Drzwi się otworzyły. Stanął w nich strażnik.
Przekrzywiłam delikatnie głowę. Jego uśmiech nie zwiastował nic dobrego. Moje kły się wysunęły, gdy zrobiłam podobną minę.
Odczekałam, aż drzwi się zamkną. Wtedy się odezwałam;
— Nie wyjdziesz już stąd. — zachichotałam.
— A co taki szczeniak jak ty może mi zrobić?
— Dużo...
Dopiero teraz dostrzegł kły, które wystawały mi z pyska. Zrobił krok do tyłu.
— Pogorszysz sytuację swojej watahy! — próbował wybrnąć cało z sytuacji.
— Oh... A kto by obwiniał takiego szczeniaka jak ja? — zmrużyłam oczy. — Bu! — zrobiłam nagły ruch w jego stronę. Miałam ochotę śmiać się jak psychopatka, gdy zamknął oczy, uderzając w ścianę.
Wbiłam kły w jego krtań. Ciepła krew spłynęła po moim pysku.
Gdy wilk był już trupem, wciąż czułam czyjąś przytłumioną obecność. Dlatego rozglądałam się po pomieszczeniu, jednak nic nie mogłam dostrzec.
— Halo? — powiedziałam głośno, po czym zlizałam szybko czerwoną ciecz. — Ktoś tu jest? Może to ja już wariuję? — ostatnie zdanie wypowiedziałam ciszej.
Dobrze, że nikt z watahy tego nie widział. Co by wtedy o mnie pomyśleli? Wygnaliby, zabili? Nie wiem czym jestem. Może oni będą wiedzieli? Ale... Czy warto ryzykować? Nie chcę stracić rodziny... Przecież jedną straciłam!
< Altair? Ten uczuć, kiedy masz pomysł, ale gorzej jest z weną c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz