Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Shairen. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Shairen. Pokaż wszystkie posty

Od Shairen CD. Yesterday'a

0 | Skomentuj
Patrzyłam na niego, nieco zażenowana jego zachowaniem. A było ono conajmniej dziwne, jak nie nieco infantylne. Nie wiedziałam, co to miało znaczyć, dlatego pozostało mi jedynie przyglądanie się postępowaniu basiora; zsuwał się po zboczu, głowę mając zadartą ku górze, a skupione spojrzenie jego oczu krążyło od gwiazdy do gwiazdy, jakby chciał objąć nim wszystkie gwiazdozbiory. Musiałam przyznać, że wyglądało to odrobinę komicznie, jednak nadal miałam poważny wyraz pyska.
— Wybacz — odezwał się po tym, jak ponownie znalazł się obok mnie u szczytu wzgórza. — Chciałem po prostu obejrzeć gwiazdy.
— Och... — wyrwało mi się, gdy nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć i nie stać mnie było na choć odrobinę inteligentniejszą wypowiedź. Obejrzeć gwiazdy? Nigdy nie poświęcałam im większej uwagi, skoro były czymś równie powszechnym co trawa, którą zobaczyć można na co dzień. Nie były niczym wyjątkowym. Nic, poza błyszczącymi, białymi kropkami na tle czarnego nieba... Prawda? — Obejrzeć gwiazdy... — powtórzyłam cicho.
— Wiesz, gwiazdy są naprawdę piękne. Im dłużej na nie patrzysz, tym bardziej niesamowite ci się wydają.
Zadarłam niechętnie łeb do góry, szczerze wątpiąc w prawdziwość słów wilka.
— Układają się w osobliwe obrazy — podjął się kontynuowania tematu. — Mam swoją jedną ulubioną konstelację, ty też sobie jakąś powinnaś znaleźć. Taką, która najlepiej odzwierciedla twoje odczucia. Którą zawsze bez problemu będziesz umiała odnaleźć na niebie.
Zachęcona wypowiedzią basiora poświęciłam dość długą chwilę ciszy, aż moje oczy wyłapały coś szczególnego. Gwiazdę, która zdawała się świecić mocniej niż inne, która zdawała się chcieć, by to na nią zwracano uwagę w pierwszej kolejności, a jednak oczy obserwatora odnajdowały ją dopiero po kilku chwilach uważnego przyglądania się. Nie miałam pojęcia, czy należała do jakiejś konstelacji, a pomimo tego czułam dziwną pewność, że gwiazda otoczona była wyłącznie samotnością.
— Chyba znalazłam swoją własną gwiazdę. — Uśmiechnęłam się delikatnie, i nie potrafiąc przestać się uśmiechać, odwróciłam łeb w inną stronę, aby Yesterday nie mógł zobaczyć tego wyrazu pyska. Uśmiecham się często. Dziwne, że tyle rzeczy jest nadal w stanie wywołać u mnie radość. A ja za cel postawiłam sobie nie ujawniać nikomu tych radosnych emocji, które powinnam w sobie zabić, podczas gdy ja nie jestem w stanie tego zrobić. Zdając sobie sprawę z tego, na moim pysku na powrót pojawił się bezemocjonalny wyraz. — Lepiej wróć już do jaskini, Yesterday. — Chciałam zabrzmieć chłodno, i chyba mi się udało. Byleby samiec zrozumiał, że nie chcę już jego towarzystwa.
Nie potrzebuję jakiegokolwiek towarzystwa.
Zaczęłam schodzić ze wzgórza, czując na sobie zmęczony wzrok basiora. Powinien się wyspać, podczas gdy siedział ze mną przez noc. Przecież na następny dzień z pewnością miał masę pracy, podczas gdy on wolał spędzić ten czas na wpatrywaniu się w bezchmurne niebo i podziwianiu gwiazd. Więc dlaczego...?
Pokręciłam głową, nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego wytłumaczenia. Zaczynałam być przytłaczana przez wątpliwości. Yesterday był dla mnie jedną, wielką zagadką. Nie potrafiłam nie być spięta w jego towarzystwie, a to za sprawą nieufności wobec niego. Martwiłam się swoim nieprzyjemnym snem i bezsilnością, jaka mnie w nim dopadła. Przyrzekłam sobie wtedy, że już nigdy nie pozwolę na taką bezradność wobec zagrożenia. Niepewny był przekaz tego snu. Czy wogóle był w nim przekaz? Gdy mimowolnie przypomniałam sobie to, co działo się w tym koszmarze, nie potrafiłam powstrzymać lekkich drgawek, jakie przeszyły moje ciało. To było oznaką strachu i słabości.
A przecież je też powinnam w sobie zabić.

<Yesterday?> Zaczynam mieć wrażenie, że Shai ma wahania nastroju jak Prascanna ;__;

Od Shairen CD. Yesterday'a

0 | Skomentuj
Wybranie się na spacer było chyba ostatnią rzeczą, na którą miałam w tej chwili ochotę. Najlepiej by było, gdybym zaszyła się gdzieś w ciemnym kącie swojej jaskini i tam na spokojnie porozmyślała nad swoim snem, lecz coś w mojej głowie mówiło mi, że wcale nie chcę rozstawać się z Yesterday'em. Trudno mi to przyznać, ale potrzebowałam czyjegoś towarzystwa, mimo tego, że do tej pory wszystkie swoje zmartwienia dzieliłam sama ze sobą, nie mając nikogo przy boku.
Starałam się brzmieć jak najbardziej pewnie, gdy zgadzałam się na propozycję basiora.
Droga minęła nam na niespiesznym chodzie, wdrapywaniu się na jedno z Wichrowych Wzgórz oraz nieuniknionych poślizgach na mokrej trawie, ale w końcu znaleźliśmy się na szczycie wzgórza. Przez cały ten czas uważnie obserwowałam Yesterday'a, gdyż po tamtym śnie moja czujność wobec tego basiora znacznie się zwiększyła. Nie ufałam mu, bo nie miałam do tego powodów. Nie ufałam mu, tak samo jak każdemu innemu wilkowi. W moich oczach Alfa był nawet bardziej podejrzany, niż inne dotąd spotkane osoby z watahy. Spokojny, rozważny, pozornie przyjacielsko nastawiony... Te cechy sprawiały, że przypominał mi kogoś, kto kiedyś był mi najbliższą osobą, a potem stał się moim nawiększym wrogiem.
Nadal bez problemu potrafię sobie przypomnieć pogodny, delikatny uśmiech, jakim co dzień wiele razy obdarzał mnie brat. Nie miałam pojęcia, że był sztuczny. Gdy myślę o tym wilku, znów przeżywam te nieprzespane noce, gdy trapiły mnie zmartwienia, a on leżał u mojego boku i pocieszał swoimi uśmiechami i czułymi słowami. Nawet mi na myśl nie przyszło, że mógł tylko grać. A ja, zaślepiona jego fałszywą dobrocią, tańczyłam, jak zagrał; nie zdawałam sobie sprawy z tego, że on mnie wykorzystywał.
Po tym, co zrobił mi ktoś, komu ufałam najbardziej na świecie, straciłam całkowicie chęć ponownego zaufania komuś innemu – postępowałam wręcz przeciwnie, robiąc sobie za wroga każdego napotkanego wilka.
Yesterday mógł być taki sam, a ja nie chciałam przeżywać ponownie tego cierpienia, jak wtedy, gdy bliska osoba mnie zdradziła. Zrozumiałam, że nikt nie jest godzien mojego zaufania.
— Shairen? — Dobiegł do moich uszu znajomy głos. Spojrzałam na Yesterday'a, co on uznał za niemą zachętę do ciągnięcia swojej wypowiedzi. Uśmiechnął się delikatnie. — Piękny mamy dziś księżyc, prawda?
Nie odpowiedziałam. Zamiast spojrzeć na niebo, spuściłam swój wzrok na ziemię i nie zamierzałam go stamtąd szybko podnosić. Basior, najwidoczniej zauważając brak zainteresowania z mojej strony księżycem, postanowił zmienić temat.
— Nie chcesz opowiedzieć mi o swoim śnie? — Jego ton stał się poważniejszy, jednak nie doszukałam się w nim jakiegokolwiek przymusu.
— Nie chcę. — W duchu pogratulowałam sobie za to, że mój głos nie zadrżał, gdy to mówiłam.

<Yesterday?> Pisane na resztkach weny :|

Od Shairen CD. Yesterday'a

0 | Skomentuj
— Spójrz, przypatrz się temu dobrze...
Skąd dobiegał ten przepełniony szyderczością, obrzydzeniem i nienawiścią jednocześnie, głos? Wydawał się być znajomy, a zarazem tak obcy... 
— Nie widzisz? 
Obróciłam się wokół własnej osi poszukując źródła tego nieprzyjemnego dla mojego ucha dźwięku, lecz jedynym, co widziałam, była wszechogarniająca mnie ciemność...
– Patrz!
Jak na komendę, wraz z dzwoniącym mi w uszach echem krzyku, sceneria się zmieniła. Nie błądziłam już po bezkresnej nicości, a stałam na mokrej ziemi, czując pod łapami kałużę krwi, otoczona przez martwe ciała setki wilków. Znajdowałam się w samym centrum dokonanej tu rzezi...
— To twoja wina, prawda?
Głos również stał się inny. Już nie obijał mi się o uszy ze wszystkich stron – w tej chwili mogłam już zrozumieć, skąd dochodził. Całym ciałem zwróciłam się w tym kierunku, a mój wzrok spoczął nieruchomo na sylwetce tak znanego mi osobnika... Co tu, do ciężkiej cholery, robił ten ktoś, kogo kiedyś nazywałam bratem?
— Czemu nie odpowiadasz? Znasz prawdę...
No właśnie, czemu...? 
Chciałam coś powiedzieć, wyrzucić z siebie wszystkie przekleństwa tego świata, z pogardą opluć tego szaleńca, wymazać mu z gęby ten parszywy uśmiech, a na koniec rzucić mu się do gardła i... Ale nie mogłam się już ruszyć nawet o milimetr.
— Siostrzyczko.
,,Nie mów tak na mnie!" chciałam wrzasnąć, ale krzyk ten pozostał jedynie w mojej głowie.
— Jestem z ciebie dumny.
Dlaczego...? Dlaczego nie byłam w stanie choćby drgnąć? 
Przenikliwe spojrzenie srebrnych oczu tego wilka skierowane było wprost na mnie. Jego oczy zbliżały się do mnie, z każdą sekundą były coraz bliżej...
— Niestety, nie jesteś już mi potrzebna...
Wilk zniknął mi sprzed oczu, a chwilę potem poczułam ból w prawej przedniej łapie, gdy ostre kły wbite do samych kości zjeżdżały coraz niżej wzdłuż kończyny.
Wykrwiawię się...
Do moich uszu dotarł nieprzyjemny odgłos łamanej kości, a wraz z tym niewyobrażalnie wielki ból, którego nie byłam w stanie jakkolwiek wyrazić.
Umrę...
Znowu coś jednoznacznie chrupnęło, tym razem w innym miejscu.
Umrę?
Usłyszałam przeraźliwy wrzask agonii, gdy nagle odzyskałam władzę w znacznej części swojego ciała. Potrzebowałam chwili, by zrozumieć, że ten głos należał do mnie.
Nie chcę umrzeć!
Kły, które nagle stały się nienaturalnie długie, bez problemu przedziurawiły moją szyję na wylot.

— C-co...? — wydukałam przerażona, gdy nagle znalazłam się znów w innym miejscu, a ból w jednej chwili zniknął. Przeszył mnie paraliżujący strach, kiedy rozglądałam się spodziewając się za chwilę doświadczyć czegoś strasznego. Bałam się. Tak okropnie się bałam, że znowu doznam tego bólu. Dopiero po usłyszeniu czyjegoś, w tym momencie kojącego głosu, dotarło do mnie, gdzie jestem – w swojej bezpiecznej jaskini zamieszkiwanej przeze mnie od niedawna.
— Wszystko w porządku? — Głos wyrażał niewielką ulgę. Nie rozpoznałam jego właściciela, dopóki na niego nie spojrzałam. Ale... co tu robił Yesterday?
— To był sen? — zapytałam mimowolnie, chcąc się upewnić. W tej chwili to pytanie wydawało mi się być ważniejsze, niż powód, dla którego ten wilk przebywał w mojej jaskini w środku nocy.
— Tak. — Basior patrzył na mnie uspokajająco, ale ja nadal byłam nerwowa. Ten ból, jaki czułam podczas snu był zbyt realny. Nadal miałam wrażenie, że zaraz znowu da o sobie znać, a ta myśl napawała mnie lękiem. Dawno nie byłam aż tak przerażona... W pamięci nadal doskonale pozostało mi to, co czułam, gdy moje łapy były poważnie okaleczane, nie potrafiłam myśleć o niczym innym nawet pomimo tego, że bardzo chciałam.

<Yesterday?>

Od Shairen CD. Exana

0 | Skomentuj
Wysłuchałam tego, co miał mi do powiedzenia, a gdy skończył przez chwilę milczałam wpatrując się w basiora spokojnie.
- Nie potrzebuję twoich przeprosin - odezwałam się w końcu głosem pozbawionym emocji. - Naprawdę, bywam chamska, nie mogę się nie zgodzić. W dodatku skrajnie szczera. - Zrobiłam przerwę na głośne westchnięcie. - Po prostu nie zwracaj uwagi na moje zachowanie, gdyż w mojej naturze leży prawdomówność, przez co często grabię sobie u innych.
Dodałam jeszcze, że wtedy, gdy rzucałam uwagę o beznadziejności Exana jako medyka, naprawdę moim zamierzeniem nie było zrażenie go do siebie, lecz zmotywowanie go. W mój dosadnie szczery i bezczelny sposób, ale nadal jest to motywacja.
Właściwie, to właśnie gdy to mówiłam dotarło do mnie, dlaczego ten wilk zachowywał się wobec mnie tak, jakbym mu całą rodzinę wymordowała. Zresztą, i tak od samego początku nie mogłam liczyć się z niczym innym, jak z odrzuceniem ze strony basiora – bo przecież jestem, jaka jestem, czyli okropna z charakteru. Od czasów wydalenia mnie z poprzedniej watahy stałam się zupełnie inna, a przez swoje zachowanie udało mi się z każdego napotkanego wilka zrobić wroga, nawet, jeśli tego nie chciałam. Smutne, ale taki już mój ,,urok" osobisty, da się przyzwyczaić. Mi akurat nijak taka kolej rzeczy nieprzeszkadzała, aczkolwiek myślę, że moi wrogowie nadal niezbyt mile wspominają moją osobę.
- Shairen! - Głos Exana był podniesiony i nieco zdenerwowany, przez co poznałam, iż zapewne powtarzał moje imię conajmniej kilka razy. Spojrzałam na niego nieco zdezorientowana, a dopiero po chwili dotarło do mnie, że odrobinę się zamyśliłam.
Bez słowa zaczęłam odchodzić, odstawiając swoje melancholijne myśli na bok, a ich miejsce zastępując planami na dzisiejszy dzień.

<Exan?>

Od Shairen CD. Yesterday'a

0 | Skomentuj
Po przyjściu pod pewną jaskinię Yesterday zawołał tą wilczycę, o której po drodze mi opowiedział. Nie minęła chwila, a u wejścia do groty stawiła się samica w podeszłym wieku, o sierści w przeróżnych odcieniach szarości. Mojej uwadze nie umknął fakt, iż kulała.
Ogarnęło mnie speszenie, gdy poczułam na sobie uważne spojrzenie błękitnych oczu należących do kogoś zupełnie mi obcego, więc powędrowałam wzrokiem gdzie indziej, na bok. Nie chciałam dać po sobie poznać tego, iż niezbyt przyjemnie przebywało mi się w pobliżu nieznajomej wadery.
- Przyniosłem ci jedzenie. - Basior położył mięso na ziemi, przed wilczycą, po czym przedstawił mnie dawnej Alfie.
- Witaj. - Na to słowo spojrzałam niepewnie na nią, starając się doszukać głębszego sensu ów wyrazu, ponieważ wyczuwając dziwną tajemniczość w głosie samicy niemal odruchowo chciałam znaleźć prawidłową interpretację tego. Jednak było to przecież tylko jedno, zwyczajne słowo powitania... przynajmniej z pozoru.
- Dzień dobry - odpowiedziałam, po sekundzie zastanowienia nad tym, co zrobić. Wtedy kątem oka zerknęłam na stojącego obok basiora i wycofałam się nieco, w zamiarze odejścia, a on za mną, po tym jak przekazał słownie coś jeszcze tej wilczycy – lecz ja nie słuchałam, oddalona od nich już o kilka kroków.
Yesterday stał trochę czasu na skraju wzniesienia, niedaleko jaskini Heroiki. Wyglądał na zatraconego w myślach, kiedy tak z góry spoglądał na otaczający go krajobraz. W jednej chwili miałam ochotę podejść do niego, usiąść i również ponapawać się ładnymi widokami, jednak zbyłam tę chęć myślą o powrocie do swojego nowego miejsca zamieszkania, gdzie chciałam resztę dnia spędzić na przewertowywaniu swojej książki o wszystkim, co było istotne w zawodzie medyka.
Zaczęłam odchodzić w swoją stronę, darując sobie pożegnanie z Alfą. Droga powrotna minęła mi w spokoju i ciszy, bez żadnych problemów, którymi mogłyby być, przykładowo, natrętne towarzystwo wilków z watahy. A tego z pewnością bym nie chciała.
Gdy wróciłam, słońce chyliło się już ku zachodowi – co oznaczało, że na wędrówce do swojej jaskini straciłam więcej czasu, niż zakładałam. Nie przeszkodziło mi to jednak w natychmiastowemu oddaniu się swojej lekturze, od razu po dotarciu do groty. Rozpoczęłam czytanie rozdziału poświęconego w całości chorobom zakaźnym.
Gdy ciemno zrobiło się na tyle, że nie mogłam już rozszyfrować tego, co napisane było na stronach księgi, pozostawiłam ją tak otwartą i ułożyłam się na twardym podłożu, zwijając się w kłębek. Senne zmęczenie ogarnęło mnie zaskakująco szybko.

<Yesterday?>

Od Shairen CD. Exana

0 | Skomentuj
- Hej, chcesz mnie zabić! - stwierdziłam z nieukrywaną frustracją, jaka wezbrała we mnie z powodu zachowania wilka. Otóż, chwilę przedtem rzucił na oślep trzymanym w łapie skalpelem, będącym tak ostrym, że z łatwością wbił się on w ścianę. Gdybym w ostatniej chwili nie zniżyła łba, prawdopodobnie ten przedmiot tkwiłby już w mojej głowie, a widok najciekawszy by nie był. Z pewnością samiec zrobił to niewiele myśląc, wyglądało to na działanie całkowicie spontaniczne, z powodu przypływu złości.
Wilk gwałtownie odwrócił się do mnie przodem, po czym zapytał o intencje, w jakich przybyłam do tej jaskini. Niemal natychmiast się uspokoiłam, przybierając na pysk na powrót swoją minę obojętności. Skalpel, którym przed chwilą mogłam dostać, nie zrobił na mnie wrażenia – zachowywałam się, jakby nic się nie stało.
Nie miałam powodu do kłamstwa, a basior mógł mi pomóc, więc zgodnie z prawdą powiedziałam, iż przyszłam po potrzebne mi zioła lecznicze.
Po chwili wilk zrzucił z półki pożądany przeze mnie przedmiot, lecz nadal trzymał go w swoich łapach.
- Potrzebujesz czegoś jeszcze? - zapytał, mimo że w jego głosie nie wyczułam chęci do pomocy mi.
- To wszystko - stwierdziłam po krótkiej chwili zamyślenia, patrząc gdzieś na bok. Po chwili przeniosłam wzrok na samca i starannie dbając o to, by w tonie mego głosu można było wyczuć jedynie nięchęć do rozmowy i obojętność, zapytałam: - Wszystko w porządku?
Wilk odpowiedział twierdząco, jednak niestarając się brzmieć wiarygodnie.
- No widzę właśnie - powiedziałam, i by podkreślić pogardę, jaką włożyłam w wypowiedziane zdanie, prychnęłam. Nie podobało mi się to, że basior kłamał. I to skrajnie nieprzekonywująco.
W odpowiedzi mruknął coś niewyraźnie, odwracając łeb w inną stronę, by uniknąć mojego spojrzenia.
- Powinieneś, jako medyk, powściągnąć nerwy i zachować spokój - rzuciłam, niby od niechcenia. Widząc spojrzenie basiora, jakim mnie w tej chwili obdarzył, niemo przekazujące mi, gdzie ma moje rady, postanowiłam nieco rozwinąć swoją myśl, podając przykład adekwatny do zaistniałej przed chwilą sytuacji: - Przez agresję, wynikającą z besilności w sprawie uratowania życia jednego wilka, możesz doprowadzić do śmierci drugiego. Mówię tu o zrobieniu czegoś jeszcze mniej rozsądnego od rzucania przypadkowymi rzeczami.
Wilk zmrużył oczy, nieco nieprzychylnie przy tym na mnie patrząc.
- Dobra, przyznaję, zrobiłem coś wiedziony nagłym impulsem. - Westchnął cicho, spuszczając wzrok na podłoże. Ominęłam go zabierając przy tym słoik z potrzebnymi mi ziołami leczniczymi. Uznałam, iż ten samiec nie przeszedł w życiu zbyt wiele, skoro aż tak bardzo dał ponieść się emocjom, gdy jeden pacjent umarł. Medyczką byłam nie od tego dnia, więc wiedziałam dobrze, że z niektórymi sprawami trzeba się po prostu pogodzić. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że pacjenci bardzo często skazani są na śmierć, rzadko da się ich odratować, i z tą świadomością trzeba zwyczajnie żyć. A skoro ten osobnik – którego imienia nawet nie znałam – nie dał rady zapanować nad swoim gniewem... to nie nadaje się na medyka. Co prawda, z początku swojej medycznej kariery też taka byłam, ale to dawno temu, gdy jeszcze ceniłam sobie wilcze istnienia.
- Ech, nieważne... Zapomnijmy o tym. Jestem Exan.
Nie zamierzałam mu się przedstawiać, zresztą, nie wyglądał na zainteresowanego moim imieniem, więc założyłam, iż je już zwyczajnie znał.

<Exan?>

Od Shairen CD. Yesterday'a

0 | Skomentuj
Po swoich słowach odwróciłam głowę w bok, nie patrząc na wilka.
- Tym bardziej się cieszę.
Szedł dalej, w bliżej nieokreślonym dla mnie kierunku, trzymając w pysku ten sam kawałek mięsa, a ja po chwili podążyłam za odchodzącym wilkiem wzrokiem. Czemu radość sprawia ci taka nic niewarta błahostka?, przyszło mi na myśl, jednak komentarz ten pozostawiłam dla siebie. Uznałam tego osobnika za kogoś po prostu... dziwnego.
Nie mogłam nie zauważyć, jak w pewnym momencie Yesterday przewrócił się, co nie wyglądało na symulację, po czym znikł mi z pola widzenia. Podniosłam się i po chwili, spędzonej na szybkim truchcie, znalazłam się mniej-więcej tam, gdzie przewrócił się basior, jednak jego już tam nie było. Zeszłam nieco w dół trawiastego stoku, jaki znajdował się tuż obok, i od razu moim oczom ukazał się ten sam kawałek mięsa, który przed kilkoma chwilami niósł Yesterday.
Westchnęłam z ledwo wyczuwalną irytacją w głosie.
- Gdzie ten wilk jest? - zapytałam samą siebie pod nosem, niespodziewając się odpowiedzi, którą jednak po chwili dostałam.
- Tutaj...
Odwróciłam łeb ku basiorowi. Powstrzymałam się od mało grzecznego komentarza, jaki cisnął mi się do pyska, na temat nieeleganckiego, chwiejnego chodu samca.
- Co się stało? - zadałam przelotne pytanie, starając się zachować obojętność w głosie. W odpowiedzi posłał mi jedynie wymijające spojrzenie, a z wyrazu jego pyska nie udało mi się wyczytać żadnych emocji. Mój wzrok podążył za Yesterday'em, który skierował swe, już w pełni opanowane, kroki ku mięsu.
Uznałam, że nie mam nic już do roboty, więc mogłabym pójść z tym wilkiem do miejsca, do którego szedł. Jakoś... nie przeszkadzało mi już jego towarzystwo. Co nie jest równoznaczne z nabraniem do niego zaufania.
Wyjawiłam mu swoją propozycję, na co w jego oczach dostrzegłam wahanie, jednak po chwili przystał na nią.

<Yesterday?>

Od Shairen CD. Exana

0 | Skomentuj
Już od dłuższego czasu leżałam w tym samym miejscu, a że zaczęło mi się nieco nudzić, nabrała mnie nagła chęć pobiegania na dłuższy dystans. Szybko mnie ona jednak opuściła, dlatego wciąż pozostawałam w tym samym miejscu, w niezmiennej pozycji. Ostatecznie zaczęłam wykonywać czynność, która raczej do moich codzienności nie należała: śpiewanie. Pozbawione wesołych nut, żywych tonacji, ciche śpiewanie, wyraźnie pochodzące z gardła wadery kompletnie pozbawionej talentu wokalnego. Bynajmniej ja tak sądziłam w tamtej chwili.
Poczułam zapach jakiegoś nieznanego mi wilka, jednak wolałam zachować pozory, iż nadal nie zdaję sobie sprawy z jego obecności.
Wróg?
Potencjalny sprzymierzeniec?
To nie było istotne. Ważnym było się tego dowiedzieć.
Odczekałam, aż zbliży się wystarczająco blisko. Mój nos i tym razem mnie nie zawodził: potrafiłam określić dokładną pozycję nieznajomego.
Nucenie się urwało z chwilą, gdy szybkim i nieprzewidywalnym ruchem wyskoczyłam do tyłu, w krótkiej chwili lotu przekręcając się tak, aby przygwoździć wilka brzuchem do ziemi. Nawet nie próbował się bronić, nadal będąc zaskoczonym.
Trafiłam na jakiegoś łajzę, oceniłam w myślach widząc u niego duże braki w szybkości reagowania. Dopiero po dwóch sekundach, które w walce o swoje życie zawsze są bardzo cenne, spróbował wybrnąć z tej sytuacji. Za dużo czasu stracił. W tamtej chwili przygwożdżony był przez moje łapy do ziemi, bez możliwości obronienia się własnym ciałem.
Stało się to, co przewidziałam: że jeśli ten basior posiada jakąś przydatną moc, użyje jej w obronie. Niedaleko zapaliła się niewielka iskierka, co zauważyłam kątem oka. Chwilę potem zaczęła rosnąć w ognisty płomień. Przeciwnik najwidoczniej chciał zaatakować mnie tym z zaskoczenia, a sądziłam tak, ponieważ płomień znajdował się niemal poza zasięgiem mojego wzroku.
- Czemu mnie atakujesz?
Teraz chcesz odciągnąć moją uwagę od ognia, stwierdziłam w myślach.
- Nie jestem pewna co do twoich zamiarów - wyjaśniłam, lecz tylko po to, by wilk nadal myślał, iż nie przejrzałam jego zamiarów.
- Jesteś spoza tej watahy? - Jego głos nie przejawiał wrogości. Spojrzałam na niego krzywo. Co to za pytanie?
- Jestem z tej, na której terenie jesteśmy.
- Ale... Ja też - przyznał, a ja wychwyciłam gasnący ogień gdzieś na uboczu. - Możesz ze mnie zejść? Nie mam złych zamiarów.
Nachyliłam się nad nim tak, że moje puste spojrzenie wwiercało się w jego oczy, jakby starając się wyżreć z nich wszystkie potrzebne informacje, wyczuć kłamstwo. Koniec mojego nosa niemal stykał się złowrogo z jego.
- Nie ujawniaj swoich mocy przed potencjalnym wrogiem - szepnęłam, a zdanie to miało na celu nie zakodowanie mu tej solidnej rady w głowie, lecz danie mu do zrozumienia jaką głupotą się wykazał.
Nie czekając na reakcję samca, zeszłam z niego i zaczęłam odchodzić.

< Exan? Wybacz to, że tak długo nie odpsywałam>

Od Shairen CD. Yesterday'a

0 | Skomentuj
- Dawno się nie widzieliśmy.
Zastrzygłam jednym uchem oczekując kolejnej wypowiedzi ze strony samca. Uznałam, iż zwykłe ,,dawno się nie widzieliśmy" było zdaniem pozbawionym sensu, zbędną informacją niepotrzebną mi do czegokolwiek, jednak pozostawiłam to bez komentarza, gdyż nie miałam ochoty wdawać się w dyskusję. Jak zwykle.
Udałam, iż uśmiech, jaki zagościł na pysku basiora, umknął mojej uwadze. W ciągu ułamka sekundy przez głowę przeszła mi myśl, że może powinnam odwzajemnić gest, lecz jak szybko się ona pojawiła, tak szybko się jej wyzbyłam.
Yesterday przeszedł obok mnie, po drodze rzucając nieco wesołym tonem:
- Sądziłem, że jednak nie umiesz się uśmiechać.
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że nie udało mi się powstrzymać wygięcia warg w sposób okazujący stosunkowo przyjazne nastawienie do tego wilka. Zrobiłam to wbrew własnej woli.
Do moich myśli wdarło się pojedyncze przekleństwo, jednak nie dałam poznać po wyrazie swego pyska tego, jak targa mną frustracja z powodu braku zapanowania nad czymś tak banalnie prostym, jak najzwyklejszy uśmiech.
Na moim obliczu natychmiastowo zapanowała, zwyczajna dla mnie, obojętność.
- Bo nie jest to częsty widok - stwierdziłam pozbawionym emocji głosem. Chyba zaczynam się robić coraz pewniejsza w towarzystwie tego osobnika, pomyślałam.

< Yesterday?>

Od Shairen CD. Yesterday'a

0 | Skomentuj
Przyglądałam się chwilę niepewnie temu, jak basior odchodził ciągnąc za kark ciało martwego zwierzęcia. Zapewne nie było to zbyt wygodne, dlatego zastanawiałam się, czy mu pomóc w ramach wdzięczności, i gdy już miałam to zaoferować, do moich uszu dotarł jego głos:
- Shairen! - Znów spojrzałam na wilka, wyczekując tego, co miał do oznajmienia. - Możesz mi pomóc?
Chyba nie miałam innej opcji, jak przystanąć na tę prośbę, jeśli nadal chciałam zachować pozory kulturalnej wilczycy. A ja nie powiedziałabym, że zawsze taka jestem.
Bez słowa podeszłam szybkim krokiem do niego, schyliłam łeb i złapałam za szyję młodego renifera, a samiec wziął na swoje barki podbrzusze zwierzęcia. Ukradkiem zerknęłam na wilka, nadal niepewna co do jego zamiarów. Zachowywał się względem mnie podejrzanie, lecz byłam w każdej chwili gotowa się bronić albo salwować ucieczką. Nie do końca wiem, czego takiego się wtedy po nim spodziewałam.
Wspominałam już, że należę do tych aspołecznych i unikających innych wilków stworzeń? No, więc przeżyłam totalny szok, gdy po tym jak przytargaliśmy upolowanego parzystokopytnego, zaczęły się zbierać obce mi wilki chcące zjeść zdobyte przez dwie grupy polujących jedzenie. Gdy zebrało się ich, nie licząc mnie i alfy, pięciu, po prostu uciekłam czując się niedobrze w towarzystwie.
Przydzielony mi kawałek mięsa zjadłam wcześniej, więc teraz nie jadłam razem z innymi. Nie byłam już głodna, wolałam odbiec od tych wilków na tyle daleko, by nie mieli mnie w zasięgu swojego wzroku. Ja również ich nie widziałam, i dobrze.
Leżałam kilka minut na jednym ze wzgórz, aż mój spokój zakłócił dobiegający do moich nozdrzy zapach wilka. Ktoś był niedaleko. Gdy woń stała się intensywniejsza skojarzyłam ją z Yesterday'em.

< Yesterday?>

Od Shairen

0 | Skomentuj
Powoli otworzyłam powieki, a mój wzrok skierowany był wprost na wyjście z jaskini, do której wczoraj się wprowadziłam. Musiał być wczesny ranek, ponieważ słońce dopiero wychylało się znad horyzontu. Chwilę tak leżałam, próbując zasnąć, ale nic z tego. Po kilku minutach leniwienia się na niewygodnym, skalnym podłożu wstałam i przeciągnęłam się, nadal nie do końca wybudzona.
Po przejściu kilkunastu metrów od mojego nowego mieszkania poczułam woń wilka. Potem zapach kilku innych. Wiedziałam, że należeli do tej samej watahy co ja, lecz nadal nie mogłam do tej myśli przywyknąć, więc, już z przyzwyczajenia, zachowałam czujność.
Spacerowałam tak do południa, a do tej pory na szczęście nie spotkałam żadnego wilka, co dawało mi pewne poczucie ulgi. Wolałam unikać jakiegokolwiek towarzystwa, które jest przedstawicielem tego samego gatunku, co ja.
A jednak szczęście mi nie sprzyjało.
Wkrótce dotarł do mnie zapach należący do wilka, a zdawało mi się, że gdzieś go już czułam... Przeszłam parę kroków w tę stronę i w zasięgu mojego wzroku znalazł się basior, ścigający młodego renifera, którego już po chwili dopadł i zadał śmiertelny cios. Chciałam odwrócić się i odejść szybkim krokiem, byle jak najdalej, ale wtedy wilk mnie zauważył. Mimowolnie zerknęłam na jego zwierzynę i wtedy dało mi się we znaki to, że nie jadłam śniadania. Nie wiem, co mnie wtedy naszło, ale poszłam w kierunku samca z zamiarem poproszenia o podzielenie się posiłkiem. Normalnie nigdy wcześniej tak nie robiłam, ale tego osobnika, jak się okazało po przejściu połowy dzielącego nas dystansu, znałam. Poniekąd.
To był ten basior, który poprzedniego dnia pozwolił mi dołączyć do swojego stada, którego był alfą, za co byłam mu wdzięczna. ,,Jak to on się przedstawił? Ach, tak. Yesterday, jeśli mnie pamięć nie myli", pomyślałam.
Zrobiłam jeszcze kilka nieśmiałych kroków w jego stronę, ale zatrzymałam się, po ujrzeniu jego delikatnego uśmiechu. Nie podobało mi się to, ponieważ zawsze miałam zakodowany w pamięci fakt, że nikt się do mnie nie uśmiechał. Może wtedy, i też w tej chwili wydawał się być miły, ale pozory mylą.
- Chcesz się poczęstować? Miałem to zabrać dla reszty wilków, ale świeży kawałek dla nowej może być wyjątkiem.
Poczułam się jeszcze bardziej niepewnie. Właśnie zaproponował podzielenie się jedzeniem, co było jeszcze bardziej podejrzane, mimo to, czując narastający apetyt, odpowiedziałam:
- Nie pogardzę. - Z pewnością zabrzmiało to niegrzecznie, mimo że tak to zabrzmieć nie miało, lecz nie zwróciłam na to uwagi.

< Yesterday?>