Od Lily'ego - Szczeniak z Mokradeł 1/2

Z braku innych zajęć, Lily postanowił przejść się nad Mgliste Mokradła, póki jeszcze nie zaszło słońce.
Ostatnio miał wiele spraw na głowie. Jego drugorzędnym stanowiskiem stały się regularne patrole na granicach watahy. Dlaczego? Problemem była z pewnością wroga wataha. Altair wspominała nawet, że tamci już intensywnie szkolą sobie wojsko.
Tymczasem zdaniem Lily'ego, WKS nie stanowiło dla wrogów żadnego problemu. Nie byli zbyt licznym stadem, a tamci przewyższali ich trzykrotnie liczebnością.
Tak, ostatnio miał naprawdę wiele spraw na głowie. Jednak teraz przez resztę dnia mógł pozwolić sobie na odpoczynek. I dlatego po około kwadransie znajdował się już na wspomnianych na początku Mglistych Mokradłach. Były to porośnięte w małym stopniu drzewami bagna, a niekiedy woda mogła sięgać dorosłemu wilkowi nawet do brzucha.
- Kurna - warknął Lily, gdy właśnie władował się na taką głębokość, próbując przejść na jedną z wielu wysepek i pówyspów mokradeł. 
Oczywiście, odkąd utracił skrzydła, nie mógł już wylecieć z wody i mógł jedynie brnąć w kierunku bardziej stałego lądu.
Gdy wreszcie mu się udało, po spojrzeniu w niebo oszacował czas do zachodu słońca. Do tego właśnie czasu musi opuścić Mgliste Mokradła. Nocą działy się tu dziwne, paranormalne zjawiska, a wszyscy znajomi Lily'ego, którzy mieli zamiar zostać tu na noc, nie żyją.
Lily usiadł i wsłuchał się w uspokajającą ciszę, chcąc zapomnieć o wszystkich swoich zmartwieniach. Udało się mniej więcej. Będzie tu na pewno częściej przychodził.
A później przypomniała mu się wadera, z którą dawno temu odwiedził to miejsce. Minęły wieki, kiedy ostatnio widział potem Nani-mo. Nikt jej od tego czasu nie widział. A minęło sporo czasu... Lily nawet przez chwilę zobaczył ją oczami wyobraźni.
Wtem coś przerwało tą spokojną ciszę. Coś sprawiło, że Lily momentalnie zerwał się na równe łapy. Tym czymś była słaba woń jakiejś istoty
Ruszył więc wolnym krokiem w kierunku, z którego było czuć zapach. Zobaczył z daleka wystający z ziemi prawie dwumetrowy głaz, na szczycie którego leżała szara kulka futra. Kiedy basior znalazł się pod głazem, zrozumiał, że to miesięczny szczeniak, który na dźwięk kroków gwałtownie się obudził. Był wychudzony na tyle, że pewnie ledwo utrzymywał się na łapach.
Lily usiadł i spojrzał jeszcze raz na szczeniaka. Jak on się tutaj znalazł? I przede wszystkim....
- Gdzie są twoi rodzice?
Szczeniak nie odpowiedział. Skulił się tylko jeszcze bardziej, nie spuszczając z Lily'ego swoich wystraszonych oczek. A, i jeszcze trząsł się z zimna. 
Trzeba go stąd zabrać. Przecież basior beta nie zostawiłby szczeniaka w takim miejscu. A może i nawet on się przyda watasze, jak tylko Heroika doprowadzi go do normalnego stanu.
- Spokojnie młody, przecież nic ci nie zrobię - Lily spróbował się uśmiechnąć, ale było to dosyć trudne, dopuki szary szczeniak na niego patrzałtym błagalnym wzrokiem - Nie możesz tutaj zostać. Chodź, zabiorę cię w bezpieczne miejsce.
Najwidoczniej Lily'emu udało się przekonać szczeniaczka do tego, że nie jest zagrożeniem, bo ten już zsuwał się po głazie. Wylądował obok basiora i zmęczony upadł na trawę.
- Okej, nie chcesz mówić, nie mów - westchnął Lily i złapał szczeniaka zębami za kark. Poczuł, jak tamten nadal się trzęsie. No trudno.... może Heroika zdoła z nim jakoś porozmawiać, ona definitywnie ma lepsze podejście do dzieci.
Lily jeszcze raz spojrzał w niebo. Cholera, jeszcze tylko niecałe dwa kwadransy. Musi się pospieszyć.

C.d.n. (no co? Mało mam tych opek '-')

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz