Wadera coś wspomniała o reniferach, spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się. Przyległem do ziemi i skradałem się, z oczy zaiskrzyły się płomienie, moje ruchy były ciche, jednak trochę szeleściłem. Reniferów to niepokoiło, ale nie zamierzały unikać. Skupiłem się mocno i w mojej łapie pojawiła się kula ognia, dmuchnąłem i strugi ognia pomknęły ku ziemi i stworzyły jedyny, wielki ognisty krąg zagradzając reniferom drogę ucieczki. Przeskoczyłem przez ogień i wybrałem jedynego, słabego, tego wymagały prawa natury. Słaby, chory musi skończyć na śniadanie, obiad czy kolację. Wadera chciała się przyłączyć, bo zakradła się od drugiej strony, kłapnąłem pyskiem, a z pyska posypały się iskry, rzuciłem się i zatopiłem kły w szyi renifera, słabego, samotnego... z łatwością powaliłem zdobycz kiedy tylko poczułem, że moja ofiara szybko traci siły. Ofiara nieruchomiała.
Ognisty okrąg zniknął, a reszta stada uciekła, wadera podeszła
- Świetne przedstawienie- powiedziała wadera i spojrzała na martwego renifera. Nie mogłem się czuć dumny, zabić słabego renifera każdy potrafi, ale przynajmniej zaspokoję głód mojej nowo zapoznanej przyjaciółki
<Luna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz