Jeszcze przez kilka sekund Scarlet stała w bezruchu, a potem gwałtownie cofnęła się do tyłu, dopóki nie natrafiła na ścianę, czyli jakiś metr dalej. Odwróciła wzrok zakłopotana i z lekka zdenerowana zaistniałą sytuacją.
Podczas tej niefortunnej akcji Scarlet chyba dopiero rozpoznała basiora, gdy jego różowa grzywka, powstała na wskutek eliksiru Elan, zasłoniła jej połowę widoku, przy okazji kosmyki tego koloru niemal musnęły jej gałki oczy. Faktycznie ciekawe dla niej było to, jak nagle nos Blue Tornado znalazł się tak blisko jej. Jak to się stało? Nie wiem. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.
Po chwili tej niezręcznej ciszy, wilczyca zwana Incendie tupnęła łapą, mrucząc przy okazji kilka słów w nieznanym dotąd Scar języku. Następnie szpiedzy z Watahy Krwawego Szafiru przeszli za nią w przeciwległy kąt pomieszczenia.
- Damy radę się z nią porozumieć? - szepnęła Scarlet niepewnie i wystarczająco cicho do towarzysza.
- Mam nadzieję - Trou pokiwał potwierdzająco głową i spojrzał porozumiewawczo na Incendie. Ta zaczęła mówić znów w obcym języku, który do uszu Scar trafiał jako wyrwane z kosmosu słowa, które ciężko było jakkolwiek porównać do słów z języka Północy. Scar zapisała w pamięci, że musi w wolnej chwili zapytać towarzysza, co to za język, którym się poslugują.
W pewnej chwili swojej mowy Incendie zrobiła pauzę, a Trou był na tyle miły, że przetłumaczył na język Północy wszystko, co przed chwilą powiedziała. Armia Kiby, albo jak to ją nazwał basior, Białej Czarownicy, dzieliła się na dwa typy. Pierwszy stanowiły wilki takie jak my - wymieszany zbitek różnych ras. Z informacji Incendie wynikało również, że w w drugiej jaskini znajduje się cały oddział medyków bardziej lub mniej wykwalifikowanych. Athene i Trou, jak zresztą reszta wilków śpiących w tej komnacie, żyli by wspierać drugą część armii w razie, zbliżającej się zresztą, wojny z Watahą Krwawego Szafiru.
A kim była ta druga część armii? Cóż, z opisu rdzawej wadery wynikało, że to pozbawione duszy maszyny do zabijania w wilczej skórze. Ponoć na wskutek efektywnego treningu i krzty magii, ich skóra stała się kilka razy grubsza i wytrzymalsza, również pod względem siły górowali nad siłą fizyczną wilków z Watahy Krwawego Szafiru. I tego właśnie rodzaju wojowników było dużo. Naprawdę d u ż o.
- Mają jakieś specjalne moce, czy są po prostu bardzo silni?
- Nie wiem - Incendie wzruszyła ramionami i szepnęła do Trou w swoim języku. Ten powtórzył już bardziej zrozumiale dla Scar:
- Na pewno jeden z nich potrafi manipulować lodem - Mruknął, kiedy Incendie powiedziała kolejne zdanie - Ale... to nadal nic przy tym, co zrobiła ta młoda medyczka z takim jednym wisiorkiem, gdy jeszcze była na usługach Kiby.
- Była? - zdziwiła się Scarlet - To już nie jest?
- Incendie dawno jej tu nie widziała. Ale była równie silna, jak ci wojownicy, których trenuje Kiba...
Incendie szybko nadepnęła Trou na łapę, i wtrąciła, tym razem już w łamanym języku północnym:
- Była lepsza, niż którykolwiek z armii Kiby. I chyba należała do waszego stada, nieprawdaż?
- Tak, nazywa się Prascanna - stwierdził Trou Noir - Day mi o niej wspominał.
- Day?
- Nieważne. Masz dla nas jeszcze jakieś przydatne informacje?
Scar czuła się niezręcznie w towarzystwie dwóch wilków rozmawiających trochę po północnemu, trochę w tym dziwnym języku. Nie wiedziała, kiedy opłaca jej się słuchać, a kiedy zupełnie nic nie zrozumie.
Meh, było trzeba posłuchać rodziców i przyłożyć się do podstawowej nauki innych języków i metod konwersacji.
Chociaż z drugiej strony nie podobało jej się mieszanie do ich misji innych wilków, którzy w końcu mogą być tylko podstawionymi konfidentami Kiby w celu sprawdzenia, czy nowi rekruci będą jej lojalni.
O kurcze! A jeśli to faktycznie mogła być prawda? Czy powinna ostrzec Trou Noir? Może i tak jest już za późno, ale ostrożności nigdy dość.
Nie, to zły pomysł. Basior widział w tymczasowej współlokatorce sojusznika. Czy jest szansa, by uznał przypuszczenia jakiejś niedowidzącej paranoiczki za słuszne?
Scar cofnęła się o kilka kroków i zajęła miejsce na czyimś cudzym, pustym posłaniu, obok ducha dzikiego kota, który wpatrywał się w nią już od jakiegoś czasu.
- Jak na mój gust... . - zamiauczała zjawa - Ty chyba nie lubisz tej Incendie.
- Skądże, ja jej zwyczajnie nie ufam - szepnęła wilczyca, prawie nie poruszając wargami, by nikt nie zauważył, iż gada sama ze sobą - Nie podoba mi się, że Trou wtajemnicza ledwo znane wilki w naszą misję.
Pozostawała jeszcze jedna kwestia. Hikaru. Jej kolega po fachu. Scar powinna wyczuć zbliżający się patrol i ostrzec jasnobrązowego basiora. Może i popełnił głupi błąd, wchodząc nieprzygotowany na terytorium wrogiego stada. Może i ledwo go znała, gdyż nie mieli wcześniej zbyt wielu okazji do rozmowy. Ale mimo wszystko to członek watahy.
Musiała go odbić. Przecież Yesterday nie może sobie pozwolić na stratę wilka, w końcu już teraz było ich za mało. Jednak, czy jej szalony pomysł miał jakieś szanse powodzenia? Była obecnie prawie ślepa jak kret, dodatkowo musiała porzucić swoją ukochaną broń przed wkroczeniem na tereny zajęte przez Kibę. Teoretycznie nie miałaby szans w starciu z uzbrojonymi żołnierzami Lodowej Wilczycy. Dodatkowo próba uwolnienia Hikaru mogła skończyć się ujawnieniem prawdziwej tożsamości rzekomych nowych rekrutów.
A właśnie, skoro mówimy o tożsamości. Ile czasu minęło, od kiedy Athene i Blue Tornado brali ostatni raz tą miksturę od Elan?
- Wybacz nam na moment - mruknęła Scarlet do Incendie, odciągając swojego towarzysza na drugi koniec jaskini. Nowo poznana wzruszyła tylko ramionami i, mówiąc jeszcze parę słów w tym swoim obcym języku, usiadła na dywanie.
- O co chodzi? - zapytał basior przyciszonym głosem. Nie wyglądał na zadowolonego, gdy jego dyskusja z tajemniczą cudzoziemką została właśnie przerwana.
- Jedna sprawa. Kiedy ostatnio piliśmy ten eliksir od Elan? Bo mam wrażenie, że twoja grzywka jest teraz trochę krótsza.
<Trou?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz