Co prawda swoją raną mógłbym zająć się sam - trwałoby to krócej, a efekt byłby ten sam - ale Prascanna miała minę świadczącą o tym, by lepiej się jej nie sprzeciwiać. A ja miałem już dość ciągłych konfliktów z tą wilczycą. Bez słowa wykonywałem więc wszystkie jej polecenia, które, na szczęście, były warte efektu. Po skończonych czynnościach leczniczych łapa już mnie prawie nie bolała i mogłem stawać na nią bez problemów.
- Chodź, teraz poszukamy wyjścia - zadecydowała Prascanna, ruszając w głąb tajemniczej groty.
- Poczekaj chwilę - zawołałem do niej i szybko wróciłem nad rzekę. Po chwili znalazłem się już obok wilczycy, a nad nami unosiła się wodna kula o średnicy trzech czwartych metra.
- Jak to zrobiłeś? - zapytała medyczka, spoglądając w górę.
- Hydrokineza - odparłem krótko. - Chodźmy poszukać tego wyjścia.
Wilczyca kiwnęła głową i energicznie ruszyła przed siebie. Pobiegłem jej śladem z większą ostrożnością, obserwując przy tym wszystko, co było w zasięgu mojego wzroku. Świecące kryształy, skaliste podłoże i ogólny mrok były jednak wszystkim, co udało mi się dostrzec.
Otoczenie, mimo pierwotnego piękna, po dłuższej wędrówce stało się ponure i niemal złowieszcze. Po jakimś czasie zaczęliśmy napotykać kamienne rzeźby wilków, jakby zastygłych w pozach wyrażających jednocześnie zaskoczenie i strach. Były bardzo starannie wykonane, z niemal niespotykaną dokładnością. Niepokojącą dokładnością.
- Prascanno... - szepnąłem cicho, przestając. Wilczyca odwróciła się w moim kierunku. - Nie podoba mi się to miejsce...
- Już niedługo stąd wyjdziemy - odparła dziarsko medyczka. - Zresztą, to jedyna droga, chyba, że wolisz wracać teraz do rzeki.
- Nie. Ale te posągi... Przyjrzałaś się im? Bardzo rzadko spotyka się rzemieślników, który potrafią pracować z taką dokładnością. I stoją tutaj, w podziemnym korytarzu...
- Nie panikuj. To pewnie część jakiegoś bardzo starego pałacu - odpowiedziała moja towarzyszka i na nowo rozpoczęła marsza. Pokręciłem głową, a potem dogoniłem ją. Szliśmy teraz łapa w łapę, a nie, jak wcześniej, ja za nią. Im dłużej wędrowaliśmy, tym więcej napotykaliśmy rzeźb. Gdy spoglądałem na strop tunelu i jego ściany, udawało mi się dostrzec, że część kryształów jest połamana, co dodatkowo potęgowało mój niepokój.
Nagle wyczułem pod łapami delikatne drżenie ziemi - niewyczuwalne dla przeciętnego wilka, ale dzięki mojej mocy byłem wrażliwszy na tego typu rzeczy. W następnym momencie wskoczyłem przed Prascannę. Wilczyca odbiła się ode mnie i zatoczyła do tyłu, z trudem utrzymując równowagę.
- Co robisz? - zapytała z wyrzutem.
- Nie powinniśmy iść dalej. Coś... tutaj chyba mieszka... Te rzeźby, połamane kryształy... A przed chwilą poczułem, że ziemia drży, jakby ruszało się coś ciężkiego...
- Ja nic nie czułam - odpowiedziała medyczka i spróbowała mnie wyminąć. Zastąpiłem jej drogę.
- To kolejna z moich mocy - wyjaśniłem. - Dzięki niej mogę wyczuwać takie drobne wstrząsy. Naprawdę poruszyło się tutaj coś dużego. A skoro to jedyna droga, jaką dotychczas napotkaliśmy... Prawdopodobnie znajduje się to na naszej drodze.
- Ale... co to może być? I jak stąd wyjdziemy? - zapytała Prascanna.
- Znajdźmy najpierw jakieś schronienie; szczelinę czy coś takiego - zaproponowałem. Moja towarzyszka kiwnęła głową na znak zgody. Tunel nie był przesadnie wielki, więc rozdzieliliśmy się, wiedząc, że będziemy w zasięgu wzroku. Każde z nas wybrało jedną ze ścian podłużnej jaskini i przystąpiliśmy do szukania. Po kilku minutach usłyszałem wołanie medyczki - znalazła niewielką grotę, zdolną pomieścić naszą dwójkę i utworzoną przeze mnie wodną kulę. Usiedliśmy naprzeciw siebie. Widziałem towarzyszkę niedoli dzięki blaskowi kryształów - widać po niej było, że wędruje już dłuższy czas, jednak w oczach nie sposób było dostrzec załamania i pokonania, jedynie upór.
- Podejrzewam, że to albo gorgona, albo, co bardziej prawdopodobne, bazyliszek - podzieliłem się z Prascanną swoją teorią. - Chyba, że jakaś kreatura, której nie znam... W każdym razie, to coś prawdopodobnie przemienia wilki i inne stworzenia w kamień.
- Och... - wyrwało się wilczycy, ale dalej sprawiała wrażenie nieugiętej. - Co robimy w takim razie?
- Przyznaję się, nie mam pojęcia - westchnąłem. - Myślę, że na początek powinniśmy się napić i zdrzemnąć, a potem... coś wymyślimy.
<Prascanna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz