Od Lily'ego

Gdzie ja jestem?
Lily obudził się na wpół zagrzebany w ziemi. Jedyne co pamiętał, to fakt, że coś miażdżyło mu skrzydła, a potem zemdlał. Ale co on nagle robię w ziemi? Czy jest już.... martwy?
- H-halo?... - zawołał cicho, lecz własny głos wydał mu się jakiś taki..... obcy. Chyba naprawdę mógł być martwy. Dlaczego więc nadal czuje ból w skrzydłach?
Zaczął wygrzebywać się z lekko chłodnej ziemi. Szybko uwolnił przednie łapy, więc później poszło już z górki. Kiedy basior wstał na łapy i próbował wznieść się w powietrze, szybko dotarło do niego, że nie mam już jak latać. Jego białe skrzydła zostały niemal zupełnie wyrwane, pozostawiając jedynie kilkucentymetrowe kikuty.. Liliy'emu momentalnie podniosło się ciśnienie.
Ostatecznie jedynie trochę kulał na jedną łapę, czyli raczej da radę szybko wrócić do obowiązków. Wolnym truchtem ruszył więc w losowo obranym kierunku w nadziei, że wkrótce trafi na jakieś bardziej znane tereny. Wieczór był nieco mglisty, więc to też utrudniało nieco sprawę.
Kiedy już się obeznał w miarę w swoim położeniu, postanowił znaleźć Yesterday'a, Elan, Altair, Lunę lub chociażby Cassie. A nie.... chwila, przecież ona została wygnana. Lily nie znał szczegółów, ale jakoś tak szkoda mu się zrobiło, gdy przypomniał sobie o Cassie.
Zdawało mu się, że ktoś za nm idzie. Obejrzał się wokół i zobaczył tylko rudego leminga, drepczącego powoli w stronę czarnego basiora.
- Won - mruknął, ale nie zrobiło to na lemingu wrażenia.
Basior przewrócił oczami i przyspieszył do wolnego truchtu, ale ta kupa futra nadal za nim podążała. Tak się raczej nie zachowywały normalne gryzonie. Zresztą do Rzeki Leminga było daleko, a tam właściwie najczęściej można było spotkać lemingi.
- Spie**alaj - warknął Lily, a leming paczał mu prosto w duszę i coś żuł.
Basior był zły. Jak się okazało, nie tylko nie udawało mu się znaleźć Day'a, ale też jakiegokolwiek innego wilka. Zdany był niestety jedynie na obecność tego wyjątkowo towarzyskiego irytującego gryzonia. Super. Znów zaczął filozofować nad tym, czy aby na pewno nie umarł...
.... gdy nagle coś wielkiego zeskoczyło z drzewa, lądując na czarnym wilku. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Zepchnął z siebie przeciwnika zwinnie odskoczył w tył.
Napastnikiem okazał się drobny, szary wilk. Na pysk założoną miał czaszkę byka pozbawioną dolnej szczęki. O żesz w mordę, jaka ona piękna. Jeśli nie dojdę z jej właścicielem do porozumienia, możliwe, że ta czaszka będzie moja ^_^.
Szary, zamaskowany wilk rzucił się na Lily'ego. Jak się zaraz okazało, ten był od niego szybszy, co dawało mu pewną przewagę. Ale ten ewidentnie chciał gorozerwać na strzępy.. Zrobił co tylko się dało, żeby mu w tym przeszkodzić
- Co robisz na terenach Watahy Krwawego Szafiru?! - warknął Lily, przygniatając wilka do  pnia drzewa.
Nieznajomy kaszlnął, a z jego pyska wystrzeliła kula ognia, która poparzyła Lily'ego w łapę. Na chwilę zwolnił on uścisk, co wykorzystał przeciwnik wyrywając się. Teraz to Lily, raczej kiepsko znający się na magii, miał mniejsze szanse. Nie posiadał też aktualnie przy sobie żadnego noża.
A tymczasem przeciwnik nie pachniał Watahą Niezwyciężonych Wojowników, czyli sąsiadującą z nami wrogą watahą. Kim zatem był, skoro tak pragnął śmierci basiora bety Watahy Krwawego Szafiru?
- Nie wygracie! - powiedział szary wilk, lecz w jego głosie można było doszukać się nutki zwątpienia - Prędzej czy później nie będziecie mieli wyboru!
- Zobaczymy - rzucił Lily i zaatakował wilka. Ten na szczęście postanowił już nie ciskać na mnie kul ognia, albo już nie miał już po prostu na to energii. Wydawał się bardziej zmęczony niż na początku walki. Albo tylko udawał dla zmyłki.
Po pewnym czasie udało mu się zacisnąć łapę na jego gardle. Przeciwnik, krztusząc się, usiłował się wyrwać, ale po pewnym czasie zrezygnował.
- Okej, a teraz mów wszystko co wiesz.... - warknął czarny basior - Może przeżyjesz.
Wilk próbował splunąć na wroga, jednak coś nie wyszło i w rezultacie sam się opluł.
- Pieprz się! - wykrztusił wilk. Lily westchnął ze zrezygnowania. Jaka szkoda, że nie jest Wilkiem Psychicznym. Mógł jedynie mocniej ścisnąć mu gardło, ale nie na tyle mocno, żeby go udusić.
- Gadaj. Coś za jeden?
- Ona.. Ona was zniszczy.... już zaczęła...
- O czym ty do cholery mówisz? - krzyknął Lily, spoglądając w puste oczy pokonanego.
Szary uśmiechnął się krzywo, a potem rozszarpał sobie łapą brzuch. Wylała się fontanna szkarłatnej cieczy.
- Czuj się ostrzeżony.... szanowny beto... - Krztusił się własną krwią - Pilnuj pleców.... .
Lily odruchowo zerknąłem za siebie i był pewien, że gdzieś w krzakach zobaczył tego upierdliwego leminga. Kiedy spojrzał ponownie na szarego basiora, ten nabrał powietrza do płuc już po raz ostatni. No cóż.... życie nie jest sprawiedliwe, prawda?
- Spoczywaj w pokoju - mruknął Lily. Teraz miał ważniejsze sprawy na głowie. Trzeba. Znaleźć. Yesterday'a.
Uznał, że trzeba będzie przytaszczyć do Alfy również zwłoki zamaskowanego intruza. Może jeszcze będzie z tego ciała jakiś pożytek.
Lily złapał zwłoki w zęby za kark i zaczął go ciągnąć w kierunku jaskini Alf. To daleko stąd...
- Na co się tak gapisz? - warknął basior, spoglądając na leminga siedzącego w krzakach.

< Ktoś lub cdn.... zobaczy się 🐱 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz