Gdyby tak zdrowym okiem spojrzeć, ta wataha tętniła życiem. Pełno zieleni, zwierzyny i pełen świeżego powietrza. Zdążyłem już się rozejrzeć i śmiało stwierdzić, że tu może być spokojnie. Rozmawiałem z alfą i dostałem stanowisko medyka i jedynym obowiązkiem moim jest leczenie we wszystkich dolegliwościach mieszkańców watahy i jeśli będzie trzeba, sporządzanie eliksirów leczniczych. Znalazłem sobie jaskinię, a teraz pozostało mi znalezienie kogoś, żeby przez cały dzień nie siedział jak cichy łamaga, muszę do kogoś pysk otworzyć. Najpierw rozejrzałem się po swojej jaskini. Mało miejsca, ale przynajmniej własne. Dzień jeszcze trwał więc miałem dużo czasu, aby się z kimś zapoznać, jednak pomyślałem sobie, że wybiorę kierunek w którym chciałbym się udać. Tak na chybił trafił wybrałem południowo-wschodni kierunek. Pech jednak chciał, że na nikogo nie trafiłem... wataha piękna, ale odludna lekko stwierdziwszy. Usłyszałem jednak czyiś głos, jakby nucenie jakiejś melodii... uniosłem ucho i nasłuchiwałem. Szedłem za odgłosem i wyłoniłem lekko głowę spod krzaków i ujrzałem waderę która leżała sobie na wyrobionym przez siebie miejscówkę. Leżała i nuciła przyjemną i lekką melodię. Przywarłem do ziemi, aby wadera mnie nie zauważyła i nasłuchiwałem.
< Shairen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz