Czarna wilczyca brnęła przez grubą warstwę śniegu, mimo swojej nadnaturalnej siły z trudem opierając się silnym podmuchom wiatru. Że też ta zima musiała tak prędko nadejść... Jej brat nie zdążył nawet przenieść watahy do cieplejszego Owadziego Lasu. Podróż, zaplanowana na kolejny ranek, niewątpliwie okaże się trudna, szczególnie dla szczeniąt. Dobrze chociaż, że po przybyciu do bardziej gościnnej niż tundra tajgi na wszystkich czekały odizolowane od zimnych podmuchów nory i groty.
Właśnie dlatego Altair znajdowała się teraz sama na pustkowiu - została poproszona o sprawdzenie stanu przyszłych mieszkań, jako najsilniejszy i najszybszy członek watahy. Wadera oczywiście wywiązała się ze swojego obowiązku. Wyruszając, nie wiedziała jednak, jak ciężką okaże się droga powrotna...
Tylko dzięki kilku krokom w bok udało jej się złapać równowagę, gdy uderzył w nią kolejny lodowaty podmuch wiatru. Zatrzymała się i spojrzała przed siebie, jakby próbując przebić wzrokiem zasłonę z wirującego śniegu. Z jej otwartego delikatnie pyska wychynęły kłęby pary, gdy zastanawiała się, co powinna zrobić. Po chwili była już zdecydowana. Zawróciła.
Wybrałaś sobie ładną pogodę na spacerek – odezwał się w jej głowie Północny Wiatr.
– To... nie jest... powód... d-do śmie... chu... – odparła z trudem.
Tak, tak. Swoją drogą, dobry wybór – odparł głos. – Spójrz...
Altair rozejrzała się, zgodnie ze słowami Wiatru. Niemal natychmiast dostrzegła zarys jakiejś postaci, leżącej w śniegu. Gdy zbliżyła się jeszcze trochę, dotarło do niej, że to wciąż żywy wilk. Zatrzymała się obok i przyjrzała się mu krytycznie.
– Pomóż mi... – szepnął cicho, a potem jego nieznacznie uniesiona głowa upadła na śnieg. Czarna wilczyca westchnęła cicho i pochyliła się. Ostrożnie chwyciła go za kark, uważając, by przez przypadek nie przegryźć skóry. Gdyby poczuła smak krwi... dla nieznajomego nie byłoby już żadnej nadziei. Wampirzyca, choć od swojej przemiany poczyniła spore postępy, jeszcze nie do końca się kontrolowała. W trakcie próbnych polowań, mających na celu przygotowanie jej do powrotu do funkcji łowcy w watasze, ciągle zdarzało jej się wyssać życiodajny płyn z ofiary.
Dodatkowo, lodowaty wicher wcale nie ułatwiał jej zadania. Dzięki dodatkowemu obciążeniu w postaci nieprzytomnego łatwiej było utrzymać się jej na noga, ale bezwzględnie przenikało przez jej grube futro. Już po minucie zaczęła drżeć. Pocieszała się jedynie myślą, że do lasu jest już blisko...
Nagle poczuła, że wleczony przez nią wilk staje się lżejszy. Po chwili doznała wrażenia, że ona sama również zaczyna się rozpływać. Znała to uczucie...
– Wietrze? – szepnęła, zanim zaczęła się przemieszczać w kierunku Wichrowych Wzgórz, w towarzystwie wciąż nieprzytomnego nieznajomego.
Powinnaś powiedzieć "dziękuję" – usłyszała tylko w odpowiedzi.
– Wiem – powiedziała. – Więc dziękuję...
>>> <<<
Gdy Altair otworzyła oczy, na moment straciła orientację. Miejsce, w którym się znajdowała, było ciemne, ciepłe i przytulne. W powietrzu unosił się zapach ziół i lekarstw. Po chwili dotarło do niej, gdzie jest. Naturalnie leżała w grocie Uzdrowicielki.
Wspomnienia zaczęły wracać. Kontrola nor w Owadzim Lesie, zmagania ze śnieżycą, odnalezienie nieznajomego basiora i powrót do Wichrowych Wzgórz jako część Północnego Wiatru... A potem tylko krótki moment, kiedy stała na nogach i półprzytomnie obserwowała, jak podbiega do niej Elan...
– Widzę, że już się obudziłaś – dotarł do jej uszu znajomy głos Uzdrowicielki. – Jak samopoczucie?
– Dobrze – odpowiedziała, przeciągając się i siadając na reniferze skórze. Rozejrzała się wkoło, wciąż nieco przymulona po śnie. W kącie jaskini, na takim samym posłaniu, leżał jasny basior, którego znalazła wśród śniegu.
– Co to za jeden? – zapytała Elan, podchodząc z kubkiem gorącego naparu z mięty z dodatkiem miodu. Wręczyła naczynie czarnej waderze, która objęła je obiema przednimi łapami.
– Nie mam pojęcia. Znalazłam go przypadkiem, gdy wracałam z lasu.
– Rozumiem... Cóż, prawie zamarzł. Naturalnie, opanowałam sytuację, ale musi tu jeszcze trochę zostać. A co do ciebie... jeśli będziesz czuć się dobrze, chyba będę mogła cię wypuścić za parę godzin. Niech tylko śnieg przestanie tak mocno padać...
– Wciąż się nie uspokoiło? – zapytała Altair, wpatrując się w Uzdrowicielkę pełna niepokoju.
– Niezbyt – odparła zielona wilczyca. – Jak tak dalej pójdzie, to zostaniemy tu na zimę...
I Elan odeszła, zostawiając wampirzycę samą z myślami i czarnymi wizjami przyszłości, mającą za towarzysza jedynie nadal nieprzytomnego nieznajomego.
<Aiden?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz