Nie podobały mi się tamte chmury. Były zdecydowanie zbyt szybkie i zbyt... dziwne. Co prawda należę do fanów nietypowych rzeczy, ale owe ciemne obłoki budziły we mnie jakiś lęk i przeczucie, że ich pojawienie się nie wróży nic dobrego. Dobrze, że Kaylay w końcu zgodziła się uciekać. Mój już i tak nienajlepszy stan psychiczny podupadłby jeszcze bardziej, gdyby coś się jej stało. Albo komukolwiek innemu należącemu do watahy.
Popędziliśmy przed siebie, uciekając przed zbliżającymi się coraz bardziej chmurami. Zastanawiałem się, co ten pomysł właściwie mi dawał - niby utrzymywałem jakiś dystans między sobą a dziwnym zjawiskiem pogodowym, ale przecież wkrótce i tak będę musiał się gdzieś schronić, a wraz ze mną Kaylay. Może lepiej było pozwolić zostać jej w jaskini...
– Gdzie my tak właściwie biegniemy? – krzyknęła Kaylay. Wiatr, obecny już wcześniej, zaczął się nasilać. Ja również musiałem podnieść głos, by towarzysząca mi wilczyca była w stanie mnie usłyszeć.
– Nie mam pojęcia! – przyznałem zgodnie z prawdą. – Dobrze by było schronić się u Elan, to nasza Uzdrowicielka! Zna się też trochę na czarach.
Kaylay tylko kiwnęła głową, nie chcąc tracić cennej energii na odpowiadanie.
>>> <<<
Do jaskini Elan wpadliśmy dosłownie w ostatniej chwili. Kilka sekund po schronieniu się w grocie na dworze rozszalała się niespotykana w tych okolicach i o tej porze nawałnica. Zielonkawa wilczyca nie odezwała się słowem na temat naszego niespodziewanego przybycia - dobrze wiedziała, jak niebezpiecznie było teraz na zewnątrz. Od szalejących zjawisk pogodowych chroniło nas pole siłowe.
– Skoro już tu jesteście – mruknęła Elan po chwili. – To posprzątajcie te stare opatrunki, dobrze?
Kiwnąłem głową. Kaylay cofnęła się niepewnie o krok, nie tyle z niechęci, co... z zaniepokojenia? Przerażenia? Zaskoczyło mnie to, ale nic nie powiedziałem. Wilczyca była nowa, niewątpliwie kryła wiele tajemnic... Może ma jakąś fobię? Albo... sam nie wiem co...
– Znasz już Kaylay? – zapytałem Uzdrowicielkę, podając jej pozbierane chwilę wcześniej opatrunki. Nowa członkini watahy siedziała przy ścianie, tuż przy polu siłowym i oglądała szalejącą pogodę.
– Nie. Pierwszy raz ją widzę – odparła Elan, przyglądając się uważnie ciemnej waderze. Ta, czując, że jest obserwowana, odwróciła głowę i zaszczyciła moją zieloną towarzyszkę chłodnym spojrzeniem. Zaraz potem wróciła do przerwanego zajęcia.
– Mnie również miło poznać – burknęła cicho Uzdrowicielka. – Swoją drogą, widziałeś już kiedyś takie coś? – Wskazała łapą wyjście z groty.
– Nigdy. Niepokoi mnie ta pogoda. Jest taka... nienaturalna.
– Myślisz, że to... sprawka Kiby? – Elan mocno ściszyła głos.
– Nie wiem – odpowiedziałem również szeptem. – Ale to bardzo prawdopodobne...
<Kaylay?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz