Elan przeszła kilka kroków w kierunku, w jakim uciekła Kaylay, a potem zatrzymała się. Odprowadzałem ciemną wilczycę wzrokiem, póki Uzdrowicielka nie przywołała mnie ruchem łapy.
– Widzisz te zielonkawe ślady? – wskazała łapą powietrze przed nami. Rzeczywiście, po chwili dostrzegłem tam dwie intensywnie zielone smugi, znajdujące się na wysokości oczu i powoli znikające. Niewątpliwie miały jakiś związek z nagłym rozbłyśnięciem ślepi nowej członkini watahy i jej ucieczką, ale... jaki? Dlaczego w ogóle odbiegła?
– Widzę – odparłem, spoglądając z ukosa na Elan. – Masz jakieś... teorie?
– Niewątpliwie coś związanego z magią – wymruczała zielona towarzyska. – A co dokładnie... może dane nam będzie się wkrótce dowiedzieć. Ja muszę iść do lasu, uprzątnąć moją zimową norę i nazbierać mchu. A ty... zrób coś ze sobą. Ostatnio jesteś jakiś... nieobecny. Może chcesz jakieś ziółka?
– Obejdzie się bez – odparłem, nadal patrząc w dal. Elan chyba miała rację... Może czas na jakiś zwiad terenu? Co prawda nie należy to do moich obowiązków, ale od wieków tego nie robiłem...
Gdy Uzdrowicielka watahy zostawiła mnie na środku równiny samego, mającego za towarzyszy jedynie smętne myśli, postanowiłem sprawdzić granicę. Co mi szkodziło? I tak nie bardzo miałem co robić. Kaylay tymczasowo zniknęła, a inni pewnie moją swoje bardzo ważne sprawy... Ja też je powinienem mieć... jestem Alfą... może powinienem umacniać wojsko? Albo... zobaczyć, czy któryś z podopiecznych Heroiki mógłby zacząć trening na szpiega, lekarza lub wojownika? I trzeba też ogarnąć jaskinie, nory i inne mieszkania w Owadzim Lesie.
Zawróciłem po zaledwie kilkuminutowym spacerku na północ. Miałem przecież tyle rzeczy do zrobienia! Jak mogło mi się wydawać, że nie miałem co robić? Ciekawe, czy uda mi się dogonić Elan? Postanowiłem się więcej nad tym nie zastanawiać; popędziłem tylko w kierunku drzew.
>>> <<<
Razem z Uzdrowicielką nazbieraliśmy spore ilości mchu, a potem uprzątnęliśmy jej zimową grotę i część nor dla innych członków watahy. Największą z nich postanowiłem przeznaczyć dla Heroiki i gromadki szczeniaków, którymi się opiekowała. Ułożyłem tam jedno posłanie, a potem pobiegłem w stronę Wichrowych Wzgórz.
Zamierzałem zajrzeć do jaskini mojej przyszywanej matki i przyjrzeć się uważnie jej podopiecznym. Nie miałem kontaktu z dzieciakami od... całych wieków... Niewątpliwie należało nadrobić zaległości i przy okazji sprawdzić, czy ktoś się nie nadaje na zostanie uczniem.
>>> <<<
Godzinę później zakończyłem wizytę. Jedno ze szczeniąt, srebrzysta waderka nosząca imię Silfur, uznałem za gotowe do rozpoczęcia treningu. Teraz wystarczyło tylko znaleźć mentora i...
– Kaylay!? – zawołałem, widząc nie tak daleko ode mnie znajomą sylwetkę. Wilczyca spojrzała w moją stronę, ale nie zatrzymała się. Nie zastanawiając się, pobiegłem za nią.
<Kaylay?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz