W ten właśnie sposób wylądowałem w tundrze, jednak nadal z pustym żołądkiem. Rozłożyłem skrzydła i próbowałem przeczesać cały teren tundry, lecąc kilka metrów nad koronami drzew. Poszukiwania w niczym nie pomogły, więc ostatecznie zrezygnowałem. Wylądowałem nad jeziorem żeby trochę odpocząć.
Chodziłem bez celu po okolicy. Zjadłem po drodze kilka jagód, ale nadal byłem głodny. Rozważałem, czy nie lepiej byłoby po prostu wrócić do jaskini i się wyspać, ewentualnie wyruszyć na polowanie wieczorem.
Właśnie wtedy zobaczyłem kątem oka, pomiędzy drzewami, małą sarnę. Zauważyłem, że utykała na jedno kopyto, co ją bardzo spowalniało. Wspaniale. Nareszcie mogę coś zjeść.
Zacząłem się czołgać po trawie, próbując poruszać się najciszej, jak tylko byłem w stanie. Byłem już niedaleko.
Właśnie miałem skoczyć na ofiarę, kiedy cisza została przerwana szelestem dochodzącym z mojej lewej. Czyli nie jestem tu sam. Podniosłem łeb i zobaczyłem innego wilka.
Sarna oddaliła się, wykonując dziwne podskoki. Myślałem, że utykała, ale teraz poruszała się sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Wstałem i ruszyłem za nią, ale była zbyt szybka. Zrezygnowałem z pościgu i wróciłem tam, skąd zacząłem ją gonić. Stała tam szara wilczyca z niebieskimi skrzydłami.
- Spłoszyłaś moje śniadanie - westchnąłem.
- Było moje - mruknęła nieznajoma - Zobaczyłam je pierwsza.
- Tak w ogóle to kim ty jesteś?
<Luna?>
Lily, takie małe pytanko: jesteś pewna, że sarny występują w tajdze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz