Obudziłem się obok Dangroła. A przed nim był list. Chciałem się ruszyć, ale nie mogłem, bo utrudniało to wielkie cielsko dobermana, do którego dziwnie byłem przywiązany. Przeczytałem list i mocno się wkurzyłem. Przy moim szarpaniu Dangaroł obudził się i zaczął się wierzgać.
- Zobacz!- warknąłem na psa, a on popatrzył na list
- To wszystko twoja wina!- syknął pies z zmrużył oczy w morderczym spojrzeniu.
- Chyba przez ciebie, gdybyś nie skakał wokół niej i nie patrzył się na mnie w taki sposób, nie doszłoby do tego, a teraz muszę być do ciebie przywiązany!
- Osz ty!- warknął i rzucił się na mnie. Zaczęliśmy się okładać łapami i gryźć po szyi, policzkach... Najwięcej bęcków niestety zebrałem ja, bo natura nie uzdolniła mnie do obrony, tylko do leczenia, niestety.
- Ty bękarcie!- warczał Dangaroł, gryząc mnie w policzek
- Pchlarzu!- syknąłem, dając mu po pysku.
Sprzeczka trwała do młodego popołudnia. Zmęczeni, pogryzieni i pobici dyszeliśmy bezradni. Bez sensu takie coś. Nie można nas zmusić, abyśmy się lubili. Gdy minęła godzina druga, bójka poszła znowu z mojej winy, bo chciałem iść do pracy, a on na to, że to nie jego problem. I znowu cios za ciosami, ugryzienia, za ugryzieniami. Ciskaliśmy się o ściany, ja parzyłem magią Dangoroła, a on za to częstował mnie rzędem ostrych zębów. W końcu nie wytrzymałem z nerwów i z całych sił jakiej uzbierałem w łapie i uderzyłem dobermana w pysk. Siła była tak mocna, że doberman zatoczył głową i stracił przytomność.
- Głupi pies- syknąłem i poszedłem wraz z jego ciężkim cielskiem do apteczki, aby opatrzyć paskudne pogryzienia. Zmęczenie doprowadziło mnie do tego, że padłem na ziemię i zatopiłem się w głęboki sen.
<Luna? A morał jest taki, że nie można nikogo zmuszać do tego, aby ktoś kogoś polubił :3>
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Exan. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Exan. Pokaż wszystkie posty
od Exana cd Luna
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
Co to było do jasnej cholery. Ledwo udało mi się go obezwładnić, ale... yhym... demon jaskiniowy. Luna miałaby strasznego pecha gdyby nie ja.
- Co to było?- zapytała
- Demon jaskiniowy, on właśnie strzeże takie miejsca jak te, z nikim się nie zadaje, każdego atakuje co się znajduje w tej grocie, a najgorzej jest kiedy napotka waderę..
- Czemu?
- Demony jaskiniowe mają tak, że od dawna nigdy nie widziały osobników płci żeńskiej. Złapałby jakąś, wziąłby ją siłą... a później zjadłby dla pewności, że ta jej ofiara nie zajdzie w ciążę
- Ojej- burknęła wadera, zakrywając sobie usta- to dlatego mnie tak ciągnął w nieznaną stronę
- Tak czy inaczej już ci nic nie zrobi- zapewniłem ją- a teraz wracajmy
- D-dobrze
***
Nie ma to jak znowu na powierzchni, ale Luna wciąż była nie zadowolona, że nie udało jej się na znalezienie miejsca tylko i wyłącznie dla nas, że nie będziemy się niczym i nikim przejmować. Luna też była przerażona tym faktem, co by było gdybym nie dał rady napastnikowi
- Hej, nie bój się już, jestem z tobą- przytuliłem ją i pocałowałem w policzek. Przymknęła jedno oko i zalała się rumieńcem
<Luna?>
- Co to było?- zapytała
- Demon jaskiniowy, on właśnie strzeże takie miejsca jak te, z nikim się nie zadaje, każdego atakuje co się znajduje w tej grocie, a najgorzej jest kiedy napotka waderę..
- Czemu?
- Demony jaskiniowe mają tak, że od dawna nigdy nie widziały osobników płci żeńskiej. Złapałby jakąś, wziąłby ją siłą... a później zjadłby dla pewności, że ta jej ofiara nie zajdzie w ciążę
- Ojej- burknęła wadera, zakrywając sobie usta- to dlatego mnie tak ciągnął w nieznaną stronę
- Tak czy inaczej już ci nic nie zrobi- zapewniłem ją- a teraz wracajmy
- D-dobrze
***
Nie ma to jak znowu na powierzchni, ale Luna wciąż była nie zadowolona, że nie udało jej się na znalezienie miejsca tylko i wyłącznie dla nas, że nie będziemy się niczym i nikim przejmować. Luna też była przerażona tym faktem, co by było gdybym nie dał rady napastnikowi
- Hej, nie bój się już, jestem z tobą- przytuliłem ją i pocałowałem w policzek. Przymknęła jedno oko i zalała się rumieńcem
<Luna?>
od Exana cd Luna
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
- Czy ty coś planujesz, moja droga- przejechałem delikatnie łapą po policzku mojej ukochanej
Wadera uśmiechnęła się delikatnie. Wyglądała na uległą.
Wykorzystałem to, więc łapami przygniotłem jej kończyny do ziemi, aby uniemożliwić Lunie ucieczkę... Jednak koliberek mignął przed moim nosem... odsunąłem się, zaczęło swędzieć w nosie i głośno kichnąłem. Luna zachichotała.
- Ech... wiesz co, chodźmy się rozejrzeć.
Teren w który przyprowadziła mnie Luna, był obszerny i w sam raz na to, aby urządzić sobie spacer.
Nareszcie mogę być sam z Luną, znaleźliśmy spokojne miejsce.
- Tu jest super- oznajmiłem
- No widzisz, chodź do mnie- szepnęła do mojego ucha i przejechała językiem po moim policzku. Jej wilgotny język zakończył przejażdżkę, aż pod moje ucho. Zarumieniłem się mocno. Nie wiem, czy ona próbuje mnie uwieść.
Wbiłem się w jej usta. Luna tylko cicho mruczała i rozkoszowała się chwilą. Czułem jak jej łapa kładzie się na moim brzuchu.
- Czemu, ty coś kombinujesz- mruczałem do jej ucha. Podniecającym głosem
<Luna? co ty znowu kombinujesz?xD>
Wadera uśmiechnęła się delikatnie. Wyglądała na uległą.
Wykorzystałem to, więc łapami przygniotłem jej kończyny do ziemi, aby uniemożliwić Lunie ucieczkę... Jednak koliberek mignął przed moim nosem... odsunąłem się, zaczęło swędzieć w nosie i głośno kichnąłem. Luna zachichotała.
- Ech... wiesz co, chodźmy się rozejrzeć.
Teren w który przyprowadziła mnie Luna, był obszerny i w sam raz na to, aby urządzić sobie spacer.
Nareszcie mogę być sam z Luną, znaleźliśmy spokojne miejsce.
- Tu jest super- oznajmiłem
- No widzisz, chodź do mnie- szepnęła do mojego ucha i przejechała językiem po moim policzku. Jej wilgotny język zakończył przejażdżkę, aż pod moje ucho. Zarumieniłem się mocno. Nie wiem, czy ona próbuje mnie uwieść.
Wbiłem się w jej usta. Luna tylko cicho mruczała i rozkoszowała się chwilą. Czułem jak jej łapa kładzie się na moim brzuchu.
- Czemu, ty coś kombinujesz- mruczałem do jej ucha. Podniecającym głosem
<Luna? co ty znowu kombinujesz?xD>
od Exana cd Luna
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
Po spacerze napadło mnie nagłe zmęczenie. Na domiar złego, Dangaroł ciągle mi się przypatrywał podczas naszego spaceru. Ułożyłem się na posłaniu z skóry, ziewnąłem głośno i zamknąłem oczy i nawet nie wiedziałem kiedy zasnąłem. I nawet nie wiedziałem, że leżała obok mnie Luna, a obok niej jej towarzysz. On chyba teraz nie ustąpi jej na krok. Źle sobie o tym pomyślałem, bo teraz nie będziemy mieli wspólnego czasu dla siebie, tylko niańczyć jej towarzysza. Jednak spałem dłużej niż mi się wydawało, a był to sen twardy i raczej trudny do odpędzenia. Nie wiedziałem sam czym byłem tak zmęczony. Obudziłem się dopiero popołudniu, a Luna nadal przy mnie była. Ziewnąłem głośno i przyłożyłem łeb do jej ramienia, Luna odwróciła się. Luna pocałowała mnie w czoło i powiedziała.
- Czym się tak zmęczyłeś- uśmiechnęła się
- Nie wiem- rzekłem i podszedłem do wodopoju- śniłaś mi się
- Ja... niby... jak?
- Siedzisz na polanie, a obok ciebie towarzysz i nagle spod ziemi wyrasta ziemny smok. Twojego towarzysza zjada, a ciebie porywa- przekrzywiłem usta i zacząłem dalej pić
- Straszne
- Wiem
<Luna? napiszmy coś ekstra, bo ta codzienność, jaką mają nasze wilki jest trochę nudna :/ >
- Czym się tak zmęczyłeś- uśmiechnęła się
- Nie wiem- rzekłem i podszedłem do wodopoju- śniłaś mi się
- Ja... niby... jak?
- Siedzisz na polanie, a obok ciebie towarzysz i nagle spod ziemi wyrasta ziemny smok. Twojego towarzysza zjada, a ciebie porywa- przekrzywiłem usta i zacząłem dalej pić
- Straszne
- Wiem
<Luna? napiszmy coś ekstra, bo ta codzienność, jaką mają nasze wilki jest trochę nudna :/ >
od Exana cd Luna
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
- Jestem Exan, miło mi- rzekłem i podałem łapę
Towarzysz mojej partnerki przywitał się ze mną i do tego niezbyt chętnie to zrobił. Chyba niezbyt mnie lubił, ten Dangroł. Po podaniu mi łapy na przywitanie, fuknął nosem i odszedł, będąc blisko swojej właścicielki. Też zmroziłem dobermana nieco nieufnym wzrokiem. Doberman odwrócił wzrok. Teraz w jego obecności nie byłem pewien, czy zbliżenie się do mojej partnerki będzie dobrym pomysłem. Wstałem i zbliżyłem się w stronę półki z książkami i wziąłem jedną. Luna podeszła do mnie, a jej towarzysz za nią... Luna uśmiechała się do mnie, a jej towarzysz dalej mroził mnie swoim wzrokiem, jakby mi chciał przekazać tym wzrokiem " Zbliż się do niej, a umrzesz" Co prawda zignorowałem jego wzrok i skierowałem na moją partnerkę, odwzajemniłem uśmiech, zarumieniła się. Luna położyła się obok mnie i razem czytaliśmy, a jej towarzysz tym razem ułożył się obok mnie, ale tylko po to aby mi przekazać że
- Pilnuj mojej pani jak w oka w głowie, ona jest dla mnie wszystkim... jesteś jej partnerem i pilnuj, aby się jej nic nie stało
- Możesz być pewien, że ze mną jej się nic nie stanie- szepnąłem do niego
- Mam taką nadzieję, inaczej ze mną będziesz mieć do czynienia, będę cię obserwować i jeśli zobaczę coś, co zaszkodzi Lunie, albo mi... rozgryzę ci tętnicę!
I odszedł. Przełknąłem głośno ślinę i spojrzałem na odchodzącego dobermana
- No pięknie- szepnąłem, ale niestety Luna to usłyszała
- Coś się stało?- zapytała
- Nie skąd, czytajmy dalej- powiedziałem i wzrok mój wrócił do strony książki
<Luna?>
Towarzysz mojej partnerki przywitał się ze mną i do tego niezbyt chętnie to zrobił. Chyba niezbyt mnie lubił, ten Dangroł. Po podaniu mi łapy na przywitanie, fuknął nosem i odszedł, będąc blisko swojej właścicielki. Też zmroziłem dobermana nieco nieufnym wzrokiem. Doberman odwrócił wzrok. Teraz w jego obecności nie byłem pewien, czy zbliżenie się do mojej partnerki będzie dobrym pomysłem. Wstałem i zbliżyłem się w stronę półki z książkami i wziąłem jedną. Luna podeszła do mnie, a jej towarzysz za nią... Luna uśmiechała się do mnie, a jej towarzysz dalej mroził mnie swoim wzrokiem, jakby mi chciał przekazać tym wzrokiem " Zbliż się do niej, a umrzesz" Co prawda zignorowałem jego wzrok i skierowałem na moją partnerkę, odwzajemniłem uśmiech, zarumieniła się. Luna położyła się obok mnie i razem czytaliśmy, a jej towarzysz tym razem ułożył się obok mnie, ale tylko po to aby mi przekazać że
- Pilnuj mojej pani jak w oka w głowie, ona jest dla mnie wszystkim... jesteś jej partnerem i pilnuj, aby się jej nic nie stało
- Możesz być pewien, że ze mną jej się nic nie stanie- szepnąłem do niego
- Mam taką nadzieję, inaczej ze mną będziesz mieć do czynienia, będę cię obserwować i jeśli zobaczę coś, co zaszkodzi Lunie, albo mi... rozgryzę ci tętnicę!
I odszedł. Przełknąłem głośno ślinę i spojrzałem na odchodzącego dobermana
- No pięknie- szepnąłem, ale niestety Luna to usłyszała
- Coś się stało?- zapytała
- Nie skąd, czytajmy dalej- powiedziałem i wzrok mój wrócił do strony książki
<Luna?>
od Exana cd Luna
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
- Nie wiem, ale na pewno nie będziemy się nudzić- puściłem do niej oczko
- A co masz na myśli?- zapytała
Szczerze to sam nie wiedziałem, jak jej zaspokoić nudę. Co prawda miałem jeszcze ochotę na to, co robiliśmy hehe... ale nie miałem już siły. Luna uśmiała się i zarumieniła gdy popatrzyła na mnie i wyczuła, że tylko o tym myślę. O niej myślę ciągle, oblizałem się.
Gdy tylko nadszedł wieczór, Luna zasnęła i chyba nie miała zamiaru prędko wstawać. Ziewnęła, obróciła się na wygodną pozycję i zamarła. Słodko wyglądała jak spała. Gdy tylko wyszedłem z jaskini od razu spotkałem Shairen. Była dziś nieco zmęczona, senna.
- Hej Shairen, wszystko ok?
- Jasne, tylko miałam dziś męczący dzień- powiedziała lekko, pocierając czoło.
- Coś się stało?
- Sprawy zawodowe- oznajmiła- straszny przypadek
- Może mógłbym ci jakoś pomóc?
- Nie, nie zawracaj sobie tym głowy, wracaj do siebie
Odeszła chwiejnymi krokami, skoro nie chciała mojej pomocy to może ją odprowadziłem bezpiecznie do jaskini. Od razu zasnęła. Tak jak Luna....
Gdy wróciłem, Luny już nie było... wtf... gdzie ona jest?
<Luna?>
- A co masz na myśli?- zapytała
Szczerze to sam nie wiedziałem, jak jej zaspokoić nudę. Co prawda miałem jeszcze ochotę na to, co robiliśmy hehe... ale nie miałem już siły. Luna uśmiała się i zarumieniła gdy popatrzyła na mnie i wyczuła, że tylko o tym myślę. O niej myślę ciągle, oblizałem się.
Gdy tylko nadszedł wieczór, Luna zasnęła i chyba nie miała zamiaru prędko wstawać. Ziewnęła, obróciła się na wygodną pozycję i zamarła. Słodko wyglądała jak spała. Gdy tylko wyszedłem z jaskini od razu spotkałem Shairen. Była dziś nieco zmęczona, senna.
- Hej Shairen, wszystko ok?
- Jasne, tylko miałam dziś męczący dzień- powiedziała lekko, pocierając czoło.
- Coś się stało?
- Sprawy zawodowe- oznajmiła- straszny przypadek
- Może mógłbym ci jakoś pomóc?
- Nie, nie zawracaj sobie tym głowy, wracaj do siebie
Odeszła chwiejnymi krokami, skoro nie chciała mojej pomocy to może ją odprowadziłem bezpiecznie do jaskini. Od razu zasnęła. Tak jak Luna....
Gdy wróciłem, Luny już nie było... wtf... gdzie ona jest?
<Luna?>
od Exana cd Luna ( Lekkie zabarwienie +18)
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
Z tej strony nie znałem Luny, a już na pewno nie spodziewałem się, że ona mnie tak zaskoczy. Luna wtuliła się we mnie i namiętnie ruszała się. Podnieciło mnie to lekko, zaczerwieniłem się... wszedłem w nią, a Luna lekko pisnęła i zrobiła się mocno czerwona. Leżała na mnie. Poruszała się do przodu i do tyłu... tuliła się i jęczała. Agresja od razu minęła, a na jej miejsce wstąpił wielki ogień. Ogień podniecenia. Tym razem ja byłem na górze, a Luna na dole.... Ruchy moich bioder były powolne, aby nie wyjść z rytmu... dopiero się rozkręcałem. Jednak potem usłyszeliśmy kroki, przerażeni ... przestaliśmy na chwilę i znieruchomieliśmy jak sparaliżowani. Prascanna nie mogła nas widzieć, bo skryci byliśmy za stalagnatem i do tego w cieniu.
- Luna!- zawołała- Exan!
Nic się nie odzywaliśmy, udawaliśmy że nas nie było. Prascanna coś zaczęła pisać, wiem bo słyszałem odgłos skrobania długopisu po papierze. Kroki i cisza. Odeszła.
- Chyba poszła- powiedziałem szeptem do mojej ukochanej
Luna złapała się łapami o moje biodra... ruchy były wznowione- Luna wywaliła język, ślina ciekła jej niepohamowanie... skierowałem pyszczek w jej stronę i pocałowałem ją, namiętnie... był to tak zwany pocałunek francuski.
Luna znowu była na górze, tylko tym razem "siedziała" przednie łapy ułożyła na mojej klatce piersiowej i ruszała się kocio wpatrzona we mnie.
Schyliła się i złożyła pyszczek do pocałunku. Luna zacisnęła zęby i jęknęła głośno. Poczuła niezwykłe ciepło... dyszała, a jej policzki niezwykle poczerwieniały
- Exan... ale.... ciepło- wyjęczała
Uśmiechnąłem się szyderczo. Wyszczerzyłem się.
***
- Umyj się- powiedziałem do Luny
- Ty też- oznajmiła Luna z błogim wzrokiem- no chodź...
- Patrz, Prascanna zostawiła kartkę
" Luna, twój towarzysz jest cały i zdrowy, jak wrócisz wraz ze swoim chłopakiem przyjdź po niego"
Luna odłożyła liścik i uśmiechnęła się lekko. Oblizała się.
- No dobrze słodziaku, najpierw pójdziemy po mojego towarzysza, a później pójdziemy się wykąpać
<Luna?>
- Luna!- zawołała- Exan!
Nic się nie odzywaliśmy, udawaliśmy że nas nie było. Prascanna coś zaczęła pisać, wiem bo słyszałem odgłos skrobania długopisu po papierze. Kroki i cisza. Odeszła.
- Chyba poszła- powiedziałem szeptem do mojej ukochanej
Luna złapała się łapami o moje biodra... ruchy były wznowione- Luna wywaliła język, ślina ciekła jej niepohamowanie... skierowałem pyszczek w jej stronę i pocałowałem ją, namiętnie... był to tak zwany pocałunek francuski.
Luna znowu była na górze, tylko tym razem "siedziała" przednie łapy ułożyła na mojej klatce piersiowej i ruszała się kocio wpatrzona we mnie.
Schyliła się i złożyła pyszczek do pocałunku. Luna zacisnęła zęby i jęknęła głośno. Poczuła niezwykłe ciepło... dyszała, a jej policzki niezwykle poczerwieniały
- Exan... ale.... ciepło- wyjęczała
Uśmiechnąłem się szyderczo. Wyszczerzyłem się.
***
- Umyj się- powiedziałem do Luny
- Ty też- oznajmiła Luna z błogim wzrokiem- no chodź...
- Patrz, Prascanna zostawiła kartkę
" Luna, twój towarzysz jest cały i zdrowy, jak wrócisz wraz ze swoim chłopakiem przyjdź po niego"
Luna odłożyła liścik i uśmiechnęła się lekko. Oblizała się.
- No dobrze słodziaku, najpierw pójdziemy po mojego towarzysza, a później pójdziemy się wykąpać
<Luna?>
od Exana cd Luna
1 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
- Jutro, dziś jeszcze zamierzam trochę oddać swojej pracy...- powiedziałem do ukochanej i pocałowałem ją w pyszczek. Luna zrobiła się cała czerwona.
Gdy tylko poszedłem do swojego miejsca pracy...
****
Byłem bardzo wściekły, gdy wracałem z pracy. Po prostu nie dość, że niewdzięczny pacjent to jeszcze rzucił się na mnie, że niby naruszam jego nietykalność. Szedłem wściekły i do tego z piekącym policzkiem, gdzie wcześniej dostałem. Zacisnąłem zęby i zmarszczyłem mocno brwi. Gdy doszedłem do jaskini, gdzie czekała Luna spojrzała na mnie i zaniepokoiła się. Podeszła do mnie, ale nie chciałem z nią rozmawiać więc odepchnąłem ją ode mnie i chciałem się tylko uspokoić. Frustracja sięgała zenitu, a Luna próbowała mnie w pewien sposób pocieszyć. Nie słuchałem ją w ogóle.
Zjadłem tylko to co mi dała, a dalej już chciałem tylko spokoju, już nie wiem co by mi dzisiaj poprawił humor. Luna na razie gdzieś odeszła. Nie zbyt mnie to interesowało bo agresja samego mnie atakował od góry do dołu. Ale przypomnij sobie czyjeś słowa~ pomyślałem i zacząłem szukać w pamięci....
" Bycie medykiem to nie tylko wielki łeb jak sklep, ale i nerwy jak stal" I ten ktoś chyba ma rację, bo inaczej ja nie mogę... muszę się na czymś wyżyć, ale na czym. Wątpię, że coś mi podniesie humor... Gdy tylko nadeszła noc i gdy tak przez chwilę leżałem, i czekałem na Bóg wie co... kiedy do środka weszła Luna... jakaś w dziwnym nastroju
- Poprawił ci się humor?
- Nie- burknąłem krótko i warknąłem nerwowo
<Luna?>
Gdy tylko poszedłem do swojego miejsca pracy...
****
Byłem bardzo wściekły, gdy wracałem z pracy. Po prostu nie dość, że niewdzięczny pacjent to jeszcze rzucił się na mnie, że niby naruszam jego nietykalność. Szedłem wściekły i do tego z piekącym policzkiem, gdzie wcześniej dostałem. Zacisnąłem zęby i zmarszczyłem mocno brwi. Gdy doszedłem do jaskini, gdzie czekała Luna spojrzała na mnie i zaniepokoiła się. Podeszła do mnie, ale nie chciałem z nią rozmawiać więc odepchnąłem ją ode mnie i chciałem się tylko uspokoić. Frustracja sięgała zenitu, a Luna próbowała mnie w pewien sposób pocieszyć. Nie słuchałem ją w ogóle.
Zjadłem tylko to co mi dała, a dalej już chciałem tylko spokoju, już nie wiem co by mi dzisiaj poprawił humor. Luna na razie gdzieś odeszła. Nie zbyt mnie to interesowało bo agresja samego mnie atakował od góry do dołu. Ale przypomnij sobie czyjeś słowa~ pomyślałem i zacząłem szukać w pamięci....
" Bycie medykiem to nie tylko wielki łeb jak sklep, ale i nerwy jak stal" I ten ktoś chyba ma rację, bo inaczej ja nie mogę... muszę się na czymś wyżyć, ale na czym. Wątpię, że coś mi podniesie humor... Gdy tylko nadeszła noc i gdy tak przez chwilę leżałem, i czekałem na Bóg wie co... kiedy do środka weszła Luna... jakaś w dziwnym nastroju
- Poprawił ci się humor?
- Nie- burknąłem krótko i warknąłem nerwowo
<Luna?>
od Exana cd Luna
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
- Mhmm... wiesz, walczyłaś dziś pięknie...
- I może dlatego, należy wam się kara!- odezwał się głos za nami. To był alfa. Był wściekły wiadomością, że udaliśmy się nad ocean ognia. Ostro z nas zrugał. A za karę kazał nam wykonywać pracę na rzecz watahy. Zaprowadził nas do jakiegoś pomieszczenia, gdzie była spiżarnia. Kazał nam tony mięsa przewalić i sprawdzić, czy któreś z tych nie jest zepsute... zakaz podjadania. A ciekła ślinka.
- Cóż, przynajmniej nie siedzisz w tym sama- powiedziałem, będąc na górze mięsa.
- A noom, a jednocześnie dziękuję za karę...
- Wiem, to wszystko przeze mnie, ale sama powiedziałaś że za mną na śmierć byś poszła
- No tak, ale...- i spojrzała na wielką górę mięsa jaką musimy sprawdzić- będąc obok góry mięsa i nie móc nawet skubnąć chodź by płucka- oblizała się
- Wytrwamy razem- puściłem jej oczko i zjechałem z góry tuż przed swoją ukochaną- w końcu jesteśmy razem- pocałowałem ją w usta. Wadera poddała się pocałunkowi i łagodnie ułożyła się na ziemi, a ja nad nią.
- Wracamy do pracy?
Pokiwałem głową i wróciliśmy do przewalania mięsa.
- Na serio... jak skończymy karę, co będziemy robić?-zapytała
- Na pewno odpoczywać, mam już tego dość!- rzekłem po kilku godzinach pracy, gdy okazało się że wszystkie części mięsa są w porządku
<Luna?>
Ale pamiętajcie, to jeszcze nie koniec kary *złowieszczy śmiech*
- I może dlatego, należy wam się kara!- odezwał się głos za nami. To był alfa. Był wściekły wiadomością, że udaliśmy się nad ocean ognia. Ostro z nas zrugał. A za karę kazał nam wykonywać pracę na rzecz watahy. Zaprowadził nas do jakiegoś pomieszczenia, gdzie była spiżarnia. Kazał nam tony mięsa przewalić i sprawdzić, czy któreś z tych nie jest zepsute... zakaz podjadania. A ciekła ślinka.
- Cóż, przynajmniej nie siedzisz w tym sama- powiedziałem, będąc na górze mięsa.
- A noom, a jednocześnie dziękuję za karę...
- Wiem, to wszystko przeze mnie, ale sama powiedziałaś że za mną na śmierć byś poszła
- No tak, ale...- i spojrzała na wielką górę mięsa jaką musimy sprawdzić- będąc obok góry mięsa i nie móc nawet skubnąć chodź by płucka- oblizała się
- Wytrwamy razem- puściłem jej oczko i zjechałem z góry tuż przed swoją ukochaną- w końcu jesteśmy razem- pocałowałem ją w usta. Wadera poddała się pocałunkowi i łagodnie ułożyła się na ziemi, a ja nad nią.
- Wracamy do pracy?
Pokiwałem głową i wróciliśmy do przewalania mięsa.
- Na serio... jak skończymy karę, co będziemy robić?-zapytała
- Na pewno odpoczywać, mam już tego dość!- rzekłem po kilku godzinach pracy, gdy okazało się że wszystkie części mięsa są w porządku
<Luna?>
Ale pamiętajcie, to jeszcze nie koniec kary *złowieszczy śmiech*
od Exana cd Luna
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
Trochę byłem znudzony tą codziennością i postanowiłem wziąć Lunę ze sobą wśród tłumu watahy. Poszliśmy przez las, a później przecieliśmy łąkę na skos, gdzie później trafiliśmy do wodopoju. Tam spotkaliśmy parę wilków. Z naszej watahy. Ale Luna nie bardzo miała ochoty na inne towarzystwo. Później napotkaliśmy jaskinię, która okazała się być granicą, między pierwszą a drugą częścią watahy. Jaskinia później doprowadziła nas do Rzeki Leminga. Szczerze mówiąc nigdy nie byłem jeszcze w tej części watahy. Gdy tylko zbliżyliśmy się do wody, od razu mogliśmy napotkać Lemingi. Właśnie kilka przebiegło obok naszych łap.
- Więc, co robimy?
- Idziemy nad ocean ognia?
- Zwariowałeś, to miejsce jest zakazane
- Kto tak powiedział?- zapytałem lekko zdziwiony
- Alfa, jak tam pójdziemy bez jego zgody, czekać nas będzie kara
Przekrzywiłem lekko usta. Przecież nie musi o niczym wiedzieć, a poza tym będziemy się trzymać z daleka.
Poszliśmy w wyznaczone miejsce, ale po tym zobaczyliśmy tablice z napisem " Ocean Ognia"
Jak powiedziałem tylko poszliśmy popatrzeć. Weszliśmy na wydające się bezpieczne wzgórze i obserwowaliśmy całe wydające się z piekła rodem miejsce i nagle coś nad naszymi głowami przeleciało i wylądowało tuż przed nami, skryliśmy się. Stworzenie chyba nas nie zauważyło bo od razu by się odwrócił w naszą stronę
- Uciekajmy- wyszeptała mi do ucha- proszę
Wyglądała na mocno przerażoną. Stworzenie wyglądało na mocno przerośniętego osiłka z czerwonym kolorem skóry, mocno umięśniony dryblas przypominał byka stojącego na dwóch tylnych racicach. A gdy się lekko odwrócił można było zobaczyć, że jego ogromne, wielkości piłek do koszykówki oczyska płoną żywym ogniem. Stworzenie zamachało niebezpiecznie swoimi skrzydłami.
- Uciekajmy- powtórzyła przez zaciśnięte zęby- proszę, uciekajmy
Luna z przerażenia zaczęły oczy jej łzawić. Łzy pociekły jej po policzkach. Kiwnąłem głową i przeczołgaliśmy się w dół, aż do końca wzgórza, bezszelestnie doszliśmy do terenu niedotkniętego jeszcze gorącem, ogniem i popiołem.
- Na szczęście- westchnąłem i spojrzałem na swoją ukochaną, która nadal płakała. Przytuliłem ją do siebie, przetarłem jej łzy, cieknące po policzkach i pocałowałem w czoło
- Hej, już tej bestii nie ma... jestem tylko ja, ok?
Kiwnęła na znak, że zrozumiała
Nagle to stworzenie znowu wzbiło się w powietrze i poleciało w dal. Luna obserwowała na bestię, lekko drżała.
- Chodź, idziemy stąd
<Luna?>
- Więc, co robimy?
- Idziemy nad ocean ognia?
- Zwariowałeś, to miejsce jest zakazane
- Kto tak powiedział?- zapytałem lekko zdziwiony
- Alfa, jak tam pójdziemy bez jego zgody, czekać nas będzie kara
Przekrzywiłem lekko usta. Przecież nie musi o niczym wiedzieć, a poza tym będziemy się trzymać z daleka.
Poszliśmy w wyznaczone miejsce, ale po tym zobaczyliśmy tablice z napisem " Ocean Ognia"
Jak powiedziałem tylko poszliśmy popatrzeć. Weszliśmy na wydające się bezpieczne wzgórze i obserwowaliśmy całe wydające się z piekła rodem miejsce i nagle coś nad naszymi głowami przeleciało i wylądowało tuż przed nami, skryliśmy się. Stworzenie chyba nas nie zauważyło bo od razu by się odwrócił w naszą stronę
- Uciekajmy- wyszeptała mi do ucha- proszę
Wyglądała na mocno przerażoną. Stworzenie wyglądało na mocno przerośniętego osiłka z czerwonym kolorem skóry, mocno umięśniony dryblas przypominał byka stojącego na dwóch tylnych racicach. A gdy się lekko odwrócił można było zobaczyć, że jego ogromne, wielkości piłek do koszykówki oczyska płoną żywym ogniem. Stworzenie zamachało niebezpiecznie swoimi skrzydłami.
- Uciekajmy- powtórzyła przez zaciśnięte zęby- proszę, uciekajmy
Luna z przerażenia zaczęły oczy jej łzawić. Łzy pociekły jej po policzkach. Kiwnąłem głową i przeczołgaliśmy się w dół, aż do końca wzgórza, bezszelestnie doszliśmy do terenu niedotkniętego jeszcze gorącem, ogniem i popiołem.
- Na szczęście- westchnąłem i spojrzałem na swoją ukochaną, która nadal płakała. Przytuliłem ją do siebie, przetarłem jej łzy, cieknące po policzkach i pocałowałem w czoło
- Hej, już tej bestii nie ma... jestem tylko ja, ok?
Kiwnęła na znak, że zrozumiała
Nagle to stworzenie znowu wzbiło się w powietrze i poleciało w dal. Luna obserwowała na bestię, lekko drżała.
- Chodź, idziemy stąd
<Luna?>
od Exana cd Shairen
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
Shairen wydawała się jakby odpłynęła, wodziłem przed jej oczami łapą... nie zwracała na to uwagi.
- Shairen, Shairen.... Shairen- mówiłem do niej, ale ona nic nie reagowała, po prostu stała jakby o czymś myślała. Wykrzyknąłem jej imię na głos. Zerwała się z myśli i wróciła do realu. Spojrzała na mnie zdezorientowana i po prostu ominęła mnie, wyglądała jakby coś planowała. Więc Shairen nie jest do końca chamska, bo gdyby tak było... olałaby moje przeprosiny i jeszcze by mnie wyśmiała. Dziękowałem jej w umyśle, ale wyjaśniając jej całe zachowanie pewnie też to była forma przeprosin z jej strony.
Shairen. Mam nadzieję, że nie będziesz dla mnie wrogiem, tylko przyjaciółką której mógłbym ufać. Shairen proszę cię, nie miej we mnie wroga... tylko przyjaciela.
Westchnąłem cicho i odwróciłem wzrok od Shairen, która zmierzała w swoją stronę. Nawet nie spojrzała na mnie. Czasem zastanawiałem się, że ona przebaczyła mi tak dla świętego spokoju, a może to ma by jakiś znak z jej strony. Ta skrytość.
Wziąłem lekki wdech, czując niezwykłą ulgę i wróciłem do swojej ukochanej.
Cały dzień spędziłem w jaskini, siedząc w stosach ksiąg pisząc pracę na temat organów zwierzęcych i ich właściwości i ich budowy komórkowej. Doprawdy spędziłem przy tym aż do północy, aż zamknąłem oczy, aby zasnąć, nagle coś usłyszałem i kogoś zobaczyłem. To była Shairen
- Witaj, co cię do mnie sprowadza
- Wracałam właśnie, zajmując się swoimi sprawami i nagle zobaczyłam, że przechodzę obok twojej jaskini, więc pomyślałam że wpadnę- wytłumaczyła, ale w przeciwieństwie ona nie wyglądała na zmęczoną, wręcz przeciwnie. Nadal pełna energii.
- Wybacz za mój nieogar, ale mam roboty po uszy...
- Mhmmm, właśnie widzę- nie uśmiechnęła się. Jej głos brzmiał poważnie- lepiej idź spać
Zanim powiedziała ostatnie zdanie, rzeczywiście zatopiłem się w głęboki sen.
<Shairen?>
- Shairen, Shairen.... Shairen- mówiłem do niej, ale ona nic nie reagowała, po prostu stała jakby o czymś myślała. Wykrzyknąłem jej imię na głos. Zerwała się z myśli i wróciła do realu. Spojrzała na mnie zdezorientowana i po prostu ominęła mnie, wyglądała jakby coś planowała. Więc Shairen nie jest do końca chamska, bo gdyby tak było... olałaby moje przeprosiny i jeszcze by mnie wyśmiała. Dziękowałem jej w umyśle, ale wyjaśniając jej całe zachowanie pewnie też to była forma przeprosin z jej strony.
Shairen. Mam nadzieję, że nie będziesz dla mnie wrogiem, tylko przyjaciółką której mógłbym ufać. Shairen proszę cię, nie miej we mnie wroga... tylko przyjaciela.
Westchnąłem cicho i odwróciłem wzrok od Shairen, która zmierzała w swoją stronę. Nawet nie spojrzała na mnie. Czasem zastanawiałem się, że ona przebaczyła mi tak dla świętego spokoju, a może to ma by jakiś znak z jej strony. Ta skrytość.
Wziąłem lekki wdech, czując niezwykłą ulgę i wróciłem do swojej ukochanej.
Cały dzień spędziłem w jaskini, siedząc w stosach ksiąg pisząc pracę na temat organów zwierzęcych i ich właściwości i ich budowy komórkowej. Doprawdy spędziłem przy tym aż do północy, aż zamknąłem oczy, aby zasnąć, nagle coś usłyszałem i kogoś zobaczyłem. To była Shairen
- Witaj, co cię do mnie sprowadza
- Wracałam właśnie, zajmując się swoimi sprawami i nagle zobaczyłam, że przechodzę obok twojej jaskini, więc pomyślałam że wpadnę- wytłumaczyła, ale w przeciwieństwie ona nie wyglądała na zmęczoną, wręcz przeciwnie. Nadal pełna energii.
- Wybacz za mój nieogar, ale mam roboty po uszy...
- Mhmmm, właśnie widzę- nie uśmiechnęła się. Jej głos brzmiał poważnie- lepiej idź spać
Zanim powiedziała ostatnie zdanie, rzeczywiście zatopiłem się w głęboki sen.
<Shairen?>
od Exana cd Luna
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
Moja ukochana związała mi oczy i zaprowadziła mnie do jaskini, gdzie czułem intensywny zapach królika. Oho...coś się szykowało~ pomyślałem, gdy wadera posadziła mnie na zadzie. Ściągnęła mi chustę z oczu i pojawił się królik, gdy tylko zniżyłem wzrok. Luna wzrokiem powiedziała "Smacznego" .
Wzrokiem swym posłałem jej miłe spojrzenie. Luna zarumieniła się i wzięliśmy się za jedzenie
*
-I jak poszło, wszystko dobrze?- zapytała Luna wtulona we mnie
- Tak, jak mówiłem, musi poleżeć jeszcze kilka dni
Wadera podsadziła pyszczek pod samą moją wargę, uniosłem łapą jej pyszczek. Jej wzrok skierował się na mnie, pocałowałem ją.
- A więc... jesteś bohaterką
- Jeju... chyba każdy by tak postąpił
- Oj uwierz mi, nie każdy- wypaliłem z poważną miną, puściłem do niej oczko.
Luna wyglądała jakby była zmęczona, nie dziwiło mnie to, bo było już późne popołudnie, blisko wieczoru.
Więc po półgodzinach zasnęła w moich objęciach....
<Luna, brak pomysłu :/ >
Wzrokiem swym posłałem jej miłe spojrzenie. Luna zarumieniła się i wzięliśmy się za jedzenie
*
-I jak poszło, wszystko dobrze?- zapytała Luna wtulona we mnie
- Tak, jak mówiłem, musi poleżeć jeszcze kilka dni
Wadera podsadziła pyszczek pod samą moją wargę, uniosłem łapą jej pyszczek. Jej wzrok skierował się na mnie, pocałowałem ją.
- A więc... jesteś bohaterką
- Jeju... chyba każdy by tak postąpił
- Oj uwierz mi, nie każdy- wypaliłem z poważną miną, puściłem do niej oczko.
Luna wyglądała jakby była zmęczona, nie dziwiło mnie to, bo było już późne popołudnie, blisko wieczoru.
Więc po półgodzinach zasnęła w moich objęciach....
<Luna, brak pomysłu :/ >
od Exana cd Luna
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
Luna dała mi jakiś proszek. Ale zanim podam to pacjentce, moim obowiązkiem było przebadać ten proszek. Nie to, że nie ufałem Lunie. Ufałem jej, ale cóż, taki obowiązek.
- Jeśli się uda, ta wadera będzie ci zawdzięczać życie
Luna uśmiechnęła się tylko. Wyszedłem z jaskini do mojego miejsca pracy i wraz z uzdrowicielem, przebadaliśmy ten proszek. Okazało się, że to może być wspaniałe lekarstwo dla chorej. Wykonałem mieszankę jak mi doradziła Luna i podaliśmy pacjentce. Wadera na początek nie wyraźnie wyglądała... jęczała i mruczała coś. Po chwili jej stan zaskakująco się poprawił. Ale niestety musiała leżeć. Moc proszka złączyły złamane kości, ale musiał być jakiś czas wypoczynku, aby kości mogły się złączyć ściśle. Gdy wracałem do ukochanej, szedłem z wielkim uśmiechem i chęcią wycałowania Luny i to mocno.
Luna czekała i czekała. Czekała z wielką niespodzianką. Upolowała wielkiego łosia, ale jak? wyjaśniła, że w tym czasie, którym ja leczyłem pacjentkę, ona zwerbowała kilka wilków, aby pomogły jej w upolowaniu tak wielkiego bydlaka. Zwierze do tego było młode...
Uśmiechnąłem się do niej
- To co teraz?
- Jemy!- oznajmiła i z uśmiechem wzięła się za łosia.
Po jedzeniu dostałem wiadomość od medyka, że z pacjentką jest wszystko okej. Ucieszyło mnie to, a Luna najbardziej.
- To wszystko dzięki tobie, będzie żyć i nie widzę powodu, aby zmieniło się na gorsze- oznajmiłem
- To dobrze- Luna przytuliła się do mnie.
- No.. możesz być z siebie dumna, bo ja na pewno
<Luna?>
- Jeśli się uda, ta wadera będzie ci zawdzięczać życie
Luna uśmiechnęła się tylko. Wyszedłem z jaskini do mojego miejsca pracy i wraz z uzdrowicielem, przebadaliśmy ten proszek. Okazało się, że to może być wspaniałe lekarstwo dla chorej. Wykonałem mieszankę jak mi doradziła Luna i podaliśmy pacjentce. Wadera na początek nie wyraźnie wyglądała... jęczała i mruczała coś. Po chwili jej stan zaskakująco się poprawił. Ale niestety musiała leżeć. Moc proszka złączyły złamane kości, ale musiał być jakiś czas wypoczynku, aby kości mogły się złączyć ściśle. Gdy wracałem do ukochanej, szedłem z wielkim uśmiechem i chęcią wycałowania Luny i to mocno.
Luna czekała i czekała. Czekała z wielką niespodzianką. Upolowała wielkiego łosia, ale jak? wyjaśniła, że w tym czasie, którym ja leczyłem pacjentkę, ona zwerbowała kilka wilków, aby pomogły jej w upolowaniu tak wielkiego bydlaka. Zwierze do tego było młode...
Uśmiechnąłem się do niej
- To co teraz?
- Jemy!- oznajmiła i z uśmiechem wzięła się za łosia.
Po jedzeniu dostałem wiadomość od medyka, że z pacjentką jest wszystko okej. Ucieszyło mnie to, a Luna najbardziej.
- To wszystko dzięki tobie, będzie żyć i nie widzę powodu, aby zmieniło się na gorsze- oznajmiłem
- To dobrze- Luna przytuliła się do mnie.
- No.. możesz być z siebie dumna, bo ja na pewno
<Luna?>
od Exana cd Shairen
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
- A więc Exan, jeśli nie potrafisz powstrzymać tego impulsu, jakim się poprowadziłeś.. nie powinieneś zostać medykiem!- powiedziała to tak, jakbym był dla niej za głupi i to tak w bezczelny i chamski sposób. Jej słowa spowodowały, że zagotowało się we mnie jak we wrzącym kotle. Zacisnąłem zęby i myślałem tylko "opanuj się, opanuj się... to tylko beznadziejna, cięta riposta jakiejś durnej wadery... " Nabrałem trzy wdechy.
- Coś jeszcze?- zapytałem spokojnie, rzucając waderze kamienne spojrzenie
- Nie- powiedziała bez jakiejkolwiek chęci rozmowy ze mną. I dobrze.
- Prawdziwy medyk, powinien przygotować się na śmierć swojego pacjenta, i nie przywiązuj się zbytnio
Nie wytrzymałem.
- Kim ty w ogóle jesteś, żeby w tak chamski i bezczelny sposób wypowiadać mi, że nie jest ze mnie prawdziwy medyk!
- Po prostu to widzę... I NIE! Unoś się, proszę
- Bo co? Według mnie jesteś chamska i zbyt pyskata, aby mnie oceniać, nic o mnie nie wiesz! nic o mnie nie słyszałaś, a oceniasz mnie w taki sposób. Nie jesteś byle bogiem, moja droga! możesz być lepsza, możesz być gorsza ode mnie... gówno mnie obchodzi jaka jesteś i kim jesteś, z chamstwem nie chcę mieć nic wspólnego...
- To tyle?- odparła bez uczuciowo wadera
- Tak, tyle...
- W takim razie miło się gawędziło- I wyszła.
- Głupia Ameba- szepnąłem, gdy wadera oddalała się. Kur** no!
***
Chyba ją zbyt mocno potraktowałem~ pomyślałem, gdy przeglądałem kartki księgi o ziołach. ~ Niby zachowała się chamsko, ale przecież nie musi być taka, aż do szpiku kości, może zdołam dostrzec w niej, choćby krzty dobra. Może powinienem ją odnaleźć? ~ Nie co ty gadasz! Jeszcze cię obrzuci mięsem, zobaczysz, wspomnisz moje słowa~ odezwał się moje wewnętrzne ja. Ale przecież warto spróbować, co nie?? A co do tego ma rację, żaden ze mnie medyk skoro nie potrafiłem ocalić czyjegoś życia, jaki ze mnie medyk, gdy nie potrafię opanować swoich emocji! Jaki ze mnie medyk, skoro nie potrafię wysłuchać drugiej osoby, która ma mi do przekazania coś ważnego, nawet jak to zaboli. Zatrzasnąłem księgę. Idę do niej!
Poderwałem się i wyszedłem z jaskini, po czym wypytywałem napotkanych wilków o Shairen. Widziano ją ostatnio nad rzeką... potem napotkałem Lunę, która nie miała ochoty na rozmowy... strasznie ją bolała głowa. Z racji tego, że to moja kochana, pobyłem chwilę z nią... później ni stąd, ni zowąd pojawiła się Shairen. Na mój widok nie zmieniła wyrazu obojętności.
- Szukałeś mnie, Exan?
- Luna, możesz mnie zostawić na słówko z Shairen
Luna pokiwała głową i odeszła. Gdy Luna była daleko, podszedłem do Shairen
- Shairen?
- A jednak znasz moje imię...
- Błagam nie przerywaj mi!- wypaliłem, ale tym razem spokojnie- No bo chcę cię przeprosić
Shairen nie odpowiedziała, tylko patrzyła się na mnie... wiedziała, że mam jej coś do powiedzenia
- Ja wiem, że przesadziłem i miałaś rację, żaden ze mnie medyk, skoro nie potrafię zapanować nad emocjami, wysłuchiwać innych nawet jak mnie to osobiście zaboli... przepraszam, że nazwałem cię chamską... może ostro zaczęłaś i może w ten sposób chciałaś mi coś przekazać, nie wiem... nie nam się na waderzych przekazach charakteru, ale dziękuję że mi to uświadomiłaś i na serio... przepraszam
<Shairen?>
- Coś jeszcze?- zapytałem spokojnie, rzucając waderze kamienne spojrzenie
- Nie- powiedziała bez jakiejkolwiek chęci rozmowy ze mną. I dobrze.
- Prawdziwy medyk, powinien przygotować się na śmierć swojego pacjenta, i nie przywiązuj się zbytnio
Nie wytrzymałem.
- Kim ty w ogóle jesteś, żeby w tak chamski i bezczelny sposób wypowiadać mi, że nie jest ze mnie prawdziwy medyk!
- Po prostu to widzę... I NIE! Unoś się, proszę
- Bo co? Według mnie jesteś chamska i zbyt pyskata, aby mnie oceniać, nic o mnie nie wiesz! nic o mnie nie słyszałaś, a oceniasz mnie w taki sposób. Nie jesteś byle bogiem, moja droga! możesz być lepsza, możesz być gorsza ode mnie... gówno mnie obchodzi jaka jesteś i kim jesteś, z chamstwem nie chcę mieć nic wspólnego...
- To tyle?- odparła bez uczuciowo wadera
- Tak, tyle...
- W takim razie miło się gawędziło- I wyszła.
- Głupia Ameba- szepnąłem, gdy wadera oddalała się. Kur** no!
***
Chyba ją zbyt mocno potraktowałem~ pomyślałem, gdy przeglądałem kartki księgi o ziołach. ~ Niby zachowała się chamsko, ale przecież nie musi być taka, aż do szpiku kości, może zdołam dostrzec w niej, choćby krzty dobra. Może powinienem ją odnaleźć? ~ Nie co ty gadasz! Jeszcze cię obrzuci mięsem, zobaczysz, wspomnisz moje słowa~ odezwał się moje wewnętrzne ja. Ale przecież warto spróbować, co nie?? A co do tego ma rację, żaden ze mnie medyk skoro nie potrafiłem ocalić czyjegoś życia, jaki ze mnie medyk, gdy nie potrafię opanować swoich emocji! Jaki ze mnie medyk, skoro nie potrafię wysłuchać drugiej osoby, która ma mi do przekazania coś ważnego, nawet jak to zaboli. Zatrzasnąłem księgę. Idę do niej!
Poderwałem się i wyszedłem z jaskini, po czym wypytywałem napotkanych wilków o Shairen. Widziano ją ostatnio nad rzeką... potem napotkałem Lunę, która nie miała ochoty na rozmowy... strasznie ją bolała głowa. Z racji tego, że to moja kochana, pobyłem chwilę z nią... później ni stąd, ni zowąd pojawiła się Shairen. Na mój widok nie zmieniła wyrazu obojętności.
- Szukałeś mnie, Exan?
- Luna, możesz mnie zostawić na słówko z Shairen
Luna pokiwała głową i odeszła. Gdy Luna była daleko, podszedłem do Shairen
- Shairen?
- A jednak znasz moje imię...
- Błagam nie przerywaj mi!- wypaliłem, ale tym razem spokojnie- No bo chcę cię przeprosić
Shairen nie odpowiedziała, tylko patrzyła się na mnie... wiedziała, że mam jej coś do powiedzenia
- Ja wiem, że przesadziłem i miałaś rację, żaden ze mnie medyk, skoro nie potrafię zapanować nad emocjami, wysłuchiwać innych nawet jak mnie to osobiście zaboli... przepraszam, że nazwałem cię chamską... może ostro zaczęłaś i może w ten sposób chciałaś mi coś przekazać, nie wiem... nie nam się na waderzych przekazach charakteru, ale dziękuję że mi to uświadomiłaś i na serio... przepraszam
<Shairen?>
od Exana cd Luna
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
Gdy zdobyliśmy pokarm (co prawda niezbyt smaczny, bo zwierzyna była stara) poszliśmy zanieść je do jaskini i przy jedzeniu przeglądałem księgę w sprawie mojej bezpłodności. Szukałem i szukałem. A szukałem długo i zaciekle. Jednak nic, moja bezpłodność była nieuleczalna.
Zamknąłem księgę i pokręciłem głową i westchnąłem cicho
- Czyli nic się nie da zrobić?- zapytała
- Nie
- Szkoda
Uśmiechnąłem się do niej
- A to może i dobrze, co będziemy sobie głową szczeniakami zaprzątać, jesteśmy młodzi... wyszalejmy się
- Co masz na myśli?
- A na to...
Podniosłem się i podszedłem do niej, wytarłem krew zwierzęcia z jej pyszczka, a ona zamknęła oczy. Czekała na pocałunek. Pocałowałem ją namiętnie. Kochana wyczuła to i zarumieniła się mocno.
Jednak gdy zaczęliśmy się rozkręcać, nagle coś wleciało do wejścia do jaskini... jakiś ptak, a na nóżce miał liścik. Wziąłem kartkę i zacząłem czytać
" Exan, pacjent w potrzebie."
---
To była jakaś masakra. Akurat pacjentem, a raczej pacjentką była pewna wadera, raczej nie z naszej watahy. Miała złamanie otwarte i połamane żebra. Niestety musi u nas zostać na jakiś czas, a później będzie musiała opuścić teren watahy.
Luna czekała, a wtedy było południe. Zapytała, a ja opowiedziałem co się stało, wadera przekrzywiła usta.
- Cóż, ale przynajmniej żyje
- Tak
<Luna?>
Zamknąłem księgę i pokręciłem głową i westchnąłem cicho
- Czyli nic się nie da zrobić?- zapytała
- Nie
- Szkoda
Uśmiechnąłem się do niej
- A to może i dobrze, co będziemy sobie głową szczeniakami zaprzątać, jesteśmy młodzi... wyszalejmy się
- Co masz na myśli?
- A na to...
Podniosłem się i podszedłem do niej, wytarłem krew zwierzęcia z jej pyszczka, a ona zamknęła oczy. Czekała na pocałunek. Pocałowałem ją namiętnie. Kochana wyczuła to i zarumieniła się mocno.
Jednak gdy zaczęliśmy się rozkręcać, nagle coś wleciało do wejścia do jaskini... jakiś ptak, a na nóżce miał liścik. Wziąłem kartkę i zacząłem czytać
" Exan, pacjent w potrzebie."
---
To była jakaś masakra. Akurat pacjentem, a raczej pacjentką była pewna wadera, raczej nie z naszej watahy. Miała złamanie otwarte i połamane żebra. Niestety musi u nas zostać na jakiś czas, a później będzie musiała opuścić teren watahy.
Luna czekała, a wtedy było południe. Zapytała, a ja opowiedziałem co się stało, wadera przekrzywiła usta.
- Cóż, ale przynajmniej żyje
- Tak
<Luna?>
od Exana cd Luna
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
Jej pytanie lekko zaskoczyło mnie. Bezpłodność z reguły jest nieuleczalna, ale warto sprawdzić w księgach.
Uśmiechnąłem się lekko i pstryknąłem. Nagle pojawiła się księga, otoczona płomiennymi obłokami, otworzyła się na danej stronie. Przekrzywiłem usta.
- Niestety, bezpłodność jest nieuleczalna- odrzekłem i spojrzałem na Lunę, która opuściła głowę. Zasmuciła się. Podszedłem do niej, przytuliłem ją... przecież nie musimy mieć swoich młodych, całe życie może być tylko dla nas, no bo... szczeniaki to też ogromny obowiązek liczący się z różnymi też nieprzyjemnościami, wiecznie oczy dookoła głowy, trzeba pilnować, aby się żadnemu nic nie stało.
- Cóż, mówi się trudno- powiedziała Luna, nie spojrzała na mnie tylko załamana patrzyła na ziemię.
- Może, lepiej będzie jak się rozstaniemy
- Co?- zerwała się Luna
- No bo, skoro ja nie mogę ci zapewnić potomstwa, to może zrobi to inny basior
- Ale już nie ma innych basiorów dla mnie, ty jesteś dla mnie tym jedynym...
- Serio?
Luna kiwnęła głową, potwierdzając swoje słowa. Na prawdę, ale ulżyło mi
- Taak i nie waż się myśleć, że jest inaczej, dobrze?
Pokiwałem głową. Luna położyła się ponownie, ale nie ukrywała załamania.
- Dalej się nad tym załamujesz?
- Trochę, ale ważne że jesteś ze mną
- No właśnie, cieszę się, że myślisz pozytywnie bo sama przecież nie jesteś
- No taak, ale...
- No dobrze, dla ciebie poszukam jeszcze jakiś sposób na bezpłodność, a może się coś znajdzie
Lunie poprawił się humor, pomachała ogonem.
- Ale jutro, bo dziś jestem już zmęczony
<Luna?>
Uśmiechnąłem się lekko i pstryknąłem. Nagle pojawiła się księga, otoczona płomiennymi obłokami, otworzyła się na danej stronie. Przekrzywiłem usta.
- Niestety, bezpłodność jest nieuleczalna- odrzekłem i spojrzałem na Lunę, która opuściła głowę. Zasmuciła się. Podszedłem do niej, przytuliłem ją... przecież nie musimy mieć swoich młodych, całe życie może być tylko dla nas, no bo... szczeniaki to też ogromny obowiązek liczący się z różnymi też nieprzyjemnościami, wiecznie oczy dookoła głowy, trzeba pilnować, aby się żadnemu nic nie stało.
- Cóż, mówi się trudno- powiedziała Luna, nie spojrzała na mnie tylko załamana patrzyła na ziemię.
- Może, lepiej będzie jak się rozstaniemy
- Co?- zerwała się Luna
- No bo, skoro ja nie mogę ci zapewnić potomstwa, to może zrobi to inny basior
- Ale już nie ma innych basiorów dla mnie, ty jesteś dla mnie tym jedynym...
- Serio?
Luna kiwnęła głową, potwierdzając swoje słowa. Na prawdę, ale ulżyło mi
- Taak i nie waż się myśleć, że jest inaczej, dobrze?
Pokiwałem głową. Luna położyła się ponownie, ale nie ukrywała załamania.
- Dalej się nad tym załamujesz?
- Trochę, ale ważne że jesteś ze mną
- No właśnie, cieszę się, że myślisz pozytywnie bo sama przecież nie jesteś
- No taak, ale...
- No dobrze, dla ciebie poszukam jeszcze jakiś sposób na bezpłodność, a może się coś znajdzie
Lunie poprawił się humor, pomachała ogonem.
- Ale jutro, bo dziś jestem już zmęczony
<Luna?>
od Exana cd Luna
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
- Więc, wchodzimy?
Luna uśmiechnęła się i pokiwała głową. A więc weszliśmy.
Sam nie wiem, co teraz... a może Luna coś kombinuje, co?
Luna ułożyła się obok jednego ze stalagnatów, a ja obok niej. Usiadłem.
- No i co teraz?
***
Luna ciągnęła mnie po chwili w głębie groty, a przyznam. Miejsce było duże... wilgoć była raczej w maksymalnym stopniu, powietrze zaskakująco świeże, a wadera dalej mnie prowadziła. Później natknęliśmy się na szczelinę w podłożu. Przecisnęliśmy się i szliśmy w dół, podłoże było śliskie, więc bez problemu moglibyśmy zjechać. Po woli schodziliśmy, aż do momentu gdy napotkaliśmy wyrwę. Schodziliśmy coraz niżej i niżej... aż... stanęliśmy przed urwiskiem, a na dole woda. Chyba woda morska.
- Skaczemy?
- Że co?!
Złapałem za łapę moją ukochaną i rzuciłem się w dół. Ona za mną. Wadera wrzeszczała jak oszalała, a ja miałem ubaw z napływającej adrenaliny. Zbliżyłem waderę do siebie i pokazałem co ma robić. Miała wykonać to co ja. Złączyłem łapy jak strzała, zrobiła to samo. Wbiliśmy się do wody bez problemu. Zrobiliśmy łuk pod wodą i wypłynęliśmy na brzeg
- Czy ty jesteś szalony?!- wyszeptała nie mając sił, aby krzyczeć. Była przerażona
- Przecież żyjemy- rzekłem i podszedłem do niej, to cud że dała się jeszcze dotknąć. A dała się. Przytuliłem ja do siebie, ale przez to była markotna
- Przepraszam, zachowałem się jak niedojrzały gówniarz
- Prawda
Skrzywiłem lekko minę. Luna nagle wypaliła coś nagle
- Oby nasze szczeniaki nie odziedziczyły takiego szaleństwa po tobie
- Ammm Luna!?- stanęła mi ślina w gardle, podrapałem się w łeb myśląc jak jej to powiedzieć.
- Tak?
- Chcesz mieć ze mną...
- Szczeniaki, co w tym złego?
- Tylko, że to... to jest niemożliwe- i odwróciłem się od niej, nie chciałem patrzeć jej w oczy
- A czemu?- zapytała, wzbudzając w swoim głosie nutę goryczy
- Bo... ja... no bo wiesz, em....
- No nie wiem, wywal to z siebie
- Luna, bo ja jestem bezpłodny- chciałem tylko jednego. Zapaść się pod ziemię
<Luna?>
Luna uśmiechnęła się i pokiwała głową. A więc weszliśmy.
Sam nie wiem, co teraz... a może Luna coś kombinuje, co?
Luna ułożyła się obok jednego ze stalagnatów, a ja obok niej. Usiadłem.
- No i co teraz?
***
Luna ciągnęła mnie po chwili w głębie groty, a przyznam. Miejsce było duże... wilgoć była raczej w maksymalnym stopniu, powietrze zaskakująco świeże, a wadera dalej mnie prowadziła. Później natknęliśmy się na szczelinę w podłożu. Przecisnęliśmy się i szliśmy w dół, podłoże było śliskie, więc bez problemu moglibyśmy zjechać. Po woli schodziliśmy, aż do momentu gdy napotkaliśmy wyrwę. Schodziliśmy coraz niżej i niżej... aż... stanęliśmy przed urwiskiem, a na dole woda. Chyba woda morska.
- Skaczemy?
- Że co?!
Złapałem za łapę moją ukochaną i rzuciłem się w dół. Ona za mną. Wadera wrzeszczała jak oszalała, a ja miałem ubaw z napływającej adrenaliny. Zbliżyłem waderę do siebie i pokazałem co ma robić. Miała wykonać to co ja. Złączyłem łapy jak strzała, zrobiła to samo. Wbiliśmy się do wody bez problemu. Zrobiliśmy łuk pod wodą i wypłynęliśmy na brzeg
- Czy ty jesteś szalony?!- wyszeptała nie mając sił, aby krzyczeć. Była przerażona
- Przecież żyjemy- rzekłem i podszedłem do niej, to cud że dała się jeszcze dotknąć. A dała się. Przytuliłem ja do siebie, ale przez to była markotna
- Przepraszam, zachowałem się jak niedojrzały gówniarz
- Prawda
Skrzywiłem lekko minę. Luna nagle wypaliła coś nagle
- Oby nasze szczeniaki nie odziedziczyły takiego szaleństwa po tobie
- Ammm Luna!?- stanęła mi ślina w gardle, podrapałem się w łeb myśląc jak jej to powiedzieć.
- Tak?
- Chcesz mieć ze mną...
- Szczeniaki, co w tym złego?
- Tylko, że to... to jest niemożliwe- i odwróciłem się od niej, nie chciałem patrzeć jej w oczy
- A czemu?- zapytała, wzbudzając w swoim głosie nutę goryczy
- Bo... ja... no bo wiesz, em....
- No nie wiem, wywal to z siebie
- Luna, bo ja jestem bezpłodny- chciałem tylko jednego. Zapaść się pod ziemię
<Luna?>
od Exana cd Luna
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
Obudziłem się ze strasznym bólem głowy. Cholerny kac. Ale starałem się nie okazywać bólu przy mojej... chyba partnerce. No bo randka to chyba o czymś znaczy, co nie? Nagle nie patrząc na nic, wpadłem na drzewo. Lunę to rozbawiło i zaczęła się śmiać na całe gardło. Pomasowałem się w miejsce uderzenia, zasyczałem z bólu jakie daje mi kac po wczorajszej libacji... z moją.... kur** oczywiście musiałem zapomnieć najważniejszy tekst pod koniec randki " Luno, skrabię.." albo " Luno, sensie mojego życia" ech przesłodzone to wszystko. Wiem, a może
- Luna, słonko... - powiedziałem po chwili- ja wiem, że wczoraj... ech o tym zapomniałem jak ten głupi dureń
- Exan, przestań!- powiedziała po chwili
- No... ten...ech .... będziesz ze mną? Będziesz moją i tylko moją kruszynką?
Luna uśmiechnęła się miło i nagle pocałowała mnie w policzek i... dała mi z liścia. Liść po pocałunku, no tego jeszcze nie było
- To za to, że teraz sobie o tym przypomniałeś! A i jeszcze jedno... tak, będę twoją kruszynką
Wyszczerzyłem się szeroko. Luna przejechała delikatnie łapą w miejsce, gdzie dała mi z liścia.
- Przepraszam
- Zasłużyłem sobie- rzekłem i spojrzałem na nią, dałem jej całusa.
- Przecież... ah nie ważne, chodźmy nad jezioro, muszę się odświeżyć
- Ja też, przyda nam się niezła kąpiel
<Luna?>
- Luna, słonko... - powiedziałem po chwili- ja wiem, że wczoraj... ech o tym zapomniałem jak ten głupi dureń
- Exan, przestań!- powiedziała po chwili
- No... ten...ech .... będziesz ze mną? Będziesz moją i tylko moją kruszynką?
Luna uśmiechnęła się miło i nagle pocałowała mnie w policzek i... dała mi z liścia. Liść po pocałunku, no tego jeszcze nie było
- To za to, że teraz sobie o tym przypomniałeś! A i jeszcze jedno... tak, będę twoją kruszynką
Wyszczerzyłem się szeroko. Luna przejechała delikatnie łapą w miejsce, gdzie dała mi z liścia.
- Przepraszam
- Zasłużyłem sobie- rzekłem i spojrzałem na nią, dałem jej całusa.
- Przecież... ah nie ważne, chodźmy nad jezioro, muszę się odświeżyć
- Ja też, przyda nam się niezła kąpiel
<Luna?>
Od Exana CD. Shairen
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
- Pewnie masz mnie za głupiego frajera- prychnąłem po chwili
- Skąd ci to przyszło do głowy?!- wadera zdziwiła się
- Nie wiem, pewnie tak pomyślałaś, ale wiesz co... w czterech literach mam za kogo mnie masz i czy mnie lubisz, czy nie. Bo widać, że chyba z twoim zachowanie, najwyżej ślepy kojot zaakceptuje twoje towarzystwo.
Shairen najwidoczniej nie przejęła się tym. Gdzieś to miałem.
Shairen po prostu odeszła w swoją stronę. Pociągnąłem nosem i zniknąłem za krzakami, zbliżałem się do swojej jaskini, gdzie czekał tam pacjent. Straszny przypadek. To był basior, który chyba nie był z naszej watahy i chyba nie mam upoważnień, aby leczyć innych wilków nie z tej watahy. Ale mój fach nakazuje pomagać innym. Wilk miał wgniecioną kość czaszki do mózgu. Szlag by to~ pomyślałem, dając wilka pod kroplówkę. Ogoliłem miejsce gdzie znajdowała się rana. To był potworny widok. Kość doprowadzał do obrzęku mózgu i jeśli nie doprowadzę do stanu normalnego, po prostu mi tu umrze. Przy najmniejszym poruszeniu pacjenta w okolicy głowy, dostawał potwornych drgawek. Próbowałem wszelkich metod... ale... to już było na nic. Wilk umarł. Wnerwiony zacisnąłem skalpel w łapie... na oślep cisnąłem nim.
- Hej, chcesz mnie zabić!
Odwróciłem się gwałtownie. To była ta Shairen. Zmierzyłem ją grobowym wzrokiem. Skalpel wbity w ścianę, znajdował się nad głową wadery.
- Czego tu chcesz?- zapytałem zasuwając parawan łóżka na którym leżał martwy pacjent.
- Potrzebne mi są ziółka, ale widać że zajęty jesteś
- Jakich konkretnie potrzebujesz?
Wadera wskazała mi słoik z rośliną na najwyższej półce,. Zadem uderzyłem lekko w półkę, słoiki zadrżały niebezpiecznie, ale ta jedna zleciała i wpadła w moje łapy.
- Potrzebujesz czegoś jeszcze?
- To wszystko... wszystko w porządku?
- Tak, jest wszystko ok...
- No widzę właśnie- prychnęła i spojrzała na skalpel, utkwiony w ścianie
- To nic takiego
<Shairen?>
- Skąd ci to przyszło do głowy?!- wadera zdziwiła się
- Nie wiem, pewnie tak pomyślałaś, ale wiesz co... w czterech literach mam za kogo mnie masz i czy mnie lubisz, czy nie. Bo widać, że chyba z twoim zachowanie, najwyżej ślepy kojot zaakceptuje twoje towarzystwo.
Shairen najwidoczniej nie przejęła się tym. Gdzieś to miałem.
Shairen po prostu odeszła w swoją stronę. Pociągnąłem nosem i zniknąłem za krzakami, zbliżałem się do swojej jaskini, gdzie czekał tam pacjent. Straszny przypadek. To był basior, który chyba nie był z naszej watahy i chyba nie mam upoważnień, aby leczyć innych wilków nie z tej watahy. Ale mój fach nakazuje pomagać innym. Wilk miał wgniecioną kość czaszki do mózgu. Szlag by to~ pomyślałem, dając wilka pod kroplówkę. Ogoliłem miejsce gdzie znajdowała się rana. To był potworny widok. Kość doprowadzał do obrzęku mózgu i jeśli nie doprowadzę do stanu normalnego, po prostu mi tu umrze. Przy najmniejszym poruszeniu pacjenta w okolicy głowy, dostawał potwornych drgawek. Próbowałem wszelkich metod... ale... to już było na nic. Wilk umarł. Wnerwiony zacisnąłem skalpel w łapie... na oślep cisnąłem nim.
- Hej, chcesz mnie zabić!
Odwróciłem się gwałtownie. To była ta Shairen. Zmierzyłem ją grobowym wzrokiem. Skalpel wbity w ścianę, znajdował się nad głową wadery.
- Czego tu chcesz?- zapytałem zasuwając parawan łóżka na którym leżał martwy pacjent.
- Potrzebne mi są ziółka, ale widać że zajęty jesteś
- Jakich konkretnie potrzebujesz?
Wadera wskazała mi słoik z rośliną na najwyższej półce,. Zadem uderzyłem lekko w półkę, słoiki zadrżały niebezpiecznie, ale ta jedna zleciała i wpadła w moje łapy.
- Potrzebujesz czegoś jeszcze?
- To wszystko... wszystko w porządku?
- Tak, jest wszystko ok...
- No widzę właśnie- prychnęła i spojrzała na skalpel, utkwiony w ścianie
- To nic takiego
<Shairen?>
Od Exana CD. Luny
0 | Skomentuj
Autor:
WolfExan
A więc... czyli Luna dała się, a raczej zabrała się ze mną na randkę.
Randka polegała na tym, że poszliśmy w wyznaczone przez Lunę miejsce i tam obserwowaliśmy zachód słońca. Później mogliśmy tylko oglądać gwiazdy, ale bez alkoholu to trochę nie to samo. Pstryknąłem i nagle pojawiła się księga, która się otworzyła, a w wnętrzu wyciętym w kartki utkwiona była butelka czerwonego wina, wraz z kielichami. Kielichy były miedziane, idealne do picia wina wieczorami. Wziąłem wino i kielichy, a księga zniknęła. Wziąłem jeden kielich i napełniłem winem, dałem Lunie i drugi dla siebie. Puściłem do niej oczko. Luna uśmiechnęła się lekko, wzięła lekki łyk, a ja porządnie opróżniłem kielich trzema łykami. Wino było słodkie.
- Pyszne- powiedziała Luna- bardzo
- Najpyszniejsze wina, to tylko u mnie... kochanie- zbliżyłem się do niej, ułożyliśmy się na ziemi. Luna praktycznie była pode mną. Stałem nad nią i namiętnie całowaniem, po trochu... chciałem, aby wczuła się. Potem przechodziłem do czegoś śmielszego. Końcem języka jeździłem po jej policzku do tego czując, jak waderze pulsują policzki. Była cała czerwona. Wadera wtuliła się we mnie, uśmiechnąłem się zadziornie. Wypiłem kolejny kielich wina i byłem coraz nakręcony.
***
Nadeszła noc, a mi kręciło się w głowie, dosłownie chciało mi się śpiewać, tańczyć, śmiać... a wesoła atmosfera nie opuszczała mnie. A ciepła chęć całowania mojej dziewczyny, też nachodziła mnie coraz mocniej przy bardziej wlewanym w siebie winem. Luna nie broniła się, praktycznie śmieszyło ją to. Przestałem po chwili i stwierdziłem, że za dużo wypiliśmy. Butelka po winie była już pusta, a jaskinia była daleko. A zmęczenie dopadło mnie. Ziewnąłem tylko i ułożyłem się miękko na ziemi, a Luna obok mnie.
<Luna?>
Randka polegała na tym, że poszliśmy w wyznaczone przez Lunę miejsce i tam obserwowaliśmy zachód słońca. Później mogliśmy tylko oglądać gwiazdy, ale bez alkoholu to trochę nie to samo. Pstryknąłem i nagle pojawiła się księga, która się otworzyła, a w wnętrzu wyciętym w kartki utkwiona była butelka czerwonego wina, wraz z kielichami. Kielichy były miedziane, idealne do picia wina wieczorami. Wziąłem wino i kielichy, a księga zniknęła. Wziąłem jeden kielich i napełniłem winem, dałem Lunie i drugi dla siebie. Puściłem do niej oczko. Luna uśmiechnęła się lekko, wzięła lekki łyk, a ja porządnie opróżniłem kielich trzema łykami. Wino było słodkie.
- Pyszne- powiedziała Luna- bardzo
- Najpyszniejsze wina, to tylko u mnie... kochanie- zbliżyłem się do niej, ułożyliśmy się na ziemi. Luna praktycznie była pode mną. Stałem nad nią i namiętnie całowaniem, po trochu... chciałem, aby wczuła się. Potem przechodziłem do czegoś śmielszego. Końcem języka jeździłem po jej policzku do tego czując, jak waderze pulsują policzki. Była cała czerwona. Wadera wtuliła się we mnie, uśmiechnąłem się zadziornie. Wypiłem kolejny kielich wina i byłem coraz nakręcony.
***
Nadeszła noc, a mi kręciło się w głowie, dosłownie chciało mi się śpiewać, tańczyć, śmiać... a wesoła atmosfera nie opuszczała mnie. A ciepła chęć całowania mojej dziewczyny, też nachodziła mnie coraz mocniej przy bardziej wlewanym w siebie winem. Luna nie broniła się, praktycznie śmieszyło ją to. Przestałem po chwili i stwierdziłem, że za dużo wypiliśmy. Butelka po winie była już pusta, a jaskinia była daleko. A zmęczenie dopadło mnie. Ziewnąłem tylko i ułożyłem się miękko na ziemi, a Luna obok mnie.
<Luna?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)