Od Scarlet CD Yesterday'a

Resztę drogi przebyliśmy w ciszy. Yesterday cały czas wydawał się jakiś taki nieobecny i zapewne tak samo jak ja był już powoli zmęczony wędrówką po zamglonym lesie.
Chociaż ja nadal byłam nieco roztrzęsiona zaistniałą niedawno sytuacją. Zdecydowanie wolałabym zmierzyć się ponownie ze zmutowanymi łosiami niż z tymi zamaskowanymi wilkami. Miałam złe przeczucia związane z zamaskowanymi napastnikami. Byłam przekonana, że szykuje się od nich ostry wpie**ol....
Zastanawiało mnie też to, czy nie lepiej byłoby odejść z lasu, gdy znalazłam się na jego skraju. Muszę chyba opuścić tę watahę, poszukać sobie nowego domu.... Są przecież inne watahy. Może powinnam wyruszyć na południe.... Tak byłoby lepiej dla mnie. Zresztą, do WKS co chwilę nowe wilki przychodzą i odchodzą.
Westchnęłam i przyspieszyłam kroku, żeby zrównać się z Yesterday'em, który wcześniej wyprzedzał mnie o kilka kroków.
- Powiesz mi, co się stało, zanim na ciebie wpadłam? - zapytałam. Obiecał mi przecież opowiedzieć wszystko po drodze, zanim napadły na nas wilki w maskach.
- Później, dopiero jak stąd wyjdziemy - stwierdził krótko basior.Wydawał się jeszcze bardziej zmęczony i nieobecny, a oczy miał jakieś takie martwe. Ale przecież żył. Chyba....

- * - * - * -

Traciłam już nadzieję i chęć do życia, jednak nareszcie chyba zbliżaliśmy się do wyjścia z tego przeklętego lasu. Ostatecznie nie zostaliśmy już przez nic zaatakowani, tak jakby zamaskowani chcieli, żebyśmy wyszli z tego lasu żywi.... teraz byłam jeszcze bardziej niespokojna.
Jednak mimo wszystko ulżyło mi, że ten koszmar wreszcie się skończy. Te kilkanaście godzin spędzonych w zamglonym lesie wydawało mi się wiecznością.
Chciałam skakać z radości, ale nie miałam na to siły. Zdołałam zobaczyć chwilowy uśmiech na pysku mojego towarzysza, ale szybko coś go zgasiło. Yesterday ewidentnie coś ukrywał.
Po wyjściu z lasu kolory wydały mi się nieco blade, ale miałam nadzieję, że szybko mi przejdzie. Oj, jak bardzo się wtedy myliłam....
- Możesz iść odpocząć - mruknął obojętnie Yesterday, co wyrwało mnie z rozmyślań.
Niewiele myśląc położyłam się w najbliższej kałuży i spojrzałam na alfę.
- Co teraz zrobisz?
- Muszę zająć się kilkoma obowiązkami alfy - basior zaczął się oddalać. W pewnej chwili przystanął i jeszcze raz na mnie spojrzał - Powinnaś naprawdę trochę odpocząć. Wysłać do ciebie kogoś z jedzeniem? Altair mogłaby...
Urwał po wymówieniu imienia, z tego co pamiętam, swojej przybranej siostry. Pamiętam czarną wilczycę jak przez mgłę. Z reakci Yesterday'a wyczytałam, że chyba coś się jej stało.
- Poradzę sobie sama, jak tylko naprawię mój łuk - powiedziałam i wstałam - Do zobaczenia.
Yesterday mruknął coś w odpowiedzi, ale nie zwróciłam na to uwagi, ponieważ przypomniałam sobie o czymś, co miałam zamiar zrobić. Oczywiście zaraz po porządnym wyspaniu się.

Koniec fabuły :<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz