Biegli przed siebie, nawet nie marnując chwili na pomyślenie, dokąd najlepiej uciec. Teraz, jak się przekonali, nawet uciekanie przez las nie działało na ich korzyść. Niedźwiedź, czy cokolwiek to było, zgniatał świerki i sosny jak zapałki.
Basior głośno krzyknął do uciekającej obok niego ciemnej wadery:
- Jaki jest plan?!
- Na razie nie mamy planu! - odkrzyknęła Nightmare - Ten demon jest zbyt silny na nas dwoje. Może jakbyśmy znaleźli inne wilki, to...
Kolejny trzask gniecionych drzew zagłuszył jej słowa. Niedźwiedź-demon był coraz bliżej, zaczynali powoli odczuwać jego parzący oddech.
- Czy on się staje coraz większy niż na początku? - Lily podjął próbę odwrócenia się, ale zaraz gdy to zrobił, potknął się o kamień i wywinął koziołka do tyłu. Nightmare myślała na głos dalej.
- A co gdyby udało mi się zmienić w smoka... tak, powinnam teraz dać radę... można by spalić skurczybyka... ale tu nie ma za wiele miejsca na przemianę, Lily mógłby oberwać skrzydłem... nikomu to nie jest do szczęścia potrzebne...
Lily błyskawicznie wstał, by w porę umknąć od szczęk demona i czym prędzej dogonił Nightmare. Był zdyszany i wiedział, że długo już tak nie pociągnie
- On... jest odporny... na ogień!
Wadera spojrzała na niego zaskoczona całkowitą pewnością, z którą wymówił te słowa.
- Naprawdę? Skąd wiesz?
- Po prostu wiem. Tak mi się wydaje, że wiem - mruknął Lily - Ale może duża ilość wody zadziała. Kto z naszych zna zaklęcia związane z wodą?
Basior mówił teraz bardzo szybko, dlatego Nightmare zajęło chwilę domyślenie się co właśnie usłyszała. Ale odpowiedź znalazła od razu.
- Yesterday!
Lily bez słowa skręcił w kierunku Wichrowych Wzgórz, a Nightmare podążyła za nim.
<Nightmare? =^-^=>
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lily. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lily. Pokaż wszystkie posty
Od Lily'ego CD Nightmare
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
Od czasu obudzenia Lily miał bardzo złe przeczucia, ale nie wiedział, czego mogły dotyczyć. Było już widać tundrę, ale oprócz tego basior zarejestrował też kilka innych, nowych zapachów.
- Daleko jeszcze? - zapytał ich przewodnika.
Alon szedł nieco przed nim i drapał wielkiego, białego tygrysa za uchem.
- Hę? - Biały basior wyjął jedno ucho spod kaptura - Mówiłeś coś?
- Pytam jak jeszcze daleko!
- Zaraz będziemy na waszych terenach! I lepiej uważaj, gdzie stawiasz łapy.
Lily nie zrozumiał za bardzo jego ostatniego zdania, ale nie miał teraz ochoty na dalsze pogaduchy. Chciał po prostu wrócić do domu, usiąść w ciepłej, ochronionej od wiatru jaskini i zjeść renifera z kopytami. Usłyszeli obok szybkie kroki małych łapek. Lis polarny minął ich szybko, prawdopodobnie goniąc leminga, za którym zaraz wskoczył w jakieś zarośla.
Szybko pokonali tundrę, ponieważ Alon stwierdził, że grzbiet jego tygrysa jest jeszcze wystarczająco duży, by i oni się na nim zmieścili. Lily podszedł do tego pomysłu raczej sceptycznie, ale w końcu z powodu zmęczenia w łapach i on wdrapał się na gruboskórnego drapieżnika. I tak oto resztę drogi pokonali na biegnącym sprintem tygrysie. Nie był to aż tak szybki transport, jak rozpędzona w powietrzu smoczyca, ani też niezbyt wygodny, bo cały czas podrzucał, wrzynając się kręgosłupem w siedzenia jeźdźców, a Lily musiał trzymać nie tylko siebie, ale też i Nightmare. Lecz w ten sposób już po kilku minutach dotarli do letnich mieszkań na Wichrowych Wzgórzach.
- No, to chyba już nie jestem wam dłużej potrzebny - odrzekł Alon, pomagając Nightmare zejść z tygrysa - Jakbyście mnie kiedyś potrzebowali, to poszukajcie gdzieś za waszą północną granicą.
- Nie szukasz może watahy? - zagadnął niby od niechcenia basior Beta.
Alon wzruszył ramionami.
- Próbowałem z waszymi sojusznikami z północy, ale niestety to nie dla mnie. Ale nic straconego, dzięki za zaproszenie. Jakby nadeszła jeszcze jedna wojna, to możecie na mnie liczyć.
- J-jeszcze jedna? - wtrąciła Nightmare, która wcześniej siedziała cicho - A była w ogóle jakaś poprzednia?
- Owszem, dobrych kilka miesięcy temu, ale nie znam szczegółów, więc lepiej zapytajcie waszego Alfę - mruknął Alon - A teraz pozwolicie, że już sobie pójdę, zanim wasi towarzysze zobaczą we mnie potencjalnego intruza. Bywajcie.
Po tych słowach wskoczył na wiernego tygrysa i odjechał. Nightmare potrząsnęła głową.
- On żartował, prawda? Aż tyle nie mogliśmy spać!
- Gdybym był rozsądnym i odpowiedzialnym Betą to poszedłbym o to zapytać inne wilki - Lily wstał i spojrzał na ciemną waderę - A jako że nie jestem, to najpierw idę coś szybko upolować. Chcesz iść ze mną?
< Night? > Lepiej później niż wcale :3
- Daleko jeszcze? - zapytał ich przewodnika.
Alon szedł nieco przed nim i drapał wielkiego, białego tygrysa za uchem.
- Hę? - Biały basior wyjął jedno ucho spod kaptura - Mówiłeś coś?
- Pytam jak jeszcze daleko!
- Zaraz będziemy na waszych terenach! I lepiej uważaj, gdzie stawiasz łapy.
Lily nie zrozumiał za bardzo jego ostatniego zdania, ale nie miał teraz ochoty na dalsze pogaduchy. Chciał po prostu wrócić do domu, usiąść w ciepłej, ochronionej od wiatru jaskini i zjeść renifera z kopytami. Usłyszeli obok szybkie kroki małych łapek. Lis polarny minął ich szybko, prawdopodobnie goniąc leminga, za którym zaraz wskoczył w jakieś zarośla.
Szybko pokonali tundrę, ponieważ Alon stwierdził, że grzbiet jego tygrysa jest jeszcze wystarczająco duży, by i oni się na nim zmieścili. Lily podszedł do tego pomysłu raczej sceptycznie, ale w końcu z powodu zmęczenia w łapach i on wdrapał się na gruboskórnego drapieżnika. I tak oto resztę drogi pokonali na biegnącym sprintem tygrysie. Nie był to aż tak szybki transport, jak rozpędzona w powietrzu smoczyca, ani też niezbyt wygodny, bo cały czas podrzucał, wrzynając się kręgosłupem w siedzenia jeźdźców, a Lily musiał trzymać nie tylko siebie, ale też i Nightmare. Lecz w ten sposób już po kilku minutach dotarli do letnich mieszkań na Wichrowych Wzgórzach.
- No, to chyba już nie jestem wam dłużej potrzebny - odrzekł Alon, pomagając Nightmare zejść z tygrysa - Jakbyście mnie kiedyś potrzebowali, to poszukajcie gdzieś za waszą północną granicą.
- Nie szukasz może watahy? - zagadnął niby od niechcenia basior Beta.
Alon wzruszył ramionami.
- Próbowałem z waszymi sojusznikami z północy, ale niestety to nie dla mnie. Ale nic straconego, dzięki za zaproszenie. Jakby nadeszła jeszcze jedna wojna, to możecie na mnie liczyć.
- J-jeszcze jedna? - wtrąciła Nightmare, która wcześniej siedziała cicho - A była w ogóle jakaś poprzednia?
- Owszem, dobrych kilka miesięcy temu, ale nie znam szczegółów, więc lepiej zapytajcie waszego Alfę - mruknął Alon - A teraz pozwolicie, że już sobie pójdę, zanim wasi towarzysze zobaczą we mnie potencjalnego intruza. Bywajcie.
Po tych słowach wskoczył na wiernego tygrysa i odjechał. Nightmare potrząsnęła głową.
- On żartował, prawda? Aż tyle nie mogliśmy spać!
- Gdybym był rozsądnym i odpowiedzialnym Betą to poszedłbym o to zapytać inne wilki - Lily wstał i spojrzał na ciemną waderę - A jako że nie jestem, to najpierw idę coś szybko upolować. Chcesz iść ze mną?
< Night? > Lepiej później niż wcale :3
Od Lily'ego CD Nightmare
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
Lily natychmiast pobiegł szukać pomocy. Szybko jednak zdał sobie sprawę z tego, że to bezcelowe - prawie nic nie widział z powodu śniegu, który bardzo gęsto padał. Obejrzał się za siebie. Nadal widział wykrwawiającą się na śniegu Nightmare, ale skąd pewność, że za sto metrów nadal będzie ją widział?
- Psiakrew - syknął. Był to błąd, ponieważ do jego przełyku wdarło się na raz sporo chłodnego powietrza, więc nic już nie mówił i oddychał przez nos. Podbiegł powrotem do ciemnej wadery.
Nightmare podniosła na niego wzrok, jak gdyby chciała zapytać, czy znalazł już pomoc, lecz z jej pyska wydarł się jedynie niezrozumiały warkot. Lily zarzucił sobie ledwo przytomną wilczycę na plecy i pobiegł gdzieś przez śnieg. Zupełnie nie pamiętał, gdzie są, jednak w chwili, gdy tamten demon ukazał swoje prawdziwe oblicze, nagle z ciepłej jaskini przeniosło ich w sam środek lodowej pustyni.
Szedł więc, powoli czując, jak wychładzają mu się łapy, ale nie mógł się zatrzymać, nie mógł położyć się na ziemi, nie mógł się poddać - ponieważ wtedy byłby to już ich koniec. A miał przeczucie, że dwie silne watahy są na skraju wojny, więc tym bardziej musiał jak najszybciej wracać na tereny.
Zobaczył na horyzoncie coś, co mogło być jaskinią. Przyspieszył kroku, a leżąca na nim Nightmare warknęła z bólu.
- Wytrzymaj - syknął basior, chociaż tak naprawdę nie mógł jej pomóc, bo na leczeniu w zasadzie się w ogóle nie znał. Miał nadzieję, że wadera sama się jakoś zregeneruję, bo już wychodziła z podobnych sytuacji.
Tuż przed wejściem do jaskini na chwilę otoczyła ich jakaś czarna mgła, a Lily poczuł, jak przechodzi go dreszcz, po chwili upadł na śnieg z powodu intensywnego bólu głowy. Doczołgał się do jaskini, której dach ochraniał ich przed śniegiem, delikatnie zrzucił z siebie waderę i położył się obok niej.
Więc taki właśnie czeka ich los? Zamarzną, i nikt zbyt szybko nie odnajdzie ich ciał? O nie, gorsze mogło być już chyba tylko utopienie się.
Nagle leżące obok gałęzie zapaliły się, dostarczając obu wilkom przyjemne ciepełko. Ale Lily już o to nie dbał, nawet jeśli było to niepokojące, ponieważ właśnie tracił przytomność.
< Night? > Bardzo późno ale koniec roku i chyba nikomu nie chciało się pisać
- Psiakrew - syknął. Był to błąd, ponieważ do jego przełyku wdarło się na raz sporo chłodnego powietrza, więc nic już nie mówił i oddychał przez nos. Podbiegł powrotem do ciemnej wadery.
Nightmare podniosła na niego wzrok, jak gdyby chciała zapytać, czy znalazł już pomoc, lecz z jej pyska wydarł się jedynie niezrozumiały warkot. Lily zarzucił sobie ledwo przytomną wilczycę na plecy i pobiegł gdzieś przez śnieg. Zupełnie nie pamiętał, gdzie są, jednak w chwili, gdy tamten demon ukazał swoje prawdziwe oblicze, nagle z ciepłej jaskini przeniosło ich w sam środek lodowej pustyni.
Szedł więc, powoli czując, jak wychładzają mu się łapy, ale nie mógł się zatrzymać, nie mógł położyć się na ziemi, nie mógł się poddać - ponieważ wtedy byłby to już ich koniec. A miał przeczucie, że dwie silne watahy są na skraju wojny, więc tym bardziej musiał jak najszybciej wracać na tereny.
Zobaczył na horyzoncie coś, co mogło być jaskinią. Przyspieszył kroku, a leżąca na nim Nightmare warknęła z bólu.
- Wytrzymaj - syknął basior, chociaż tak naprawdę nie mógł jej pomóc, bo na leczeniu w zasadzie się w ogóle nie znał. Miał nadzieję, że wadera sama się jakoś zregeneruję, bo już wychodziła z podobnych sytuacji.
Tuż przed wejściem do jaskini na chwilę otoczyła ich jakaś czarna mgła, a Lily poczuł, jak przechodzi go dreszcz, po chwili upadł na śnieg z powodu intensywnego bólu głowy. Doczołgał się do jaskini, której dach ochraniał ich przed śniegiem, delikatnie zrzucił z siebie waderę i położył się obok niej.
Więc taki właśnie czeka ich los? Zamarzną, i nikt zbyt szybko nie odnajdzie ich ciał? O nie, gorsze mogło być już chyba tylko utopienie się.
Nagle leżące obok gałęzie zapaliły się, dostarczając obu wilkom przyjemne ciepełko. Ale Lily już o to nie dbał, nawet jeśli było to niepokojące, ponieważ właśnie tracił przytomność.
< Night? > Bardzo późno ale koniec roku i chyba nikomu nie chciało się pisać
Od Lily'ego CD Nightmare
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
Nightmare zaraz ponownie zapadła w sen, a Lily mógł nareszcie odetchnąć z ulgą po tych kilku godzinach oczekiwania - najwyraźniej czarna wadera czuła się już dużo lepiej, a przynajmniej miał taką nadzieję.
Niepokoiło go jednak pojawienie się na ich terenach tego nieznajomego wilka, którego zapach nie wydawał się być zbyt przyjazny. Intruz nagle rozpłynął się w powietrzu, ale istniała pewna szansa, że nadal mógł kręcić się w pobliżu. Wcześniej spotkanie z nim było by ryzykowne, gdyż pierwszorzędnym problemem było zdrowie Nightmare, ale teraz, gdy wadera odpoczywała już bezpieczna w jaskini Elan, nic nie stawało Lily'emu na przeszkodzie do poczynienia małych poszukiwań.
Jednak przy wyjściu z jaskini zatrzymała go Shairen.
- Gdzie idziesz w taką śnieżycę? - zapytała, spoglądając na niezbyt sprzyjającą pogodę na zewnątrz.
- Muszę tylko coś sprawdzić i zaraz wracam.
- Jak chcesz, tylko uważaj na siebie - dodała przechodząca obok Elan.
- Przysięgam, że tak będzie - Lily minął medyczkę i już po chwili przełaził przez zaspy, które zrobiły się dziwnie większe niż kiedy niósł Nightmare do Elan.
Szedł już tak od kilku minut, ale nie był już w stanie wyczuć tamtego podejrzanego zapachu. Być może coraz większa śnieżyca uniemożliwiała mu korzystanie ze zmysłu węchu. Albo szukany wilk po prostu znowu rozpłynął się w powietrzu.
W sumie to ciekawe, czy Lily byłby teraz widoczny, mając na uwadzę ilość lepkiego śniegu, który zdążył już przylgnąć do jego futra.
Ostatecznie basior doszedł do wniosku, że dalsze poszukiwania w taką pogodę nie mają najmniejszego sensu, i wtedy właśnie całkiem przypadkiem natknął się na zasypane w śniegu ciało wilka. Lily uznał, że mógł być to Shogun, gdyż dziesięcioletni strażnik jako jeden z niewielu w watasze posiadał skrzydła.
Shogun mógł zwyczajnie zamarznąć, jednak wszystko wskazywało na to, że leżał w śniegu od bardzo niedawna. Jednak basior Beta zupełnie nie spodziewał się, że taki doskonały wojownik z większym doświadczeniem mógłby zostać tak paskudnie zraniony w brzuch. Chociaż Shogun był ledwo przytomny.
Kiedy już otrząsnął się z szoku, poczuł wokół siebie dosłownie przez moment czyjąś obecność. Może się to wydawać niewiarygodne, ale w tamtym momencie ogarnęło go przerażenie. Dopiero po kilkunastu sekundach wziął się w garść, podniósł ciężkie cielsko Shoguna i już po chwili biegł z powrotem do jaskini Elan.
Wpadł przez wejście do środka, zagarniając przy okazji do jaskini sporo śniegu i nieświadomie obsypując nim zupełnie niespodziewającego się niczego pacjenta, który to warknął z niezadowoleniem i z trudem powstrzymał ochotę na skoczenie Becie do gardła.
Elan, która to akurat nie miała niczego do roboty, bez zastanowienia podbiegła do niesionego przez Lily'ego rannego, a za nią podążyła Shairen.
Dobra robota, Lily. To już dwie osoby w ciągu ostatniej doby, ty chyba powinieneś wkrótce zostać ratownikiem medycznym!
Wadery kazały mu odejść na bezpieczną odległość i otrzepać się ze śniegu, a potem zajęły się Shogunem. Basior Beta nie mógł im już niestety bardziej pomóc, toteż postanowił sprawdzić, jak się czuje Nightmare. Właściwie to powinien był zrobić to już kilka minut temu. Wilczyca była już przytomna i uważnie obserwowała poczynania Uzdrowicielki.
- Co stało Shogunowi? - zapytała cicho, chociaż jej głos i tak brzmiał teraz dużo przytomniej niż kwadrans temu. Z trudem ukryła zaniepokojenie stanem strażnika.
- Nie mam pojęcia - westchnął Lily, siadając obok niej - Jest poważnie ranny, i nie sądzę, by sam sobie to zrobił. Ktoś mu w tym pomógł, jestem tego pewien.
- Zaraz... Chyba nie masz na myśli tamtego wilka, z którym się niedawno minęliśmy.
- Obawiam się, że właśnie jego.
Lily zanotował w pamięci, by dowiedzieć się, kto prawie zabił Shoguna. A może nawet nie prawie?
- Jeszcze raz dziękuję, że zaniosłeś mnie wtedy do Elan.
Wyrwany z rozmyślań, spojrzał na Nightmare z czymś na kształt uśmiechu. Był jej wdzięczny, że zmieniła temat, tym samym wymuszając skupienie się na czymś innym.
- Żaden problem, polecam się na przyszłość. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się cieszę, że ci się poprawiło.
- Naprawdę?
- No... tak, jestem Betą, muszę dbać o członków watahy - Mówiąc to, lekko speszony czymś Lily jakoś instynktownie uciekł wzrokiem na przeciwległą ścianę jaskini - Nie wolno mi zostawić na śmierć wilka.
- Rozumiem - zaśmiała się Nightmare, z trudem podnosząc się do pozycji siedzącej - Byłbyś tak miły i podał mi resztki tego zająca? - Wskazała na na wpół zjedzone zwierze, leżące kilka metrów dalej - Miałam zjeść go później, ale chyba zaraz umrę z głodu.
<Night?>
Niepokoiło go jednak pojawienie się na ich terenach tego nieznajomego wilka, którego zapach nie wydawał się być zbyt przyjazny. Intruz nagle rozpłynął się w powietrzu, ale istniała pewna szansa, że nadal mógł kręcić się w pobliżu. Wcześniej spotkanie z nim było by ryzykowne, gdyż pierwszorzędnym problemem było zdrowie Nightmare, ale teraz, gdy wadera odpoczywała już bezpieczna w jaskini Elan, nic nie stawało Lily'emu na przeszkodzie do poczynienia małych poszukiwań.
Jednak przy wyjściu z jaskini zatrzymała go Shairen.
- Gdzie idziesz w taką śnieżycę? - zapytała, spoglądając na niezbyt sprzyjającą pogodę na zewnątrz.
- Muszę tylko coś sprawdzić i zaraz wracam.
- Jak chcesz, tylko uważaj na siebie - dodała przechodząca obok Elan.
- Przysięgam, że tak będzie - Lily minął medyczkę i już po chwili przełaził przez zaspy, które zrobiły się dziwnie większe niż kiedy niósł Nightmare do Elan.
Szedł już tak od kilku minut, ale nie był już w stanie wyczuć tamtego podejrzanego zapachu. Być może coraz większa śnieżyca uniemożliwiała mu korzystanie ze zmysłu węchu. Albo szukany wilk po prostu znowu rozpłynął się w powietrzu.
W sumie to ciekawe, czy Lily byłby teraz widoczny, mając na uwadzę ilość lepkiego śniegu, który zdążył już przylgnąć do jego futra.
Ostatecznie basior doszedł do wniosku, że dalsze poszukiwania w taką pogodę nie mają najmniejszego sensu, i wtedy właśnie całkiem przypadkiem natknął się na zasypane w śniegu ciało wilka. Lily uznał, że mógł być to Shogun, gdyż dziesięcioletni strażnik jako jeden z niewielu w watasze posiadał skrzydła.
Shogun mógł zwyczajnie zamarznąć, jednak wszystko wskazywało na to, że leżał w śniegu od bardzo niedawna. Jednak basior Beta zupełnie nie spodziewał się, że taki doskonały wojownik z większym doświadczeniem mógłby zostać tak paskudnie zraniony w brzuch. Chociaż Shogun był ledwo przytomny.
Kiedy już otrząsnął się z szoku, poczuł wokół siebie dosłownie przez moment czyjąś obecność. Może się to wydawać niewiarygodne, ale w tamtym momencie ogarnęło go przerażenie. Dopiero po kilkunastu sekundach wziął się w garść, podniósł ciężkie cielsko Shoguna i już po chwili biegł z powrotem do jaskini Elan.
Wpadł przez wejście do środka, zagarniając przy okazji do jaskini sporo śniegu i nieświadomie obsypując nim zupełnie niespodziewającego się niczego pacjenta, który to warknął z niezadowoleniem i z trudem powstrzymał ochotę na skoczenie Becie do gardła.
Elan, która to akurat nie miała niczego do roboty, bez zastanowienia podbiegła do niesionego przez Lily'ego rannego, a za nią podążyła Shairen.
Dobra robota, Lily. To już dwie osoby w ciągu ostatniej doby, ty chyba powinieneś wkrótce zostać ratownikiem medycznym!
Wadery kazały mu odejść na bezpieczną odległość i otrzepać się ze śniegu, a potem zajęły się Shogunem. Basior Beta nie mógł im już niestety bardziej pomóc, toteż postanowił sprawdzić, jak się czuje Nightmare. Właściwie to powinien był zrobić to już kilka minut temu. Wilczyca była już przytomna i uważnie obserwowała poczynania Uzdrowicielki.
- Co stało Shogunowi? - zapytała cicho, chociaż jej głos i tak brzmiał teraz dużo przytomniej niż kwadrans temu. Z trudem ukryła zaniepokojenie stanem strażnika.
- Nie mam pojęcia - westchnął Lily, siadając obok niej - Jest poważnie ranny, i nie sądzę, by sam sobie to zrobił. Ktoś mu w tym pomógł, jestem tego pewien.
- Zaraz... Chyba nie masz na myśli tamtego wilka, z którym się niedawno minęliśmy.
- Obawiam się, że właśnie jego.
Lily zanotował w pamięci, by dowiedzieć się, kto prawie zabił Shoguna. A może nawet nie prawie?
- Jeszcze raz dziękuję, że zaniosłeś mnie wtedy do Elan.
Wyrwany z rozmyślań, spojrzał na Nightmare z czymś na kształt uśmiechu. Był jej wdzięczny, że zmieniła temat, tym samym wymuszając skupienie się na czymś innym.
- Żaden problem, polecam się na przyszłość. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się cieszę, że ci się poprawiło.
- Naprawdę?
- No... tak, jestem Betą, muszę dbać o członków watahy - Mówiąc to, lekko speszony czymś Lily jakoś instynktownie uciekł wzrokiem na przeciwległą ścianę jaskini - Nie wolno mi zostawić na śmierć wilka.
- Rozumiem - zaśmiała się Nightmare, z trudem podnosząc się do pozycji siedzącej - Byłbyś tak miły i podał mi resztki tego zająca? - Wskazała na na wpół zjedzone zwierze, leżące kilka metrów dalej - Miałam zjeść go później, ale chyba zaraz umrę z głodu.
<Night?>
Od Lily'ego CD Nightmare
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
Kiedy Lily już powoli zapominał o ostatnich wydarzeniach, nawet niemal przysypiał na grzbiecie smoczej formy Nightmare, zupełnie nagle zaatakowało ich coś z góry. Basior natychmiast zerwał się na równe łapy, spostrzegając, że tym, co go o mało co nie zgniotło, był inny smok. Po ogarnięciu się z pierwszego szoku zobaczył, że Nightmare opada momentalnie w dół, wyraźnie zaskoczona nagłym atakiem, a co za tym idzie, on również spadał. Czarny wilk starał się utrzymywać równowagę jak nigdy dotąd na gładkich łuskach Night, jednocześnie próbując dostrzec smoka w lekkiej, wieczornej mgle.
Nightmare musiała mocniej oberwać, gdyż nie udało jej się wyhamować zanim uderzyli o śnieg. Lily zeskoczył z grzbietu srebrnej smoczycy w obawie, że mogłaby go przypadkiem przygnieść. Szczęśliwie wylądował w głębokim śniegu. Jednak ostatnia śnieżyca na coś się przydała.
Zanim do końca wygrzebał się z zaspy, Nightmare otrzepała się ze śniegu i ponownie wzbiła w powietrze, jakby ze zdwojoną siłą. Lily nie zdołał jej powstrzymać, więc jedyne, co mu pozostało, to bezradnie obserwować rozwój wydarzeń.
Smok, który raczył go zaatakować, był trochę większy od jego towarzyszki w smoczej postaci. Jego pokrytą ciemnozielonymi łuskami sylwetkę niełatwo było dostrzec na tle ciemnego nieba. Jednak nie wydawał się być ani wściekły ani rozjuszony.
Mimo rozmiarów smoka, Nightmare była zwinniejsza i zdecydowanie szybsza, i to było w sumie jedyne, co mógł zauważyć Lily mając na uwadze ogromną odległość dzielącą go od szarpiących się smoków.
Do jasnej cholery! Gdyby tylko miał nadal skrzydła, na pewno mógłby coś zdziałać, jakoś pomóc. Już taka perspektywa bardziej mu się podobała, od siedzenia tutaj i braku możliwości jakiejkolwiek pomocy.
A przecież jest basiorem Beta. Powinien nieść pomoc każdemu potrzebującemu pomocy wilkowi.
Nightmare ostatecznie udało się wypędzić tamtego osobnika. Jednak podczas walki mogła zostać ranna, ponieważ teraz spadła znowu na śnieg, około sto metrów dalej od Lily'ego. W tej sytuacji basior pobiegł w odpowiednim kierunku i już po niecałej minucie przedzierania się przez śnieg mógł dostrzec leżącą na ziemi wilczycę. Podniosła się ze śniegu, zanim basior w ogóle zdążył do niej podejść. Miała głębokie zadrapanie na klatce piersiowej, zapewne gdyby smok zaatakowałby ją w ten sposób, kiedy była wilkiem, to mógłby nawet wyłamać jej wszystkie żebra. Co gorsza, z rany nadal leciała krew i to dosyć intensywnie. Wadera wstała i zaczęła iść przed siebie, jakby kontynuowała zaczętą, lecz przerwaną podróż.
- Mocno cię pochlastał - zauważył Lily, doganiając ranną towarzyszkę - Poniosę cię przez resztę drogi, dopóki nie trafimy na wilka z leczniczymi mocami.
Nightmare wzruszyła tylko ramionami.
- Nie żartuj, wyliżę się przecież. Bywało się w gorszych sytuacjach.
- Nie żartuję, jeśli będziesz szła o własnych siłach z tak paskudną raną, w tą pogodę, możesz sobie jedynie zaszkodzić.
- Po prostu już chodźmy - mruknęła Nightmare, jednak w tym samym momencie upadła twarzą w śnieg. Oczywiście uparcie zaraz się podniosła. Basiora zmartwiła nieco jej postawa. Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, jak poważnie jest ranna. Oczywiście medycy zapewne określili by to niebezpieczeństwo nieco dokładniej, ale oczywistym faktem jest nieprzerwane krwawienie, a to jednak nigdy nie wróżyło nic dobrego.
- Nalegam. Pozwól sobie pomóc - warknął Lily, zatrzymując ciemną waderę na chwilę w miejscu.
- No niech ci już będzie - prychnęła Nightmare, wchodząc basiorowi na plecy.
Wyglądało na to, że zgodziła się wyłącznie dla świętego spokoju, ale lepsze to, niż nic. Wreszcie można przyspieszyć tempo marszu.
Niósł już tak ranną wilczycę pół godziny. Nightmare była nieco obrażona, zapewne z powodu ograniczenia samodzielności, chodź basior nie miał co do tego pewności.
Na chwilę skupił się jednak na czymś innym. Otóż to zauważył, że nie jest tak dobry i wspaniałomyślny jak niecałe dwa lata temu. No i nie miał już cennych skrzydeł. Szeroką gamą mocy też nie grzeszył. Zatem czy aby na pewno jest odpowiednim wilkiem na stanowisko Bety? Shogun byłby niezłym zamiennikiem na jego miejsce. Strażnik z większym doświadczeniem, starszy, jednak nadal w wyśmienitej kondycji bronił granic niemal od początku istnienia drugiej Watahy Krwawego Szafiru i jeszcze wcześniej.
W rezultacie tych przemyśleń czuł się jeszcze bardziej przygnębiony niż wcześniej.
Postanowił przerwać w końcu ciszę nurtującym go już od jakiegoś czasu pytaniem:
- Co tu w ogóle robił tu smok? Myślałem, że smoki chętniej mieszkają w górach.
- To prawda, nie powinno go tu być, a jednak jest. Musi być tego jakiś cel. Może to przemieniony agent Kiby? Albo... - I tu zaniechała dalszego mówienia, wpatrując się w coś przed nimi. Lily również podniósł wzrok.
Tym czymś był słabo widoczny kontur wilczej sylwetki.
<Nightmare>? Trochę to trwało, ale jak wiesz obowiązek szkolny zobowiązuje :/
Nightmare musiała mocniej oberwać, gdyż nie udało jej się wyhamować zanim uderzyli o śnieg. Lily zeskoczył z grzbietu srebrnej smoczycy w obawie, że mogłaby go przypadkiem przygnieść. Szczęśliwie wylądował w głębokim śniegu. Jednak ostatnia śnieżyca na coś się przydała.
Zanim do końca wygrzebał się z zaspy, Nightmare otrzepała się ze śniegu i ponownie wzbiła w powietrze, jakby ze zdwojoną siłą. Lily nie zdołał jej powstrzymać, więc jedyne, co mu pozostało, to bezradnie obserwować rozwój wydarzeń.
Smok, który raczył go zaatakować, był trochę większy od jego towarzyszki w smoczej postaci. Jego pokrytą ciemnozielonymi łuskami sylwetkę niełatwo było dostrzec na tle ciemnego nieba. Jednak nie wydawał się być ani wściekły ani rozjuszony.
Mimo rozmiarów smoka, Nightmare była zwinniejsza i zdecydowanie szybsza, i to było w sumie jedyne, co mógł zauważyć Lily mając na uwadze ogromną odległość dzielącą go od szarpiących się smoków.
Do jasnej cholery! Gdyby tylko miał nadal skrzydła, na pewno mógłby coś zdziałać, jakoś pomóc. Już taka perspektywa bardziej mu się podobała, od siedzenia tutaj i braku możliwości jakiejkolwiek pomocy.
A przecież jest basiorem Beta. Powinien nieść pomoc każdemu potrzebującemu pomocy wilkowi.
Nightmare ostatecznie udało się wypędzić tamtego osobnika. Jednak podczas walki mogła zostać ranna, ponieważ teraz spadła znowu na śnieg, około sto metrów dalej od Lily'ego. W tej sytuacji basior pobiegł w odpowiednim kierunku i już po niecałej minucie przedzierania się przez śnieg mógł dostrzec leżącą na ziemi wilczycę. Podniosła się ze śniegu, zanim basior w ogóle zdążył do niej podejść. Miała głębokie zadrapanie na klatce piersiowej, zapewne gdyby smok zaatakowałby ją w ten sposób, kiedy była wilkiem, to mógłby nawet wyłamać jej wszystkie żebra. Co gorsza, z rany nadal leciała krew i to dosyć intensywnie. Wadera wstała i zaczęła iść przed siebie, jakby kontynuowała zaczętą, lecz przerwaną podróż.
- Mocno cię pochlastał - zauważył Lily, doganiając ranną towarzyszkę - Poniosę cię przez resztę drogi, dopóki nie trafimy na wilka z leczniczymi mocami.
Nightmare wzruszyła tylko ramionami.
- Nie żartuj, wyliżę się przecież. Bywało się w gorszych sytuacjach.
- Nie żartuję, jeśli będziesz szła o własnych siłach z tak paskudną raną, w tą pogodę, możesz sobie jedynie zaszkodzić.
- Po prostu już chodźmy - mruknęła Nightmare, jednak w tym samym momencie upadła twarzą w śnieg. Oczywiście uparcie zaraz się podniosła. Basiora zmartwiła nieco jej postawa. Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, jak poważnie jest ranna. Oczywiście medycy zapewne określili by to niebezpieczeństwo nieco dokładniej, ale oczywistym faktem jest nieprzerwane krwawienie, a to jednak nigdy nie wróżyło nic dobrego.
- Nalegam. Pozwól sobie pomóc - warknął Lily, zatrzymując ciemną waderę na chwilę w miejscu.
- No niech ci już będzie - prychnęła Nightmare, wchodząc basiorowi na plecy.
Wyglądało na to, że zgodziła się wyłącznie dla świętego spokoju, ale lepsze to, niż nic. Wreszcie można przyspieszyć tempo marszu.
Niósł już tak ranną wilczycę pół godziny. Nightmare była nieco obrażona, zapewne z powodu ograniczenia samodzielności, chodź basior nie miał co do tego pewności.
Na chwilę skupił się jednak na czymś innym. Otóż to zauważył, że nie jest tak dobry i wspaniałomyślny jak niecałe dwa lata temu. No i nie miał już cennych skrzydeł. Szeroką gamą mocy też nie grzeszył. Zatem czy aby na pewno jest odpowiednim wilkiem na stanowisko Bety? Shogun byłby niezłym zamiennikiem na jego miejsce. Strażnik z większym doświadczeniem, starszy, jednak nadal w wyśmienitej kondycji bronił granic niemal od początku istnienia drugiej Watahy Krwawego Szafiru i jeszcze wcześniej.
W rezultacie tych przemyśleń czuł się jeszcze bardziej przygnębiony niż wcześniej.
Postanowił przerwać w końcu ciszę nurtującym go już od jakiegoś czasu pytaniem:
- Co tu w ogóle robił tu smok? Myślałem, że smoki chętniej mieszkają w górach.
- To prawda, nie powinno go tu być, a jednak jest. Musi być tego jakiś cel. Może to przemieniony agent Kiby? Albo... - I tu zaniechała dalszego mówienia, wpatrując się w coś przed nimi. Lily również podniósł wzrok.
Tym czymś był słabo widoczny kontur wilczej sylwetki.
<Nightmare>? Trochę to trwało, ale jak wiesz obowiązek szkolny zobowiązuje :/
Od Lily'ego CD Nightmare
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
Basior poczuł się dość dziwnie, słuchając o streszczonej historii życia Nightmare. Nie wiedział za wiele o psach, tych udomowionych wilkach. Poza dniem dzisiejszym kiedyś już miał okazję walczyć z dwoma psami. Wtedy też to bezwarunkowe wykonywanie poleceń ludzi było dla niego nie do pomyślenia. Jak ich wspólni przodkowie mogli pozwolić, by powstały psy? Z drugiej jednakże strony, mimo pewnej pogardy do kuzynów, wilk spróbował wyobrazić sobie opisywane przez towarzyszkę walki psów. Wilczyca mówiła o tamtym miejscu z pewną odrazą, toteż Lily zaczął rozmyślać, jak wygląda finał takiej walki... czy psy walczą do opadnięcia z sił jednego z nich czy raczej do śmierci słabszego? Mein Gott... jak można zezwalać na coś takiego?
-Nie opowiadam o tym nikomu, bo to nie był dobry czas dla mnie - dodała czarna wadera.
- No nie wiedziałem.
I zapadła niezręczna cisza, która trwała dobrą chwilę, dopóki nie wpadła mu do głowy pewna myśl. Zaraz po tym mimowolnie pacnął się sam w czoło, zupełnie się zatrzymując.
- W porządku? - zasugerowała Nightmare.
- W najlepszym - mruknął Lily - Czy aby na pewno rozbroiliśmy wszystkie pułapki?
- Tak, jestem pewna.
- Bo widzisz.... mam takie niepokojące przeczucie, że powinienem tam wrócić. I przy okazji... przeszukać obóz. Ci ludzie mieć ze sobą jakieś zapasy jedzenia.
Odwrócił się na pięcie i pobiegł szybkim truchtem po swoich śladach. Dogoniła go Nightmare, lecąc na swoich skrzydłach. To właśnie była bardzo duża zaleta posiadania skrzydeł. Gdy Lily jeszcze takowe podobne posiadał, przy odrobinie szczęścia i techniki mógł lecieć szybciej niż biec na własnych łapach.
- To mięso... to na pewno nie jest takie mięso, o jakim myślisz. Nie surowe - zawołała wadera - Widzisz, ludzie je zawsze modyfikują, smarują jakimś tłuszczem, trzymają to mięso w ogniu, aż zrobi się ciemne od każdej strony ciemne. Albo wkładają do grzejącej maszyny, która robi to wszystko za nich. I tylko tak zmodyfikowane mięso jedzą. Zapewniam cię, nie chciałbyś jeść tego mięsa.
- Prawdopodobnie masz rację, ale.... muszę się jeszcze raz upewnić, czy na pewno zlokalizowaliśmy wszystkie pułapki. - Lily zawahał się na moment - Wyobraź sobie, co mogłoby się stać, gdyby j a k i ś szczeniak wpadł w podobną pułapkę.
- Szczeniaki chyba nie chodzą aż tak blisko granic?
- Jak się któryś zgubi, to owszem. Nie musisz za mną iść, jeśli nie chcesz.
Nightmare nie odpowiedziała, ale nadal biegła obok Lily'ego, więc basior wywnioskował, że jednak chce się jej towarzyszyć staremu Becie. W sumie dobrze jest przeszukiwać obóz ludzi z ekspertem od tych wyprostowanych psychopatów.
Najpierw jednak dotarli do zwłok psów i ludzi. Nightmare zdjęła ludziom wełniane czapki. Jeden z nich miał krótkie, czarne futro pokrywające znaczną część głowy, inny miał rude futro spięte w kitkę, a ostatni nawet na głowie nie miał futra, tylko łysą skórę, i to najbledszą z całej trójki.
- Po co ci ich czapki? - zdziwił się Lily, widząc, jak Nightmare zakłada na głowę i uszy jedną z nich, a jemu zaraz założyła podobną, nie wyjaśniając powodu - Dobra, w sumie nieważne. Mogę zjeść ich mięso?
- Psów? To prawie jak kanibalizm.
Lily szybko zauważył, że odkąd towarzyszka wcisnęła mu na głowę, nieco gorzej wszystko słyszy.
- Nie no coś ty. Ludzi.
- Ludzi?
- Ludzi.
- Ale ludzie to ludzie...
- Cytując Yesterday'a: ,,Wilki powinny przynosić watasze wszystko, co zdołają upolować". To się chyba liczy jako upolowana zdobycz, w końcu już nie żyją.
- Zależy. Jeżeli człowiek bardzo dużo palił, to jego mięso będzie miało ciemniejszy odcień, i może osłabić płuca. Chociaż nawet, nawet jeżeli ci są zdrowi jak ryba, i tak bym tego mięsa nawet kijem nie tknęła.
* * *
Ostatecznie wilki nie zdecydowały się jeszcze na wzięcie ze sobą ciał ludzi. Zamiast tego dobiegły do obozu, w którym jeszcze całkiem niedawno intruzi ogrzewali się przy ognisku.
Obóz stanowiły trzy namioty ustawione w kręgu, którego środkiem było palenisko. Namioty były uszyte z dziwnego, śliskiego i w dodatku jakby sztucznego materiału. Lily kompletnie nie rozumiał logiki rozumowania tamtych trojga ludzi. Jaskinia dużo lepiej mogłaby uchronić ich przed brutalnymi wiatrami Północy.
Wejścia do namiotów były uchylone. Lily zobaczył, jak Nightmare wyciągnęła gruby, długi materiał o ciemnym kolorze, a następnie weszła do środka, wyglądając jak wijąca się gąsienica. W tym czasie Lily przeszukiwał drugi namiot.
Znalazł zawinięte w papier mięso. Faktycznie miało ono ciemniejszy kolor, nie było też tak miękkie ani nie posiadało też znanego Lily'emu zapachu. Zapachy normalnego mięsa i tego tu miały kilka cech wspólnych, ale basior nie potrafił owego nowego zapachu nijak zakwalifikować.
Zatem czarny samiec spróbował trochę mięsa, ale zaraz wszystko wypluł. Co bardzo dziwne i niepokojące, mięso nie miało już w sobie tej ciągliwości, a odcień miało niemal zupełnie biały. Faktycznie mięso jedzone przez ludzi nie było zbyt apetyczne ani dobre.
Obrzydzony i bardzo zdegustowany Beta opadł na koc, a wtedy wyczuł coś pod brzuchem. Coś niedużego, ale prawdopodobnie zbudowanego z metalu. Szybko wstał i przerzucił koc na drugi koniec dużego namiotu, odkrywając pod nim owalny, nie do końca gładki przedmiot wielkości dorosłego leminga. Przedmiot miał niezidentyfikowany zapach i był cięższy niż basior przypuszczał, więc wyszedł ze znaleziskiem poza namiot. Był niemal pewien, że Nightmare będzie wiedziała, co to takiego. Ten z pozoru bezużyteczny kawałek materiału wydawał się być czymś szczególnym, jakimś ludzkim wynalazkiem. W końcu większa zręczność umożliwiała im stworzenie na przykład broni palnej i innych szatańskich wynalazków.
W końcu basior wyczołgał się z namiotu.
- Night! - zawołał. Nie był w końcu do końca pewien, w którym z pozostałych namiotów znajdowała się teraz jego towarzyszka.
Po chwili jednak zobaczył znajomy pyszczek, który nagle zrobił się blady jak ściana.
- Rzuć ten granat! - krzyknęła Nightmare, która, jak się okazało, zaplątała się w sznury trzymające namiot - Rzuć to!
Jednak Lily odruchowo zacisnął mocniej zęby na owalnym kawałku metalu. Coś pstryknęło w środku. Czarna wadera wreszcie wyplątała się ze sznurków i uciekła poza namiot, nadal krzycząc by basior wyrzucił to coś, nazwane przez nią granatem.
Co robić? Przerażenie na pysku wadery wskazywało na to, że jednak ów przedmiot mógłby kogoś zabić. Toteż wyrzucił za siebie tak zwany granat i dogonił Nightmare. Razem ukryli się za dużym kamieniem.
Przez chwilę nic się nie wydarzyło. Lily miał nawet wrażenie, że Nightmare jest znakomitą aktorką i z niego drwi, gdy nagle wszelkie jego myśli zagłuszył niewyobrażalnie głośny wybuch. Po nim dało się słyszeć jeszcze kilka mniejszych huków.
- Widzisz? - mruknęła rozbawiona Nightmare - Mówiłam, żebyś to rzucił.
- Bardzo zabawne.
- Tego tam było więcej - zastanawiała się na głos wadera - Po co ludziom coś takiego na Północy? I tak już mieli te swoje psy.
- Chyba nie chcę wiedzieć - Lily wstał i spojrzał na obóz, a raczej na to, co z niego zostało.
<Night>?
-Nie opowiadam o tym nikomu, bo to nie był dobry czas dla mnie - dodała czarna wadera.
- No nie wiedziałem.
I zapadła niezręczna cisza, która trwała dobrą chwilę, dopóki nie wpadła mu do głowy pewna myśl. Zaraz po tym mimowolnie pacnął się sam w czoło, zupełnie się zatrzymując.
- W porządku? - zasugerowała Nightmare.
- W najlepszym - mruknął Lily - Czy aby na pewno rozbroiliśmy wszystkie pułapki?
- Tak, jestem pewna.
- Bo widzisz.... mam takie niepokojące przeczucie, że powinienem tam wrócić. I przy okazji... przeszukać obóz. Ci ludzie mieć ze sobą jakieś zapasy jedzenia.
Odwrócił się na pięcie i pobiegł szybkim truchtem po swoich śladach. Dogoniła go Nightmare, lecąc na swoich skrzydłach. To właśnie była bardzo duża zaleta posiadania skrzydeł. Gdy Lily jeszcze takowe podobne posiadał, przy odrobinie szczęścia i techniki mógł lecieć szybciej niż biec na własnych łapach.
- To mięso... to na pewno nie jest takie mięso, o jakim myślisz. Nie surowe - zawołała wadera - Widzisz, ludzie je zawsze modyfikują, smarują jakimś tłuszczem, trzymają to mięso w ogniu, aż zrobi się ciemne od każdej strony ciemne. Albo wkładają do grzejącej maszyny, która robi to wszystko za nich. I tylko tak zmodyfikowane mięso jedzą. Zapewniam cię, nie chciałbyś jeść tego mięsa.
- Prawdopodobnie masz rację, ale.... muszę się jeszcze raz upewnić, czy na pewno zlokalizowaliśmy wszystkie pułapki. - Lily zawahał się na moment - Wyobraź sobie, co mogłoby się stać, gdyby j a k i ś szczeniak wpadł w podobną pułapkę.
- Szczeniaki chyba nie chodzą aż tak blisko granic?
- Jak się któryś zgubi, to owszem. Nie musisz za mną iść, jeśli nie chcesz.
Nightmare nie odpowiedziała, ale nadal biegła obok Lily'ego, więc basior wywnioskował, że jednak chce się jej towarzyszyć staremu Becie. W sumie dobrze jest przeszukiwać obóz ludzi z ekspertem od tych wyprostowanych psychopatów.
Najpierw jednak dotarli do zwłok psów i ludzi. Nightmare zdjęła ludziom wełniane czapki. Jeden z nich miał krótkie, czarne futro pokrywające znaczną część głowy, inny miał rude futro spięte w kitkę, a ostatni nawet na głowie nie miał futra, tylko łysą skórę, i to najbledszą z całej trójki.
- Po co ci ich czapki? - zdziwił się Lily, widząc, jak Nightmare zakłada na głowę i uszy jedną z nich, a jemu zaraz założyła podobną, nie wyjaśniając powodu - Dobra, w sumie nieważne. Mogę zjeść ich mięso?
- Psów? To prawie jak kanibalizm.
Lily szybko zauważył, że odkąd towarzyszka wcisnęła mu na głowę, nieco gorzej wszystko słyszy.
- Nie no coś ty. Ludzi.
- Ludzi?
- Ludzi.
- Ale ludzie to ludzie...
- Cytując Yesterday'a: ,,Wilki powinny przynosić watasze wszystko, co zdołają upolować". To się chyba liczy jako upolowana zdobycz, w końcu już nie żyją.
- Zależy. Jeżeli człowiek bardzo dużo palił, to jego mięso będzie miało ciemniejszy odcień, i może osłabić płuca. Chociaż nawet, nawet jeżeli ci są zdrowi jak ryba, i tak bym tego mięsa nawet kijem nie tknęła.
* * *
Ostatecznie wilki nie zdecydowały się jeszcze na wzięcie ze sobą ciał ludzi. Zamiast tego dobiegły do obozu, w którym jeszcze całkiem niedawno intruzi ogrzewali się przy ognisku.
Obóz stanowiły trzy namioty ustawione w kręgu, którego środkiem było palenisko. Namioty były uszyte z dziwnego, śliskiego i w dodatku jakby sztucznego materiału. Lily kompletnie nie rozumiał logiki rozumowania tamtych trojga ludzi. Jaskinia dużo lepiej mogłaby uchronić ich przed brutalnymi wiatrami Północy.
Wejścia do namiotów były uchylone. Lily zobaczył, jak Nightmare wyciągnęła gruby, długi materiał o ciemnym kolorze, a następnie weszła do środka, wyglądając jak wijąca się gąsienica. W tym czasie Lily przeszukiwał drugi namiot.
Znalazł zawinięte w papier mięso. Faktycznie miało ono ciemniejszy kolor, nie było też tak miękkie ani nie posiadało też znanego Lily'emu zapachu. Zapachy normalnego mięsa i tego tu miały kilka cech wspólnych, ale basior nie potrafił owego nowego zapachu nijak zakwalifikować.
Zatem czarny samiec spróbował trochę mięsa, ale zaraz wszystko wypluł. Co bardzo dziwne i niepokojące, mięso nie miało już w sobie tej ciągliwości, a odcień miało niemal zupełnie biały. Faktycznie mięso jedzone przez ludzi nie było zbyt apetyczne ani dobre.
Obrzydzony i bardzo zdegustowany Beta opadł na koc, a wtedy wyczuł coś pod brzuchem. Coś niedużego, ale prawdopodobnie zbudowanego z metalu. Szybko wstał i przerzucił koc na drugi koniec dużego namiotu, odkrywając pod nim owalny, nie do końca gładki przedmiot wielkości dorosłego leminga. Przedmiot miał niezidentyfikowany zapach i był cięższy niż basior przypuszczał, więc wyszedł ze znaleziskiem poza namiot. Był niemal pewien, że Nightmare będzie wiedziała, co to takiego. Ten z pozoru bezużyteczny kawałek materiału wydawał się być czymś szczególnym, jakimś ludzkim wynalazkiem. W końcu większa zręczność umożliwiała im stworzenie na przykład broni palnej i innych szatańskich wynalazków.
W końcu basior wyczołgał się z namiotu.
- Night! - zawołał. Nie był w końcu do końca pewien, w którym z pozostałych namiotów znajdowała się teraz jego towarzyszka.
Po chwili jednak zobaczył znajomy pyszczek, który nagle zrobił się blady jak ściana.
- Rzuć ten granat! - krzyknęła Nightmare, która, jak się okazało, zaplątała się w sznury trzymające namiot - Rzuć to!
Jednak Lily odruchowo zacisnął mocniej zęby na owalnym kawałku metalu. Coś pstryknęło w środku. Czarna wadera wreszcie wyplątała się ze sznurków i uciekła poza namiot, nadal krzycząc by basior wyrzucił to coś, nazwane przez nią granatem.
Co robić? Przerażenie na pysku wadery wskazywało na to, że jednak ów przedmiot mógłby kogoś zabić. Toteż wyrzucił za siebie tak zwany granat i dogonił Nightmare. Razem ukryli się za dużym kamieniem.
Przez chwilę nic się nie wydarzyło. Lily miał nawet wrażenie, że Nightmare jest znakomitą aktorką i z niego drwi, gdy nagle wszelkie jego myśli zagłuszył niewyobrażalnie głośny wybuch. Po nim dało się słyszeć jeszcze kilka mniejszych huków.
- Widzisz? - mruknęła rozbawiona Nightmare - Mówiłam, żebyś to rzucił.
- Bardzo zabawne.
- Tego tam było więcej - zastanawiała się na głos wadera - Po co ludziom coś takiego na Północy? I tak już mieli te swoje psy.
- Chyba nie chcę wiedzieć - Lily wstał i spojrzał na obóz, a raczej na to, co z niego zostało.
<Night>?
Od Lily'ego CD Nightmare
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
Lily obudził się, i nie znajdował się wcale w miejscu, w którym spodziewał się wybudzić. Jego futro nie było też przemoknięte, chociaż powinno.
Szczerze powiedziawszy, jego ostatnią myślą była prawie zupełna świadomość obudzenia się nie w śniegu, a na tamtym świecie. Chociaż może też w śniegu, gdyż takie było jego wyobrażenie o życiu po życiu - wieczna wędrówka po lodowej pustyni.
Leżał jednak w swojej ukochanej jaskini, na białym futrze, pod którym spacerowały robaki. No tak - mało kto był uznawany za specjalistę w idealnym obdzieraniu zwierzyny z futra, by nie zostało na skórze trochę mięsa. Nawet Lily, który nie wyobrażał sobie życia bez polowań, nie potrafił profesjonalnie przerabiać zdartego futra na dywan.
Dobra, nie ważne, co za wilk był na tyle miły i go tu przytaszczył, czy go czasem po drodzę nie wychędożył, ważne że Lily nie zdechł z wychłodzenia.
I tak basior wpadł po szyję w ten cholerny śnieg, gdy wyszedł na zewnątrz, ale w tej chwili było to najmniejsze z jego zmartwień. Był bardzo głodny, a nie zamierzał jeść resztek renifera albinosa razem z owadami. Ble. Basior miał jedynie nadzieję, że po zjedzeniu białego mięsa robaki nie zmutują się i nie wywołają apokalipsy na całą Północ.
Wyszedł więc. Początkowo niełatwo mu było zwęszyć cokolwiek zjadliwego, ale w końcu Lily zobaczył białego gryzonia, siedzącego na wystającej ze śniegu grubej gałęzi. A nie, to było przewrócone drzewo. Może nawet to samo, które usiłowało zabójstwo na Lily'm zeszłej nocy.
Gryzoń o śnieżnobiałym futrze siedział na końcu złamanego pnia, nie widząc czarnofutrego wilka, którego było idealnie widać na tle śniegu. Wydał się polującemu basiorowi znajomy, jakby wcześniej zdażyło mu się na niego polować.
Więc skoczył na gryzonia z kłami, ten jednak w porę uskoczył i wbiegł po pniu aż do najwyższego punktu, czyli na wysokość półtora metra.
Lily nie mógł wejść po pniu, z powodu na wyjątkową śliskość drewna spowodowaną przez nocne opady śniegu. Nie dałby rady wdrapać się po pionowej części pnia. Co mu pozostaje... może spróbuje zabić białą mysz rzutem noża?
Co prawda zwykła mysz może nie jest warta takiego zachodu, ale Lily był teraz zbyt głodny, aby zdawać sobie z tego sprawę.
Zaraza.... nie miał nawet noży. Musiał je gdzieś zgubić.
Wtedy jego umysł ujrzał jeszcze jedno rozwiązanie. Lily przypominał sobie bitwy na śnieżki, jakie lubiła niegdyś urządzać Heroika osieroconym szczeniakom, które brała pod swoje skrzydła. I w sumie bierze je nadal, ale zaprzestała bitew na śnieżki.
To był świetny pomysł: Lily spróbował rzucić pierwszą śnieżką w cel. Spudłował, i chciał podjąć drugą próbę, ale usłyszał czyiś krzyk. Brzmiało jak Nightmare, i to bynajmniej nie radosna Nightmare.
Więc najlogiczniejszym rozwiązaniem było pójście i sprawdzenie, co się stało. W gruncie rzeczy i tak nie najadłby się tym białym gryzoniem, o czym już wcześniej kilkakrotnie wspominał.
Tak oto znalazł Nightmare. Łapa wilczycy została uwięziona w jakiejś pułapce, która wydała się basiorowi Beta nieprawdopodobna, jednak odniósł wrażenie, że widział już wcześniej coś podobnego.
- Uwolnisz mnie z tego? - zapytała z rezygnacją Nightmare.
Lily jeszcze raz przyjrzał się pułapce. Było w niej coś niepokojącego. Była to swego rodzaju sztuczna para szczęk, zaciskająca się na łapie Nightmare niczym muchołówka (już pomijam to, że na Północy raczej nie ma muchołówek, więc skąd Lily o tym wie?).
- Już dawno bym to zrobił, gdybym wiedział, jak. Dawno w to wpadłaś? - zapytał.
- Dosłownie przed chwilą, i.... chyba mam pewien pomysł.
Ciemna wilczyca podniosła i podała basiorowi ośnieżony kamień wielkości wilczej czaszki.
- Masz - odparła - Walnij tym z całej siły w tą dużą śrubkę, tylko szybko!
- Zwariowałaś? - syknął Lily, odrywając wzrok od mechanizmu - Chcesz zupełnie stracić jedną z kończyn?
- Po prostu to zrób. Oni zaraz tu będą.
- Jacy Oni?
- Ludzie, to oni musieli rozstawić tu tą pułapkę - wyjasniła wadera - Zwykle polują tak na niedźwiedzie.
No tak, ludzie. Tego właśnie słowa mu brakowało. Ale czy to możliwe, żeby ludzie zapuścili się tak daleko, nie napotykając wcześniej nikogo z watahy?
Nightmare potrząsnęła uwięzioną łapą, co przypomniało basiorowi, iż przecież ma rozwalić tą chorą pułapkę. I rozwalił, co spowodowało ogłuszający wrzask bólu. Tymczasem szczęki pułapki odskoczyły w kierunku obu biegunòw, na wpół przykryte śniegiem, zmieniającym powoli swój kolor na szkarłatny.
- Sorry.
- Nie szkodzi - syknęła, ale jej łapa Nightmare nadal trzymała się ciała - Zaraz się zregeneruję.
Skumulowała wokół rannej łapy kilku kolorową energię, która powoli krążyła wokół kończyny.
- Jak myślisz, ile takich pułapek jest jeszcze rozłoźonych w pobliżu? - mruknął Lily, delikatnie obracając w łapach rząd naostrzonych i metalowych zębisk.
- Nie wiem. Ale lepiej poszukać najpierw tych ludzi.
- Okej - Basior wstał, otrzepał futro ze śniegu i wyciągnął do Nightmare łapę, patrząc na nią pytająco - -Możesz już chodzić?
< Nightmare? >
Szczerze powiedziawszy, jego ostatnią myślą była prawie zupełna świadomość obudzenia się nie w śniegu, a na tamtym świecie. Chociaż może też w śniegu, gdyż takie było jego wyobrażenie o życiu po życiu - wieczna wędrówka po lodowej pustyni.
Leżał jednak w swojej ukochanej jaskini, na białym futrze, pod którym spacerowały robaki. No tak - mało kto był uznawany za specjalistę w idealnym obdzieraniu zwierzyny z futra, by nie zostało na skórze trochę mięsa. Nawet Lily, który nie wyobrażał sobie życia bez polowań, nie potrafił profesjonalnie przerabiać zdartego futra na dywan.
Dobra, nie ważne, co za wilk był na tyle miły i go tu przytaszczył, czy go czasem po drodzę nie wychędożył, ważne że Lily nie zdechł z wychłodzenia.
I tak basior wpadł po szyję w ten cholerny śnieg, gdy wyszedł na zewnątrz, ale w tej chwili było to najmniejsze z jego zmartwień. Był bardzo głodny, a nie zamierzał jeść resztek renifera albinosa razem z owadami. Ble. Basior miał jedynie nadzieję, że po zjedzeniu białego mięsa robaki nie zmutują się i nie wywołają apokalipsy na całą Północ.
Wyszedł więc. Początkowo niełatwo mu było zwęszyć cokolwiek zjadliwego, ale w końcu Lily zobaczył białego gryzonia, siedzącego na wystającej ze śniegu grubej gałęzi. A nie, to było przewrócone drzewo. Może nawet to samo, które usiłowało zabójstwo na Lily'm zeszłej nocy.
Gryzoń o śnieżnobiałym futrze siedział na końcu złamanego pnia, nie widząc czarnofutrego wilka, którego było idealnie widać na tle śniegu. Wydał się polującemu basiorowi znajomy, jakby wcześniej zdażyło mu się na niego polować.
Więc skoczył na gryzonia z kłami, ten jednak w porę uskoczył i wbiegł po pniu aż do najwyższego punktu, czyli na wysokość półtora metra.
Lily nie mógł wejść po pniu, z powodu na wyjątkową śliskość drewna spowodowaną przez nocne opady śniegu. Nie dałby rady wdrapać się po pionowej części pnia. Co mu pozostaje... może spróbuje zabić białą mysz rzutem noża?
Co prawda zwykła mysz może nie jest warta takiego zachodu, ale Lily był teraz zbyt głodny, aby zdawać sobie z tego sprawę.
Zaraza.... nie miał nawet noży. Musiał je gdzieś zgubić.
Wtedy jego umysł ujrzał jeszcze jedno rozwiązanie. Lily przypominał sobie bitwy na śnieżki, jakie lubiła niegdyś urządzać Heroika osieroconym szczeniakom, które brała pod swoje skrzydła. I w sumie bierze je nadal, ale zaprzestała bitew na śnieżki.
To był świetny pomysł: Lily spróbował rzucić pierwszą śnieżką w cel. Spudłował, i chciał podjąć drugą próbę, ale usłyszał czyiś krzyk. Brzmiało jak Nightmare, i to bynajmniej nie radosna Nightmare.
Więc najlogiczniejszym rozwiązaniem było pójście i sprawdzenie, co się stało. W gruncie rzeczy i tak nie najadłby się tym białym gryzoniem, o czym już wcześniej kilkakrotnie wspominał.
Tak oto znalazł Nightmare. Łapa wilczycy została uwięziona w jakiejś pułapce, która wydała się basiorowi Beta nieprawdopodobna, jednak odniósł wrażenie, że widział już wcześniej coś podobnego.
- Uwolnisz mnie z tego? - zapytała z rezygnacją Nightmare.
Lily jeszcze raz przyjrzał się pułapce. Było w niej coś niepokojącego. Była to swego rodzaju sztuczna para szczęk, zaciskająca się na łapie Nightmare niczym muchołówka (już pomijam to, że na Północy raczej nie ma muchołówek, więc skąd Lily o tym wie?).
- Już dawno bym to zrobił, gdybym wiedział, jak. Dawno w to wpadłaś? - zapytał.
- Dosłownie przed chwilą, i.... chyba mam pewien pomysł.
Ciemna wilczyca podniosła i podała basiorowi ośnieżony kamień wielkości wilczej czaszki.
- Masz - odparła - Walnij tym z całej siły w tą dużą śrubkę, tylko szybko!
- Zwariowałaś? - syknął Lily, odrywając wzrok od mechanizmu - Chcesz zupełnie stracić jedną z kończyn?
- Po prostu to zrób. Oni zaraz tu będą.
- Jacy Oni?
- Ludzie, to oni musieli rozstawić tu tą pułapkę - wyjasniła wadera - Zwykle polują tak na niedźwiedzie.
No tak, ludzie. Tego właśnie słowa mu brakowało. Ale czy to możliwe, żeby ludzie zapuścili się tak daleko, nie napotykając wcześniej nikogo z watahy?
Nightmare potrząsnęła uwięzioną łapą, co przypomniało basiorowi, iż przecież ma rozwalić tą chorą pułapkę. I rozwalił, co spowodowało ogłuszający wrzask bólu. Tymczasem szczęki pułapki odskoczyły w kierunku obu biegunòw, na wpół przykryte śniegiem, zmieniającym powoli swój kolor na szkarłatny.
- Sorry.
- Nie szkodzi - syknęła, ale jej łapa Nightmare nadal trzymała się ciała - Zaraz się zregeneruję.
Skumulowała wokół rannej łapy kilku kolorową energię, która powoli krążyła wokół kończyny.
- Jak myślisz, ile takich pułapek jest jeszcze rozłoźonych w pobliżu? - mruknął Lily, delikatnie obracając w łapach rząd naostrzonych i metalowych zębisk.
- Nie wiem. Ale lepiej poszukać najpierw tych ludzi.
- Okej - Basior wstał, otrzepał futro ze śniegu i wyciągnął do Nightmare łapę, patrząc na nią pytająco - -Możesz już chodzić?
< Nightmare? >
Od Lily'ego CD Cassie
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
Nie no.... faktycznie wiele się dowiedział. Jako Beta mimo wszystko spodziewał się dłuższej konwersacji z Cassie, bądź co bądź jeszcze oficjalnie Gammą watahy, ale cóż, wyszło jak zawsze.
Usiłował jeszcze zapytać ją o to, co powinni zrobić z jej stanowiskiem, ale wilczyca puszczała takie pytania mimo uszu. Strasznie jej się jak widać spieszyło, gdyż perfidnie wepchnęła Lily'ego do wody bez pożegnania, a potem uciekła w las.
Zdecydowanie basiorowi nie podobała się perspektywa spędzania w wodzie więcej czasu, niż to konieczne, toteż popłynął pieskiem na drugi brzeg. Potem jeszcze raz zerknął na przeciwległy brzeg Rzeki Leminga.
Może za jakiś czas spróbuje ponownie, z lepszym rezultatem? I tym razem niosąc w pysku jakiegoś świeżo ubitego zająca.... taaak, to jest myśl.
Nie rób tego, Lily, naprawdę nie warto.
Czarny basior rozejrzał się wokół, lecz nie spostrzegł żywej duszy. Głos zdawał się dochodzić ze środka jego umysłu.
Co tak stoisz? Idź, zajmij się czymś produktywnym, i weź skończ myśleć o tej Gammie, która, nie sposób nie zauważyć, definitywnie nie jest już waszą Gammą od... ilu? Dwóch miesięcy?
- Kim jesteś? syknął Lily, nadal szukając tajemniczego rozmówcy wzrokiem.
Powiedzmy, że twoim Zdrowym Rozsądkiem, powiedział głos, Pragnę ci coś uświadomić. Chyba najwyższy czas wrócić do jakiegoś treningu, jak za dawnych lat. Przed paroma minutami dałeś się tak banalnie zaskoczyć.
- Pieprz się - warknął cicho Lily, idąc do Owadziego Lasu - Kim jesteś, żeby mi mówić, co mam robić? Nikim, tylko jakimś zabitym przez nudę duchem, który lubi wyżywać się na niewinnym basiorze Beta.
Głos mówił takim tonem, jakby powstrzymywał się od śmiechu:
Taaak? A ile wilków zabiłeś przez swoje calutkie życie?
- Nie policzyłbym tego na palcach wszystkich kończyn, ale proszę, zamknij już jadaczkę i idź męczyć kogoś innego.
Ku zdziwieniu basiora, głos faktycznie sobię odpuścił. Lily miał szczerą nadzieję, że na zawsze.
Mimo to, tamten byt trafił w czuły punkt w pewnej kwestii. Basior Beta faktycznie od bardzo dawna nie trenował. Nigdy nie umiał znaleźć czasu, był głodny lub po prostu brakowało mu motywacji i siły woli do wznowienia treningów. A może jednak jest zbyt słaby na brutalny klimat Północy?
Nie może być! Musi walczyć, musi polować, by przetrwać zimę. Polowanie to jego życie, a jedno wiedział na pewno: nie osłabią się jego umiejętności, jeżeli w tym momencie natychmiast pójdzie na polowanie....
Pomyślał, że rzeczywiście nie ma sensu dalej próbować przekonać Cassie do rozmowy, skoro uparła się, by nie mówić, i czuje się teraz pełnokrwistym członkiem Watahy Niezwyciężonych Wojowników. Zauważył też, że to była strata czasu, i szkoda strzępić ryja.
Co prawda polowanie nie poszło do końca po jego myśli, bo zderzył się z czarną wilczycą, i uciekł mu przez to obiad, ale to już inna historia.
The End. Już nie będę tego dalej ciągnąć, najzwyczajniej w świecie poddaję się, sory Cassie :<
Usiłował jeszcze zapytać ją o to, co powinni zrobić z jej stanowiskiem, ale wilczyca puszczała takie pytania mimo uszu. Strasznie jej się jak widać spieszyło, gdyż perfidnie wepchnęła Lily'ego do wody bez pożegnania, a potem uciekła w las.
Zdecydowanie basiorowi nie podobała się perspektywa spędzania w wodzie więcej czasu, niż to konieczne, toteż popłynął pieskiem na drugi brzeg. Potem jeszcze raz zerknął na przeciwległy brzeg Rzeki Leminga.
Może za jakiś czas spróbuje ponownie, z lepszym rezultatem? I tym razem niosąc w pysku jakiegoś świeżo ubitego zająca.... taaak, to jest myśl.
Nie rób tego, Lily, naprawdę nie warto.
Czarny basior rozejrzał się wokół, lecz nie spostrzegł żywej duszy. Głos zdawał się dochodzić ze środka jego umysłu.
Co tak stoisz? Idź, zajmij się czymś produktywnym, i weź skończ myśleć o tej Gammie, która, nie sposób nie zauważyć, definitywnie nie jest już waszą Gammą od... ilu? Dwóch miesięcy?
- Kim jesteś? syknął Lily, nadal szukając tajemniczego rozmówcy wzrokiem.
Powiedzmy, że twoim Zdrowym Rozsądkiem, powiedział głos, Pragnę ci coś uświadomić. Chyba najwyższy czas wrócić do jakiegoś treningu, jak za dawnych lat. Przed paroma minutami dałeś się tak banalnie zaskoczyć.
- Pieprz się - warknął cicho Lily, idąc do Owadziego Lasu - Kim jesteś, żeby mi mówić, co mam robić? Nikim, tylko jakimś zabitym przez nudę duchem, który lubi wyżywać się na niewinnym basiorze Beta.
Głos mówił takim tonem, jakby powstrzymywał się od śmiechu:
Taaak? A ile wilków zabiłeś przez swoje calutkie życie?
- Nie policzyłbym tego na palcach wszystkich kończyn, ale proszę, zamknij już jadaczkę i idź męczyć kogoś innego.
Ku zdziwieniu basiora, głos faktycznie sobię odpuścił. Lily miał szczerą nadzieję, że na zawsze.
Mimo to, tamten byt trafił w czuły punkt w pewnej kwestii. Basior Beta faktycznie od bardzo dawna nie trenował. Nigdy nie umiał znaleźć czasu, był głodny lub po prostu brakowało mu motywacji i siły woli do wznowienia treningów. A może jednak jest zbyt słaby na brutalny klimat Północy?
Nie może być! Musi walczyć, musi polować, by przetrwać zimę. Polowanie to jego życie, a jedno wiedział na pewno: nie osłabią się jego umiejętności, jeżeli w tym momencie natychmiast pójdzie na polowanie....
Pomyślał, że rzeczywiście nie ma sensu dalej próbować przekonać Cassie do rozmowy, skoro uparła się, by nie mówić, i czuje się teraz pełnokrwistym członkiem Watahy Niezwyciężonych Wojowników. Zauważył też, że to była strata czasu, i szkoda strzępić ryja.
Co prawda polowanie nie poszło do końca po jego myśli, bo zderzył się z czarną wilczycą, i uciekł mu przez to obiad, ale to już inna historia.
The End. Już nie będę tego dalej ciągnąć, najzwyczajniej w świecie poddaję się, sory Cassie :<
Od Lily'ego CD Nightmare
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
- Fajnie się leci?
- Tak, tak - odpowiedział z automatu Lily, który obecnie bardziej dbał o to by nie spaść z grzbietu smoka, i któremu już od dłuższego czasu kręciło się w głowie. Nie chciał jednak robić - Fajnie się leci?
- Tak, tak - odpowiedział z automatu Lily, który obecnie bardziej dbał o to by nie spaść z grzbietu smoka, i któremu już od dłuższego czasu kręciło się w głowie. Nie chciał jednak robić Nightmare przykrości, widząc, jak bardzo cieszy się z latania na tak dużym obszarze. Niech czyni sobie ten okrutny świat nieco lepszym, jeśli ma na to chęci i pozytywną energię.
Zastanawiało go też, czy ten potwór, którego uwięzili pod jeziorem, odszedł na zawsze. Bo w końcu jest martwy, prawda? Bardziej martwy już chyba nie będzie, a z nadejściem lata znów wataha będzie mieć problem z żywym trupem.
Chociaż to i tak było nic w porównaniu z innymi wrogami Watahy Krwawego Szafiru.Nightmare jeszcze wykonała parę salt w powietrzu szykowała się do lądowania.
- Tylko tym razem wyląduj na n a s z y c h terenach - zaznaczył basior Beta, wspominając ich wcześniejsze wtargnięcie na tereny Watahy Niezwyciężonych Wojowników.
Usłyszał tylko przytaknięcie, a przy samym lądowaniu o mało nie zsunął się przez bok na śnieg. Ostatecznie udało mu się stoczyć po skrzydle srebrnej smoczycy w miękką zaspę bielutkiego śniegu.
Znajdowali się na niższych piętrach Poszarpanych Szczytów, a stamtąd nie było już daleko do Owadziego Lasu.
- Może lepiej wracajmy już do jaskiń? - zasugerował towarzyszce Lily, ziewając - Nie wiem jak tobie, ale mi się chce powoli spać.
- Chyba masz rację. Zaraz zrobi się ciemno.
Wilk bardzo rad był z faktu, że jasna wadera była bardzo podobnej myśli. Wstał, otrzepując futro ze śniegu, a potem ruszył za Nightmare.
Podróż minęłam im w ciszy. Oboje byli zmęczeni dzisiejszymi wydarzeniami i jakoś żadne z nich nie kwapiło się do zaczynania jakiejkolwiek rozmowy. Do tego było zimno, i wiał nieprzyjemny, arktyczny wiatr.
Wreszcie dotarli do zimowych jaskiń. Tam też wpadli na obcą waderę o biało-szarym futrze.
- Coś ty za jedna? - syknął Lily, ale jego zdenerwowanie było uzasadnione. Ostatnio na skraju wschodniej granicy aż roiło się od szpiegów.
- Nitro jestem - odezwała się nieznajoma - Szukam watahy, podobno znajdują się jakieś w tej okolicy.
Nightmare spojrzała na basiora pytająco, a ten spojrzał jeszcze raz na biało-szarą wilczycę. Czy mogła być szpiegiem? W końcu ostatnio Yesterday wysłał dwójkę wilków do wrogiej watahy z identycznym wytłumaczeniem.
Ale nie zaszkodzi dać tej waderze szansy, jeżeli tylko Lily zachowa czujność.
- Dobrze trafiłaś - powiedział w końcu - Właśnie znajdujesz się na terenach Watahy Krwawego Szafiru. Mówisz, że chcesz dołączyć?
Nieznajoma przytaknęła.
- Jestem Betą, nazywam się Lily. Zaprowadzę cię zaraz do Alfy....
- Iść z tobą? - wtrąciła Nightmare.
- To nie będzie konieczne - mruknął Lily - Lepiej zrobisz, jak pójdziesz się wyspać.
- Jesteś pewien? - szepnęła prawie niedosłyszalnie biała, dyskretnie wskazując na Nitro.
- Oczywiście, poradzę sobie.
Wilczyca zostawiła go samego z potencjalną nową. Basior ruszył w kierunku jaskini Alfy, ostrzegając jeszcze nowo poznaną, by nie próbowała na nim sztuczek.
Nowa faktycznie była dziwniejsza, niż by się po niej można spodziewać. Zakomunikowała, by się jej przyszła wataha nawet nie kłopoczyła z szukaniem dla niej jaskini, bo ona poradzi sobie doskonale bez niej. Lily dowiedział się też, że ma dwa lata, jest wegetarianką i najchętniej zostałaby egzorcystą. Pytała też, czy mamy jakiś watahowy cmentarz, bo chciała by opiekować się grobami, a wtedy Lily powiedział podniesionym głosem, żeby, na litość boską, zachowała te pytania na rozmowę w Yesterday'em, bo i tak nie zapamiętał połowy z tego co powiedziała.
- Tak, tak - odpowiedział z automatu Lily, który obecnie bardziej dbał o to by nie spaść z grzbietu smoka, i któremu już od dłuższego czasu kręciło się w głowie. Nie chciał jednak robić - Fajnie się leci?
- Tak, tak - odpowiedział z automatu Lily, który obecnie bardziej dbał o to by nie spaść z grzbietu smoka, i któremu już od dłuższego czasu kręciło się w głowie. Nie chciał jednak robić Nightmare przykrości, widząc, jak bardzo cieszy się z latania na tak dużym obszarze. Niech czyni sobie ten okrutny świat nieco lepszym, jeśli ma na to chęci i pozytywną energię.
Zastanawiało go też, czy ten potwór, którego uwięzili pod jeziorem, odszedł na zawsze. Bo w końcu jest martwy, prawda? Bardziej martwy już chyba nie będzie, a z nadejściem lata znów wataha będzie mieć problem z żywym trupem.
Chociaż to i tak było nic w porównaniu z innymi wrogami Watahy Krwawego Szafiru.Nightmare jeszcze wykonała parę salt w powietrzu szykowała się do lądowania.
- Tylko tym razem wyląduj na n a s z y c h terenach - zaznaczył basior Beta, wspominając ich wcześniejsze wtargnięcie na tereny Watahy Niezwyciężonych Wojowników.
Usłyszał tylko przytaknięcie, a przy samym lądowaniu o mało nie zsunął się przez bok na śnieg. Ostatecznie udało mu się stoczyć po skrzydle srebrnej smoczycy w miękką zaspę bielutkiego śniegu.
Znajdowali się na niższych piętrach Poszarpanych Szczytów, a stamtąd nie było już daleko do Owadziego Lasu.
- Może lepiej wracajmy już do jaskiń? - zasugerował towarzyszce Lily, ziewając - Nie wiem jak tobie, ale mi się chce powoli spać.
- Chyba masz rację. Zaraz zrobi się ciemno.
Wilk bardzo rad był z faktu, że jasna wadera była bardzo podobnej myśli. Wstał, otrzepując futro ze śniegu, a potem ruszył za Nightmare.
Podróż minęłam im w ciszy. Oboje byli zmęczeni dzisiejszymi wydarzeniami i jakoś żadne z nich nie kwapiło się do zaczynania jakiejkolwiek rozmowy. Do tego było zimno, i wiał nieprzyjemny, arktyczny wiatr.
Wreszcie dotarli do zimowych jaskiń. Tam też wpadli na obcą waderę o biało-szarym futrze.
- Coś ty za jedna? - syknął Lily, ale jego zdenerwowanie było uzasadnione. Ostatnio na skraju wschodniej granicy aż roiło się od szpiegów.
- Nitro jestem - odezwała się nieznajoma - Szukam watahy, podobno znajdują się jakieś w tej okolicy.
Nightmare spojrzała na basiora pytająco, a ten spojrzał jeszcze raz na biało-szarą wilczycę. Czy mogła być szpiegiem? W końcu ostatnio Yesterday wysłał dwójkę wilków do wrogiej watahy z identycznym wytłumaczeniem.
Ale nie zaszkodzi dać tej waderze szansy, jeżeli tylko Lily zachowa czujność.
- Dobrze trafiłaś - powiedział w końcu - Właśnie znajdujesz się na terenach Watahy Krwawego Szafiru. Mówisz, że chcesz dołączyć?
Nieznajoma przytaknęła.
- Jestem Betą, nazywam się Lily. Zaprowadzę cię zaraz do Alfy....
- Iść z tobą? - wtrąciła Nightmare.
- To nie będzie konieczne - mruknął Lily - Lepiej zrobisz, jak pójdziesz się wyspać.
- Jesteś pewien? - szepnęła prawie niedosłyszalnie biała, dyskretnie wskazując na Nitro.
- Oczywiście, poradzę sobie.
Wilczyca zostawiła go samego z potencjalną nową. Basior ruszył w kierunku jaskini Alfy, ostrzegając jeszcze nowo poznaną, by nie próbowała na nim sztuczek.
Nowa faktycznie była dziwniejsza, niż by się po niej można spodziewać. Zakomunikowała, by się jej przyszła wataha nawet nie kłopoczyła z szukaniem dla niej jaskini, bo ona poradzi sobie doskonale bez niej. Lily dowiedział się też, że ma dwa lata, jest wegetarianką i najchętniej zostałaby egzorcystą. Pytała też, czy mamy jakiś watahowy cmentarz, bo chciała by opiekować się grobami, a wtedy Lily powiedział podniesionym głosem, żeby, na litość boską, zachowała te pytania na rozmowę w Yesterday'em, bo i tak nie zapamiętał połowy z tego co powiedziała.
* * *
Yesterday miał tego wieczoru jeszcze większe wory pod oczami, niż podczas ich poprzedniego spotkania. Wyglądał, jakby nie spał od dwóch dni.
- Trzeba wybrać Deltę.... - mówił, zanim weszli. Jednak mimo swojego zmęczenia, postanowił ustalić z nowym członkiem szczegóły członkostwa. Lily odetchnął z ulgą, gdyż Alfa nie zmuszał go do oprowadzenia Nitro po terenach, czyli mógł już sobie wrócić do jaskini.
Silny, północny wiatr nasilił się, ale basior Beta nie dbał już o to. Szukał swojej jaskini, a nie było to łatwe, przez głośny wiatr i śnieg.
Zobaczył za drzewem Nightmare, która jednak postanowiła nie wracać jeszcze do jaskini. Bogowie ją chyba opuścili, jeśli zachciało jej się spaceru w taką pogodę. Jego siódmy zmysł nakazał mu dobiec do zaskoczonej wilczycy i odepchnąć ją nieco na bok, chwilę przed tym, jak zawaliło się przy nich drzewo.
- Lepiej uważać w taką pogodę - powiedział, gdy otrzepał się ze śniegu - Dobranoc.
Potem ruszył wolnym truchtem do swojej jaskini.
< Nightmare? >
Silny, północny wiatr nasilił się, ale basior Beta nie dbał już o to. Szukał swojej jaskini, a nie było to łatwe, przez głośny wiatr i śnieg.
Zobaczył za drzewem Nightmare, która jednak postanowiła nie wracać jeszcze do jaskini. Bogowie ją chyba opuścili, jeśli zachciało jej się spaceru w taką pogodę. Jego siódmy zmysł nakazał mu dobiec do zaskoczonej wilczycy i odepchnąć ją nieco na bok, chwilę przed tym, jak zawaliło się przy nich drzewo.
- Lepiej uważać w taką pogodę - powiedział, gdy otrzepał się ze śniegu - Dobranoc.
Potem ruszył wolnym truchtem do swojej jaskini.
< Nightmare? >
Od Lily'ego CD Nightmare
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
Kiedy tak unosili się nad potworem, Lily przypomniał sobie o incydencie usłyszanym od Yesterday'a. Alfa opowiedział mu kilka miesięcy temu o dziwnych zombie łosiach, zaznaczając, że ktoś mógł je celowo zagonić na tereny watahy. Chyba miał wtedy na myśli konkretną osobę.
Basior niepewnie spojrzał na pożerającego ich wzrokiem potwora podobnego do wilka. Może to stworzenie również nie było tu bez powodu? Może była to sprawka Kiby, przybranej ciotki Alfy? Niewątpliwie tego typu sabotaże były w jej stylu.
- Można mu jakoś pomóc? - zawołał do przemienionej w smoka Nightmare.
Smoczyca spojrzała na niego zaskoczona.
Pomóc? Dla niego nie ma już ratunku.
Usłyszeli wycie o takiej sile, że Lily'emu prawie eksplodowały bębenki w uszach. Zombie wilk skakał, usiłując dosięgnąć srebrnego smoka.
- Może jest rozumny - szepnął basior, wstając i szacując odległość dzielącą ich od ziemi.
Mógłby bezpiecznie zeskoczyć, jeśli wyceluje w tamte krzaki...
- Porozmawiam z nim.
Jest zbyt głodny, by w tej chwili myśleć o czym innym niż zjedzeniu nas. Mogliśmy zabrać ze sobą trochę tego renifera.
Nim Nightmare zdążyła cokolwiek zrobić, basior Beta skoczył do wybranych wcześniej krzaków. O mało co nie wydłubał sobie przy tym oczu, ale finalnie wyszedł bezpiecznie z krzaków, stając oko w oko z bestią. Dzieliło ich zaledwie sześć długości ogona. Nightmare nadal szybowała nad ich głowami, gotowa w każdej chwili interweniować.
- Chcemy tylko pogadać! - zawołał Lily - Jestem Betą Watahy Krwawego Szafiru! Co robisz na naszym terytorium?
Potwór wydał z siebie ciche warknięcie, oblizując wargi.
- Wiem, że jesteś głodny, ale przez pięć minut nie umrzesz z głodu! - Lily spojrzał dyskretnie na Nightmare - Kim jesteś i kto cię tu przysłał?
Przez dłuższą chwilę zombie nie odpowiadał. Z jego szkarłatnych oczy błyszczało pragnienie wilczego mięsa. Lily zaczynał wątpić, czy w ogóle uda mu się dogadać z potworem.
- Podejdź bliżej.... - wychrypiał w końcu intruz.
Źle mu z oczu patrzało. Lily nawet nie musiał używać mocy, by wiedzieć, że potwór rzuci się na niego, gdy tylko podejdzie. Tylko ktoś o naprawdę niskim ilorazie inteligencji nabrałby się na taką sztuczkę.
Nightmare znalazła się obok niego, teraz już w normalnej postaci.
Chyba że tamten wilk po prostu miał słaby słuch? Lily spróbował jeszcze raz, tym razem mówiąc głośniej i wolniej.
- Niedaleko stąd mieszka nasza Uzdrowicielka. Możemy ci pomóc.
Jak się potem okazało, potwór jednak nie był niedosłyszący, a głód zwyciężył w nim rozsądek, co poskutkowało agresją. Skoczył w kierunku basiora, a ten w porę zdołał odskoczyć. Oczy ożywionego trupa wilka zaczęły jasno świecić, a Lily i Nightmare cofnęli się o kilka kroków wstecz.
- Jednak miałaś rację - wydyszał - Co on teraz robi?
- Zaraz zobaczysz. I pamiętaj, nie możemy dać się ugryźć, bo będzie po nas.
Zobaczyli, jak z ziemi wydostaje się nieco mniejsza kopia tamtego potwora, która posiadała nietoperzowe skrzydła.
- Lepiej coś zróbmy, zanim zwoła ich więcej - stwierdziła jasna wadera - Nie obrazisz się, jeśli zajmę się tamtym większym?
- Rób co chcesz, ale uważaj na siebie.
Lily rzucił w przywołanego nożem, przecinając mu skrzydło na wylot, przez co zaprzepaścił stworzeniu szanse na wzbicie się w powietrze. Potem basior skoczył na powalonego wilka, pakując mu jeszcze jeden nóż do pyska. Kiedy zeskoczył, przeciwnik rozsypał się w pył.
Lily dobiegł do Nightmare, zmagającej się z potworem. Wilczycy udało się podpalić przeciwnikowi grzbiet zielonym płomieniem. Ten zaczął biegać jak poparzony.
- Co mu zrobiłaś? - zapytał czarny basior, spoglądając raz na nią, a raz na parzonego wilka.
- Ten ogień pozwala mi leczyć w niewielkim stopniu inne wilki. Sprawia, że złamane kości się zrastają - odrzekła Nightmare - A skoro on jest już martwy, to chciałam zobaczyć, co się wydarzy.
- I uzyskałaś przeciwny rezultat? - odgadł Lily.
- Dokładnie. Ale chyba nie uda mi się go w ten sposób wykończyć.
Stwór nadal rzucał się, próbując uciec przed magicznym ogniem.
- A... ma może jakiś słaby punkt?
Wadera przegryzła wargę i westchnęła:
- Zwykle jest to mózg. Ale nie w tym przypadku, przed chwilą to sprawdzałam.
Wtedy w głowie Lily'ego zrodziła się pewna wizja, gdy przypomniał sobie o zamarzniętym jeziorze, znajdującym się trzy przecznice stąd.
- Myślę, że można by spróbować utopić go w jeziorze.... - mruknął - Moglibyśmy zrobić dziurę w lodzie, zepchnąć go do wody i jakoś załatać tą dziurę. Co ty na to?
- To brzmi okrutnie, ale to on chciał nas zjeść na obiad.... zróbmy to, ale zaczekaj, tylko go najpierw uśpię....
Ruchem łapy zgasiła zielony ogień na grzbiecie zombie wilka, który potem stracił przytomność. Lily i Nightmare ostrożnie złapali go za kończyny, gdyż przez kontakt z jego krwią mogli złapać jakąś nieuleczalną chorobę.
- To idziemy - zarządził Lily - Jak długo będzie tak spał?
< Nightmare? >
Basior niepewnie spojrzał na pożerającego ich wzrokiem potwora podobnego do wilka. Może to stworzenie również nie było tu bez powodu? Może była to sprawka Kiby, przybranej ciotki Alfy? Niewątpliwie tego typu sabotaże były w jej stylu.
- Można mu jakoś pomóc? - zawołał do przemienionej w smoka Nightmare.
Smoczyca spojrzała na niego zaskoczona.
Pomóc? Dla niego nie ma już ratunku.
Usłyszeli wycie o takiej sile, że Lily'emu prawie eksplodowały bębenki w uszach. Zombie wilk skakał, usiłując dosięgnąć srebrnego smoka.
- Może jest rozumny - szepnął basior, wstając i szacując odległość dzielącą ich od ziemi.
Mógłby bezpiecznie zeskoczyć, jeśli wyceluje w tamte krzaki...
- Porozmawiam z nim.
Jest zbyt głodny, by w tej chwili myśleć o czym innym niż zjedzeniu nas. Mogliśmy zabrać ze sobą trochę tego renifera.
Nim Nightmare zdążyła cokolwiek zrobić, basior Beta skoczył do wybranych wcześniej krzaków. O mało co nie wydłubał sobie przy tym oczu, ale finalnie wyszedł bezpiecznie z krzaków, stając oko w oko z bestią. Dzieliło ich zaledwie sześć długości ogona. Nightmare nadal szybowała nad ich głowami, gotowa w każdej chwili interweniować.
- Chcemy tylko pogadać! - zawołał Lily - Jestem Betą Watahy Krwawego Szafiru! Co robisz na naszym terytorium?
Potwór wydał z siebie ciche warknięcie, oblizując wargi.
- Wiem, że jesteś głodny, ale przez pięć minut nie umrzesz z głodu! - Lily spojrzał dyskretnie na Nightmare - Kim jesteś i kto cię tu przysłał?
Przez dłuższą chwilę zombie nie odpowiadał. Z jego szkarłatnych oczy błyszczało pragnienie wilczego mięsa. Lily zaczynał wątpić, czy w ogóle uda mu się dogadać z potworem.
- Podejdź bliżej.... - wychrypiał w końcu intruz.
Źle mu z oczu patrzało. Lily nawet nie musiał używać mocy, by wiedzieć, że potwór rzuci się na niego, gdy tylko podejdzie. Tylko ktoś o naprawdę niskim ilorazie inteligencji nabrałby się na taką sztuczkę.
Nightmare znalazła się obok niego, teraz już w normalnej postaci.
Chyba że tamten wilk po prostu miał słaby słuch? Lily spróbował jeszcze raz, tym razem mówiąc głośniej i wolniej.
- Niedaleko stąd mieszka nasza Uzdrowicielka. Możemy ci pomóc.
Jak się potem okazało, potwór jednak nie był niedosłyszący, a głód zwyciężył w nim rozsądek, co poskutkowało agresją. Skoczył w kierunku basiora, a ten w porę zdołał odskoczyć. Oczy ożywionego trupa wilka zaczęły jasno świecić, a Lily i Nightmare cofnęli się o kilka kroków wstecz.
- Jednak miałaś rację - wydyszał - Co on teraz robi?
- Zaraz zobaczysz. I pamiętaj, nie możemy dać się ugryźć, bo będzie po nas.
Zobaczyli, jak z ziemi wydostaje się nieco mniejsza kopia tamtego potwora, która posiadała nietoperzowe skrzydła.
- Lepiej coś zróbmy, zanim zwoła ich więcej - stwierdziła jasna wadera - Nie obrazisz się, jeśli zajmę się tamtym większym?
- Rób co chcesz, ale uważaj na siebie.
Lily rzucił w przywołanego nożem, przecinając mu skrzydło na wylot, przez co zaprzepaścił stworzeniu szanse na wzbicie się w powietrze. Potem basior skoczył na powalonego wilka, pakując mu jeszcze jeden nóż do pyska. Kiedy zeskoczył, przeciwnik rozsypał się w pył.
Lily dobiegł do Nightmare, zmagającej się z potworem. Wilczycy udało się podpalić przeciwnikowi grzbiet zielonym płomieniem. Ten zaczął biegać jak poparzony.
- Co mu zrobiłaś? - zapytał czarny basior, spoglądając raz na nią, a raz na parzonego wilka.
- Ten ogień pozwala mi leczyć w niewielkim stopniu inne wilki. Sprawia, że złamane kości się zrastają - odrzekła Nightmare - A skoro on jest już martwy, to chciałam zobaczyć, co się wydarzy.
- I uzyskałaś przeciwny rezultat? - odgadł Lily.
- Dokładnie. Ale chyba nie uda mi się go w ten sposób wykończyć.
Stwór nadal rzucał się, próbując uciec przed magicznym ogniem.
- A... ma może jakiś słaby punkt?
Wadera przegryzła wargę i westchnęła:
- Zwykle jest to mózg. Ale nie w tym przypadku, przed chwilą to sprawdzałam.
Wtedy w głowie Lily'ego zrodziła się pewna wizja, gdy przypomniał sobie o zamarzniętym jeziorze, znajdującym się trzy przecznice stąd.
- Myślę, że można by spróbować utopić go w jeziorze.... - mruknął - Moglibyśmy zrobić dziurę w lodzie, zepchnąć go do wody i jakoś załatać tą dziurę. Co ty na to?
- To brzmi okrutnie, ale to on chciał nas zjeść na obiad.... zróbmy to, ale zaczekaj, tylko go najpierw uśpię....
Ruchem łapy zgasiła zielony ogień na grzbiecie zombie wilka, który potem stracił przytomność. Lily i Nightmare ostrożnie złapali go za kończyny, gdyż przez kontakt z jego krwią mogli złapać jakąś nieuleczalną chorobę.
- To idziemy - zarządził Lily - Jak długo będzie tak spał?
< Nightmare? >
Od Lily'ego CD Nightmare
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
- Widzisz? - powiedział Lily, kiedy Elan wyraziła zgodę.
- Widzę, widzę. Więc zostanę - Nightmare położyła się na jednym z wielu wolnych futer. Lily również to uczynił. Oczy mu się powoli same zamykały. Nudził się niemiłosiernie, a dziś akurat w jaskini Uzdrowicielki panował wyjątkowo mały ruch.
Usiłował pójść spać, ale z drugiej strony wcale nie chciał jeszcze zasypiać.
- Jak się czujesz? - zagadnął Nightmare. Wilczyca leżała na jednym z futer i również miała niemałe problemy z zaśnięciem.
- Normalnie się czuję, czemu pytasz?
- No wiesz.... nie zmęczyły cię czasem te ciągłe przemiany w smoczą wersję?
- Ani trochę.
- Nie jesteś ani trochę zmęczona?
- Nic a nic - mruknęła Nightmare.
- Okej. Dobranoc - Lily odpuścił sobie dalszą konwersację, ale nadal zastanawiało go, skąd ona bierze tyle mocy. To było równie interesujące, jak przerażające. Czytał całe wieki temu, że przemiany w inne stworzenia potrafią być wykańczające.
Lily jeszcze przez jakiś czas chodził bez celu po jaskini, aż w końcu był na tyle zmęczony, że zasnął.
Następnego dnia nie było jej już w jaskini Elan. W sumie nic dziwnego - śnieżyć przestało, toteż nic jej już tutaj dłużej nie trzymało. Podobnie jak Lily'ego, który pożegnał się z Elan i wybiegł na zewnątrz. Słońce dopiero zaczynało wschodzić, więc nagromadzony przez noc śnieg nie odbijał jeszcze tak rażąco tego światła. I dobrze, gdyż basior nie miał wcale ochoty oślepnąć na dzień dobry.
I w tym śniegu dał radę dostrzec białego myszkopodobnego gryzonia. Oblizał cicho wargi. Co prawda nie był głodny, ale wypoczął na tyle, by zabić nudę pogonią za tym gryzoniem.
Skoczył więc na białą mysz. Ta oczywiście zaczęła natychmiast uciekać, ale nie było jej łatwo przebrnąć przez śnieg, więc Lily'emu udało się ją dogonić. Kiedy przygniótł gryzonia do gruntu łapą, usłyszał zduszone piski zdeterminowanej zwierzyny... jeśli tą małą, białą kulkę można nazwać w ogóle zwierzyną. Była praktycznie na jednego gryza, i Lily połknąłby ją w całości, może za wyjątkiem tego długiego, łysego ogona.
Jego uwagę odwróciła jasna wadera, maszerująca z naprzeciwka. Na tyle, że ten głupi gryzoń zdołał przecisnąć się między palcami Lily'ego i w oka mgnieniu zniknąć w śniegu.
- Heeej! - usłyszał, a głos wydał mu się względnie znajomy - waderą okazała się niedawno poznana Nightmare. Wyglądała na nieco czymś przygnębioną.
Czarny basior gotów był wygarnąć tej wilczycy spowodowanie utraty przekąski, chociaż ostatecznie zaniechał tego. Mysz nie była wystarczająco duża aby zostać czyimś obiadem. Poza tym mysz i tak długo nie nacieszy się wolnością.
- Witaj Nightmare! - zawołał Lily, podchodząc do niej - Co cię sprowadza do tej części tajgi?
< Nightmare? >
Usiłował pójść spać, ale z drugiej strony wcale nie chciał jeszcze zasypiać.
- Jak się czujesz? - zagadnął Nightmare. Wilczyca leżała na jednym z futer i również miała niemałe problemy z zaśnięciem.
- Normalnie się czuję, czemu pytasz?
- No wiesz.... nie zmęczyły cię czasem te ciągłe przemiany w smoczą wersję?
- Ani trochę.
- Nie jesteś ani trochę zmęczona?
- Nic a nic - mruknęła Nightmare.
- Okej. Dobranoc - Lily odpuścił sobie dalszą konwersację, ale nadal zastanawiało go, skąd ona bierze tyle mocy. To było równie interesujące, jak przerażające. Czytał całe wieki temu, że przemiany w inne stworzenia potrafią być wykańczające.
Lily jeszcze przez jakiś czas chodził bez celu po jaskini, aż w końcu był na tyle zmęczony, że zasnął.
* * *
I w tym śniegu dał radę dostrzec białego myszkopodobnego gryzonia. Oblizał cicho wargi. Co prawda nie był głodny, ale wypoczął na tyle, by zabić nudę pogonią za tym gryzoniem.
Skoczył więc na białą mysz. Ta oczywiście zaczęła natychmiast uciekać, ale nie było jej łatwo przebrnąć przez śnieg, więc Lily'emu udało się ją dogonić. Kiedy przygniótł gryzonia do gruntu łapą, usłyszał zduszone piski zdeterminowanej zwierzyny... jeśli tą małą, białą kulkę można nazwać w ogóle zwierzyną. Była praktycznie na jednego gryza, i Lily połknąłby ją w całości, może za wyjątkiem tego długiego, łysego ogona.
Jego uwagę odwróciła jasna wadera, maszerująca z naprzeciwka. Na tyle, że ten głupi gryzoń zdołał przecisnąć się między palcami Lily'ego i w oka mgnieniu zniknąć w śniegu.
- Heeej! - usłyszał, a głos wydał mu się względnie znajomy - waderą okazała się niedawno poznana Nightmare. Wyglądała na nieco czymś przygnębioną.
Czarny basior gotów był wygarnąć tej wilczycy spowodowanie utraty przekąski, chociaż ostatecznie zaniechał tego. Mysz nie była wystarczająco duża aby zostać czyimś obiadem. Poza tym mysz i tak długo nie nacieszy się wolnością.
- Witaj Nightmare! - zawołał Lily, podchodząc do niej - Co cię sprowadza do tej części tajgi?
< Nightmare? >
Od Lily'ego CD Tashiego
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
Czarny wilk miał na szczęście jeszcze dobry słuch - nie miał żadnych wątpliwości, co do kierunku, z którego rozległ się odzew na jego wycie.
Biegł, chociaż śnieg mu to utrudniał. Miał nadzieję, że to będzie ten konkretny szczeniak, a nie jakiś inny, i chociaż inne nie są w niczym gorsze, to jednak, mimo że zabrzmi to okrutnie - o inne szczenięta nie martwiłby się w takim stopniu.
Jednak i tak nie zostawiłby żadnego szczeniaka, nawet jeśli nie będzie to Tashi. Heroika, bądź co bądź bardzo kochała wszystkie swoje przybrane dzieci jak własne. A jest już stara, przeżyła o wiele więcej niż Lily, i na pewno nie chciałaby przez resztę życia... obwiniać się za nieupilnowanie szczeniaków?
Lily tak intensywnie o tym myślał, że mało brakowało, a minąłby ciemnoszarą, puchatą kulkę nie zauważając jej.
- Hej - powiedział, kiedy został zauważony przez Tashiego - Pamiętasz mnie jeszcze?
Szczeniak mruknął cicho, że owszem, pamięta go, a potem położył się tuż przy przednich łapach Lily'ego. Mniej więcej dzięki temu basior Beta poczuł, jak szczeniak się trzęsie. Zapewne jednocześnie ze strachu i z zimna. Wyglądał trochę tak, jak podczas ich pierwszego spotkania. Owszem, Tashi odzyskał kilka kilogramów, ale teraz, jak tak siedział skulony, było to praktycznie niewidoczne.
Basior zchylił łeb, żeby podnieść małego, ale ten pisnął z bólu, zanim czarny wilk zdążył go dotknąć, i zaczął się jeszcze bardziej trząść.
Lily poczuł w nozdrzach zapach świeżej krwi - i faktycznie, Tashi posiadał sporą ranę po ugryzieniu.
- Co tu się stało? - zapytał. Cała radość z odnalezienia szczeniaka uleciała z niego momentalnie.
- Coś.... coś chciało mnie zabić... - zaskomlał szczeniak - Było takie wielkie.... i białe.
Białe jak.... Kiba.
O nie, Lily, ogarnij się. Skończ już z tymi dziwnymi domysłami. Po co Kiba miałaby łazić po tundrze? Ma pewnie ważniejsze zajęcia.
A może jednak. Może chciała zabrać szczeniaka do siebie, i dlatego jest tylko zraniony, a nie martwy.
To mógł być choćby lis polarny, lub niedźwiedź. Niekoniecznie Kiba.
Jeśli znacie już Lily'ego wystarczająco długo, wiecie zapewne, że jego głębokie rozmyślania w ważnym momencie coś zawsze lubi przerywać. Tak było i tym razem. W tym przypadku było to głośne kichnięcie, które wydobyło się z nozdrzy szarego szczeniaka.
- Spokojnie, młody - Lily zignorował glut z nosa, który został na jego łapie, jedynie usiadł i objął szczeniaka łapą - Nikt cię teraz nie zabije.
- Gdzie jest Heroika? - szepnął cichutko szary szczeniak.
Basior wreszcie oprzytomniał, że trochę zbyt długo tu siedzą, jest zima i Tashi zamarznie jak się go zaraz nie wrzuci do ogniska..... znaczy się odda Heroice.
Więc wziął szarą kulkę, tym razem ostrożniej, i zarzucił ją sobie na plecy.
Następnie ruszył z powrotem. Tashi nadal się trząsł, może nie już tak bardzo, ale nadal trząsł. A było to dla czarnego samca wyjatkowo nieprzyjemne, a więc logiczne było, że chciał skrócić sobie czas drogi powrotnej.
- Widzisz te dwa białe cośki, wystające z moich pleców? - zawołał - Lepiej się ich złap.
Teraz mógł już spokojnie zacząć biec. W sumie.... nie, nie spokojnie! Nie da się być spokojnym, gdy coś siedzi ci na plecach drży mocniej, niż byś się po takim czymś spodziewał.
Był zmęczony, kiedy nareszcie dotarł do Owadziego Lasu. Oczywiście szczeniak zdążył jeszcze kilka razy mimowolnie kichnąć mu prosto do uszu. To chyba jeden z powodów, dla których Lily nigdy nie zrezygnuje z antykoncepcji. Szczeniaki to zło wcielone. Jeszcze pół biedy, jak cudze, ale....
- Widziałaś Heroikę?
Pytanie skierował do Kaylay wilczycy, którą jeszcze nie tak dawno temu zanosił do Elan, a teraz była zdrowa jak ryba. Elan jest niezastąpioną Uzdrowicielką. Bez niej WKS nie byłoby tak silne, może nawet w ogóle by nie przeżyli?
- Właśnie do niej idę - odparła wadera - Nie potrzebujesz czasem opieki medycznej? Bez obrazy, ale wygladasz, jakbyś z wyboru toczył się pół dnia z Poszarpanych Szczytów.
Lily pokręcił głową, mimo że zmęczył się niemiłosiernie, biegając za tym szarym szczeniakiem.
- Przekaż jej, proszę wiadomość - powiedział - Powiedz jej, że Zguba się znalazła. Będzie wiedziała, o co chodzi.
< Tashi? > Tylko weźże posuń tą akcję trochę do przodu, bo cię zamknę w komorze gazowej i będzie ci smutno :|
Biegł, chociaż śnieg mu to utrudniał. Miał nadzieję, że to będzie ten konkretny szczeniak, a nie jakiś inny, i chociaż inne nie są w niczym gorsze, to jednak, mimo że zabrzmi to okrutnie - o inne szczenięta nie martwiłby się w takim stopniu.
Jednak i tak nie zostawiłby żadnego szczeniaka, nawet jeśli nie będzie to Tashi. Heroika, bądź co bądź bardzo kochała wszystkie swoje przybrane dzieci jak własne. A jest już stara, przeżyła o wiele więcej niż Lily, i na pewno nie chciałaby przez resztę życia... obwiniać się za nieupilnowanie szczeniaków?
Lily tak intensywnie o tym myślał, że mało brakowało, a minąłby ciemnoszarą, puchatą kulkę nie zauważając jej.
- Hej - powiedział, kiedy został zauważony przez Tashiego - Pamiętasz mnie jeszcze?
Szczeniak mruknął cicho, że owszem, pamięta go, a potem położył się tuż przy przednich łapach Lily'ego. Mniej więcej dzięki temu basior Beta poczuł, jak szczeniak się trzęsie. Zapewne jednocześnie ze strachu i z zimna. Wyglądał trochę tak, jak podczas ich pierwszego spotkania. Owszem, Tashi odzyskał kilka kilogramów, ale teraz, jak tak siedział skulony, było to praktycznie niewidoczne.
Basior zchylił łeb, żeby podnieść małego, ale ten pisnął z bólu, zanim czarny wilk zdążył go dotknąć, i zaczął się jeszcze bardziej trząść.
Lily poczuł w nozdrzach zapach świeżej krwi - i faktycznie, Tashi posiadał sporą ranę po ugryzieniu.
- Co tu się stało? - zapytał. Cała radość z odnalezienia szczeniaka uleciała z niego momentalnie.
- Coś.... coś chciało mnie zabić... - zaskomlał szczeniak - Było takie wielkie.... i białe.
Białe jak.... Kiba.
O nie, Lily, ogarnij się. Skończ już z tymi dziwnymi domysłami. Po co Kiba miałaby łazić po tundrze? Ma pewnie ważniejsze zajęcia.
A może jednak. Może chciała zabrać szczeniaka do siebie, i dlatego jest tylko zraniony, a nie martwy.
To mógł być choćby lis polarny, lub niedźwiedź. Niekoniecznie Kiba.
Jeśli znacie już Lily'ego wystarczająco długo, wiecie zapewne, że jego głębokie rozmyślania w ważnym momencie coś zawsze lubi przerywać. Tak było i tym razem. W tym przypadku było to głośne kichnięcie, które wydobyło się z nozdrzy szarego szczeniaka.
- Spokojnie, młody - Lily zignorował glut z nosa, który został na jego łapie, jedynie usiadł i objął szczeniaka łapą - Nikt cię teraz nie zabije.
- Gdzie jest Heroika? - szepnął cichutko szary szczeniak.
Basior wreszcie oprzytomniał, że trochę zbyt długo tu siedzą, jest zima i Tashi zamarznie jak się go zaraz nie wrzuci do ogniska..... znaczy się odda Heroice.
Więc wziął szarą kulkę, tym razem ostrożniej, i zarzucił ją sobie na plecy.
Następnie ruszył z powrotem. Tashi nadal się trząsł, może nie już tak bardzo, ale nadal trząsł. A było to dla czarnego samca wyjatkowo nieprzyjemne, a więc logiczne było, że chciał skrócić sobie czas drogi powrotnej.
- Widzisz te dwa białe cośki, wystające z moich pleców? - zawołał - Lepiej się ich złap.
Teraz mógł już spokojnie zacząć biec. W sumie.... nie, nie spokojnie! Nie da się być spokojnym, gdy coś siedzi ci na plecach drży mocniej, niż byś się po takim czymś spodziewał.
* * *
Był zmęczony, kiedy nareszcie dotarł do Owadziego Lasu. Oczywiście szczeniak zdążył jeszcze kilka razy mimowolnie kichnąć mu prosto do uszu. To chyba jeden z powodów, dla których Lily nigdy nie zrezygnuje z antykoncepcji. Szczeniaki to zło wcielone. Jeszcze pół biedy, jak cudze, ale....
- Widziałaś Heroikę?
Pytanie skierował do Kaylay wilczycy, którą jeszcze nie tak dawno temu zanosił do Elan, a teraz była zdrowa jak ryba. Elan jest niezastąpioną Uzdrowicielką. Bez niej WKS nie byłoby tak silne, może nawet w ogóle by nie przeżyli?
- Właśnie do niej idę - odparła wadera - Nie potrzebujesz czasem opieki medycznej? Bez obrazy, ale wygladasz, jakbyś z wyboru toczył się pół dnia z Poszarpanych Szczytów.
Lily pokręcił głową, mimo że zmęczył się niemiłosiernie, biegając za tym szarym szczeniakiem.
- Przekaż jej, proszę wiadomość - powiedział - Powiedz jej, że Zguba się znalazła. Będzie wiedziała, o co chodzi.
< Tashi? > Tylko weźże posuń tą akcję trochę do przodu, bo cię zamknę w komorze gazowej i będzie ci smutno :|
Od Lily'ego CD Tashiego
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
- Czy ty musisz być taki ciężki? - warknął Lily do wilka, który znajdował się obecnie na grzbiecie czarnego wojownika.
Shogun zaklął cicho. Z powodu odmrożonych łap, zapewne.
- Idź, nie gadaj.
- A nie mógłbyś polecieć do swej ukochanej na własnych skrzydłach, a nie wykorzystujesz młodego wilka? - zasugerował basior, a Shogun pewnie położyłby teraz swoją łapę na czole, gdyby mógł. A nie mógł - jemu i wielu innym wilkom watahy odmroziły się kończyny. Ale skrzydła starszy członek straży mógł mieć nadal sprawne.
- Jesteś geniuszem - Shogun parsknął śmiechem, wznosząc się w powietrze.
- Zawsze do usług. Wiesz może, kto jeszcze potrzebuje pomocy medycznej?
- Kaylay chyba zmierzała do centrum watahy.
- Kaylay? - Lily uniósł brew. Chyba nie był zbyt dobrze doinformowany odnośnie nowych członków.
Shogun wzniósł się na wysokość trzydziestu stóp.
- Tam jest - wskazał kierunek i odleciał do Elan.
Lily natomiast czym prędzej pobiegł w wyznaczonym kierunku. Wkrótce zobaczył ciemnoszarą waderę leżącą w śniegu.
- Żyjesz? - zapytał, szturchając ją lekko. Przekręciła głowę, spoglądając na niego bez słowa zmęczonymi oczyma.
Basior zarzucił ją sobie na plecy i ruszył, nie marnując ani chwili.
- Co tu.... co tu się stało? - zapytała, kaszląc - Nagle jakiś lód unieruchomił moje łapy.
- Dlatego idziemy do Elan. Może coś wie. A przy okazji, jestem Lily, basior Beta.
- Kaylay. Dzięki za pomoc.
Mówienie sprawiało jej dużą trudność, więc Lily nie kontynuował już rozmowy. Zamiast tego przyspieszył, gdy zobaczył na horyzoncie jaskinię Elan.
Lily, zaraz po przekroczeniu progu jaskini Uzdrowicielki, ujrzał niecałą połowę watahy rozłożoną na futrach i drżących z zimna. Nawet było tam kilka szczeniąt, które przytulały się do losowych wilków.
Podeszła do nich Elan. Wyjaśniła mu pokrótce, gdzie ma odłożyć Kaylay, a potem grzecznie wyprosiła basiora z jaskini, by nie rozpraszał Shairen. Lily ufał, że zostawia szarą wilczycę w dobrych łapach.
Prascanny nie znalazł, a biedna Shai musiała pracować za je obie.
Następnie wysłała go (i jeszcze kogoś? na dalsze poszukiwania. Postanowił zajrzeć do Owadziego Lasu. Był tam też Yesterday, organizujący ostatnie zimowe mieszkania i pomagający Heroice ze szczeniakami.
Zauważył jakiegoś jasnego basiora, do którego podszedł, mimo iż obowiązki goniły.
- Nie widziałem cię tu wczesniej - mruknął do jasnego - Jak cię zwą?
- Aiden - przedstawił się nieznajomy - Wilczyca imieniem Altair powiedziała mi, że znajdę gdzieś tutaj Alfę Yesterday'a
- To ja - Yesterday wyrósł jak z pod ziemi - Lily, Heroica ma problem z odnalezieniem szarego szczeniaka, tego, co go z Mglistych Mokradeł wyniosłeś. Pomożesz jej go szukać?
Lily zastrzygł uszami, szukając wzrokiem Heroici, a gdy już ją znalazł, pobiegł w jej stronę.
- Dobrze, że jesteś - powiedziała drżącym głosem - Tashi gdzieś zniknął, a jeszcze przed chwilą go tu przyniosłam...
- Oczywiście, że pomogę - Czarny basior i, nie zatrzymując się, mijał kolejne drzewa iglaste.
Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego martwi się bardziej o tego szczeniaka, niż o wilki, które coś przymroziło do gleby. Chociaż, jakby nie patrzeć, szczeniaki szybciej zamarzały, gdyż miały jeszcze cienkie futerka, czyż nie?
Nie miał pojęcia, od czego zacząć poszukiwania. Mało pamiętał z lat szczenięcych i właściwie nie wiedział, co jego szczenięca wersja mogłaby zrobić na miejscu Tashiego.
Przy okazji Lily przypomniał sobie incydent z sprzed tygodnia, kiedy to zupełnie przypadkowo oderwał ucho jednemu ze szczeniąt. Może nie powinien był tego robić, ale ta brązowa kulka zasłużyła. A Lily'ego ogarnęła niewyobrażalna satysfakcja. Nigdy nie przepadał za szczeniakami.
Ostatecznie, Lily i tak musiał oddać odgryzione ucho. A szkoda, bo chętnie by je sobie wstawił do ramki i powiesił w jaskini.
Wracając, w końcu, po kilkunastu minutach, kiedy pewnie Heroica wypruwała sobie żyły, udało mu się znaleźć szarego szczeniaka. A raczej ślady łapek, które doprowadziły basiora na skraj tundry, gdzie ślady się urywały. Bardzo możliwe, że szczeniak łaził teraz w śniegu. Szansa na znalezienie go tu była znikoma, chociaż był pewien sposób....
Lily przebiegł w głąb tajgi kilkadziesiąt metrów i głośno zawył. Dawno tego nie robił, nie miał też teoretycznie zbytnich uprawnień do wycia, gdyż z reguły to Alfa pierwszy wył. Jednak basior Beta na chwilę obecną nie wymyślił niczego lepszego. Spodziewał się jakiegoś odzewu, jednak nikt nie odpowiedział przez dłuższą chwilę, dopiero potem dało się słyszeć ciche wycie połączone nieco ze skomleniem. Lily po chwili mniej więcej wiedział już, dokąd powinien się udać.
< Tashi? >
Shogun zaklął cicho. Z powodu odmrożonych łap, zapewne.
- Idź, nie gadaj.
- A nie mógłbyś polecieć do swej ukochanej na własnych skrzydłach, a nie wykorzystujesz młodego wilka? - zasugerował basior, a Shogun pewnie położyłby teraz swoją łapę na czole, gdyby mógł. A nie mógł - jemu i wielu innym wilkom watahy odmroziły się kończyny. Ale skrzydła starszy członek straży mógł mieć nadal sprawne.
- Jesteś geniuszem - Shogun parsknął śmiechem, wznosząc się w powietrze.
- Zawsze do usług. Wiesz może, kto jeszcze potrzebuje pomocy medycznej?
- Kaylay chyba zmierzała do centrum watahy.
- Kaylay? - Lily uniósł brew. Chyba nie był zbyt dobrze doinformowany odnośnie nowych członków.
Shogun wzniósł się na wysokość trzydziestu stóp.
- Tam jest - wskazał kierunek i odleciał do Elan.
Lily natomiast czym prędzej pobiegł w wyznaczonym kierunku. Wkrótce zobaczył ciemnoszarą waderę leżącą w śniegu.
- Żyjesz? - zapytał, szturchając ją lekko. Przekręciła głowę, spoglądając na niego bez słowa zmęczonymi oczyma.
Basior zarzucił ją sobie na plecy i ruszył, nie marnując ani chwili.
- Co tu.... co tu się stało? - zapytała, kaszląc - Nagle jakiś lód unieruchomił moje łapy.
- Dlatego idziemy do Elan. Może coś wie. A przy okazji, jestem Lily, basior Beta.
- Kaylay. Dzięki za pomoc.
Mówienie sprawiało jej dużą trudność, więc Lily nie kontynuował już rozmowy. Zamiast tego przyspieszył, gdy zobaczył na horyzoncie jaskinię Elan.
* * *
Lily, zaraz po przekroczeniu progu jaskini Uzdrowicielki, ujrzał niecałą połowę watahy rozłożoną na futrach i drżących z zimna. Nawet było tam kilka szczeniąt, które przytulały się do losowych wilków.
Podeszła do nich Elan. Wyjaśniła mu pokrótce, gdzie ma odłożyć Kaylay, a potem grzecznie wyprosiła basiora z jaskini, by nie rozpraszał Shairen. Lily ufał, że zostawia szarą wilczycę w dobrych łapach.
Prascanny nie znalazł, a biedna Shai musiała pracować za je obie.
Następnie wysłała go (i jeszcze kogoś? na dalsze poszukiwania. Postanowił zajrzeć do Owadziego Lasu. Był tam też Yesterday, organizujący ostatnie zimowe mieszkania i pomagający Heroice ze szczeniakami.
Zauważył jakiegoś jasnego basiora, do którego podszedł, mimo iż obowiązki goniły.
- Nie widziałem cię tu wczesniej - mruknął do jasnego - Jak cię zwą?
- Aiden - przedstawił się nieznajomy - Wilczyca imieniem Altair powiedziała mi, że znajdę gdzieś tutaj Alfę Yesterday'a
- To ja - Yesterday wyrósł jak z pod ziemi - Lily, Heroica ma problem z odnalezieniem szarego szczeniaka, tego, co go z Mglistych Mokradeł wyniosłeś. Pomożesz jej go szukać?
Lily zastrzygł uszami, szukając wzrokiem Heroici, a gdy już ją znalazł, pobiegł w jej stronę.
- Dobrze, że jesteś - powiedziała drżącym głosem - Tashi gdzieś zniknął, a jeszcze przed chwilą go tu przyniosłam...
- Oczywiście, że pomogę - Czarny basior i, nie zatrzymując się, mijał kolejne drzewa iglaste.
Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego martwi się bardziej o tego szczeniaka, niż o wilki, które coś przymroziło do gleby. Chociaż, jakby nie patrzeć, szczeniaki szybciej zamarzały, gdyż miały jeszcze cienkie futerka, czyż nie?
Nie miał pojęcia, od czego zacząć poszukiwania. Mało pamiętał z lat szczenięcych i właściwie nie wiedział, co jego szczenięca wersja mogłaby zrobić na miejscu Tashiego.
Przy okazji Lily przypomniał sobie incydent z sprzed tygodnia, kiedy to zupełnie przypadkowo oderwał ucho jednemu ze szczeniąt. Może nie powinien był tego robić, ale ta brązowa kulka zasłużyła. A Lily'ego ogarnęła niewyobrażalna satysfakcja. Nigdy nie przepadał za szczeniakami.
Ostatecznie, Lily i tak musiał oddać odgryzione ucho. A szkoda, bo chętnie by je sobie wstawił do ramki i powiesił w jaskini.
Wracając, w końcu, po kilkunastu minutach, kiedy pewnie Heroica wypruwała sobie żyły, udało mu się znaleźć szarego szczeniaka. A raczej ślady łapek, które doprowadziły basiora na skraj tundry, gdzie ślady się urywały. Bardzo możliwe, że szczeniak łaził teraz w śniegu. Szansa na znalezienie go tu była znikoma, chociaż był pewien sposób....
Lily przebiegł w głąb tajgi kilkadziesiąt metrów i głośno zawył. Dawno tego nie robił, nie miał też teoretycznie zbytnich uprawnień do wycia, gdyż z reguły to Alfa pierwszy wył. Jednak basior Beta na chwilę obecną nie wymyślił niczego lepszego. Spodziewał się jakiegoś odzewu, jednak nikt nie odpowiedział przez dłuższą chwilę, dopiero potem dało się słyszeć ciche wycie połączone nieco ze skomleniem. Lily po chwili mniej więcej wiedział już, dokąd powinien się udać.
< Tashi? >
Od Lily'ego CD Nightmare
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
Lily nie odpowiadał przez chwilę, gdyż ciągle czuł się dziwnie z powodu ich lekkiej sprzeczki przy windzie. Może faktycznie powinien czasem dać innym szansę? A nie myśleć tylko o sobie i własnych problemach?
- Okej - stwierdził w końcu.
Nightmare lekko się uśmiechnęła, a potem natychmiastowo w jej miejscu pojawił się duży, srebrzysty smok z jasnoniebieskimi końcami łusek.
Wchodzisz? - zabrzmiał głos wewnątrz głowy basiora. Dopiero po chwili zrozumiał, że komunikat pochodzi od przetransformowanej w smoczycę wilczycy. Nie znał się na smokach, ale coś słyszał, że te bardziej uzdolnione posługiwały się z innymi poprzez umiejętność telepatii.
Jedno wiedział na pewno: smoki mogły mieć naprawdę niesamowity i osobliwy głos.
- Jasne, oczywiście.
Lily jednym susem wskoczył po leżącym skrzydle i usadowił się pomiędzy barkami srebrnego smoka.
Spadniesz, jak się nie będziesz trzymał.
- Nie spadnę. Lećmy - powiedział basior. Mocno nim trząsnęło, kiedy Nightmare wystartowała. Było blisko, by zsunął się on po grzbiecie i ogonie smoka.
Skierował wzrok na chmury. Nie chciał patrzeć, jak ziema pod nim zostaje w tyle. Co prawda, kiedy sam latał, nie czuł takiego dyskomfortu, ale to było dobre trzy miesiące temu.
- Łał - zdołał wykrztusić, kiedy odważył się spojrzeć w dół i ujrzał Rzekę Leminga, która teraz wydała mu się niesamowicie piękna.
Po części żałował, że jest jeszcze dzień. Pamiętał nocne spacery w obłokach i małe światełka, będące jaskiniami.
O czym myślisz? - zapytała go smoczyca. Emanowała swego rodzaju szczenięcą radością, zupełnie tak, jakby był to jej pierwszy tego typu lot od bardzo dawna.
- A o niczym. Wybacz moje zachowanie w kopalni, wiesz... nie jestem zbyt przykładnym przykładem dobrego Bety. Przepraszam.
Lily musiał wrzeszczeć, żeby przekrzyczeć wiatr Północy (nie mylić z Północnym Wiatrem).
Też miewam gorsze dni, nie przejmuj się tym.
Lily wychylił się nieco, widząc, że zniżylu lot. Zrobiło mu się nieco przykro, gdyż nie zdążył nacieszyć się wystarczająco okazją lotu.
- Już lądujemy?
Wkrótce zacznie padać śnieg, czuję to. A przez niego nigdy nic nie widzę.
- Fakt, ja też nie.
Nightmare wyladowała twardo przy od niedawna zamarzniętej rzece Leminga. Zmieniła się z powrotem w wilczą formę, jednak Lily nie zdążył wcześniej zejść i w wyniku tego prawie na nią spadł.
- Wracajmy do Owadziego Lasu - zarządził basior Beta, otrzepując się ze śniegu.
Wadera pokiwała głową. Szli już dobry kwadrans, jednak nadal nie trafili do Owadziego Lasu. Basior nie czuł też ani jednego, znanego mu zapachu. Śnieg, jak przewidywała towarzyszka, wkrótce zaczął padać.
Po drodze natknęli się na zwłoki młodego łosia. Lily podszedł do nich, by zabrać je ze sobą, i wtedy zobaczył coś dziwnego.
Łoś miał rozszarpana tętnicę, ale wyjatkowo mało krwi wylanej na śnieg. Dokładniej, to aż sześć kropel.
- Cassie - szepnął
- Słucham?
- Cassie tu polowała.
- Skąd wiesz? - Nigdhtmare podeszła bliżej.
- Bo czuć - skłamał wilk.
Jakoś nie lubił rozpowiadać o dziwnej przypadłości tej niesprawiedliwie wydalonej wadery.
- Była naszą Gamma, zanim dołączyłaś, została wyrzucona, i od tamtego czasu nigdy już nie pojawiła się na terenach Watahy Krwawego Szafiru. Altair mówiła, że przyłączyła się tymczasowo do naszych wrogów, wilków z Watahy Niezwyciężonych Wojowników. A teraz musisz wiedzieć, że....
- .... że jesteśmy na terytorium wroga? - wtrąciła Nightmare.
Lily pokiwał głową, zauważając zaniepokojenie, jakie malowało się na twarzy wadery.
- Wracajmy, zanim nas tu ktoś namierzy, bo tak się składa, że jesteśmy z nimi bliscy wojny.
Zanim Night zdążyła, broń boże, zaprzeczyć, oboje usłyszeli wycie, najpierw jednego, a potem całej gromady wilków.
- Zwiewajmy.
< Nightmare? > Sory, że takie długie, ale jak jest wena, to trzeba korzystać =>
- Okej - stwierdził w końcu.
Nightmare lekko się uśmiechnęła, a potem natychmiastowo w jej miejscu pojawił się duży, srebrzysty smok z jasnoniebieskimi końcami łusek.
Wchodzisz? - zabrzmiał głos wewnątrz głowy basiora. Dopiero po chwili zrozumiał, że komunikat pochodzi od przetransformowanej w smoczycę wilczycy. Nie znał się na smokach, ale coś słyszał, że te bardziej uzdolnione posługiwały się z innymi poprzez umiejętność telepatii.
Jedno wiedział na pewno: smoki mogły mieć naprawdę niesamowity i osobliwy głos.
- Jasne, oczywiście.
Lily jednym susem wskoczył po leżącym skrzydle i usadowił się pomiędzy barkami srebrnego smoka.
Spadniesz, jak się nie będziesz trzymał.
- Nie spadnę. Lećmy - powiedział basior. Mocno nim trząsnęło, kiedy Nightmare wystartowała. Było blisko, by zsunął się on po grzbiecie i ogonie smoka.
Skierował wzrok na chmury. Nie chciał patrzeć, jak ziema pod nim zostaje w tyle. Co prawda, kiedy sam latał, nie czuł takiego dyskomfortu, ale to było dobre trzy miesiące temu.
- Łał - zdołał wykrztusić, kiedy odważył się spojrzeć w dół i ujrzał Rzekę Leminga, która teraz wydała mu się niesamowicie piękna.
Po części żałował, że jest jeszcze dzień. Pamiętał nocne spacery w obłokach i małe światełka, będące jaskiniami.
O czym myślisz? - zapytała go smoczyca. Emanowała swego rodzaju szczenięcą radością, zupełnie tak, jakby był to jej pierwszy tego typu lot od bardzo dawna.
- A o niczym. Wybacz moje zachowanie w kopalni, wiesz... nie jestem zbyt przykładnym przykładem dobrego Bety. Przepraszam.
Lily musiał wrzeszczeć, żeby przekrzyczeć wiatr Północy (nie mylić z Północnym Wiatrem).
Też miewam gorsze dni, nie przejmuj się tym.
Lily wychylił się nieco, widząc, że zniżylu lot. Zrobiło mu się nieco przykro, gdyż nie zdążył nacieszyć się wystarczająco okazją lotu.
- Już lądujemy?
Wkrótce zacznie padać śnieg, czuję to. A przez niego nigdy nic nie widzę.
- Fakt, ja też nie.
Nightmare wyladowała twardo przy od niedawna zamarzniętej rzece Leminga. Zmieniła się z powrotem w wilczą formę, jednak Lily nie zdążył wcześniej zejść i w wyniku tego prawie na nią spadł.
- Wracajmy do Owadziego Lasu - zarządził basior Beta, otrzepując się ze śniegu.
Wadera pokiwała głową. Szli już dobry kwadrans, jednak nadal nie trafili do Owadziego Lasu. Basior nie czuł też ani jednego, znanego mu zapachu. Śnieg, jak przewidywała towarzyszka, wkrótce zaczął padać.
Po drodze natknęli się na zwłoki młodego łosia. Lily podszedł do nich, by zabrać je ze sobą, i wtedy zobaczył coś dziwnego.
Łoś miał rozszarpana tętnicę, ale wyjatkowo mało krwi wylanej na śnieg. Dokładniej, to aż sześć kropel.
- Cassie - szepnął
- Słucham?
- Cassie tu polowała.
- Skąd wiesz? - Nigdhtmare podeszła bliżej.
- Bo czuć - skłamał wilk.
Jakoś nie lubił rozpowiadać o dziwnej przypadłości tej niesprawiedliwie wydalonej wadery.
- Była naszą Gamma, zanim dołączyłaś, została wyrzucona, i od tamtego czasu nigdy już nie pojawiła się na terenach Watahy Krwawego Szafiru. Altair mówiła, że przyłączyła się tymczasowo do naszych wrogów, wilków z Watahy Niezwyciężonych Wojowników. A teraz musisz wiedzieć, że....
- .... że jesteśmy na terytorium wroga? - wtrąciła Nightmare.
Lily pokiwał głową, zauważając zaniepokojenie, jakie malowało się na twarzy wadery.
- Wracajmy, zanim nas tu ktoś namierzy, bo tak się składa, że jesteśmy z nimi bliscy wojny.
Zanim Night zdążyła, broń boże, zaprzeczyć, oboje usłyszeli wycie, najpierw jednego, a potem całej gromady wilków.
- Zwiewajmy.
< Nightmare? > Sory, że takie długie, ale jak jest wena, to trzeba korzystać =>
Od Lily'ego CD Nightmare
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
Lily zaraz po wygramoleniu się z zardzewiałego wagonu opadł na grunt. Nadal słyszał szybkie łomotanie swojego serca. Tylko ludzie mogli stworzyć taką chorą maszynę. Głośne, klaustrofobiczne i zdecydowanie za szybkie.
- Co to za miejsce? - zapytała Nightmare.
Jej wcale nie kręciło się w głowie. Jak gdyby nic łaziła sobie po obszernym pomieszczeniu.
- Cholera wie - parsknął basior, podnosząc wzrok. Ciekawość zmotywowała go do wstania i dokładnego obejrzenia jaskini.
Kolejne cholerne pochodnie, kilka kilofów i coś, co wyglądało jak wielka, płaska kładka wisząca na linie. Kiedy Lily podszedł bliżej, zobaczył pod kładką jedynie ciemną otchłań. Zapewne to coś służy lub służyło ludziom za windę.
- Zjeżdżamy?
Basior zobaczył swoją towarzyszkę, tą wariatkę, która podchodziła do niego z pochodnią w pysku. Pokręcił natychmiastowo głową.
- Na tym? Nie wygląda zbyt stabilnie - ocenił - Te liny muszą mieć kilkadziesiąt lat. Najpewniej spadniemy, nie zdążysz nawet kiwnąć palcem.
- A widzisz tu inną drogę?
- Widzę.
- A gdzie?
Wskazał łapą na tory. Na upartego dało by się wspiąć po nich z powrotem.
- Boisz się? - prychnęła Nightmare.
- To się nazywa logiczne myślenie. Spójrz na to z innej strony. Nie mamy jedzenia. A ja powinienem wrócić, jestem potrzebny naszym braciom i siostrom, tam, na górze.
Wadera przez chwilę nie odpowiadała, a potem podeszła do starej windy.
- Znam się na tym - Wskoczyła na drewnianą platformę.
- Uważaj, bo podpalisz liny - Basior spojrzał na pochodnie, którą ta nadal trzymała w pysku - Nawet nie wiesz, co jest na dole.
Powiedział to dokładnie w chwili, podczas której Nightmare rzuciła pochodnie w otchłań. Usłyszeli przytłumione wybuchy, trwało to niecałą minutę. Windą lekko zakołysało, ale szara wadera nadal na niej stała.
- Czemu boisz się iść ze mną? - zapytała - Cały dynamit już wybuchł, nie mamy się czego obawiać....
Lily zaśmiał się ponuro, jeszcze raz zerkając w otchłań. Nightmare była naprawdę lekkomyślna. Chciałby nie być odpowiedzialny za takie szalone przypadki. Miał nawet ochotę przeciąć liny, ale sumienie mu nie pozwalało.
- Mów za siebie - syknął - Masz wspaniałe skrzydła. Możesz w każdej chwili stąd wylecieć, a mnie nic nie uratuje przed upadkiem z wysokości. Taka głupia, bezsensowna śmierć.
- Ty miałeś skrzydła - zauważyła wadera - Jak to się stało, że już ich nie masz?
- Przez taką naiwność.
Skłamał. Chociaż, może to po części była prawda. W końcu był to czas, kiedy Lily robił wszystko dla niesamowitych wrażeń, jak na przykład atakowanie dwójki uzbrojonych ludzi w pokedynkę. T
Ale tak naprawdę nie znał prawdziwych okoliczności utraty drogocennych skrzydeł. Może była to sprawka Kiby? O! Na pewno jej. Ona pewnie też nasłała na niego i Nightmare tego lodowego potwora.
Pamiętajcie: co złego to Kiba.
- Nie mogę tu tak bezsensownie zginąć - westchnął, siadając - Jestem prawą ręką Alfy. Zresztą jestem wojownikiem, a nie archeologiem.
Tashi, pomyślał basior Beta. Obiecał wyszkolić tego szczeniaka na wojownika. I głównie dlatego wolał wyjść na powieszchnie w jednym kawałku.
- Chodź! - zawołała wilczyca.
- Nue, to ty chodź! Ja przynajmniej muszę wracać. Życzę powodzenia.
Nightmare nie odpowiedziała. Złapała za linę i winda zjechała powoli, głośno skrzypiąc, w dół. A niech się na tych linach powiesi :<.
Chyba najwyższy czas wrócić i przetestować ten drugi korytarz. Tak.... niby nie powinni się rozdzielać. Ale Nightmare sobie poradzi: ba, nawet bardziej pasuje na maga, niż na wojowniczkę. Ale coś w niej było, co działało basiorowi na nerwy, i ich rozdzielenie zapewne lepiej wyjdzie na zdrowie obojgu.
Lily z burczącym brzuchem rozpoczął mozolną wspinaczkę po torach.
< Nightmare? > Lily dostał -50 do nastroju ponieważ ma klaustrofobię -.-
- Co to za miejsce? - zapytała Nightmare.
Jej wcale nie kręciło się w głowie. Jak gdyby nic łaziła sobie po obszernym pomieszczeniu.
- Cholera wie - parsknął basior, podnosząc wzrok. Ciekawość zmotywowała go do wstania i dokładnego obejrzenia jaskini.
Kolejne cholerne pochodnie, kilka kilofów i coś, co wyglądało jak wielka, płaska kładka wisząca na linie. Kiedy Lily podszedł bliżej, zobaczył pod kładką jedynie ciemną otchłań. Zapewne to coś służy lub służyło ludziom za windę.
- Zjeżdżamy?
Basior zobaczył swoją towarzyszkę, tą wariatkę, która podchodziła do niego z pochodnią w pysku. Pokręcił natychmiastowo głową.
- Na tym? Nie wygląda zbyt stabilnie - ocenił - Te liny muszą mieć kilkadziesiąt lat. Najpewniej spadniemy, nie zdążysz nawet kiwnąć palcem.
- A widzisz tu inną drogę?
- Widzę.
- A gdzie?
Wskazał łapą na tory. Na upartego dało by się wspiąć po nich z powrotem.
- Boisz się? - prychnęła Nightmare.
- To się nazywa logiczne myślenie. Spójrz na to z innej strony. Nie mamy jedzenia. A ja powinienem wrócić, jestem potrzebny naszym braciom i siostrom, tam, na górze.
Wadera przez chwilę nie odpowiadała, a potem podeszła do starej windy.
- Znam się na tym - Wskoczyła na drewnianą platformę.
- Uważaj, bo podpalisz liny - Basior spojrzał na pochodnie, którą ta nadal trzymała w pysku - Nawet nie wiesz, co jest na dole.
Powiedział to dokładnie w chwili, podczas której Nightmare rzuciła pochodnie w otchłań. Usłyszeli przytłumione wybuchy, trwało to niecałą minutę. Windą lekko zakołysało, ale szara wadera nadal na niej stała.
- Czemu boisz się iść ze mną? - zapytała - Cały dynamit już wybuchł, nie mamy się czego obawiać....
Lily zaśmiał się ponuro, jeszcze raz zerkając w otchłań. Nightmare była naprawdę lekkomyślna. Chciałby nie być odpowiedzialny za takie szalone przypadki. Miał nawet ochotę przeciąć liny, ale sumienie mu nie pozwalało.
- Mów za siebie - syknął - Masz wspaniałe skrzydła. Możesz w każdej chwili stąd wylecieć, a mnie nic nie uratuje przed upadkiem z wysokości. Taka głupia, bezsensowna śmierć.
- Ty miałeś skrzydła - zauważyła wadera - Jak to się stało, że już ich nie masz?
- Przez taką naiwność.
Skłamał. Chociaż, może to po części była prawda. W końcu był to czas, kiedy Lily robił wszystko dla niesamowitych wrażeń, jak na przykład atakowanie dwójki uzbrojonych ludzi w pokedynkę. T
Ale tak naprawdę nie znał prawdziwych okoliczności utraty drogocennych skrzydeł. Może była to sprawka Kiby? O! Na pewno jej. Ona pewnie też nasłała na niego i Nightmare tego lodowego potwora.
Pamiętajcie: co złego to Kiba.
- Nie mogę tu tak bezsensownie zginąć - westchnął, siadając - Jestem prawą ręką Alfy. Zresztą jestem wojownikiem, a nie archeologiem.
Tashi, pomyślał basior Beta. Obiecał wyszkolić tego szczeniaka na wojownika. I głównie dlatego wolał wyjść na powieszchnie w jednym kawałku.
- Chodź! - zawołała wilczyca.
- Nue, to ty chodź! Ja przynajmniej muszę wracać. Życzę powodzenia.
Nightmare nie odpowiedziała. Złapała za linę i winda zjechała powoli, głośno skrzypiąc, w dół. A niech się na tych linach powiesi :<.
Chyba najwyższy czas wrócić i przetestować ten drugi korytarz. Tak.... niby nie powinni się rozdzielać. Ale Nightmare sobie poradzi: ba, nawet bardziej pasuje na maga, niż na wojowniczkę. Ale coś w niej było, co działało basiorowi na nerwy, i ich rozdzielenie zapewne lepiej wyjdzie na zdrowie obojgu.
Lily z burczącym brzuchem rozpoczął mozolną wspinaczkę po torach.
< Nightmare? > Lily dostał -50 do nastroju ponieważ ma klaustrofobię -.-
Od Lily'ego CD Nightmare
1 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
- A jeśli jedna okaże się ślepą uliczką? - zastanowił się na głos czarny basior. A jeśli oba korytarze szybko się kończą?
Usłyszeli za sobą głośne trzaski. Odwrócili się w oka mgnieniu. Jak się okazało, lodowy potwór usiłował dostać się do nich przez zasypane przejście.
- Tędy! - zawołała Nightmare, zaraz po nałożeniu za ich plecami kolejnego pola siłowego, a potem pociągnęła towarzysza za sobą w lewy korytarz.
Biegli po ciemku. Nie było czasu na szukaniu jakiegoś źródła światła. Lily jednak był w siódmym niebie, jako że od urodzenia doskonale widział w ciemności. Szybko wysunął się przed skrzydlatą waderę.
Nie miał pojęcia, co ona mogła zobaczyć w tych egipskich ciemnościach, ale on zauważył, że tunel stopniowo zaczynał przypominać opuszczoną kopalnię. Gdy dobiegli do pierwszej palącej się na ścianie pochodni, Lily zatrzymał się, a Nightmare prawie w niego wleciała.
- Czemu się zatrzymałeś?
Dalsza część tynelu była już jako tako oświetlona.
- Nie podoba mi się tutaj - stwierdził basior, spoglądając na towarzyszkę - Czy jest możliwość, aby tamten potwór nadal nas gonił?
- Różnie z nimi bywa - Nightmare wzruszyła ramionami - Ale powinniśmy na wszelki wypadek iść dalej.
- Ta kopania nie jest opuszczona. Lepiej wracajmy.
Mógłby tu żyć ktokolwiek. Cokolwiek. Nawet sfora Kiby.
A może to po prostu jedno z sekretnych przejść do Groty Mroku?
- Nie idziesz dalej - Lily zastąpił drogę waderze próbującej iść dalej - Nie, serio. Zakazuje ci jako basior Beta. Masz nakaz mnie słuchać.
- Właściwie... to wolę już złamać zakaz, niż spotkać ponownie himes deamonium.
Przeskoczyła nad nim, kiedy nie patrzał, a potem wolnym truchtem mijała kolejne pochodnie.
To go teraz przyparła do muru.
- K**wa - warknął Lily i pobiegł za nią. W gruncie rzeczy nowa miała rację odnośnie braku sensu cofania się. A Lily wolał nie puszczać jej samej w głąb kopalń, bo gdyby coś jej się stało... nieważne, po prostu nie chciałby mieć na sumieniu żadnego członka watahy przez resztę życia.
- Zaczekaj!
Dogonił Nightmare przy kamiennych schodach, schodzących stromo w dół.
- Jesteś pewna, że chcesz tam iść? - zapytał.
- Innej drogi nie ma. Uważaj, schody są bardzo strome i śliskie.
Oczywiście Lily nie zarejestrował tej informacji w porę i już po chwili turlał się po schodach w dół. Wyczekiwał, aż złamie sobie kręgosłup, jednak nie doczekał się aż tak poważnego urazu. Potem wylądował w zimnej wodzie, co trochę przywróciło mu jasność umysłu. Jak najszybciej wynurzył pysk z wody.
- Nic mi nie jest! - zawołał do Nightmare.
Wylądował w jakimś podziemnym jeziorku. Coś złapało go za kark i wyniosło na brzeg.
- Żyjesz?
Po głosie wywnioskował, ponieważ nadal był zszokowany, że nadawcą pytania była znana mu od niespełna dwóch dni szara wilczyca.
- Daj mi chwilę, potem ruszymy dalej - westchnął Lily. Podniósł się do siadu i rozejrzał po jaskini. Jego koci wzrok zarejestrował nagle coś interesującego.
Pokuśtykał nieco w głąb i natknął się na dużą, drewnianą skrzynię. Wyglądała staro, ale po skomplikowanych złotych ozdobnikach Lily wątpił, żeby wykonał ją wilk. Mogła być to robota ludzi, podobnie jak to do nich mógł należeć oświetlony korytarz.
Natychmiast zawołał towarzyszkę:
- Hej, Nightmare! Chodź tu szybko!
- Co to? - zapytała skrzydlata, równie zaskoczona - Myślisz, że w środku coś jest?
- Spróbujmy otworzyć - zaproponował Lily i spojrzał jeszcze raz na skrzynię. Posiadała kłódkę, ale to nie byłby duży kłopot.
< Nightmare? >
Usłyszeli za sobą głośne trzaski. Odwrócili się w oka mgnieniu. Jak się okazało, lodowy potwór usiłował dostać się do nich przez zasypane przejście.
- Tędy! - zawołała Nightmare, zaraz po nałożeniu za ich plecami kolejnego pola siłowego, a potem pociągnęła towarzysza za sobą w lewy korytarz.
Biegli po ciemku. Nie było czasu na szukaniu jakiegoś źródła światła. Lily jednak był w siódmym niebie, jako że od urodzenia doskonale widział w ciemności. Szybko wysunął się przed skrzydlatą waderę.
Nie miał pojęcia, co ona mogła zobaczyć w tych egipskich ciemnościach, ale on zauważył, że tunel stopniowo zaczynał przypominać opuszczoną kopalnię. Gdy dobiegli do pierwszej palącej się na ścianie pochodni, Lily zatrzymał się, a Nightmare prawie w niego wleciała.
- Czemu się zatrzymałeś?
Dalsza część tynelu była już jako tako oświetlona.
- Nie podoba mi się tutaj - stwierdził basior, spoglądając na towarzyszkę - Czy jest możliwość, aby tamten potwór nadal nas gonił?
- Różnie z nimi bywa - Nightmare wzruszyła ramionami - Ale powinniśmy na wszelki wypadek iść dalej.
- Ta kopania nie jest opuszczona. Lepiej wracajmy.
Mógłby tu żyć ktokolwiek. Cokolwiek. Nawet sfora Kiby.
A może to po prostu jedno z sekretnych przejść do Groty Mroku?
- Nie idziesz dalej - Lily zastąpił drogę waderze próbującej iść dalej - Nie, serio. Zakazuje ci jako basior Beta. Masz nakaz mnie słuchać.
- Właściwie... to wolę już złamać zakaz, niż spotkać ponownie himes deamonium.
Przeskoczyła nad nim, kiedy nie patrzał, a potem wolnym truchtem mijała kolejne pochodnie.
To go teraz przyparła do muru.
- K**wa - warknął Lily i pobiegł za nią. W gruncie rzeczy nowa miała rację odnośnie braku sensu cofania się. A Lily wolał nie puszczać jej samej w głąb kopalń, bo gdyby coś jej się stało... nieważne, po prostu nie chciałby mieć na sumieniu żadnego członka watahy przez resztę życia.
- Zaczekaj!
Dogonił Nightmare przy kamiennych schodach, schodzących stromo w dół.
- Jesteś pewna, że chcesz tam iść? - zapytał.
- Innej drogi nie ma. Uważaj, schody są bardzo strome i śliskie.
Oczywiście Lily nie zarejestrował tej informacji w porę i już po chwili turlał się po schodach w dół. Wyczekiwał, aż złamie sobie kręgosłup, jednak nie doczekał się aż tak poważnego urazu. Potem wylądował w zimnej wodzie, co trochę przywróciło mu jasność umysłu. Jak najszybciej wynurzył pysk z wody.
- Nic mi nie jest! - zawołał do Nightmare.
Wylądował w jakimś podziemnym jeziorku. Coś złapało go za kark i wyniosło na brzeg.
- Żyjesz?
Po głosie wywnioskował, ponieważ nadal był zszokowany, że nadawcą pytania była znana mu od niespełna dwóch dni szara wilczyca.
- Daj mi chwilę, potem ruszymy dalej - westchnął Lily. Podniósł się do siadu i rozejrzał po jaskini. Jego koci wzrok zarejestrował nagle coś interesującego.
Pokuśtykał nieco w głąb i natknął się na dużą, drewnianą skrzynię. Wyglądała staro, ale po skomplikowanych złotych ozdobnikach Lily wątpił, żeby wykonał ją wilk. Mogła być to robota ludzi, podobnie jak to do nich mógł należeć oświetlony korytarz.
Natychmiast zawołał towarzyszkę:
- Hej, Nightmare! Chodź tu szybko!
- Co to? - zapytała skrzydlata, równie zaskoczona - Myślisz, że w środku coś jest?
- Spróbujmy otworzyć - zaproponował Lily i spojrzał jeszcze raz na skrzynię. Posiadała kłódkę, ale to nie byłby duży kłopot.
< Nightmare? >
Od Lily'ego CD Nightmare
1 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
Nightmare poszła spać, używając reszty swojej zdobyczy jako poduszki, a tymczasem Lily usiadł obok i wpatrywał się w szalejącą na zewnątrz śnieżycę. To właśnie był jeden z uroków, ale też zabójczych niebezpieczeństw Północy. Co najgorsze, zima dopiero się zaczynała, a już dzień znacznie się skrócił. Lily na chwilę wrócił myślami do tego szarego szczeniaka, którego przed paroma dniami zabrał z Mglistych Mokradeł. Szczeniaczek był wtedy w bardzo krytycznym stanie, a basior mógł jedynie mieć nadzieję, że ten otrzymał dobrą opiekę. Ale po chwili przestał się martwić. Heroika jak nikt inny znała się na swoim fachu. Chyba.
Jedno trzeba przyznać - magiczny ogień nie dawał wcale tyle ciepła, co normalny, ale już lepsze to niż nic. Teraz i tak nie miał jak zorganizować dla nich ogień. Cholerne śnieżyce wszystko zepsuły.
Lily przykucnął i zajął się czymś, co powinien uczynić już od dłuższego czasu. Kolejną godzinę basior spędził na czyszczeniu wszystkich noży, które obecnie miał ze sobą. (Nie pytajcie, gdzie on je kitra, naprawdę nie wiem). I po godzinie, która wbrew pozorom minęła mu szybko, wyczuł między zębami resztkę mięsa. Jego perfekcjonistyczna część duszy nakazywała to wydłubać, bo nie będzie mógł zasnąć.
A więc wziął w łapy niewyczyszczony nóż i zabrał się do działania. Oczywiście przez ten czas zdążył naciąć sobie kilka razy dziąsło. Niech żyją zgrabne ruchy! Kiedy wreszcie skończył, wstał i zbliżył się do magicznego ognia, z zamiarem podwyższenia własnej temperatury ciała.
Śnieg nadal nie przestawał przestawał padać, ale tak na oko minęły już dobre dwie godziny. Postanowił więc posiedzieć jeszcze chwilę, oglądając śnieżycę przez pole siłowe, a potem obudził Nightmare, ponieważ czuł, że może w każdej chwili zasnąć.
- Moja kolej? - zapytała, ziewając.
Lily tylko przytaknął i położył się przy pseudo ognisku. Wilczyca wzruszyła ramionami i zaczęła chodzić po jaskini. Basior zobaczył jeszcze, jak towarzyszka powiększa trochę magiczny ogień, i było to ostatnie, co widział, zanim nie odpłynął do krainy snów.
< Night? >
Jedno trzeba przyznać - magiczny ogień nie dawał wcale tyle ciepła, co normalny, ale już lepsze to niż nic. Teraz i tak nie miał jak zorganizować dla nich ogień. Cholerne śnieżyce wszystko zepsuły.
Lily przykucnął i zajął się czymś, co powinien uczynić już od dłuższego czasu. Kolejną godzinę basior spędził na czyszczeniu wszystkich noży, które obecnie miał ze sobą. (Nie pytajcie, gdzie on je kitra, naprawdę nie wiem). I po godzinie, która wbrew pozorom minęła mu szybko, wyczuł między zębami resztkę mięsa. Jego perfekcjonistyczna część duszy nakazywała to wydłubać, bo nie będzie mógł zasnąć.
A więc wziął w łapy niewyczyszczony nóż i zabrał się do działania. Oczywiście przez ten czas zdążył naciąć sobie kilka razy dziąsło. Niech żyją zgrabne ruchy! Kiedy wreszcie skończył, wstał i zbliżył się do magicznego ognia, z zamiarem podwyższenia własnej temperatury ciała.
Śnieg nadal nie przestawał przestawał padać, ale tak na oko minęły już dobre dwie godziny. Postanowił więc posiedzieć jeszcze chwilę, oglądając śnieżycę przez pole siłowe, a potem obudził Nightmare, ponieważ czuł, że może w każdej chwili zasnąć.
- Moja kolej? - zapytała, ziewając.
Lily tylko przytaknął i położył się przy pseudo ognisku. Wilczyca wzruszyła ramionami i zaczęła chodzić po jaskini. Basior zobaczył jeszcze, jak towarzyszka powiększa trochę magiczny ogień, i było to ostatnie, co widział, zanim nie odpłynął do krainy snów.
< Night? >
Od Lily'ego CD Nightmare
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
Lily odczuł nagłą potrzebę otrzepania się z całego śniegu, który zdążył się do niego przykleić. Rzucił szybkie spojrzenie na waderę, przedstawiającą się jako Nihgtmare. Mógłby przysiąc, że pierwszy raz widzi ową Nigtmare na oczy.
- Lily - odpowiedział krótko - Długo już jesteś w watasze?
- Wczoraj wieczorem dołączyłam - stwierdziła. Dopiero teraz Lily dostrzegł jej gęste, szare futro i duże, ptasie skrzydła. Zupełnie jakby widział siebie kilka miesięcy wcześniej.
- Czekaj... - wtrąciła Nightmare - Ty jesteś tym Betą? Alfa coś wspominał.
Czarny basior przytaknął. Zapewne uśmiechnął by się teraz, gdyby nie fakt, iż długo już nie jadł mięsa. A ta wadera była po części powodem, dla którego jego obiad uciekł na zawsze.
- Zapolujemy coś? Zaczyna robić się naprawdę zimno, gdy tak stoimy w bezruchu.
Co prawda tylko Nightmare stała. Lily nie skończył jeszcze otrzepywać futra.
- Czemu nie? - Wadera wzruszyła ramionami - Znasz jakieś dobre miejsce na łowy?
- Zimą wszędzie jest bieda, ale Tajga to najmniejsze zło...
Wyruszyliśmy więc. Do zachodu słońca nie zostało wiele czasu. Lily miał nadzieje, że i tym razem nie zaskoczy go i nową waderę śnieżyca.
Znaleźli wreszcie niewielkie stadko reniferów. Nightmare pobiegła w ich kierunku, zanim Lily zdążył ją powstrzymać. Udało jej się powalić niezidentyfikowaną magią jednego z młodszych reniferów, a pozostałe rozbiegły się na różne strony.
Basior postanowił nie czekać ani chwili dłużej. Wziął posiadany nóż i rzucił nim w jednego z uciekających osobników. Był wręcz zdziwiony, że po zaniedbaniu treningów udało mu się trafić renifera w jedną z kończyn, co spowodowało natychmiastowe przewrócenie zwierzęcia w zaspę śniegu.
Kiedy znalazł się przy martwym już reniferze, Nightmare ciągnęła w jego kierunku swoją zdobycz.
- Nieźle - skomentowała.
Nie zdążyli niestety nacieszyć się obiadem zbyt długo, ponieważ nagle zaczął padać śnieg (teraz, gdy to piszę, też zaczyna padać ;3).
Prawdopodobnie wkrótce nic nie będzie widać przez śnieg....
- Lepiej znajdźmy jakąś jaskinie - powiedział Lily, biorąc swojego renifera w pysk - Noce potrafią być na Północy zabójcze.
<Night?>
- Lily - odpowiedział krótko - Długo już jesteś w watasze?
- Wczoraj wieczorem dołączyłam - stwierdziła. Dopiero teraz Lily dostrzegł jej gęste, szare futro i duże, ptasie skrzydła. Zupełnie jakby widział siebie kilka miesięcy wcześniej.
- Czekaj... - wtrąciła Nightmare - Ty jesteś tym Betą? Alfa coś wspominał.
Czarny basior przytaknął. Zapewne uśmiechnął by się teraz, gdyby nie fakt, iż długo już nie jadł mięsa. A ta wadera była po części powodem, dla którego jego obiad uciekł na zawsze.
- Zapolujemy coś? Zaczyna robić się naprawdę zimno, gdy tak stoimy w bezruchu.
Co prawda tylko Nightmare stała. Lily nie skończył jeszcze otrzepywać futra.
- Czemu nie? - Wadera wzruszyła ramionami - Znasz jakieś dobre miejsce na łowy?
- Zimą wszędzie jest bieda, ale Tajga to najmniejsze zło...
Wyruszyliśmy więc. Do zachodu słońca nie zostało wiele czasu. Lily miał nadzieje, że i tym razem nie zaskoczy go i nową waderę śnieżyca.
Znaleźli wreszcie niewielkie stadko reniferów. Nightmare pobiegła w ich kierunku, zanim Lily zdążył ją powstrzymać. Udało jej się powalić niezidentyfikowaną magią jednego z młodszych reniferów, a pozostałe rozbiegły się na różne strony.
Basior postanowił nie czekać ani chwili dłużej. Wziął posiadany nóż i rzucił nim w jednego z uciekających osobników. Był wręcz zdziwiony, że po zaniedbaniu treningów udało mu się trafić renifera w jedną z kończyn, co spowodowało natychmiastowe przewrócenie zwierzęcia w zaspę śniegu.
Kiedy znalazł się przy martwym już reniferze, Nightmare ciągnęła w jego kierunku swoją zdobycz.
- Nieźle - skomentowała.
Nie zdążyli niestety nacieszyć się obiadem zbyt długo, ponieważ nagle zaczął padać śnieg (teraz, gdy to piszę, też zaczyna padać ;3).
Prawdopodobnie wkrótce nic nie będzie widać przez śnieg....
- Lepiej znajdźmy jakąś jaskinie - powiedział Lily, biorąc swojego renifera w pysk - Noce potrafią być na Północy zabójcze.
<Night?>
Od Lily'ego do Cassie
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
Minęło trochę czasu i wilk powoli przyzwyczajał się do braku skrzydeł. Mimo że do dzisiaj nie dowiedział się, co się z nimi tak naprawdę stało. Do tego zauważył, że tak naprawdę za często ich nie używał. Jedynie tych oszpecających kikutów po skrzydłach warto się pozbyć. Basior znał jedną wilczycę, która mogłaby mu w tym pomóc.
Uzdrowicielka WKS Elan. Ile razy już odwiedził jej jaskinię z powodu rozmaitych ran, a może po prostu własnej nieostrożności podczas polowań?
Wolnym krokiem wyszedł z jaskini. Nie miał powodów do pośpiechu. Może poza tymi dziwnie ciemnymi chmurami na horyzoncie....
- Yesterday kazał przekazać, żebyś zrobił zwiad przy Rzece Leminga - powiedziała dosłownie na jednym oddechu biało-ruda Scarlet, całkiem niebrzydka wadera z całkiem długim stażem w watasze i także długim ogonem. Właśnie za takie wyskakiwanie z nikąd ją uwielbiał.
To jednak aż nadto wystarczyło, by Lily przestał wpatrywać się w chmury. Spojrzał jednak uważniej na Scarlet.
- Zwiad? - zapytał - A czy zwiady nie należą przypadkiem do T w o i c h obowiązków? Po co Yesterday mnie tam wysyła?
- Nie mam pojęcia - Zwiadowczyni wzruszyła tylko bezradnie ramionami - Chyba niepokoi go ta wroga wataha. Zaznaczał jednak, żebyś pod żadnym pozorem nie przekraczał brzegu rzeki.
- A jeśli to zrobię? - zasugerował Lily.
- Jakby to powiedzieć.... będziesz miał nieźle prze**bane, a jeśli uda ci się wrócić w jednym kawałku na tereny to w sumie wyjdzie na to samo.
Lily westchnął. Cassie gdzieś tam na drugiej stronie jest... a zaczyna mu powoli brakować tej gammy. Ale zakaz to zakaz.
- Cóż, w każdym razie życzę udanych łowów - odparł na pożegnanie, gdy zobaczył u niej łuk i kołczan wypakowany po brzegi strzałami - Powodzenia
Scarlet tylko coś cicho mruknęła w odpowiedzi (chociaż Lily był prawie pewny, że na jej pysku zagościł na moment lekki uśmiech), a po kilku chwilach basior został sam.
Czasem Lily miewał chęć rzucenia tego wszystkiego i wyniesienia się na południe. Nienawidził zimy. Nienawidził tego błota, które pojawiło się w zeszłym roku zimą zamiast oczywiście śniegu.
Chciał gdzieś pójść. Tylko dokąd, którędy? No i samotnie, czy jednak już zacząć szukać sobie towarzyszy.
Ale z drugiej strony coś go tu nadal trzymało, nawet sam nie był pewny, co. Obawa przed nieznanym? Czy może sentyment do watahy, bo niby co więcej? Nie miał tu j e s z c z e partnerki ani rodziny. Możliwe, że powodem była wroga wataha. Chociaż, czy zostawanie tutaj dla obrony terenów ma jakiś sens? Może powinien, jak Cassie, znaleźć sobie miejsce właśnie w tej watasze za Rzeką Leminga?
No tak. Rzeka Leminga. Miał przecież zrobić tam szybki zwiad granicy. I nie przekraczać jednocześnie naturalnej granicy z watahą zdolną do wypowiedzenia wojny w najmniej oczekiwanym momencie. Ale oczywiście i tak nie można wejść tam na chwilę i troszkę powęszyć.
Albo to Lily jest zbyt lekkomyślny, albo to może Yesterday zbyt ostrożny. Tak czy inaczej, na tego typu rozmyślaniach zeszła mu cała droga nad rzekę. Wreszcie mógł rozpocząć zwiad, jedynie przerywany czasem potknięciem się o jakiegoś śpiącego na glebie leminga.
W końcu Lily mógł już zająć się swoimi sprawami, gdyby nie.... drugi brzeg rzeki. Oszczędze wam dalszych przemyślań, dodam tylko, że basior ostatecznie dopłynął pieskiem do drugiego brzegu.
Oczywiście nie powinien tego robić, w końcu jest Betą, czyli nadal stanowiskiem niżej niż obecny Alfa i zdrowy rozsądek nakazywał zawrócić.
Ale ten oczywiście stwierdził, że jest mądrzejszy, nawet jeśli nie ma zbyt dużego doświadczenia w szpiegowaniu.
Kiedy nieco się zagłębił i zdał sobie sprawę, że nie czuje zapachu wilków, nagle coś skoczyło na niego. Po krótkiej szamotaninie Lily'emu udało się zrzucić przeciwnika z pleców i cofnąć się na dystans kilku metrów. Jego, a raczej jej pysk wyglądał znajomo....
- Tłumacz się natychmiast, co ty tutaj do jasnej cholery robisz? - warknęła Cassie, chowając go i siebie do krzaków - I co zrobiłeś ze skrzydłami?
- Przyszedłem pogadać. To nie zajmie dużo czasu, tylko jedno, góra dwa szybkie pytania.
Oryginalnie miał zamiar szpiegować. Ale to taki drobiazg.
- Żartujesz? Znikaj stąd szybko, zanim ktoś z mojej... obecnej watahy Cię namierzy i będę miała problemy.
Lily jeszcze raz na nią spojrzał. Nie miała już tak dużo blasku w oczach, jak ostatnio ją widział. Może to wina watahy, kto wie. I wygląda nieco gorzej. Ludzie nazywają to worami pod oczami... niemniej jednak możliwe że zaraz mu się oberwie jeśli źle zada pytanie.... w końcu Yester coś o tym wspominał, że jest niebezpieczna. Chociaż znał ją od bardzo dawna i nie wydawało mu się, by mogła mieć jakiś powód do zabicia go.
- Chodzi o Twoje wygnanie... - zaczął. Przy okazji powolnym krokiem szedł z powrotem nad Rzekę Leminga - Chciałbym usłyszeć Twoją wersję. I dlaczego nie chcesz wrócić?
Cassie wzięła głębszy oddech. Heh, może to jednak nie będzie pogadanka na pięć minut?
< Cassie? > Takie tam opko ; >
Uzdrowicielka WKS Elan. Ile razy już odwiedził jej jaskinię z powodu rozmaitych ran, a może po prostu własnej nieostrożności podczas polowań?
Wolnym krokiem wyszedł z jaskini. Nie miał powodów do pośpiechu. Może poza tymi dziwnie ciemnymi chmurami na horyzoncie....
- Yesterday kazał przekazać, żebyś zrobił zwiad przy Rzece Leminga - powiedziała dosłownie na jednym oddechu biało-ruda Scarlet, całkiem niebrzydka wadera z całkiem długim stażem w watasze i także długim ogonem. Właśnie za takie wyskakiwanie z nikąd ją uwielbiał.
To jednak aż nadto wystarczyło, by Lily przestał wpatrywać się w chmury. Spojrzał jednak uważniej na Scarlet.
- Zwiad? - zapytał - A czy zwiady nie należą przypadkiem do T w o i c h obowiązków? Po co Yesterday mnie tam wysyła?
- Nie mam pojęcia - Zwiadowczyni wzruszyła tylko bezradnie ramionami - Chyba niepokoi go ta wroga wataha. Zaznaczał jednak, żebyś pod żadnym pozorem nie przekraczał brzegu rzeki.
- A jeśli to zrobię? - zasugerował Lily.
- Jakby to powiedzieć.... będziesz miał nieźle prze**bane, a jeśli uda ci się wrócić w jednym kawałku na tereny to w sumie wyjdzie na to samo.
Lily westchnął. Cassie gdzieś tam na drugiej stronie jest... a zaczyna mu powoli brakować tej gammy. Ale zakaz to zakaz.
- Cóż, w każdym razie życzę udanych łowów - odparł na pożegnanie, gdy zobaczył u niej łuk i kołczan wypakowany po brzegi strzałami - Powodzenia
Scarlet tylko coś cicho mruknęła w odpowiedzi (chociaż Lily był prawie pewny, że na jej pysku zagościł na moment lekki uśmiech), a po kilku chwilach basior został sam.
Czasem Lily miewał chęć rzucenia tego wszystkiego i wyniesienia się na południe. Nienawidził zimy. Nienawidził tego błota, które pojawiło się w zeszłym roku zimą zamiast oczywiście śniegu.
Chciał gdzieś pójść. Tylko dokąd, którędy? No i samotnie, czy jednak już zacząć szukać sobie towarzyszy.
Ale z drugiej strony coś go tu nadal trzymało, nawet sam nie był pewny, co. Obawa przed nieznanym? Czy może sentyment do watahy, bo niby co więcej? Nie miał tu j e s z c z e partnerki ani rodziny. Możliwe, że powodem była wroga wataha. Chociaż, czy zostawanie tutaj dla obrony terenów ma jakiś sens? Może powinien, jak Cassie, znaleźć sobie miejsce właśnie w tej watasze za Rzeką Leminga?
No tak. Rzeka Leminga. Miał przecież zrobić tam szybki zwiad granicy. I nie przekraczać jednocześnie naturalnej granicy z watahą zdolną do wypowiedzenia wojny w najmniej oczekiwanym momencie. Ale oczywiście i tak nie można wejść tam na chwilę i troszkę powęszyć.
Albo to Lily jest zbyt lekkomyślny, albo to może Yesterday zbyt ostrożny. Tak czy inaczej, na tego typu rozmyślaniach zeszła mu cała droga nad rzekę. Wreszcie mógł rozpocząć zwiad, jedynie przerywany czasem potknięciem się o jakiegoś śpiącego na glebie leminga.
W końcu Lily mógł już zająć się swoimi sprawami, gdyby nie.... drugi brzeg rzeki. Oszczędze wam dalszych przemyślań, dodam tylko, że basior ostatecznie dopłynął pieskiem do drugiego brzegu.
Oczywiście nie powinien tego robić, w końcu jest Betą, czyli nadal stanowiskiem niżej niż obecny Alfa i zdrowy rozsądek nakazywał zawrócić.
Ale ten oczywiście stwierdził, że jest mądrzejszy, nawet jeśli nie ma zbyt dużego doświadczenia w szpiegowaniu.
Kiedy nieco się zagłębił i zdał sobie sprawę, że nie czuje zapachu wilków, nagle coś skoczyło na niego. Po krótkiej szamotaninie Lily'emu udało się zrzucić przeciwnika z pleców i cofnąć się na dystans kilku metrów. Jego, a raczej jej pysk wyglądał znajomo....
- Tłumacz się natychmiast, co ty tutaj do jasnej cholery robisz? - warknęła Cassie, chowając go i siebie do krzaków - I co zrobiłeś ze skrzydłami?
- Przyszedłem pogadać. To nie zajmie dużo czasu, tylko jedno, góra dwa szybkie pytania.
Oryginalnie miał zamiar szpiegować. Ale to taki drobiazg.
- Żartujesz? Znikaj stąd szybko, zanim ktoś z mojej... obecnej watahy Cię namierzy i będę miała problemy.
Lily jeszcze raz na nią spojrzał. Nie miała już tak dużo blasku w oczach, jak ostatnio ją widział. Może to wina watahy, kto wie. I wygląda nieco gorzej. Ludzie nazywają to worami pod oczami... niemniej jednak możliwe że zaraz mu się oberwie jeśli źle zada pytanie.... w końcu Yester coś o tym wspominał, że jest niebezpieczna. Chociaż znał ją od bardzo dawna i nie wydawało mu się, by mogła mieć jakiś powód do zabicia go.
- Chodzi o Twoje wygnanie... - zaczął. Przy okazji powolnym krokiem szedł z powrotem nad Rzekę Leminga - Chciałbym usłyszeć Twoją wersję. I dlaczego nie chcesz wrócić?
Cassie wzięła głębszy oddech. Heh, może to jednak nie będzie pogadanka na pięć minut?
< Cassie? > Takie tam opko ; >
Od Lily'ego - Szczeniak z Mokradeł 2/2
0 | Skomentuj
Autor:
BiałyKieł56
- Skąd go wytrzasnąłeś? - zapytała Heroika,
odbierając od basiora szarego szczeniaka i kładąc go na reniferowym futrze.
Mały nadal trząsł się z zimna, ale nie był już tak wystraszony co wcześniej.
- Znalazłem go na Mglistych Mokradłach. Zajmiesz
się nim?
- Oczywiście. Biedne maleństwo - Starsza wilczyca
westchnęła ciężko i pokuśtykała w głąb jaskini ze szczeniakiem w pysku. Potem
zawinęła go w jeszcze jedno futro. - Jest wycieńczony i zszokowany. Mówił
wcześniej cokolwiek?
- Nic a nic. Czy mogę jeszcze jakoś pomóc?
- Kończy mi się jedzenie. Gdybyś mógł tylko coś
nam szybko upolować, lub wysłać kogoś….
Kilka innych szczeniaków dotoczyło się do szarego,
ale Heroika przegoniła je warknięciem. Te uciekły z prędkością światła,
przewracając się o siebie nawzajem.
- Oczywiście - przytaknął Lily i ruszył do wyjścia
z jaskini.
Właściwie to wolał już kogoś wysłać na polowanie,
gdyż od dawna nie spał, ale jak na złość wszyscy gdzieś poznikali. Napotkał
jedynie Altair, jednak ona też coś do załatwienia.
- Gdzie właściwie idziesz? - zapytał ją.
- Później ci powiem - Czarna wadera wyminęła go i
gdzieś pobiegła.
Było już prawie ciemno. Musiało się coś wydarzyć w
watasze, a może… no dobra, nie czas teraz na przemyślenia co Altair robi w
tajdze nocą. Trzeba ogarnąć jedzenie dla Heroiki i jej podopiecznych.
Postanowił udać się do Owadziego Lasu po jakiegoś
renifera lub królika. Kiedy tam nic nie znalazł, pobiegł nad Rzekę Leminga.
Dopiero tam udało mu się złapać kilka lemingów (z czego trochę sam zjadł) i
mógł już wrócić do jaskini Heroiki.
- Czemu tak długo? - mruknęła starsza, a potem
momentalnie odskoczyła, ponieważ przybiegła grupka jej przybranych szczeniaków
i usiłowała wyrwać Lily’emu martwe lemingi z pyska, on jednak zdołał jakoś
dopchać się do szarego szczeniaka, którego zabrał z Mglistych Mokradeł. Położył
przed nim dwa z upolowanych gryzoni, a resztę oddał pozostałym.
Wychudzony szczeniak spojrzał zdziwiony na martwe
lemingi.
- No jedz, to dla ciebie – powiedział Lily,
przysuwając mu lemingi jeszcze bliżej.
Młody jeszcze chwilę się wahał, a potem zaczął
łapczywie pożerać posiłek. Zajął miejsce obok niego, pilnując, żeby inne
szczeniaki nie ukradły j e g o szczeniakowi lemingów.
- Dzięki… - wydusił mały tylko, kiedy skończył
jeść i ziewając, położył się na futrzanym dywanie.
- Jedno pytanie: jak znalazłeś się na Mglistych
Mokradłach?
Szczeniaczek jednak nie odpowiedział, a jedynie
zmienił się w kulkę, co mogło wskazywać na to, że może nie wiedzieć. Albo też nie
chce mówić….
- Dałbyś mu trochę odpocząć - wtrąciła Heroika,
która nagle wyrosła spod ziemi – Widzisz jaki jest zmęczony. I tak jeszcze Elan
musi go jutro zbadać, czy może żadnej choroby nie złapał…. A co do tego, kim
jest, dowiemy się w swoim czasie. Z drugiej strony, jakim zwyrodnialcem trzeba
być, żeby pozostawić szczenię na Mglistych Mokradłach…
- Ta - Lily wstał, a jego pysk przybrał
poważniejszy wyraz - Myślę, że mógł tam spędzić jeszcze przynajmniej jedną noc.
Może dlatego jest taki małomówny? Wiesz pewnie jakie są szczeniaki w jego wieku?
- dodał, wskazując ogonem na tarzające się po ziemi osierocone szczeniaki.
- One też na początku takie były. Jednak w jednym
się mylisz: przecież nikt nie wraca z nocnych wypadów na Mgliste Mokradła.
A jednak….
- Co do tego nie można mieć pewności - Lily powoli
szedł do wyjścia, uważając, by nie zdeptać żadnego ze szczeniąt - Muszę już iść,
do zobaczenia, Heroiko.
- Jeszcze jedno…. - Starsza wadera dogoniła go
przy wyjściu - Nie chcesz czasem szkolić kogoś na wojownika? Mogę dać ci tego
szarego, jak trochę podrośnie.
- Niech będzie - zgodził się Lily - Mało mamy wojowników.
C.D.N.N (Ciąg Dalszy Nie Nastąpi)
Subskrybuj:
Posty (Atom)