Od Yesterday'a CD. Kaylay

Oto, co zafundowała mi jesień - kolejny szary, ponury dzień. Nawet nie padał deszcz - niebo było po prostu zasnute stalowymi chmurami, wprawiając mnie w jeszcze gorszy nastrój.
Dopadła mnie chyba ta cała jesienna chandra. Chociaż nadal wypełniałem swoje obowiązki, moje życie z niewiadomych powodów utraciło blask. Czułem gdzieś w głębi pustkę i brak czegoś ważnego, a moja wena, mimo prób jej odzyskania, zupełnie zniknęła.
Obudziwszy się i wyjrzawszy na zewnątrz, zacząłem błagać w duchu, aby ta jesień się już skończyła. Choć to dość piękna pora roku, obfitująca w deszcz i mgły, po kilku miesiącach miałem jej serdecznie dość. Stokroć bardziej wolałem zimę, którą mimo wszelkich przeciwności uważałem za ulubioną część całego cyklu. To prawda, trudniej znaleźć jest pożywienie i ogrzać się, ale śnieg jest zachwycająco urokliwy i nadaje całemu światu jakiegoś dziwnego blasku i dodatkowej szczypty magii. Swoją drogą, powinienem już pomyśleć o przeniesieniu się do lasu...
A skoro już o tym mowa, należałoby poinformować o przeprowadzce tę nową wilczycę... Kaylay? Wydawało mi się, że właśnie takie imię nosiła członkini watahy, która przybyła tu kilka dni temu. Pozostałe wilki na pewno już o wszystkim wiedziały i zapewne przygotowywały się do podróży... Ale akurat o tym musiałem zapomnieć.
– No nic – mruknąłem do siebie. – Będę musiał wybrać się na mały spacerek...
Przeciągnąłem się, pozbywając się resztek snu i wkroczyłem w szarą rzeczywistość.
>>> <<<
Idąc dość szybko, przejście w okolice zamieszkiwane przez Kaylay zajęło mi plus minus piętnaście minut. Nie byłem pewien, gdzie wilczyca postanowiła zamieszkać - widziałem tylko, jak kierowała się w stronę granicy.
A jeśli jest szpiegiem? – przemknęło mi przez myśli. Wzdrygnąłem się. – Na pewno nie. Bądź dobrej myśli, Yesterday. Nie warto się tym teraz zamartwiać. Poza tym, to kolejne twoje niedopatrzenie, jako Alfy. Powinieneś widzieć, gdzie mieszkają członkowie twojej watahy.
Westchnąłem cicho. Oczywiście, miałem rację. Czyżbym ostatnio tak bardzo zaniedbywał swoje obowiązki...? Chyba będę musiał to zmienić...
Moje rozmyślania zakończyły się, gdy po pokonaniu zakrętu dostrzegłem siedzącą na skale waderę. Miała niezwykłe, ni to szare, ni to czarne futro i błyszczące, intensywnie zielone oczy. Jedno z jej uszu odwróciło się w moją stronę, a chwilę później wilczyca wstała i wlepiła we mnie spojrzenie.
– Kaylay? – zapytałem tylko. Tak właściwie powinienem być pewny, że to ona... Przecież jestem Alfą... A ona kilka dni temu dołączyła do mojej watahy... Co się ze mną dzieje?
– Tak. Potrzebujesz czegoś? – odpowiedziała niemal od razu nieco nerwowym głosem.
– Chciałem ci tylko powiedzieć, że za kilka dni będziemy się przeprowadzać...
– Jak to? – przerwała mi Kaylay.
– Za kilka tygodni nadejdzie prawdziwa, mroźna zima. Niełatwo przeżyć ją na tundrze. Dlatego przenosimy się do lasu. – Wskazałem łapą południe. Przy słonecznej pogodzie byłoby tam widać ścianę drzew... oczywiście zapomniałem, że tylko przy słonecznej pogodzie. Kolejne niedopatrzenie... Na szczęście lub nieszczęście nie mogłem nad tym faktem długo rozmyślać. Ponownie odezwała się Kaylay.
<Kaylay?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz