem. Wybacz mi, ostatnio mam problem ze skupieniem myśli.
– Rozumiem... potrzebujesz ode mnie jakichś papierków czy mogę już iść?
– Stanowisko?
– Informator – odparł bez namysłu Trou.
– Przekaż Scarlet, to taka biało-brązowa wilczyca, żeby do mnie przyszła, najszybciej jak może. I... wróć tutaj z nią. Chyba mam dla was jakieś zadanie – westchnął Alfa.
>>> <<<
– Z ciekawości spytam... – zwróciła się do Trou Scarlet. – Jakie wybrałeś stanowisko?
– Informatora – odpowiedział wilk.
– Cóż... dzięki za informację. Do zobaczenia – pożegnała się wilczyca i nim Trou Noir zdążył zareagować, pobiegła w kierunku jaskini Yesterday'a. Basior musiał biec naprawdę szybko, by ją dogonić. Gdy w końcu się z nią zrównał, wadera posłała mu pytające spojrzenie.
– Też miałem wrócić – oznajmił krótko. Po krótkim "aha" wywnioskował, że Scarlet nie jest zbytnio zadowolona z jego towarzystwa. Ale nie miał na to wpływu. Rozkaz Alfy pozostawał rozkazem Alfy, a Trou Noir nie zamierzał go kwestionować. Na pewno nie tuż po powrocie. Wilczyca musiała się trochę z nim pomęczyć, a on z nią.
<Scarlet?>

Od Trou Noir CD. Scarlet

0 | Skomentuj
Ach, wichry Północy...
Choć wiatry te są zwykle zimne i nieprzyjemne, szczególnie późną jesienią, podróżnik zdążył za nimi zatęsknić przez ostatnie miesiące. Klimat był jedyną rzeczą, którą poprawiłby w rodzimej Francji - a tundrę, swój drugi dom, z chęcią dołączyłby do tamtego kraju. Niestety, na razie pozostawało to dla niego  niemożliwe - był jedynie zwykłym wilkiem z ważną misją do wykonania. Nie miał jeszcze pewności, co go czeka, ale w głębi serca czuł, że po powrocie na tereny Watahy Krwawego Szafiru zmierzy się z czymś niespotykanym na co dzień...
Z każdym przebiegniętym kilometrem powietrze nieco podnosiło swoją temperaturę. Nie były to zauważalne dla większości różnice, ale przybysz wyraźnie to czuł. Podnosiło go to na duchu - wiedział, że tereny Watahy Krwawego Szafiru znajdują się na południe od miejsca, do którego został przeniesiony. A przecież na północnej półkuli to południe jest cieplejsze.
Nie zwracał większej uwagi na otoczenie, zajęty własnymi myślami. Zastanawiał się, jak go przyjmą i co go czeka, kiedy będzie już gotów zająć się misją. Ten amulet, który otrzymał od przełożonego... podróżnik wyczuwał, że ma olbrzymią moc. Wciąż pozostawało jednak mnóstwo pytań. A ze względu na jego moce, to właśnie tego basiora wybrano do wypełnienia zadania.
Bam.
Smukła wilczyca, obdarzona białym futrem z mahoniowymi elementami, wylądowała na ziemi. Zaskoczony przybysz gapił się na nią przez ułamek sekundy, gorączkowo myśląc. Jakim cudem nie odnotował w jakikolwiek sposób jej obecności?
– Oj... – mruknął. – Wybacz. Wszystko w porządku?
– Nie, to ja przepraszam – odpowiedziała nieznajoma. Podróżnik zaczął się zastanawiać, co mogła mieć na myśli, jednak szybko odstawił rozmyślania na dalszy plan. Przecież wadera nadal siedziała na ziemi. Basior wyciągnął do niej łapę. Na szczęście wilczyca bez protestów skorzystała z oferty pomocy. Już po chwili stała na wszystkich czterech kończynach.
– Przepraszam, mam coś teraz do zrobienia – oznajmiła nieznajoma, wyminęła go szybko i oddaliła się z zadziwiającą prędkością. Nim znalazła się poza zasięgiem słuchu, wilk zawołał za nią. Ona zawróciła i zatrzymała się po kilku krokach, on zaś zbliżył się na odległość, jaką utrzymują dwie osoby podczas normalnej rozmowy.
– Czy to tereny Watahy Krwawego Szafiru? – zadał swoje pierwsze pytanie przybysz. Jego rozmówczyni mimiką wyraziła swoje delikatne zaskoczenie, ale zaraz zamaskowała to podejrzliwością.
– Skąd masz takie informacje? – odparła.
– Odpowiadając w ten sposób prawdopodobnie zdradziłaś, że mam rację – mruknął w odpowiedzi. – Byłem tu już kiedyś. Jakiś czas temu. Jestem Trou Noir.
Postarał się, aby głoska "r" zabrzmiała u niego... normalnie, dokładnie tak, jak wymawiali ją Yesterday czy Heroica. Wolał nie zdradzać nowopoznanej zbyt wielu informacji - jeszcze nie, nie, póki nie przekona się, że może jej zaufać.
– Ro... zumiem – mruknęła. – I teraz zamierzasz dołączyć ponownie?
– Jeśli tylko będzie taka możliwość.
– To możliwe... W sumie... mogę zaprowadzić cię do Alfy, Yesterday'a.
– Czy nie miałaś czasem czegoś do zrobienia?
– To... może poczekać. Przy okazji, jestem Scarlet.
– Scarlet – powtórzył Trou Noir, uśmiechając się lekko. – Ładnie. Prowadź, proszę.
<Scarlet?>