Od Lily'ego do Cassie

Minęło trochę czasu i wilk powoli przyzwyczajał się do braku skrzydeł. Mimo że do dzisiaj nie dowiedział się, co się z nimi tak naprawdę stało. Do tego zauważył, że tak naprawdę za często ich nie używał. Jedynie tych oszpecających kikutów po skrzydłach warto się pozbyć. Basior znał jedną wilczycę, która mogłaby mu w tym pomóc.
Uzdrowicielka WKS Elan. Ile razy już odwiedził jej jaskinię z powodu rozmaitych ran, a może po prostu własnej nieostrożności podczas polowań?
Wolnym krokiem wyszedł z jaskini. Nie miał powodów do pośpiechu. Może poza tymi dziwnie ciemnymi chmurami na horyzoncie....
- Yesterday kazał przekazać, żebyś zrobił zwiad przy Rzece Leminga - powiedziała dosłownie na jednym oddechu biało-ruda Scarlet, całkiem niebrzydka wadera z całkiem długim stażem w watasze i także długim ogonem. Właśnie za takie wyskakiwanie z nikąd ją uwielbiał.
To jednak aż nadto wystarczyło, by Lily przestał wpatrywać się w chmury. Spojrzał jednak uważniej na Scarlet.
- Zwiad? - zapytał - A czy zwiady nie należą przypadkiem do T w o i c h obowiązków? Po co Yesterday mnie tam wysyła?
- Nie mam pojęcia - Zwiadowczyni wzruszyła tylko bezradnie ramionami - Chyba niepokoi go ta wroga wataha. Zaznaczał jednak, żebyś pod żadnym pozorem nie przekraczał brzegu rzeki.
- A jeśli to zrobię? - zasugerował Lily.
- Jakby to powiedzieć.... będziesz miał nieźle prze**bane, a jeśli uda ci się wrócić w jednym kawałku na tereny to w sumie wyjdzie na to samo.
Lily westchnął. Cassie gdzieś tam na drugiej stronie jest... a zaczyna mu powoli brakować tej gammy. Ale zakaz to zakaz.
- Cóż, w każdym razie życzę udanych łowów - odparł na pożegnanie, gdy zobaczył u niej łuk i kołczan wypakowany po brzegi strzałami - Powodzenia
Scarlet tylko coś cicho mruknęła w odpowiedzi (chociaż Lily był prawie pewny, że na jej pysku zagościł na moment lekki uśmiech), a po kilku chwilach basior został sam.
Czasem Lily miewał chęć rzucenia tego wszystkiego i wyniesienia się na południe. Nienawidził zimy. Nienawidził tego błota, które pojawiło się w zeszłym roku zimą zamiast oczywiście śniegu.
Chciał gdzieś pójść. Tylko dokąd, którędy? No i samotnie, czy jednak już zacząć szukać sobie towarzyszy.
Ale z drugiej strony coś go tu nadal trzymało, nawet sam nie był pewny, co. Obawa przed nieznanym? Czy może sentyment do watahy, bo niby co więcej? Nie miał tu j e s z c z e partnerki ani rodziny. Możliwe, że powodem była wroga wataha. Chociaż, czy zostawanie tutaj dla obrony terenów ma jakiś sens? Może powinien, jak Cassie, znaleźć sobie miejsce właśnie w tej watasze za Rzeką Leminga?
No tak. Rzeka Leminga. Miał przecież zrobić tam szybki zwiad granicy. I nie przekraczać jednocześnie naturalnej granicy z watahą zdolną do wypowiedzenia wojny w najmniej oczekiwanym momencie. Ale oczywiście i tak nie można wejść tam na chwilę i troszkę powęszyć.
Albo to Lily jest zbyt lekkomyślny, albo to może Yesterday zbyt ostrożny. Tak czy inaczej, na tego typu rozmyślaniach zeszła mu cała droga nad rzekę. Wreszcie mógł rozpocząć zwiad, jedynie przerywany czasem potknięciem się o jakiegoś śpiącego na glebie leminga.
W końcu Lily mógł już zająć się swoimi sprawami, gdyby nie.... drugi brzeg rzeki. Oszczędze wam dalszych przemyślań, dodam tylko, że basior ostatecznie dopłynął pieskiem do drugiego brzegu.
Oczywiście nie powinien tego robić, w końcu jest Betą, czyli nadal stanowiskiem niżej niż obecny Alfa i zdrowy rozsądek nakazywał zawrócić.
Ale ten oczywiście stwierdził, że jest mądrzejszy, nawet jeśli nie ma zbyt dużego doświadczenia w szpiegowaniu.
Kiedy nieco się zagłębił i zdał sobie sprawę, że nie czuje zapachu wilków, nagle coś skoczyło na niego. Po krótkiej szamotaninie Lily'emu udało się zrzucić przeciwnika z pleców i cofnąć się na dystans kilku metrów. Jego, a raczej jej pysk wyglądał znajomo....
- Tłumacz się natychmiast, co ty tutaj do jasnej cholery robisz? - warknęła Cassie, chowając go i siebie do krzaków - I co zrobiłeś ze skrzydłami?
- Przyszedłem pogadać. To nie zajmie dużo czasu, tylko jedno, góra dwa szybkie pytania.
Oryginalnie miał zamiar szpiegować. Ale to taki drobiazg.
- Żartujesz? Znikaj stąd szybko, zanim ktoś z mojej... obecnej watahy Cię namierzy i będę miała problemy.
Lily jeszcze raz na nią spojrzał. Nie miała już tak dużo blasku w oczach, jak ostatnio ją widział. Może to wina watahy, kto wie. I wygląda nieco gorzej. Ludzie nazywają to worami pod oczami... niemniej jednak możliwe że zaraz mu się oberwie jeśli źle zada pytanie.... w końcu Yester coś o tym wspominał, że jest niebezpieczna. Chociaż znał ją od bardzo dawna i nie wydawało mu się, by mogła mieć jakiś powód do zabicia go.
- Chodzi o Twoje wygnanie... - zaczął. Przy okazji powolnym krokiem szedł z powrotem nad Rzekę Leminga - Chciałbym usłyszeć Twoją wersję. I dlaczego nie chcesz wrócić?
Cassie wzięła głębszy oddech. Heh, może to jednak nie będzie pogadanka na pięć minut?
< Cassie? > Takie tam opko ; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz